• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Harpagan 30, w przepięknych jesiennych barwach

19 października 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Dojazd

Bezpieczny dojazd zawdzięczać możemy koledze Piotrowi, który zaproponował wyjazd tego samego dnia co start, o wczesnych godzinach rannych. Z Trójmiasta wyruszyliśmy więc ok.3.30 z małymi przygodami, ale do celu dotarliśmy spokojnie ze sporym zapasem czasu. Do Rytla dotarliśmy przed godz.6, dzięki czemu swobodnie mogliśmy uzupełnić wszystkie powinności i rozgrzać się nieco przed startem.

Start

Miejsce startu położone było nieco dalej niż punkt wydawania numerów startowych i wszystkich innych gadżetów z tym związanych. Już na samym starcie, byliśmy zmuszeni pogodzić się z jedną porażką. Darek zapomniał zabrać z samochodu swojej karty startowej, a klucze do auta miał Piotr, który niestety nie startował z nami w parze ;-( Tak więc Darek, jadący ze mną w parze już od samego początku musiał pogodzić się z faktem, iż nie będzie klasyfikowany ;-/



Wybiła godz.6.30, a wraz z nią zaczęły upływać pierwsze sekundy naszego cennego czasu. Wraz z Darkiem postanowiliśmy ruszyć na północ, zaliczając jak najwięcej wysoko notowanych punktów kontrolnych, i tak pierwszym naszym celem stał się PK12. Żeby do niego trafić, specjalnie dużej filozofii nie było, tym bardziej, iż część tej trasy poznaliśmy niespełna godzinę wcześniej, gdy do Rytla na skróty z Kościerzyny jechaliśmy samochodem. Trzymając dość wysoką prędkość, pozwoliliśmy sobie wyprzedzić część towarzystwa, tak by przy punkcie kontrolnym nie przepychać się łokciami w tłumie. Tuż za drugim mostem we wsi Mylof odbiliśmy w lewo do Kolonii, a stamtąd popędziliśmy nieco na azymut. Początkowo drogą polną, później nieco wąską przecinką pomiędzy drzewami dotarliśmy do pierwszego naszego PK, zdobywając pierwsze 4 punkty ;-)



Z 12-tki podążyliśmy w kierunku PK16 i tu zaczęły się pierwsze problemy z mapą. Punkt 16 położony był na skraju lasu tuż za pastwiskami, które przecinały liczne kanały, coś podobnego jak na Żuławach. Żeby tam dojechać, postanowiliśmy wbić się na szosę relacji Chojnice - Brusy i lekko naokoło omijając odcinki piaszczyste dotrzeć do celu. Tu zaczęło powoli świecić słońce, powietrze stawało się coraz cieplejsze, a wraz z nim unosiły się wszelkie wiejskie zapachy. Całkiem przyjemnie jechało się w ostrej woni krowich placków; oczy same stawały dęba. W końcu zawsze to lepsze niż smród blachosmrodów, które mamy na co dzień, przemierzając trójmiejskie drogi. Za wsią Kunice, jadąc na przełaj przez wysoką trawę, nagle naszym oczom ukazał się dość szeroki kanał, którego w ogóle się nie spodziewaliśmy. Wg mapy miały być tylko trzy większe kanały, przez które przechodziły mostki. Reszta kanałów nie widocznych na mapie nie przekraczała metra i była "do przeskoczenia". Ten napotkany, niestety był o wiele szerszy, a niezbyt uśmiechało nam się kąpać w kaczeńcu od samego rana. "I co teraz ?" padło pytanie. Na horyzoncie już prawie widać cel, a tu nagle trzeba się wracać ;-( No cóż takie już uroki rajdów na orientację "raz na wozie raz pod nim", tak sobie to tłumacząc, próbowałem wykaraskać się z tego źle obranego kierunku. Lecz myśl jak najszybszego dotarcia do celu nie dawała nam spokoju, a tym samym nie pozwalała racjonalnie przemyśleć prawidłowego opracowania trasy. Obierając inne rozwiązanie znowu napotkaliśmy na kolejny kanał i drewniany płot obwinięty pastuchem. Grrrr... "... i masz Ci babo placek". Stwierdziłem, że mam już dosyć szukania coraz to lepszego rozwiązania, bo jak nie kanał, to pastuch stoi nam na przeszkodzie, a rowery i tak totalnie uwalone już w gnoju ;-( Nie myśląc specjalnie, wziąłem delikatnie, uniosłem rower, tak by nie zahaczyć o drut pod napięciem i pomalutku przeszedłem na drugą stronę. Darek z kolei chyba wstał tego dnia lewą nogą, bo chwycił rower zbytnio się nie zastanawiając i niczym Arnold Schwarzenneger rzucił nim w siną dal. Rzut ten był owszem, wysoko nad pastuchem, lecz jego skutki marne ;-( Krzywa felga, już na dzień dobry ? A do pokonania jeszcze masa kilometrów. Punkt 16 w końcu osiągnęliśmy, wyszło nam to znacznie gorzej niż wcześniej PK12, ale zaliczyliśmy ;-)



Za PK16 wskoczyliśmy na szosę, którą pognaliśmy do Brus, a stamtąd w na północ w kierunku Kościerzyny i wsi Raduń oraz niedaleko położonego PK20. Trzeba było odrobić straty, lecz jazda pod wiatr wcale nie była przyjemna. Ponad 18 km monotonnej jazdy asfaltem trochę soków z nas wyssała. Na szczęście 20 punkt kontrolny znajdował się niedaleko miejsca, które dobrze znałem z wcześniejszych obozów sportowych. To tu praktycznie co roku mam okazję bywać w pięknie położonym Ośrodku Sportowym Gdańskiego AWF nad Jeziorem Brzeźno. PK20, położony był niespełna 2 km na północ od tego miejsca i żadna nawet najmniejsza ścieżynka nie mogła być mi obca w tym rejonie, dlatego też dotarliśmy tam bez jakiegokolwiek problemu. Na 20-tce, postanowiliśmy nieco zregenerować siły (dzięki Darku za przepyszne bułeczki, o których ja niestety nie pomyślałem).

Z 20-tki, część ludzi próbowała pchać się górą przedzierając się piaszczystymi drogami w kierunku Jeziora Wdzydzkiego, my zaś znając dobrze teren odbiliśmy w kierunku Wiela, by drogami utwardzonymi wydostać się na asfalt. Z Wiela odbiliśmy na Górki i pobliski PK8, położony tuż za zaoranym polem ;-)



Powyższe punkty kontrolne pomimo dość ciekawych doznań szczególnie na PK16 zaliczyliśmy dość sprawnie. Prawdziwy "Sajgon" zaczął się wraz z poszukiwaniami PK14, który położony był pomiędzy Kanałem Wdy a rzeką główną. Tu puściły mi na dobre nerwy, a w akcie desperacji miałem przedziwne pomysły ;-/ Początek opracowanej trasy z 8-tki do 14-ki był całkiem niezły. Dostaliśmy się na jeden z mostów po czym skierowaliśmy się polną drogą do Podrąbicina. Niestety po drodze było tyle różnych rozjazdów, że straciliśmy orientację i przez omyłkę dostaliśmy się Bąka. Tu zamiast wziąć pod uwagę bezpośredni drogowskaz na Miedzno (ale i kolejną piaszczystą drogę), zacząłem kombinować szukając lepszego rozwiązania. No i przekombinowałem ;-( Na początku "wszystko szło jak po maśle", jedna przecinka, druga, zjazd, podjazd, tory kolejowe, a następnie miał być mostek i nasz wymarzony PK14. Tyle, że mostek był jedynie na mapie, a w terenie "ani widu ani słychu". Przeszukaliśmy ponad 2 km linii brzegowej i jak nie było, tak w mordę jeża go nie było! Byłem wkurzony na maxa, bo zamiast nadrobić trochę czasu, wszystko się pochrzaniło! W akcie desperacji, chciałem już wziąć rower na grzbiet i wpław przedostać się na drugą stronę Kanału Wdy, lecz Darek wybił mi to z głowy. W miejscu gdzie miał być niby mostek, było w miarę płytko, czego doświadczył jeden z innych uczestników Harpagana, dzieląc się z nami tą informacją: "Panowie, Wy jesteście troszkę wyżsi ode mnie, to może Wam się uda przejść...", "Ja też szukam tego mostku, ale cholera, znaleźć go mnie mogę...", "Wszedłem do wody po szyję, ale dalej? Ja nie struś, za głęboko". Dobrze w sumie, że nie przyszło nam testować, bo chyba nie zdychałbym teraz z przeziębienia, a z zapalenia płuc. Skoro cholernego mostku nie znaleźliśmy zmuszeni byliśmy cofnąć się przez tą gęstwinę trawy i wysokich krzaków do torów kolejowych, którymi to przedostaliśmy się przez kanał na drugą stronę i odnaleźliśmy w końcu drogę do PK14. To nic, że straciliśmy prawie 2 godziny, drepcząc praktycznie w miejscu jak "maliniaki na wczasach". Jak dojechaliśmy do 14-ki, miałem ochotę zakończyć rajd i wrócić do bazy. Położyłem się więc na trawce jak ta lala chcąc poopalać się w cieniu, a mapą podetrzeć sobie zadek (tp wynikało z totalnego załamania). Darek spoglądając na mnie i na czas, nie dał jednak mi możliwości poddania się i pomimo świadomości beznadziejnego końcowego wyniku zarządził wyjazd na kolejny punkt kontrolny.



Tak więc z pechowej 14-tki uderzyliśmy na notowany za 5 punktów PK18. Na szczęście na tym odcinku ani piasków, ani mostków nie było, a jedynie dobrze utwardzona leśna droga, dzięki której dość szybko dojechaliśmy do celu. Z powrotem wiedząc, że i tak nie mamy szans zaliczyć tyle punktów, ile chcieliśmy zaczęliśmy wybierać te najwyżej punktowane, dlatego też zamiast na wcześniej planowaną 3-kę skierowaliśmy się ku PK6. Tu, po drodze doznałem małego kryzysu, stąd byłem zmuszony nieco zmniejszyć tempo. Od miejscowości Wojtal, szosą przez Odry i Gotelp, pomimo wiatru w plecy prędkość jazdy nie przekraczała 27 km/h. Za wsią Przyjaźnia odbiliśmy w drogę piaszczystą, na widok której wszystkiego już mi się odechciewało, a od dźwięku chrupiącego piasku w ogniwach łańcucha robiło mi się po prostu niedobrze! Zacząłem się zastanawiać, czy startujemy w rajdzie rowerowym na orientację, czy może pieszym siłowym, z rowerem na plecach ??? Mówiłem sobie, że jak tak będą wyglądały kolejne edycje, to był to mój ostatni start, ale w końcu jesteśmy kowalami własnego losu i sami wybieramy takie drogi. Widocznie tego dnia nie miałem szczęścia ;-/ Po przebrnięciu przez kolejną pustynię dotarliśmy do PK6.



Czasu było mało, słońce też powoli zaczęło zachodzić, ale na zakończenie chcieliśmy jeszcze zaliczyć przynajmniej 3 lub 4 punkty kontrolne. Na naszej trasie znajdowały się PK 19, 13, 11 i 2. Mieliśmy nadzieję, że wyrobimy się na styk, niestety los chciał chyba nieco inaczej. Od PK6 do PK19, droga przypominała przeprawę przez Saharę, a przy szarpanej jeździe 6km/h, lepiej wychodził marsz z rowerem obok. Na szczęście to tylko niespełna kilometr, ...tak, tylko cholerny kilometr piachem ;-/ Tu moja psycha zryta już była na maxa. Do PK19 wesoło się nie jechało. Gadać się nie chciało. Zmęczenie dawało już nieźle o sobie znać, a nade wszystko jeszcze gleba i jakby nie było prosto w "bardzo przeze mnie kochany piach". Teraz piach był nie tylko w ogniwach łańcucha, ale i pomiędzy moimi zębami ;-/ Nade wszystko odezwało się kontuzjowane wcześniej kolano, w brzuchu zaczęły kiszki marsza grać, po prostu wszystko na raz jak w czeskim filmie. W końcu jakoś resztkami sił dojechałem do pięknie położonej, za piaszczystą skarpą 19-tki ;-///



Z 19-tki ruszyliśmy ku pechowej 13-tce. Pechowej podobnie jak 14, czy 16. Tyle, ze tym razem nie błądziliśmy w poszukiwaniu mostka, ani nie wędrowaliśmy z rowerami na plecach przez piaski, a mieliśmy postój techniczny. Na zakończenie, kiedy czasu naprawdę było jak na lekarstwo pękła mi linka od przedniej przerzutki. I w momencie gdy trzeba było naprawdę się spieszyć, rower odmówił mi posłuszeństwa ;-( W rezultacie do PK13 nie dojechaliśmy, bo w tym czasie musiałem rozpiąć łańcuch i przełożyć go na blat, unieruchamiając jednocześnie przednią przerzutkę. Gdy udało mi się już przerobić mojego górala na wyścigówkę, stwierdziliśmy, że mamy zbyt mało czasu, by dotrzeć do punktów, które wcześniej sobie założyliśmy. Dlatego też pędząc ile sił w nogach początkowo 8 km do Czerska a później kolejne 17-cie, grzaliśmy do mety. Jadąc już po ciemku, totalnie wykończony, czułem się jak w transie. Co jakiś czas wymienialiśmy się robiąc jeden drugiemu tunel powietrzny, dzięki czemu w miarę sprawnie dotarliśmy do mety, ale co z tego jak z 3 minutowym poślizgiem za co zostaliśmy ukarani 3 punktami ;-(



Wrażenia z rajdu

Na pewno niezbyt wesołe. Pomimo dość dobrej orientacji w terenie, tym razem poszło mi naprawdę beznadziejnie. Nie wiem co się stało, tak jak zwykle na rajdach organizowanych przez naszą grupę bywa, iż z mapą radzę sobie bardzo dobrze, tak tym razem byłem bezsilny. Udawało mi się odnaleźć cel, ale drogi pozostawiały wiele do życzenia. Te główne były zgodne z mapą, lecz te inne nie koniecznie, nieraz poprzecinane polami uprawnymi, pastwiskami. Mosty: niektóre przybyły, inne chyba ukradli (jak to już bywa w naszym kochanym kraju). No cóż, albo miałem zły dzień, albo opracowałem złą technikę ???? Niestety ze względu na zbyt wiele dróg piaszczystych, ta edycja wyjątkowo nie przypadła mi do gustu. Bory Tucholskie są naprawdę piękne, ale od tej strony ich jeszcze nie znałem. Dobrze, że w miarę możliwości dojechałem do celu i to wszystko. O wyniku wspominać nie będę, bo szkoda słów.

PS. Darku dziękuję za wsparcie, w szczególności psychiczne! Bez Twojego towarzystwa, zapewne sam przez te cholerne piachy bym nie przebrnął. Dziękuję za te kilka słów otuchy, które postawiły mnie na nogi !

Na 30 edycji Harpagana, Grupę Rowerową Trójmiasto reprezentował duet:
Krzysztof "Frans" Kochanowicz & Dariusz "Dropi" Zieliński



Z wyniku końcowego nie jesteśmy zadowoleni, bo nie ma czym tu się chwalić! To że zrobiliśmy 159 km to dla nas żaden rewelacyjny wynik. Zaliczyliśmy jedynie 8 punktów kontrolnych, lecz nie można tego zaliczyć nawet do niezłego wyniku, a co dopiero do dobrego. Taki dystans w końcu robimy prawie co weekend bez większego wysiłku. A 8 PK, dało wagowo tylko 30 punktów (minus trzy karne na mecie, czyli 27) ;-/ Totalny niewypał ...

Opinie (22) ponad 20 zablokowanych

  • hmmm

    Jakiś mi niesmak pozostał. Ale przygoda była przednia. Niby się nie jeździ dla wyników, ale po zobaczeniu ich w necie człowiek dostał lekkiego doła. Teraz zmieniły się moje preferencje co do jazdy na rowerku i nie pojadę już na rowerowego harpagana. Może kiedyś spróbuję pieszego, skoro zmieniło się na lepsze.... hmmmm

    • 0 0

  • @ Manio

    Na H24 mnie nie było ( ale wiele opowieści słyszałem ;) ), ale od H25 startowałem na każdym harpie i organizacyjnie sie od tamtego czasu zmieniło bardzo wiele. Na plus oczywiście. A obie tegoroczne edycje były już przygotowane w pełni profesjonalnie.

    • 0 0

  • Harpagany muszą odejść!

    Ja od 24 harpagana bojkotuję po całości. Jechaliśmy sobie w trójkę, ramię w ramię, ja trzymałem karty, kumpel wyciągał je ode mnie z plecaka, podbijaliśmy, jechaliśmy dalej... no i wyniki... 3 ZUPEŁNIE INNE WYNIKI!!! Kumpel 3ci, drugi 16 ja 18ty, no kurde coś nie tak. Piszemy dowołanie... i łaskawie dodano mi jeden punkt :-/ No litości...
    I odtąd nie lubię tej imprezy.

    • 0 0

  • Anonimy

    to c**** i kropka.

    • 0 0

  • ja krzysku ze sprawdzaniem się chyba zaczekam aż będę w stanie Cie dogonić na ścieżce rowerowej na hallera by powiedzieć cześć, bo jak na razie to nie jestemn w stanie zmniejszyć dystansu a cisnąłem ile sił ;P

    a na zwykłe rajdy - niestety ale teraz mam szkołę co tydzień, bo oprócz uczenia się zacząłem uczyć innych - muszę sobie jeździć w tygodniu.

    • 0 0

  • do Andrzeja (anpi)

    oczywiscie slowo "wplaw" powinno byc w tym kontekscie rozumiane jako "przejscie", a nie "przeplyniecie". troche precyzyjniej opisalem to w relacji na rowery.gda.pl

    miejsce na pewno sie zgadza. niestety nie mam przy sobie mapy ale pamietam, ze jechalem do tego punktu z PK najbardziej oddalonego na polnoc-wschod. wiodla tam prosta przecinka wychodzaca idealnie na wspomniany mostek z ktorego pozostal tylko fragment.

    • 0 0

  • Poza tym...

    Opinie anonimowe powinno się w ogóle kasować, nie zważając na to czy są pozytywne i negatywne.
    ps. Grisza, wczoraj TJ na moją prośbę usuną 2 takie posty, gdyż po prostu były chamskie i obraźliwe, a sami w końcu powiedzieliśmy sobie, że takich tu tolerować nie będziemy.

    Pozdrawiam
    ps. Już niedługo organizujemy mały sprawdzian, czyli dość wymagający rajd jednym ze szlaków trójmiejskich, serdecznie zapraszamy szczególnie administratorów portalu, którzy dawno u nas nie byli ;-)

    • 0 0

  • ??? akurat spod tego raczej nic nie zniknęło, a mam ostatnio kupe roboty z moderacją, bo sią jakies trolle zalęgły na ogólnym....

    • 0 0

  • ciekaw jestem po co jest możliwość komentowania artykułów skoro niektóre opinie sa wycinane? a podobno mamy wolność słowa, a tutaj widzę znikające wpisy

    • 0 0

  • Rzeczka przy PK14 cd

    Cos mi w relacji Scoota nie pasuje. Pokonanie wpław przy głebokości powyżej 140 cm ?
    To chyba musiało być gdzie indziej. Kanał wdy w tym miejscu ma raczej stałą głębokość i szerokośc.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum