• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rajd Przygodowy Gringo; 17.09.2005

Tomasz Szot (TJ)
7 października 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
W stołówce jeszcze pustawo: tylko Adamy z Gringo przygotowywały papiery potrzebne do rejestracji uczestników, a na 21-wszą zaplanowano odprawę dla przybyłych w tym dniu. Chwilę tę wykorzystałem rozlokowując się w pokoju, mieszając napoje na dzień następny i podgryzając zimnym spaghetti. Odebrałem także numerek startowy (1) i dodatki. Tutaj dygresja: chyba zarówno uczestników jak i (przede wszystkim) organizatorów zaskoczyła frekwencja - choć przez długi czas byłem jedynym zgłoszonym, to im bliżej terminu tym więcej zespołów się decydowało. W rezultacie dało to 92 osoby osób a zespołów (regulamin dopuszczał start indywidualny): 42 w kategorii męskiej oraz 10 mix-ów. Jak na pierwszą edycję imprezy, firmowanej przez nieznaną na tym polu organizację (Biuro Podróży GRINGO) - wyglądało to na duży kredyt zaufania. Z braku partnera - Jankesa, który wybrał urlopową eksplorację dalekiego Spitsbergenu zamiast wspierać lokalne imprezy - zdecydowałem na start w pojedynkę.

Start w sobotę wyznaczono na ludzką godzinę, czyli 8.00 (pierwsza grupa) oraz 8.30 (druga grupa). Kto chciał - zdążył dojechać rano z bliższych miast, a goście "z Polski" w większości przybyli już w piątek. Sporo znanych twarzy - parę słów zamieniłem z Andrzejem Chorabem (wiadomo, że bedzie w czołówce, Team Akord), mignęła mi grupka z napieraj.pl (Kshysiek, Piotr, Drewniak - tez mający chrapkę na podium) oraz Kazig, czyli Adam Kaiser (mocny biegacz, drugi z Akordów). Z orientalistów-amatorów pojawił się Jarek Mydlarski (domena - rower), a orientalistów-profesjonalistów - jeżeli można takie pojęcie ułożyć - Karol Kalsztein (organizator Harpagana) w parze z Klaudią - kandydatką na kadrę MTBO.



Rano Ośrodek tonął w mgle, było chłodnawo, jednakże już kilkadziesiąt metrów w pionie wyżej - zaczynało grzać słońce. Przed startem zrobiłem rozgrzewkowe 5 km, krótki pampers, bluza z długimi rękawami i ortalion były "na styk", ale zapowiadało się cieplej.

Start, etap rowerowy - 45 km

Mapy do mapników, błogosławieństwo Organizatora, tasiemka leci w dół i jedziemy. Do pierwszego punktu płasko, szeroko, po drodze może z 2 szanse na wybór drogi. 3,5 km mija raz-dwa. Nie lubię "pociągów" i kolejek na trasie, jak również czekania do kasownika, więc ten pierwszy odcinek pokonuję szybko. Na PK1 melduję sie pierwszy. Karta idzie w ruch i już jadę w kierunku następnego. Wcześniej zauważam, że dotychczasowa droga nad brzegiem Jez. Ostrzyckiego nie jest dalej na mapie zbyt wyraźnie zaznaczona, więc wybieram pewniejszy wariant góra-dół przez wzniesienie Ostrzyce, na czym (jak się okazuje 1,5 km dalej) tracę kilka miejsc, bo droga jednak była w porządku. Na asfalcie do Czapielskiego Młyna (niespodzianka - asfalt jest świeżo położony) mijam jedną osobę, a razem z dwójką innych podążamy już wolniejszym tempem (cirka 25 km/h) do miejscowości Przewóz. Tam moi towarzysze wybierają inną drogę, ja dosć szybko się reflektuję i wybieram wariant oczywisty i szybki - czyli szutrówkę na Sznurki. Zjeżdżając do brzegu Jez. Raduńskiego mijają mnie wracające z kilkadziesiąt metrów dalej zawieszonego PK2 dwa Acordy, czyli Andrzej i Kazig. Uff - nie jest źle, myślę. Pewnie są pierwsi więc nieco nadrobiłem. Kasownik w ruch i powrót na szutrówkę. Po mniej więcej 1 km dochodzę poprzedników. Zaczyna się fajny asfalt, zielona tabliczka informuje, że do nastepnej miejscowości jest 2 km. "Wyłączam" myślenie i cieszę się szybką jazdą asfaltem. Taaa... Czy ktoś wspomniał, że to już jest rajd? Czy przejażdżka pod Trójmiastem? Koszmarny błąd, który kosztuje mnie jakies (w sumie) 10 min straty (Kaziga również), czytaj - przy tej prędkości przejechaliśmy punkt o dobre 2,5 km. Andrzej zorientował się nieco wcześniej, ale i tak nadrobił. Wstyd. Zawrotka 180 stopni i do PK3. Krowa na polu łaskawie łypie okiem, gdy przebiegamy przez mokrą łakę do drzewa z kasownikiem. Jeżeli ktoś nie lubi trochę wilgotno w butach - ma pecha.

Kazig odjeżdża szybko i znika. Na rozdrożu asfaltowym przed Chmielonkiem mijam zespół wpatrzony mapę. A tymczasem nie ma co się zastanawiać, na wprost - jezioro, na prawo i lewo drogi, wybór słaby :) Trasa zaznaczona przeze mnie markerem po mapie szybko ucieka. W Zaworach jadę bardzo wolno, wybieram uliczki, jak się okazuje - dobrze. Jeszcze tylko ostry podjazd, kawałek po płaskim i PK 4, którego kasownik znajduje się na tyczce wetkniętej 1.5 m od brzegu bajorka. Dalej do Kosów droga mija szybko. W centrum wioski zamiast w prawo skręcam w lewo ale po kilkuset metrach (gdy droga zaczyna zjeżdżac w dół) reflektuję sie i cofam do skrzyżowania (3 min w plecy). Tym razem nie kasownik, a data na kapliczce stanowi zaliczenie PK5.



Zadanie specjalne 1

Serpentyna w lesie wiedzie prosto do asfaltu prowadzącego do Smętowa. Przy sklepie należy tylko odbić w lewo i jadąc wzdłuż krawędzi lasu, trawiastą i trochę zalesioną dolinką trafić do opuszczonego domu. Chyba musiałem znowu trochę nadrobić, bo spotykam Kazika, który kończy strzelanie. Niby puszka wisi niedaleko, rewolwer jednak ciąży i pierwsze... pudło. Z jednej ręki naciskać spust i celować - niedobrze. Łapię oburącz i stabilnie ... pyk.. cisza. Hm.. pudło? Dałbym głowę uciąć, że namierzyłem środek i bez poruszenia przy strzale. Aaaaa... niewypał. Jeszcze raz... to samo ;) Coś miałem pecha. Jako bonus za moje zszargane nerwy ;)) i że akurat się zaciął sprzęt - dostaję bonusowe zaliczenie. Teraz szybko za Kazigiem. Łapię go po... 300 metrach na kamienistym podjeździe w lesie gdzie złapał kapcia. Jako, że coś ma nie tak z łatkami zostawiam mu klej i swoją łatkę w rezerwie. Ja wiozę zapasową dętkę, więc powinna wystarczyć. Odjeżdżając mowi, że zaraz mnie dogoni... Jak się okaże potem - miał rację, choć prosta naprawa na skutek "snake'a" przeciągnęła mu się do trzech kwadransów. Pech. Kolejny punkt kontrolny to mostek w Goręczynie, który bedzie potem końcem etapu kajakowego. Rowerowy PK6 jest... pod mostkiem. Kasownik w ruch.



Przez Koszowatkę i Ostrzyce-Wybudowanie strasznymi zygzakami (trzeba było wybrać prostszy dojazd asfaltem, a ja niepotrzebnie straciłem jakieś 5 minut wybierając drogi polne) ląduję na Górze Kolańska Huta. Tutaj przede mną z punktu wraca kilka osób. Mijam go na rozwidleniu dróg z niewłaściwej strony ;)) (jakieś 7 metrów) i robię pętelkę - kolejne 5 minut "w plecy" na nawigacji. To zaliczam raczej jako pech. Z przeciwnej strony pojawia się Jarek Mydlarski, który startował w drugiej grupie, a zatem ma już do mnie nadrobione 30 minut. No, ale Jarkowi "noga podaje" więc rozumiem ;) Tutaj też spotykam Karola. Zjazd najkrótszą drogą na zachód bądź południowy zachód do asfaltu, by jak najszybciej dostać się na ZS2. Trochę przebijając się po bezdrożu, trochę po drodze ląduję w Ośrodku Wieżyca, skąd dalej droga łatwa.



Zadanie specjalne 2

Miał być most linowy na ok 0,5 km przed metą. Za głowę zachodziłem, gdzie tam miejsce na most ;) Tymczasem był bardzo symboliczny, na dobrą sprawę skoczek w dal by sobie poradził bez mostu, gdyby nie krzaki ;) Za plus należy uznać bardzo dobre napięcie. Ktoś przede mną - ktoś za mną. Niby 45 kilometrów roweru minęło, a na trasie nie jest się samotnym.



Etap kajakowy - 8,5 km

Parę przekręceń kółkami i przepak w bazie (przepak dla niezorientowanych to takie miejsce przygotowane i dozorowane przez organizatora imprezy, gdzie można swoje niepotrzebne rzeczy zostawić, wziąć wcześniej przygotowane inne i ruszyć dalej). Rower - zostaje, kask - zostaje, spodenki z pampersem też zostają. Rękawiczki będą potrzebne do wiosłowania. Zmiana butów z spd na biegowe. Parę łyków picia, dwa batony do żołądka, kilka innych do camelbacka. Razem z kimś z obsługi znosimy kajak kilkadziesiąt metrów niżej na wodę. Słońce pięknie przygrzewa, nie ma śladu po ulewnym dzień wcześniej deszczu. Tnąc wodę podziwiam znane co prawda, ale przepiękne widoki rozciągające się z tafli jeziora: zalesione brzegi i wzgórza, ośrodki przycupnięte co kawałek. W oddali wygląda wieża widokowa na Wieżycy. Chyba całkiem nienajgorzej idzie mi w pojedynkę na tej turystycznej dwójce ;) przestaję kilka razy wiosłować w celu uzupełnienia płynów. Z tyłu powoli zbliża się jakiś kajak. Wiosłuję spokojnie, aczkolwiek z zaangażowaniem swoje. Nawigacja na tym etapie jest prosta: nalezy mniej więcej w połowie Jeziora Ostrzyckiego wpłynąć na Radunię. Ale zanim tam dopływam zza moich pleców rozlega się głos: "Napieraj.pl pozdrawia Rowerowe Trójmiasto" :) To oczywiście Drewniak z Piotrem. Zamieniamy parę słów i płyną dalej. Przy wypływie czeka mnie pierwsza przenoska, tzn. raczej przeciągnięcie kilkanaście metrów i  spuszczenie kajaka z powrotem na wode po wybetonowanym brzegu. Bez sensacji, woda przyjemnie chłodzi stopy, wsiadam i wiosłuję dalej. Radunia wije się malowniczo, w pewnym miejscu słyszę szum ;) i przede mną pojawia sie kaskada. Hęęę..??? Myśl pierwsza: mam po tym spłynąć czy zejść? Myśl druga: czy nie jest za płytko te kilka długich schodów na cała szerokość rzeczki? Myśl trzecia: czy ja dobrze wpłynąłem (wiem, że o pomyłce mowy być nie może, ale takie sprawy człowiekowi przelatują po głowie), a jezeli wpłynąłem źle to jak wrócę? Na wszelki wypadek nie przestaję wiosłować i równo kajakiem spływam "po schodkach" ;) Dnem nie szurnąłem, gleby nie było (potem okazało się, że w tym miejscu niektóre zespoły wpadły w popłoch i widocznie nie wyrównały kajaka, bo zdarzyły sie wywrotki). Super atrakcja! Jeszcze kawałek zygzakami i wypływ na spokojne Jezioro Trzebno. Na drugim jego końcu widzę załogę napieraj.pl oraz jeszcze jedną, które kończą to jeziorko. Pogoda rozleniwia: ciepły dzień, zupełnie jak nie w połowie września. Po 1,5 kilometra i kolejnej przenosce (tym razem trawiastej) - ląduję na końcu tego etapu.



Zadanie specjalne 3

Rzut oka na kogoś, wykonującego przede mną zadanie pozwala stwierdzić, ze suche cztery litery po tym zadaniu to marzenie nieosiągalne. Zostawiam na sobie tylko spodenki z lycry, na górę - kapok. Dętka jest świetnie napompowana. Wejście do wody... aaale przyjemnie! ;) Dętka pod klatę, jedną ręką za dętkę, nogi ruch jak do kraula, jedna z rąk tez jak do kraula i płyniemy. Zabawa świetna. Jak to dobrze, że nie ma takiej paskudnej pogody, co dzień wcześniej! mniej więcej 80 metrów mija raz-dwa. Pozostawiam kilka drobiazgów (tutaj jest depozyt - organizator zapewnia zwiezienie pozostawionych rzeczy do bazy), w międzyczasie widzę jakąś załogę, która wjeżdża na mostek rowerami - oni mają przed sobą jeszcze dojazd do bazy i etap kajakowy. Gdy się ubieram, zadanie specjalne wykonuje Kshysiek (singlowy napieraj.pl). Idzie mu dobrze. Wygląda ma bardzo skupionego ;)

Etap pieszy - 20 km

Na etap pieszy Kshysiek wyrusza chwilę przede mną wolnym biegiem, ale podąża asfaltem na zachód. Zerkam na mapę i obieram kierunek południowy (azymut na Rąty) wbiegając na pierwszą za mostkiem drogę, grunt, że z kierunkiem się zgadza ;P Kawałek po polu, lasem i znowu pole. Przede mną z prawej wybiega ... Kshysiek. Nie widzi mnie, w kazdym razie biegnę jakieś 100m za nim. Przy zbiegu do Rątów wybieramy różne warianty. Mięśnie pleców coś mam mocno spięte po kajaku, w każdym razie bieganie wyjątkowo idzie jak po grudzie i nie sprawia przyjemności. W wiosce na rozdrożu spotykam team, który dołącza do mnie. Gdybyśmy byli w mieście, na pewno ktoś by pomyślał, że złodzieje ;) Nie dość, że dziwnie poubierani to jeszcze biegną. ;)) Po chwili napotykamy Kshyśka, który wraca się, bo pogonił za daleko (a stało w opisie jak byk - krzyż przydrożny ;). Spisujemy datę, Kshysiek żwawszym tempem oddala się, ja nieco wolniej, a dotychczasowi współtowarzysze na tym odcinku przechodzą w marsz.



Zadanie specjalne 4

Skrótem przez łąkę, skok przez rów, 150 metrów po torach i jestem już przy moście, na który właśnie wspina się Klaudia, a Karol dopinguje z dołu. Prosta rzecz, kilka pętli i do góry, należy dotknąć krawędzi mostku. Wszystko OK, ale na ostatniej pętli mam problem, gdyż chyba za krótki jestem a na samej linie do wpinaczki nie dam rady wspiąc się na rękach. Brakuje 10-12 cm. Schodzę i proszę o niezaliczenie zadania (dopiero na mecie okaże się, że zadanie jednak zostało mi uznane przez obsługę). Psycha padła mi znacznie, perspektywa 30 minut karnych odebrała sporo zapału. No ale czas dalej się przemieszczać.



Odcinek specjalny 1

Ten odcinek to nic innego jak rów, gdzieniegdzie ponoć mokry, ciągnący się (wg oznaczenia na mapie) na długości ok. 800 m. Na nim (tzn. obok, albo w nim) stać mają 3 punkty kontrolne. Należy tylko dobrze najśc na początek a potem - jak po sznurku. Do początku rowu trafiam bezproblemowo, licząc metry "pi razy drzwi" :) i zerkając na kompas, choć ścieżki tu raczej się nie zgadzają. Kawałek chcę ścinać po miękkim mchu, który okazuje się jednak sprężynującym bagnem. I choć chodzenie po bagnach wciąga ;P - ja nie ryzykuję i cofam się (w mokrych już butach).



Sam OS to przyjemność. Jeden punkt kontrolny prawie na samym początku, drugi w połowie pod mostkiem, trzeci na końcu OS-u. Pozostały jeszcze tylko dwa PK i baza. Droga okrążająca Górę Gęsią też nijak ma się do rzeczywistości. Wg mapy powinna iść na południowy zachód, a idzie na południe. Tak czy inaczej spory kawałek dalej wyraźnie kieruje się na zachód i to już jest okay. Kasownik na rozdrożu idzie w ruch. Las się kończy, podążam ku bajorkom zaznaczonym na mapie. Po drodze źle oceniam odległość i obchodzę niepotrzebnie (3 min w plecy) bliższe, zdecydowanie mniejsze bajorka. Przy okazji pogoda zmienia się nieco - słońce nie grzeje już, a chłodnawy wiaterek zmusza do szybszego marszu. Ostatni PK jest 1,5 metra w stawie (dość sporym, czego ja szukałem wcześniej w tych bajorach o średnicy 15 metrów to ja nie wiem ;) Krok do wody, kasownik wybija swoimi igłami kombinację na karcie... i do bazy!

Meta

Z Kłobuczyna (ostatni punkt kontrolny) na północ do Potułów jest prosto. Potem... drogi na mapie prowadzą zygzakami. "Zagęszczam" ruchy. Pomylić się już nie ma gdzie, tylko patrzeć by szybciej pojawić się na mecie. Zgodnie z mapą przede mną ostatnie wzgórze do obejścia, bądź wspięcia się i zejścia. Po prawej słyszę kilka głosów, widocznie ktoś mnie dogania z innego kierunku. Zbieram się w sobie i podbiegam (tętno skacze w okolice 170-180 uderzeń) a potem zbiegam wzgórze. Wbiegam na opadającą lekko bita drogę, głosy z prawej coraz głośniejsze się robią. W lewej łydce od wewnątrz przy kazdym kroku łapią mnie skurcze. Grrr.... mam nadzieję, że nie złapie mnie jeden a konkretny. Bez odwracania dobiegam najpierw wiaduktu nad koleją, a chwilę dalej rzucam okiem za siebie. Za mną niedaleko Kazig, a jakies 100m - parę osób. Twardo biegnę (czy już raczej truchtam) w kierunku mety. Adam towarzysko do mnie dołącza i na metę wbiegamy wspólnie.

Podsumowanie

Możecie to uznać za reklamę, ale ta impreza była po prostu świetna! Punkty stały, gdzie miały stać, obsługa na zadaniach specjalnych wiedziała co robi, trasę poprowadzono tak malowniczymi i urozmaiconymi terenami, że chyba nikt z gości z Polski nie był rozczarowany przyjazdem na Kaszuby! Całości dopełniła bardzo dobra organizacja i pogoda, bowiem ona również jest ważna, by nie zniechęcić tych mniej zdeterminowanych. Końcowa klasyfikacja była następująca (na końcu czasy):



kategoria męska (na fotce wyżej - Piotr i Damian):

1 NAPIERAJ.PL - POWER TEAM Piotruś Dymus Damianek Gruszecki 05:31
2 AKORD ONE Andrzej Chorab 05:36
3 NAPIERAJ.PL - CHAOS TEAM Krzysztof Dołęgowski 05:56
4 DUM SPIRO SPERO POZNAŃ-PUSZCZYKOWO Piotr Weigt Wojciech Grodzki 06:13
5 BORY TEAM Radosław Literski Adam Kędziora 06:17
6 WOLNY TYBET Jarosław Mydlarski Robert Szymczak 06:24
7 TWISTER SKATE SHOP MŁAWA Konrad Wtulich 06:34
8 GA-PA Gabriel Bujakiewicz Paweł Potajałło 06:44
9 ROBERT'S TEAM Wojciech Wereszko Marcin Kałużniak 06:57
10 IRZI I SLAVKO Jerzy Ścibisz Sławomir Putresza 07:10



kategoria mix (na fotce wyżej - Klaudia i Karol):

1 PKO HARPAGAN Klaudia Bajorek; Karol Kalsztein 06:37
2 ADVENTURERACE.PL Dorota Wiszniewska; Paweł Fąferek 06:42
3. ALVIKA TEAM Marta Grzelczak-Moskwa; Maciek Moskwa 06:58

Pełne wyniki na stronie Organizatora.

Mnie przypadło miejsce 13-te z czasem 07:16, lokata (jak to określił Kazig) odległa, no, ale ja nie mam ambicji zajmowania podium ;) Cieszę się natomiast, że parę osób za sobą zostawiłem. Analizując międzyczasy ... po rowerze miałem do wszystkich ok. 25 min straty, to w miarę normalne, bo nieduzo przejechalem w tym roku, potem kajak, który ja pokonałem w 1:19, Kshysiek w 1:20, Piotr z Drewniakiem w 1:03, a Andrzej Chorab w 57 min. (czas Andrzeja wynika m.in. z faktu, że płynął on na kajaku własnym 1-os, a nie na standardowej dwójce). Potem etap pieszy i tutaj straciłem najwięcej, bo pierwsza trójka "dała"' mi tam od godziny, do godziny dwadzieścia, choć parę km truchtałem za Kshyśkiem. Słowem - na ok. 15-tu kilometrach straciłem godzinę. (ten odcinek maszerujący pokona w 2,5 godziny, a biegnący w tempie 6min/km - w 1,5 godz. i tu jest ta strata). Jest co poprawiać na przyszłość ;)

Wydaje się, że taka formuła Przygodowego Rajdu Gringo jest strzałem w dziesiątkę. Dystans, który może przebyć (przy sporych limitach czasowych) każda średnio aktywna osoba nie zniechęca początkujących. Z kolei dla startujących w "pełnowymiarowych" rajdach przygodowych (zazwyczaj ok. 350-450 km - trasy masters, i ok. 200 - speed) jest dobrym treningiem - możliwością sprawdzenia siebie, partnera, sprzętu, czy nawigacji. Organizatorzy planują wkrótce zimową edycję Rajdu.

foto: Organizator - Biuro Podróży Gringo (z trasy) oraz TJ (meta)
strona www: www.gringotravel.pl

Relację zwycięzców możesz przeczytać w serwisie rajdów przygodowych - NAPIERAJ.pl
Tomasz Szot (TJ)

Opinie (10)

  • Gratulacje

    Zarowno Tobie Tomek jak i Organizatorom oraz Uczestnikom. Wyglada na to, ze byla niezla zabawa i chyba coraz bardziej do mnie przemawia wizja tego typu atrakcji, rajdow i tego sposobu aktywnego spedzania czasu!
    Fajna relacja zacheca do brania udzialu w tego typu zabawach. :-)

    • 0 0

  • Rammstein

    Teraz wiem po co Ci nagrywałem tę płytę :-)

    • 0 0

  • Super relacja!

    Świetnie się czyta - wszystko co napisałeś to prawda - było super. Ja też przegrałem wszystko na odcinku biegowym (nie pamiętam kiedy ostatni raz przed startem biegałem ;-).
    Patrząc na czasy poszczególnych odcinków (bardzo fajnie, że organizator się namęczył i to zliczył) to całkiem nieźle poszedł mi odcinek rowerowy, ale czy wiesz kto był najszybszy na odcinku rowerowym?
    Klaudia i Karol!
    Przez jakiś czas wspólnie jechaliśmy i maszerowaliśmy i mam pełen respekt dla nich - Klaudia jest bardzo mocna na rowerze, a Karol nawiguje tak, jakby chodził trasą rajdu codziennie do pracy.
    Brawa dla nich!
    Pozdrower

    • 0 0

  • Super!

    Bardzo fajna relacja! Rzeczywiście - długa i porządna. Teraz rozumiem czemu tak późno i mam nadzieje, ze wybaczysz mi moje nagonki ;-)

    Startując w Bieliku mówiłeś, że to tylko taka jaednorazowa próba z AR. A tu już Gringo. Planujesz coś następnego? :>

    BTW - w chwili gdy stanęła relacja Klaudia jest już kadrowiczką :-) Gratulacje!

    • 0 0

  • ;)

    Jarku >> to chyba nie dziwne, że Karol dobrze nawiguje ;P

    Drewniak >> relacja zajęła naprawde w sumie jeden wieczór, ale zabierałem sie do tego w paru podejściach. Sam nie cierpię poślizgów, ale tutaj nie dałem rady przeskoczyć.

    "Startując w Bieliku mówiłeś, że to tylko taka jaednorazowa próba z AR. A tu już Gringo. Planujesz coś następnego? :>"

    ;) Podoba mi się ten rodzaj aktywności ruchowej. Z Jankesem wstępnie już gadaliśmy o paru imprezach w następnym roku. Tak więc na pewno nie jednorazowo.

    • 0 0

  • Łączone formy aktywności coraz częściej na topie...

    Świetnie się czyta, tak wspaniele opisane rajdy przygodowe, ale z pewnością lepiej jest być w skórze uczestnika. Żałuję, że i tym razem nie udało mi się uczestniczyć w kolejnej wspaniałej imprezie, która łączy różne sporty i pozwala wykazać się ogólną sprawnością sportową.

    W tym roku z powodu paru niepowodzeń osobistych, musiałem sprawy rowerowe i turystyczne odłóżyć nieco na bok. Żałuję, że tak wspaniałe wyprawy przygodowe mnie omijają. Mam nadzieję że już niedługo na którąś sie załapię. Na razie moje plany to Harpagan, a później Nocna Masakra, to oczywiście pod kątem rowerowym.

    A co do wypraw przygodowych, to w tym roku jest szansa by połączyć nasze rajdy z różnymi innymi sportami, w końcu pojawiły się możliwości i predyspozycje. Ostatnio zapoczątkowaliśmy rajd rowerowy połączony ze wspinaczką nad Jarem Radunii, moze już niedługo zrealizujemy inne nasze pomysły ;-)

    • 0 0

  • TI

    Tomek! jestem pod wrażeniem:) coś fantastycznego!!!!

    • 0 0

  • Mietku!

    Dziękuję za miłe słowa, Peterowi również. Impreza naprawde ciekawa i przyjemna. Polecam każdemu!

    • 0 0

  • dzięki za pamięć i miejsce w relacji :)

    "W wiosce na rozdrożu spotykam team, który dołącza do mnie. Gdybyśmy byli w mieście, na pewno ktoś by pomyślał, że złodzieje ;) Nie dość, że dziwnie poubierani to jeszcze biegną. ;))"

    Pozdrawaim i dzięki za towarzystwo na trasie

    • 0 0

  • Ja pokonałem trasę w 11 godzin. w trakcie zawodów udało mi sie zrobić pare zdjęć (są wykorzystane na stronie). Również uważam że impreza była świetnie zorganizowana.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum