• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wyprawa przez południowo-wschodnią Szwecję

Iwona Grzywaczewska, Małgorzata Herzog
11 sierpnia 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Karlskrona Bike Marathon 2013
Jedziemy brzegiem morza podziwiając wiekne widoki, m.in. wiatraki których niegdyś na Olandii było ponad 2 tys… dziś pozostało „tylko” 355 Jedziemy brzegiem morza podziwiając wiekne widoki, m.in. wiatraki których niegdyś na Olandii było ponad 2 tys… dziś pozostało „tylko” 355

Zastanawialiśmy się nad kilkoma wariantami tras: wybrzeżem ze Sztokholmu do Karlskrony, z Karlskrony przez Skanię do Kopenhagi i z powrotem... Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy się na "pętlę" w rejonie Blekinge i Smalandii zahaczając o wyspę Olandię.



Na wycieczkę zebrała się 9-osobowa ekipa. Noclegi planowaliśmy na polach kempingowych, pod namiotami. Ponieważ na kempingach w Szwecji płaci się za namiot, a nie od osoby, zdecydowaliśmy się na zabranie 3 większych, 3-osobowych namiotów. Mirek postanowił towarzyszyć nam z busem, byliśmy więc w komfortowej sytuacji, jeśli chodzi o przewóz bagaży, które jechały "na pace". Nieograniczeni pojemnością i ciężarem sakw, mogliśmy zaopatrzyć się w sporą ilość prowiantu. Szwecja - jak wieść niesie, kraj drogi. Choć na kempingach miał być dostęp do kuchni, zabraliśmy ze sobą na wszelki wypadek butle gazowe i faktycznie kilka razy się przydały. Po długich poszukiwaniach dało nam się kupić w księgarni internetowej szczegółową mapę południowej Szwecji - służyła nam wiernie przez cały wyjazd i trzeba przyznać, że była często dokładniejsza niż lokalne mapy, które mogliśmy dostać na miejscu.

1 dzień (czwartek, 17 lipca), dystans 14 km

Nasza wyprawa rozpoczęła się w Gdyni - wypłynęliśmy o godz. 7 rano promem Stena Baltica do Karlskrony. Rejs trwał 10 i pół godziny. Prawie nie bujało. Zwiedziliśmy statek, posiedzieliśmy na leżakach kontemplując morskie widoki, skąd przegoniły nas w końcu groźnie wyglądające chmury. Niektórzy ucięli sobie drzemkę. I tak minął dzień. Do portu w Karlskronie zawinęliśmy ok. godz. 19.30. Była ładna pogoda. Ruszyliśmy na poszukiwanie najbliższego kempingu. Zlokalizowaliśmy go na wyspie Dragso (jednej z 33 wysp Karlskrony!), 14 km od przystani promowej.
Pierwsze spojrzenie na szwedzkie wybrzeże... Pierwsze spojrzenie na szwedzkie wybrzeże...


2 dzień (piątek, 18 lipca), dystans 40 km

–  Jedna z twierdz, którą tu zdobyliśmy (cytadela na wyspie Aspo) –  Jedna z twierdz, którą tu zdobyliśmy (cytadela na wyspie Aspo)
Pierwszy poranek na szwedzkiej ziemi powitał nas deszczem. Postanowiliśmy zmienić pierwotne plany i, zamiast jechać od razu na północ w kierunku Kalmaru, przeznaczyliśmy cały dzień na zwiedzanie Karlskorny. Pojechaliśmy na wyspę Trosso, gdzie mieści się centrum miasta. Zwiedziliśmy rynek, dwa kościoły, zajrzeliśmy do biura turystycznego w poszukiwaniu lokalnych map, a potem schroniliśmy się w Marinmuseum przed nękającym nas co i rusz deszczem. W muzeum obejrzeliśmy ciekawe ekspozycje związane z historią floty szwedzkiej, modele żaglowców, przeszliśmy podwodnym tunelem, przez peryskop oglądaliśmy okoliczny archipelag, zajrzeliśmy do zrekonstruowanego wnętrza starego okrętu marynarki wojennej, a nawet uruchomiliśmy silnik kanonierki.

Po południu, korzystając z poprawy pogody, popłynęliśmy bezpłatnym promem samochodowym na wyspę Aspo. To jedna z najciekawszych wysp archipelagu. Główną atrakcją jest cytadela z końca XVII w. Objechaliśmy wyspę leśnymi ścieżkami, podziwiając malownicze drewniane domki.

Wieczorem zaś wybraliśmy się na spacer po urokliwych uliczkach Karlskrony.

3 dzień (sobota, 19 lipca); dystans: 92 km

Trudno było tu dotrzeć, ale widok nam to wynagrodził (punkt widokowy Botet) Trudno było tu dotrzeć, ale widok nam to wynagrodził (punkt widokowy Botet)
Przez całą noc i większość poranka znów padało. Dopiero przed południem przejaśniło się. Zdecydowaliśmy się skrócić planowaną trasę i zatrzymać się na nocleg na kempingu w Kristianopel. Ścieżką rowerową dojechaliśmy do Lyckeby, gdzie obejrzeliśmy Młyn Królewski. Dalej nasza droga wiodła na wyspę Senoren, połączoną z lądem najbardziej efektownym mostem Karlskrony. Na wyspie, dzięki pomocy tubylców, dotarliśmy do punktu widokowego Botet, znajdującego się w pobliżu osady Torp. Faktycznie warto było się natrudzić, aby go znaleźć, bo panorama była cudna.

Następnie pojechaliśmy na Półwysep Torhamn. Tu odnaleźliśmy miejsce, gdzie znajdują się liczne ryty naskalne z epoki brązu (1800 lat p.n.e.), przedstawiające sylwetki ludzi, zwierząt i łodzi. W miejscowości Torhamn spotkaliśmy się z naszą ekipą samochodową, czyli DankąMirkiem, którzy wyjechali nam naprzeciw na rowerach z bazy noclegowej. I już wspólnie dojechaliśmy do kempingu w Kristianopel.

4 dzień (niedziela, 20 lipca); dystans: 71 km

Nie do wiary! Taką pamiątkę zostawili nam przodkowie 3800 lat temu! Nie do wiary! Taką pamiątkę zostawili nam przodkowie 3800 lat temu!
Nad ranem obudziła nas ulewa - krople deszczu przeraźliwie waliły w tropik namiotu. Wyglądało to na prawdziwe urwanie chmury. Jednak opatrzność czuwała nad nami, koło południa rozpogodziło się i ruszyliśmy w kierunku Kalmaru. Mimo usilnych starań nie udało nam się znaleźć opisanych w przewodniku ruin twierdzy w Kristianopelu. Za to mieszkańcy wskazali nam miejsce w leżącej nieopodal miejscowości Broms, gdzie kiedyś znajdował się pradawny gród. Trzymając się bocznych dróg, mijaliśmy malownicze, położone wśród pól osady, w których znajdowały się stare średniowieczne kościoły, otoczone cmentarzami przypominającymi raczej wypielęgnowane mini-ogródki. Kilka kilometrów przed Kalmarem natrafiliśmy na ścieżkę rowerową, która doprowadziła nas do samego miasta. Rozbiliśmy się na polu kempingowym, a wieczorem znów wyruszyliśmy na spacer. Błądząc uliczkami miasta, dotarliśmy do pięknie oświetlonego zamku Kalmar Slott - dawnej rezydencji władców szwedzkich. Z zaskoczeniem odkryliśmy, że brama jest otwarta, mogliśmy więc wejść na dziedziniec i przejść się wzdłuż murów warowni.

5 dzień (poniedziałek, 21 lipca); Dystans: 85 km

Zamek Kalmar Slott – dawna rezydencja władców szwedzkich Zamek Kalmar Slott – dawna rezydencja władców szwedzkich
Rano, tym razem już na rowerach, pojechaliśmy na zamek. Zwiedziliśmy muzeum - komnaty królewskie, salę, gdzie ucztowali królowie i wnętrza z wystawami czasowymi.

Teraz była przed nami wycieczka na Olandię. Na wyspę prowadzi most o długości 6 km i wysokości 40 m ponad lustrem wody. Niestety w sezonie letnim obowiązuje na nim zakaz ruchu rowerowego. Pomiędzy Kalmarem i wyspą kursują "cykelbussy" dla turystów, a rowery przewożone są na specjalnej przyczepie. W autobusie zawarliśmy znajomość z kierowcą, który, jak się okazało, ma żonę Polkę. I chyba z sentymentu do rodaków małżonki obdarował nas super dokładną mapą Olandii z zaznaczonymi ścieżkami rowerowymi. :)

Naszym celem był zamek w Borgholmie, stolicy Olandii. Dotarliśmy tam główną drogą, która była bardzo uciążliwa ze względu na duży ruch samochodowy. Urozmaiceniem trasy były wiatraki tak charakterystyczne dla krajobrazu wyspy. Niegdyś było ich 2 tys., do dzisiaj przetrwało 355.

Zwiedziliśmy imponujących rozmiarów ruiny renesansowego zamku Borgholm Slott. Później mieliśmy w planie spacer po położonych nieopodal ogrodach, przylegających do letniej rezydencji królewskiej Solliden Slott. Niestety okazało się, że są one zamykane wcześniej niż to było opisane w przewodniku, a nasze próby przekonywania pani przy kasie, by wpuściła nas tam choć na 5 minut na nic się nie zdały.

Za Borgholmem z ulgą zjechaliśmy z głównej drogi i dalej już poprowadziła nas ścieżka rowerowa. Po kilkunastu kilometrach szlak zbliżył się do morza. Była to jedna z najpiękniejszych tras, jakie kiedykolwiek przemierzyliśmy - szutrowa droga wijąca się wzdłuż kamienistego wybrzeża, gdzieniegdzie poustawiane w niewiadomym dla nas celu piramidki z kamieni na tle błękitnej tafli morza, kamienne domki nad samą wodą, na horyzoncie zarys wyspy Bla Jungfrun - Błękitnej Panny. Po prawej stronie łąki z krzaczkami jałowca, od czasu do czasu niewielkie, drewniane osady i wszechobecne wiatraki. A wszystko to rozświetlone w promieniach słońca. W miejscowości Sandvik mogliśmy podziwiać największy zachowany wiatrak w Skandynawii, którego ramiona mają rozpiętość 24 m. Tutaj skręciliśmy na drogę, która zaprowadziła nas na drugą stronę wyspy do kempingu, zaplanowanego jako nasza baza wypadowa na Olandii. Kemping był bardzo kameralny, położony nad brzegiem morza, namioty rozbiliśmy wśród krzaków jałowca.

6 dzień (wtorek, 22 lipca); dystans: 107 km

Rozległe widoki, wszechobecny spokój, plaża, morze i tylko my Rozległe widoki, wszechobecny spokój, plaża, morze i tylko my
Tego dnia pierwszym "punktem programu" na naszej trasie był zabytkowy kościół warowny Kalla z XII w., który zadziwiał surową bryłą - wysoki, wąski, niemal pozbawiony okien. Potem odwiedziliśmy zrekonstruowaną osadę z epoki żelaza w okolicach Lottorp, gdzie mogliśmy poznać warunki życia codziennego w czasach przed Wikingami. W miejscowości Boda Sand zajechaliśmy na piaszczystą, ponoć najlepszą plażę Olandii, zwaną "olandzką Riwierą". Na plaży kłębiły się tłumy plażowiczów, uciekliśmy więc kawałek dalej w bardziej ustronne miejsce i tam, wśród wydm, urządziliśmy sobie dłuższy popas. Niektórzy nawet zażywali kąpieli pomimo dość chłodnej wody.

Zjechaliśmy ze szlaku rowerowego na pieszy, który prowadził wzdłuż wybrzeża. Trasa zrobiła się bardziej "terenowa" - wąska, chwilami dość zarośnięta ścieżka z wystającymi korzeniami. Mijaliśmy urocze zakątki - opuszczone chaty stojące nad brzegiem morza, wyciągnięte na piasek rybackie łodzie. Na horyzoncie bieliły się żagle jachtów. Szlak zawiódł nas do rezerwatu leśnego Trollskogen - Lasu Trolli z drzewami o dziwacznie powyginanych pniach. Granicę rezerwatu przekroczyliśmy w nietypowy sposób - musieliśmy przenieść rowery po drewnianych schodkach nad ogrodzeniem, okalającym chroniony obszar. Dotarliśmy na koniec cypla, skąd roztaczał się widok na latarnię morską Lange Erik, wyznaczającą północny skraj wyspy.

Tak niezwykle uformowane wapienne wybrzeże można spotkać na Olandii Tak niezwykle uformowane wapienne wybrzeże można spotkać na Olandii
Potem pojechaliśmy wybrzeżem laguny Grankullaviken, mijając po drodze najbardziej na północ wysuniętą osadę Olandii - Grankullavik. Ścieżka rowerowa poprowadziła nas na zachodnie wybrzeże wyspy. Mogliśmy podziwiać geologiczną ciekawostkę, jaką jest rezerwat Byrums Raukar - efektownie wyglądające, przemodelowane przez erozję wapienne skały. Mieliśmy stąd piękny widok na wyspę Bla Jungfrun. Planowaliśmy jechać dalej wzdłuż zachodniego wybrzeża, w pewnym momencie pomyliliśmy jednak szlaki. Ponieważ zaczynał padać deszcz i zrobiło się już dość późno, postanowiliśmy skrócić drogę powrotną i szosą pomknęliśmy na drugą stronę wyspy do naszego kempingu w jałowcach.

7 dzień (środa, 23 lipca); dystans: 103 km

Jeden z typowych drewnianych domów w Szwecji Jeden z typowych drewnianych domów w Szwecji
Zmobilizowaliśmy się, aby wcześniej zwinąć nasz obóz, ponieważ czekała nas długa droga powrotna na kemping za Kalmarem. Jechaliśmy wschodnią, typowo rolniczą częścią wyspy. Mijaliśmy duże gospodarstwa, na polach pasły się krowy. Było bardzo dużo wiatraków. W miejscowości Himmelsberga zwiedziliśmy Olands Museum - skansen, w którym znajdują się zachowane w bardzo dobrym stanie budynki wiejskie z XVIII i XIX w. Natomiast w miejscowości Lerkaka obejrzeliśmy największe skupisko ustawionych w rzędzie olandzkich wiatraków. Ostatni odcinek przejechaliśmy szutrową, meandrującą ścieżką rowerową, która doprowadziła nas do samego mostu. Tutaj czekał już "cyklobus", który przewiózł nas na drugą stronę do Kalmaru. Ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu, postanowiliśmy zwiedzić zabytkową część miasta - obejrzeliśmy rynek z katedrą i  pojechaliśmy do Gamla Stan - najstarszej części miasta, gdzie znajdują się domki z XVII i XVIII w., brukowane uliczki i wiekowe ogrody. Stamtąd, ścieżką rowerową wiodącą wzdłuż drogi Norra Vagen, wyjechaliśmy z miasta. Zatrzymaliśmy się na zakupy przy markecie Netto. Spotkani tutaj Polacy wytłumaczyli nam, jak najkrótszą drogą dotrzeć na nasz kemping, znajdujący się nad morzem kilka kilometrów za miejscowością Linsdal.

8 dzień (czwartek, 24 lipca); dystans: 75 km

Ach, te cudowne szwedzkie lody! (25 koron za 3 ogromne gałki!) Ach, te cudowne szwedzkie lody! (25 koron za 3 ogromne gałki!)
Tego dnia jechaliśmy do Oskarshamn, skąd chcieliśmy wybrać się w rejs na wyspę Bla Jungfrun - stanowiącą ponoć jedną z największych atrakcji południowej Szwecji. Po drodze natknęliśmy się na ruiny średniowiecznego kościoła Zakonu Braci Szpitalników. Tam też urządziliśmy sobie popas. Bocznymi drogami dojechaliśmy do miasteczka Monsteras i uraczyliśmy się przepysznymi szwedzkimi lodami. Stąd prowadziła oznakowana droga rowerowa do Oskarshamn. Na szlaku spotkaliśmy objuczonego niemieckiego rowerzystę, który jechał do Sztokholmu. W pewnym momencie pogubiliśmy się i wjechaliśmy na drogę szybkiego ruchu. Z duszą na ramieniu, wśród śmigających aut dotarliśmy do naszego celu - kempingu w Oskarshamn. Tutaj okazało się, że nie uda nam się popłynąć na wyspę, ponieważ wszystkie najbliższe rejsy zostały już zarezerwowane. Zamiast rejsu postanowiliśmy więc spędzić następny dzień bez roweru - odpoczywając i zwiedzając okolice.

9 dzień (piątek, 25 lipca); bez roweru)

Dla takiego widoku na pewno warto tu wrócić (szkierowe wybrzeże w Oskarshamn) Dla takiego widoku na pewno warto tu wrócić (szkierowe wybrzeże w Oskarshamn)
Mając do dyspozycji cały dzień na leniuchowanie, wstaliśmy trochę później. Po śniadaniu każdy wedle swego uznania zagospodarował czas. My poszłyśmy na spacer wzdłuż skalistego wybrzeża. W pewnej chwili oczom naszym ukazał się rewelacyjny widok: szkierowe wybrzeże z mnóstwem małych skalistych wysepek, wynurzających się z szafirowej tafli wody, a między nimi białe żagle łódek. W pobliskiej marinie połyskiwał las masztów. W tym niezwykłym miejscu spędziliśmy sporą część dnia, wylegując się na skałach w promieniach słońca. Potem wybrałyśmy się do miasta z mocnym postanowieniem znalezienia miejsca, gdzie będziemy mogły zjeść typowo szwedzki posiłek. Okazało się, że nie jest to takie proste. Ostatecznie zdecydowałyśmy się na zarekomendowaną nam w barze potrawę, która ku naszemu zdumieniu okazała się podłużną bułką z sałatką krewetkową. ;) Na deser zaserwowałyśmy sobie kawę i szwedzkie ciasteczka. Wieczór spędziliśmy nad mapą, planując dalszą trasę nad jeziora.

10 dzień (sobota, 26 lipca); dystans: 95

Eh, spotkać takiego na swojej drodze... Eh, spotkać takiego na swojej drodze...
Wyjazd z Oskarshamn według mapy wyglądał na dość skomplikowany - w celu ominięcia głównej drogi mieliśmy się poruszać po sieci leśnych ścieżek. Wbrew obawom udało nam się bez problemu pokonać ten odcinek drogi. I chyba właśnie to uśpiło naszą czujność... W okolicach miejscowości Hogsby pomyliliśmy drogi, co w efekcie poskutkowało nadłożeniem około 20 kilometrów. :( Stopniowo zaczęło się też zmieniać ukształtowanie terenu. Teren stał się pagórkowaty, czekały nas więc liczne, choć niezbyt uciążliwe podjazdy i zjazdy. Nagrodą za błądzenie i trudy dnia stało się miejsce noclegowe - niewielki, bardzo sympatyczny kemping położony na samym brzegu jeziora. Jeszcze zanim rozbiliśmy namioty, wskoczyliśmy od razu do wody. Trzeba przyznać, że miała ona dziwny brązowawy kolor (taki sam zresztą był w innych jeziorach, które później odwiedziliśmy), co spowodowane jest chyba obecnością w niej związków żelaza. Kąpiel była odświeżająca, woda miała temperaturę 25 stopni C. Była to miła odmiana po niemal lodowatej wodzie w morzu.

11 dzień (niedziela, 27 lipca); dystans: 90 km

Ten dzień upłynął pod znakiem hut szkła. Rejon, który przemierzaliśmy ma nazwę Glasriket czyli Królestwo Szkła. Znajduje się tutaj 15 czynnych hut, których wyroby znane są na całym świecie. My zwiedziliśmy dwie huty - w Maleras z 1890 r. i najstarszą w Kosta z 1742 r. W pierwszej z nich mogliśmy zwiedzić galerię z cudeńkami ze szkła, które można było też zakupić. Z kolei w Kosta było ciekawe muzeum, gdzie odbywały się pokazy wydmuchiwania i obróbki szkła. Niestety później okazało się, że przegapiliśmy tu jedną z atrakcji Smalandii - Park Łosi. Zwiedziła go tylko ekipa podróżująca samochodem.

Cuda ludzkich rąk (szklany talerz z galerii przy hucie szkła w Maleras) Cuda ludzkich rąk (szklany talerz z galerii przy hucie szkła w Maleras)
Za Kostą wjechaliśmy na drogę wiodącą przez teren poligonu. Dała nam się ona porządnie we znaki - początkowy szutr zmienił się w luźne, sporej wielkości kamienie, łatwe do przejechania chyba tylko dla czołgów. Dwa z nich stały nawet porzucone wzdłuż drogi. ;) Na szczęście pomimo trudnej nawierzchni opony naszych rumaków wytrzymały bez szwanku. Dojechaliśmy do Lessebo. Ponieważ przed nami był jeszcze najtrudniejszy odcinek drogi, a żar lał się z nieba, postanowiliśmy zatrzymać się na miejscowym kąpielisku i tu przeczekać trochę największy skwar. Trasa z Lessebo do Vaxjo była najbardziej uciążliwym odcinkiem podczas naszej wyprawy - ponad 30 km drogą szybkiego ruchu z licznymi podjazdami, ze śmigającymi obok samochodami i w strasznym upale. Do Vaxjo dojechaliśmy wykończeni. Tym razem nocowaliśmy na wyjątkowo dużym kempingu. Do kąpieliska mieliśmy spory kawałek drogi, ale warto było go przejść, aby ochłodzić się po całym dniu w orzeźwiającej wodzie.

12 dzień (poniedziałek, 28 lipca); dystans: 60 km

Rano znów obudziło nas słońce. I z każdą godziną robiło się coraz cieplej. Wycieczkę w tym dniu rozpoczęliśmy od zwiedzenia ruin biskupiego zamku Kronoberg. Męską część grupy bardziej zainteresował stateczek s/s Thor w pobliskiej przystani - malutki parowiec, będący najstarszym w Szwecji, opalanym drewnem wehikułem.

Przejechaliśmy przez centrum Vaxjo i dalej przez miasteczko akademickie Teleborg ruszyliśmy na południe w kierunku Jeziora Asnen. Jechaliśmy spokojnymi, bocznymi drogami, mijaliśmy nieliczne gospodarstwa i bezskutecznie wypatrywaliśmy sklepu z lodami. Zatrzymaliśmy się przy bardzo starym kościółku z XIII w. Mieliśmy szczęście - kościółek był otwarty, ponieważ był akurat w trakcie sprzątania i mogliśmy zajrzeć do jego wnętrza z pięknymi naściennymi malowidłami.

Malownicze ruiny biskupiego zamku Kronoberg Malownicze ruiny biskupiego zamku Kronoberg
Wyjątkowo wcześnie dotarliśmy na kemping w Urshult. Jak się okazało, był on prowadzony przez Polkę z Poznania. Spotkaliśmy się tu z serdecznym przyjęciem i "po znajomości" dostaliśmy bardzo dobre miejsce na nocleg. Po kąpieli w jeziorze rozbiliśmy namioty. Część osób, nie zważając na nadciągającą burzę, wybrała się do pobliskiego sklepu. Na szczęście burza przeszła bokiem.

13 dzień (wtorek, 29 lipca); dystans: 73 km

Na ten dzień zaplanowaliśmy wycieczkę wokół jezior (Marek zorganizował sobie alternatywną trasę - postanowił odwiedzić składowisko "szrotów" nieopodal miejscowości Ryd). Po drodze zajrzeliśmy do lokalnej wędzarni - smakowicie wyglądające węgorze, łososie i sandacze postanowiliśmy zakupić w drodze powrotnej. Wjechaliśmy na punkt widokowy z panoramą na wielkie jeziora. Droga rowerowa wiodła "środkiem" jeziora przez wyspy połączone mostami, co wyglądało bardzo efektownie. W Torne przejechaliśmy mostem na drugi brzeg i zatrzymaliśmy się na popas przy niewielkim pomoście. Dalej pojechaliśmy uroczą ścieżką rowerową wzdłuż brzegu jeziora aż dotarliśmy do małego kąpieliska, gdzie z przyjemnością wskoczyliśmy do wody. Szlak rowerowy doprowadził nas do obozowiska. Wybraliśmy się do wspomnianej wcześniej wędzarni. Niestety, ku naszemu rozczarowaniu, wszystkie węgorze zostały już wykupione. Pocieszyliśmy się więc ogromnym sandaczem i sporym kawałkiem łososia. I tak we własnym zakresie urządziliśmy sobie "szwedzki stół". :)


14 dzień (środa, 30 lipca); dystans: 95 km

W tym dniu pożegnaliśmy jeziora i pojechaliśmy w kierunku wybrzeża. Początkowo planowaliśmy jechać bocznymi drogami. Ponieważ jednak okazało się, że główna droga do Ronneby jest mało ruchliwa, zdecydowaliśmy się na niej pozostać. Na trasie nie było szczególnych atrakcji. W połowie drogi przystanęliśmy na drugie śniadanie. Uprzejmy szwedzki staruszek użyczył nam schronienia przed palącym słońcem przy stoliku z parasolem w swoim ogródku. Mówił sporo, niestety wyłącznie po szwedzku, nie pozostało nam więc nic innego, jak się tylko do niego miło uśmiechać.

Urokliwe uzdrowiskowe miasteczko Ronneby Urokliwe uzdrowiskowe miasteczko Ronneby
W Ronneby zaczęliśmy rozglądać się za drogą na nasz kemping, który był położony na półwyspie za miastem. Nieco klucząc dotarliśmy do celu. I tu czekała nas niespodzianka. Okazało się, że nasza samochodowa ekipa, na skutek nieporozumienia, znajduje się na zupełnie innym kempingu, blisko centrum, oddalonym od naszego o kilkanaście kilometrów! Ponieważ tamto miejsce zostało już opłacone, nie pozostało nam nic innego, jak tam pojechać. O zmroku, kontynuując tradycję wieczornych spacerów, wybrałyśmy się na zwiedzanie okolicy. Na przełomie XIX i XX w. Ronneby stało się jedną z najbardziej popularnych miejscowości uzdrowiskowych Szwecji. Odwiedziłyśmy park zdrojowy - Ronneby Brunnsparken, przeszłyśmy się wzdłuż rzeki, oglądając stylowe wille, idąc główną promenadą miasta dotarłyśmy do starego kościoła, który ze względu na późną porę był już zamknięty. Postanowiłyśmy więc odwiedzić go następnego dnia rano. Na nocleg wróciłyśmy tuż przed północą. Nasz "spacerek" wyniósł ponad 12 km. :)

15 dzień (czwartek, 31 lipca); dystans: 58 km

To był ostatni dzień naszej wyprawy - droga powrotna do Karlskrony. Na pożegnanie pojechaliśmy jeszcze zwiedzić rynek w Ronneby i położony na wzgórzu średniowieczny kościół. I po raz ostatni uraczyliśmy się szwedzkimi lodami. Mieliśmy problem z wyjazdem z miasta. Ścieżka rowerowa doprowadziła nas do głównej drogi, na której był zakaz jazdy na rowerze. Zapytana Szwedka wskazała objazd bocznymi drogami przez Lerakrę.Lesterby zaczęła się ścieżka rowerowa prowadząca wzdłuż drogi szybkiego ruchu. W Nattraby zjechaliśmy z trasy, aby obejrzeć letnią rezydencję admirała Chapmana, wybitnego XVIII-wiecznego architekta okrętowego.

W Karlskronie pozostało nam jeszcze kilka godzin na ostatnie zakupy, spacer po zaułkach i zwiedzenie "zaległego" muzeum regionalnego, do którego nie zdążyliśmy zajrzeć pierwszego dnia. Mirek, za sprawą sporej wielkości polskiej flagi, którą woził przy bagażniku, przeżył tutaj ciekawe wydarzenie. Przy sklepie jego flagą zainteresowała się starsza pani, wpatrując się w nią ze wzruszeniem. Okazało się, że jest Polką, która utknęła w Szwecji dwa dni przed stanem wojennym i odebrano jej wtedy polskie obywatelstwo.

O godz. 19 stawiliśmy się na przystani promowej, a dwie godziny później płynęliśmy już w stronę Gdyni.

Podsumowanie

Rejony Szwecji, które przemierzyliśmy - Blekinge, Olandia i Smalandia, to idealne miejsca dla uprawiania turystyki rowerowej. Blekinge to przede wszystkim przepiękne wybrzeże z licznymi wyspami i skalistymi szkierami, uroczymi nadmorskimi miasteczkami, pełne zabytków, ogrodów i parków. Słoneczna Olandia to kraina wiatraków, malowniczych plaż i zielonych równin. W Smalandii spodobały się nam rozległe lasy, czyste, polodowcowe jeziora i ciekawy szlak Królestwa Szkła. Wszędzie można napotkać dobrze przygotowane i oznakowane drogi rowerowe, w znacznym stopniu asfaltowe. Dość łagodne ukształtowanie terenu pozwalało na przemierzanie długich dystansów bez specjalnego wysiłku.

Zachód słońca nad jeziorem Asnen. Zachód słońca nad jeziorem Asnen.

Przebieg trasy:
Karlskrona - wyspa Senoren - Jamjo - Torhamn - Kirstianopel - Torsas - Kalmar - Wyspa Olandia - Borhgolm - zachodnim wybrzeżem do Sandvik - przejazd na drugą stronę wyspy - wschodnim wybrzeżem na północny cypel - zachodnim wybrzeżem do Byrums - Sandvik (środek wyspy) - powrót z wyspy środkiem do Kalmaru - Oskarshamn - Hogsby - Alghult - Kosta - Lessebo - Vaxjo - Urshult (południowy brzeg jeziora Asnen) - droga pomiędzy jeziorami do Torne - powrót zachodnim brzegiem jeziora do Urshult - Backaryd - Ronneby - Karlskrona

Jest tu dobrze rozbudowana sieć informacji turystycznej - bez problemu można było otrzymać lokalne mapki i foldery.

Podczas całej naszej wyprawy czuliśmy się bardzo bezpiecznie. W namiotach na kempingu mogliśmy spokojnie zostawić bez opieki cały nasz dobytek. Na ogół bez obawy pozostawialiśmy też nasze rowery przed sklepem czy muzeum. Szwedzi są przyjaźni, choć niezbyt wylewni - zapytani, chętnie pomagali nam w znalezieniu drogi, nawet zdarzało się, że służyli nam jako przewodnicy. Wiele serdeczności okazywali nam spotkani w Szwecji rodacy, którzy rozpoznawali nas z daleka dzięki wożonej przez Mirka fladze.

Bardzo sprawdził się nam pomysł z busem, który woził nasze bagaże. Ekipa samochodowa dojeżdżała zwykle jako pierwsza do wyznaczonego miejsca noclegu i stamtąd organizowała sobie rowerowe wycieczki. Gdy zatrzymywaliśmy się na dłużej na kempingu, wszyscy razem wyjeżdżaliśmy na trasę.

Wbrew powszechnej opinii o wysokich cenach w Szwecji, nie była to zbyt kosztowna wyprawa. Skorzystaliśmy z promocji, dzięki której mogliśmy znacznie taniej kupić bilety na prom (230 zł od osoby, w tym opłata za samochód). Średni koszt kempingu to 15-20 zł od osoby. Ceny żywności w sieciach typu Netto czy Lidl okazały się zbliżone do polskich. W sumie dwutygodniowy wyjazd, wliczając w to zwiedzanie muzeów, zakupy spożywcze na miejscu, prowiant zakupiony w Polsce i ubezpieczenie, kosztował nas ok. 1100 zł.

Łącznie przejechaliśmy 1058 km. Na szczęście cały komplet części zamiennych wiezionych przez Mirka busem okazał się niepotrzebny - nasze rowery spisały się na medal!

Sukces wycieczki to oczywiście również zasługa naszej super ekipy! Dziękujemy wszystkim za uśmiech na trasie, wzajemną pomoc i dzielne znoszenie trudów wyprawy. :)))

Trójmiejska Inicjatywa Rowerowa
Iwona Grzywaczewska, Małgorzata Herzog

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Parametry trasy

  • Region Świat
  • Długość trasy 1058 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (21) 3 zablokowane

  • wyraźnie

    widać, iż lody Markowi nie smakowały ! więc nie wszystko w tej Szwecji było na 5 :)

    • 0 0

  • wow

    super, gratuluje wyprawy, tez mam zamiar zwiedzić Szwecję, ale północną. Koledzy umieścicie mapkę z przejazdu ?

    • 0 0

  • swietna wyprawa czy macie jakies trasy szłaków i mapy?

    proponuje udostepnic na stronie

    • 0 0

  • mapy... (5)

    Korzystaliśmy głównie z mapy "Południowa Szwecja" (wydawnictwo Freytag & Berndt, skala 1:250 000), posiłkując się czasem lokalnymi mapkami. Niestety z udostępnieniem ich na stronie będzie problem - w związku z ochroną praw autorskich. :-/

    • 0 0

    • mapa (4)

      a gdyby tak na tej stronie :
      http://www.tinygps.net/
      narysowac waszą trasę i podać tu link?

      • 0 0

      • mapka na tinygps (3)

        Zajrzałam na podaną stronę... To chyba nie jest najlepszy pomysł. Mogę tu tylko narysować łamaną, złożoną max ze stu odcinków. Przy trasie liczącej ponad 1000 km byłby to wyjątkowo niedokładnie wyznaczony szlak. :)

        • 0 0

        • roweros

          rozumiem ze niemieliscie GPSa co by zapisał slad trasy,szkoda ale dlaczego tylko ze 100odcinków mapa wyglada na dokładna chyba ze tam takie ograniczenia sa ?I brak czasu ze wzgledu na długosc trasy:)

          • 0 0

        • (1)

          A gdyby tak na tej mapce tylko dzienne zrobić malowanki ? 100 km to nie dużo przecież

          • 0 0

          • Ok. Jak znajdę trochę czasu, to może pomyślę o tym. :)

            • 0 0

  • w karlskronie warto tez zwiedzic Muzeum Miasta,

    ruiny starego zamku w Lyckeby, most w Bromsebro - gdzie kiedys pzrebiegala granica szwedzko-dunska oraz ruiny sstarego zamku dunskiego kolo Bromsebro. Nie wiem dalczego utarlo sie w jezyku polskim nazwa Olandia, jak to jest Oland po szwedzku. Na tej wyspie latem jest tak samo tloczno jak w Sopocie.
    Ceny w Szwecji wbrew opiniom turystow z Polski sa takie same jak w Polsce, co dla ans bylo juz szokiem w maju jak przyjechalismy do Polski.
    warto tez nadmienic, ze Bleklinge slynie z losi /czesta przyczyna wypadkow i trzeba wtedy oznaczyc miejsce gdzie doszlo do spotkania z losiem i powiadomic policje/ oraz sporej ilosci kleszczy !!!

    • 0 0

  • Gratuluję wyprawy!

    Gratuluję wyprawy! Widać, że wspaniale spędziliście ten czas. Mnie też marzy się zwiedzenie południowej Szwecji, może w przyszłym roku uda mi się zobaczyć te wszystkie piękne widoki, które Wy widzieliście.

    • 0 0

  • Z tego co się zorientowałam (jeśli się mylę, niech mnie ktoś poprawi :)), trasa na mapie powstaje poprzez wstawianie punktów, które są łączone odcinkami. A tych punktów mam do dyspozycji 100. Więc właściwie to wychodzi 99 odcinków. ;)

    • 0 0

  • Opinia została zablokowana przez moderatora

  • Jaka wyprawa?

    Jaka "wyprawa"????? Z całym kilkudziesiecio kilogramowym bagażem na rowerze przez 1000 km , to jest wyprawa.
    Bardziej przypomina mi to niedzielną przejażdżkę ścieżką na trasie Gdańsk -Gdynia- Gdańsk a nie wyprawę.

    • 0 2

  • Do W

    Każdy robi to co lubi. To, o czym piszesz też mamy za sobą i doskonale wiemy na czym polega (polecam lekturę TIR-u z roku ubiegłego). Proponuję Ci zapakować 180 kg (to jest chyba rekord Świata) na rower i jeździć, jeździć, jeździć... po 300 km dziennie.... aż padniesz ze zmęczenia. Potem opowiesz wszystkim, że byłeś na "wyprawie" i widziałeś
    gwiazdy (te w oczach, które towarzyszą utracie przytomności).

    • 1 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum