• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wycieczka dookoła Tatr

Krzysztof Arentowicz
19 kwietnia 2010 (artykuł sprzed 14 lat) 
Zakopane w śniegu Zakopane w śniegu

Pomysł objechania rowerem Tatr dookoła chodził mi po głowie już od dość dawna. Jest to bardzo ciekawa trasa, z pięknymi widokami, aczkolwiek w dość trudnym terenie. Przez dłuższy czas odsuwałem jednak te plany na później, jako że z Trójmiasta w góry kawałek drogi jednak jest.



Na Święta Wielkanocne szykował mi się jednak rodzinny wyjazd aż pod Rzeszów, a zaraz po świętach kilka dni zaległego urlopu więc nie namyślając się długo wrzuciłem rower na dach z założeniem, że wracając zahaczę o Zakopane.

Świąteczne dni spędziłem z bratem jeżdżąc rowerem szlakiem architektury drewnianej , zwiedzając stare, opuszczone cerkwie Podkarpacia i ciesząc się prawdziwie letnią pogodą, a w poniedziałek wielkanocny ruszyłem w stronę gór. Do Zakopanego, które z powodu silnego deszczu bardziej zasługiwało na nazwę "Zalane", dotarłem późnym wieczorem. Noc spędziłem w hotelu PTTK "Dom Turysty" (raczej nie polecam, stosunek cena / jakość bardzo kiepski a w dodatku wszystko w środku śmierdziało papierosami). Rano z radością uświadomiłem sobie, że nie słychać już walącego o szyby deszczu... ale to tylko dlatego, że rano padał już śnieg i leżało go na zewnątrz ładnych kilka centymetrów.

Dzień 1: Kvacianska Dolina Dzień 1: Kvacianska Dolina


Już wiedziałem, że tego dnia nigdzie nie pojadę. Na dodatek złamane pod naporem śniegu drzewo kompletnie odcieło po południu Zakopane i okolicę od zasilania. Przebazowałem się na Stasikówkę i czekałem, patrząc na śnieg.

Dzień 1: 95km, Vmax 67km/h
Trasa: Stasikówka - Poronin - Chochołów - Vitanová - Oravice - Zuberec - Kvačany - Liptovský Mikuláŝ

W środę pogoda trochę się poprawiła więc stwierdziłem, że nie ma co dalej siedzieć. Przebrałem się w zimowe spodnie rowerowe, wrzuciłem sakwy na bagażnik i przed godziną 11:00 ruszyłem w trasę kierujac się na Chochołów przez Poronin, Nowe Bystre i Ratułów. Zdecydowałem się jechać wokoło gór w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegara, zostawiając sobie najtrudniejsze podjazdy na ostatni dzień. Padała lekka mżawka i już po kilku kilometrach miałem mokre nogi a na dodatek dostałem bolesną lekcje, że planując trasę warto patrzeć nie tylko na jej długość ale też na nachylenie. Kilka kilometrów podjazdu sprawiło, że byłem spocony jak szczur, a co gorsza zaraz potem nastapił długi zjazd w gęstej, zimnej mgle. Nie minęła pierwsza godzina mojej jazdy, a ja byłem przemoczony i trząsłem się z zimna. Nie zapowiadało się to dobrze. Na granicy słowacko-polskiej rozgrzałem się trochę herbatą oraz wymieniłem niby-wodoszczelne ochraniacze na buty na sprawdzony zestaw składający sie z 2 warstw skarpet i worka foliowego między nimi. Od razu zrobiło się cieplej a w dodatku zaraz za granicą zza chmur wyszło słońce i moje morale poszybowało w górę.

Dzień 2: Bobrovec Dzień 2: Bobrovec


Przez Hladovkę przeleciałem szybko ok.50km/h z górki trafiając zaraz potem na pierwszy na wyjeździe 12% podjazd. Dobrej jakości, sprzątnieta po zimie droga z niewielkim natężeniem ruchu sprawia, że mimo sporego nachylenia jedzie mi się dobrze i wkrótce zjeżdzam w lewo na szlak rowerowy w Dolinie Orawickiej. Jadę przez las, patrząc na śnieg i ludzi grzejących się w orawickich basenach termalnych.

Na przełęczy Borik zatrzymuję się by wysuszyć ubranie w ostanich jak się okazuje tego dnia ciepłych promieniach słońca po czym jadąc grubo ponad 60km/h przelatuję przez Zuberec kierując się na południe. Postanawiam zjechac z głównej drogi i pojechać przez Huty i Kwaczańską Dolinę, gdzie trafiam na przepiękny, wijący się w wapiennych skałkach szlak pieszo-rowerowy. Pierwszy raz czuję, ze jestem w Tatrach. Trasa jest szeroka, ale miejscami zbyt kamienista i stroma na jazdę rowerem trekingowym i w kilku miejscach muszę rower podprowadzić. Dojeżdzam do starych młynów, gdziej okazuje się, że troszkę pomyliłem drogę, a że nie chce mi się wracać po własnych śladach, decyduję się na skrócenie drogi szlakiem pokazanym mi przez starszego Słowaka, pomimo jego ostrzeżenia, że jest to zdecydowanie szlak pieszy.

Przez następne kilkanaście minut w zasadzie niosę rower pod góre po mokrych wapieniach i korzeniach, ale w końcu natrafiam na zgubiony przeze mnie czerwony szlak i jade dalej. Po prawej stronie towarzyszy mi rzeka Kvačianka, która nagle ucieka w dół znikając w głebokim wąwozie a szlak prowadzi mnie wzdłuż krawędzi kilkudziesięciometrowego urwiska. Trasa jest przepiękna i pozwala naprawdę na niezłą zabawę na rowerze, może akurat nie w moim przypadku, ale i tak na krótkich zjazdach pozwalam sobie trochę poszaleć.

Dzień 2: na Magistrali Tatrzańskiej Dzień 2: na Magistrali Tatrzańskiej


Dalej już tylko asfalty, więc szybko dojeżdzam do Liptowskiego Mikułasza, gdzie tuż przed wjazdem do miasta znajduję nocleg za 10€ w domku z ogródkiem u sympatycznego Słowaka.

Dzień 2: 69km, Vmax 40km/h
Trasa: Liptovský Mikuláŝ - Jalovec - Úzka Dolina - Podbanske - Štrbské Pleso

Rano za oknem pochmurno i zimno. Nie spieszę się za bardzo. Raz, że pogoda nie zachęca a dwa, że rano z reguły nie jeździ mi się za dobrze. Oglądam "Żwirka i Muchomorka" w słowackiej telewizji. Jem śniadanie po czym zostawiam sakwy i na lekko jadę do Mikułasza, rozejrzeć się trochę po mieście znanym choćby z tego, że żywotu dokonał tu Janosik.
Miasto robi na mnie bardzo przyjemne wrażęnie, całe centrum zamknięte jest dla ruchu samochodowego a pomimo wczesnej pory widać sporo ludzi zmierzających na rowerach do pracy i kawiarni. Żeby jeszcze nie było tak potwornie zimno...

Wracam, robię kanapki na drogę i o 10:30 ruszam w stronę ośnieżonych szczytów, które zaczynają niesmiało przebijać się przez chmury. Postanowiłem, że nadłożę trochę drogi i pojadę Tatrzańską Magistralą - szlakiem oznaczonym jako przeznaczony dla rowerów górskich. No ale rower to rower, więc skoro na MTB da się przejechać, to i na trekingu z sakwami też, prawda?
Ano.
Niestety teren dość szybko weryfikuje moje ambitne plany. Pcham rower pod górę po kamieniach i błocie przez kilkadziesiąt minut i dosyć szybko dociera do mnie, że z zaplanowanych na dziś 100km wiele nie wyjdzie. Na szczeście chociaż na mapie przesuwam się szybciej niż dzień wcześniej, bo zmieniłem mapę z 1:100 000 na 1:25 000.

Dzień 2: Cesta Slobody i widok na Krywań Dzień 2: Cesta Slobody i widok na Krywań


Około południa, gdy dojeżdzam do podnóża gór robi się naprawdę śliczna pogoda. Wyciągam więc okulary przeciwsłoneczne i krótkie spodnie, a potem robię dłuższy postój na pieknej, pustej - jeśli nie liczyć trawy i kwiatów - polanie z widokiem na Niżne Tatry. Lato w pełni. Tatrzańska Magistrala jest prawie całkowicie pusta - na szlaku widzę ślady końskich podków i opon rowerowych (grubych...oj.. sporo grubszych od moich) ale jeśli nie liczyć skrzyżowań szlaku z drogami, nie spotykam nikogo.

Próba skrócenia sobie drogi przez las kończy sie nawigacją z kompasem, brodzeniem w błocie po kostki, prowadzeniem roweru przez śnieg, przenoszeniem go przez zwalone drzewa i tym podobnymi atrakcjami. Tego dnia też nie miałem suchych butów ;)

Tak jak miałem to w planach, zjeżdżam asfaltem w stronę Przybilina, mając świadomość, że za chwilę będę musiał odrabiać straconą wysokość. Jadę powoli ok.25-30km/h ubrany w kurtkę, czapkę, rękawiczki z windstopperem i krótkie spodenki, czyli mój typowy strój na zjazdy.

Po niedługim czasie docieram do słynnej Drogi Wolności (Cesta slobody), łańcuch wędruje na blat a ja ruszam na wschód mając przez sobą niesamowity widok na ośnieżony Krywań. Mijam Podbanske i zaraz za tablicą "Vita Vas Mesto Vysoke Tatry" droga zaczyna piąć się w górę. W końcu nazwa zobowiązuje. Wspinam się mozolnie jedząc po drodze kandyzowane owoce i patrząc na spustoszenie, jakie na zboczach gór zrobiła wichura w 2004r. Gołe połacie wiatrołomów ze sterczacymi kikutami powalonych drzew ciągną sią aż po horyzont - dość przygnębiający widok. Dopiero tutaj, będą mijanym raz na jakiś czas przez samochód uświadamiam sobie, jak potworny smród generuje nawet pojedyncze auto. W mieście tego nie czuć... znieczuleni jesteśmy.

Dzień 3: Zamarznięte Strbske Pleso Dzień 3: Zamarznięte Strbske Pleso


Pod wieczór dojeżdżam do najwyżej położonej miejscowości w Tatrach - Štrbské Pleso (1355m n.p.m.) Miejscowość składa się głównie z hoteli i parkingów, a że jest akurat po sezonie, to wrażenie jest takie, jakbym wjechał do wymarłego miasta. Pensjonat tuż przy wjeżdzie, który sobie upatrzyłem, jest zamknięty na głucho, a na drzwiach wisi kartka z numerem telefonu. Nie mam specjalnej ochoty jeździć i szukać noclegu gdzie indziej a fotel w przedsionku wygląda kusząco, więc wyciągam komórkę i pół godziny później mam do dyspozycji duży pokój z dwuosobowym łóżkiem, łazienką i balkonem z widokiem na góry, za 20€. A tak w zasadzie to dostałem klucze do całego pensjonatu, bo oprócz mnie tej nocy nikogo nie było w całym dwupiętrowym budynku.

Dzień 3: 103km, Vmax 61 km/h
Trasa: Štrbské Pleso - Sliezky Dom - Smokovec - Ždiar - Łysa Polana - Stasikówka

Budzę się bardzo wcześnie. W zasadzie nie mam wyboru, bo okno wychodzi na wschód. Zapowiada się piękny, słoneczny i ciepły dzień, a trasa przede mną długa, więc szybko się zbieram i już tuż po ósmej jestem w drodze. Objeżdzam dookoła Pleso, zamarzniete jeszcze po zimie, robię zdjęcia i nie odmawiam sobie przyjemności pojeżdzenia po raz ostatni w tym sezonie rowerem po lodzie (patrz: "Rowerem przez zamarzniętą Zatokę Pucką" ), tym razem w krótkich spodniach.

Dzień 3: podjazd w kierunku na Popradske Pleso Dzień 3: podjazd w kierunku na Popradske Pleso


Chwilę później wjeżdżam na niebieski szlak kierując się w stronę schroniska Chata Popradské Pleso. Czeka mnie długi podjazd, ale jest ciepło a droga jest świetnie utrzymana, mimo, że po obu stronach leżą zwały śniegu. Po drodze dojeżdzam do najważniejszego dla mnie miejsca na tym wyjeździe - symbolicznego cmentarza poświęconego tym, którzy nie wrócili z gór.
Prowadzący do niego krótki szlak jest jeszcze zamknięty do czerwca a letnie buty SPD nie nadają się specjalnie do chodzenia po kostki w śniegu i po oblodzonych kamieniach. Zostawiam jednak rower i ruszam dalej pieszo. Prawie godzinę oglądam pamiątkowe tablice wsłuchując się w ciszę gór. Niektóre z tablic maja ponad 100 lat, niektóre pokryte są patyną jak na przykład tablica poświęcona Klimkowi Bachledzie, jednemu z pierwszych ratowników TOPR, ale jest wśród nich też ta najnowsza - Piotra Morawskiego, który zginął rok temu w Himalajach. W końcu ruszam dalej. Robię pętelkę przy schronisku, zawracam i śmigam w dół, jadąc pustą i krętą górską drogą ok. 60km/h na prostych i paląc klocki hamulcowe przed licznymi, ostrymi zakrętami. Dochodzi południe, a ja mam na liczniku dopiero niecałe 20km. Szybko więc ruszam dalej - Cesta Slobody prowadzi mnie w stronę Tatrzańskiej Polanki, gdzie czeka mnie najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Tatrach - do schroniska Ślązki Dom. Przede mną 7km krętego podjazdu o średnim nachyleniu 10.5%, które miejscami dochodzi do 14%.
Rano zastanawiałem się, czy nie zostawić gdzieś bagażu i nie wjechać "na lekko", ale jednak decyduję się wtoczyć na górę z obiema sakwami, pełnym termosem i to nie zatrzymując się po drodze ani razu na odpoczynek. Tak dla sportu. Przez następne półtorej godziny turlam się w ślimaczym tempie ze zwieszoną głową i patrzę się na powoli obracające się korby. Jest ciężko. Przez ostatni kilometr pomiędzy jednym a drugim oddechem patrząc na licznik odliczam pozostały jeszcze dystans, aż w końcu dojeżdżam do schroniska.

Dzień 3: Górski Cmentarz Symboliczny Dzień 3: Górski Cmentarz Symboliczny


Okazuje się jednak, że z powodu przebudowy jest ono zamknięte ! Z planów szarlotki i lodów, które snułem od połowy podjazdu nic nie będzie ;-/ Pozostaje jednak ogromna satysfakcja z wjechania na górę z sakwami: 1670m n.p.m i 660m przewyższenia licząc od Tatrzańskiej Polanki.

Na górze mogę wreszcie rozejrzeć się spokojnie dookoła - widoki są fantastyczne, ale mam raptem kilka minut, by się nimi cieszyć spokojnie, bo dochodzi do mnie pierwsze uderzenie nadciągającego od zachodu frontu. Słońce znika za chmurami i zrywa sie porywisty zimny wiatr. Zakładam na siebie praktycznie wszysko co mam, chowam się za skałę i jem obiad, czyli miesznakę studencką popijaną gorącą herbatą.

Po krótkim odpoczynku wracam tą samą trasą. Droga jest mokra, kręta a asfalt pokruszony i pokryty drobnymi kamieniami - nie sa to warunki, w których można poszaleć jadąc z bagażem, wiec nie przekraczam 30km/h i mocno ściskam lewą klamkę. Dopiero na samym końcu zjazdu, już sporo niżej i w lepszych warunkach pozwalam sobie ją puscić i momentalnie rozkręcam się do ponad 50km/h składając się w zakrętach przed Tarzańską Polanką. Na dole kładę się na ławce i na kilka minut zasypiam ze zmęczenia, ale w doskonałym nastroju.

Dzień 3: Dolina Wilelicka u stóp Gerlacha Dzień 3: Dolina Wilelicka u stóp Gerlacha


Jest godzina 15, a ja jestem raptem ok.12 km od miejsca ostatniego noclegu. Szybko więc ruszam dalej i już prawie bez postojów przejeżdżam przez Smokovce i Tatrzańską Kotlinę. Koło Zdziaru zaczyna się szarówka i lekka mżawka a moja chęć zwiedzenia obecnego tam szlaku gotyckiego przegrywa jednak ze zmęczeniem i pogodą, która pogarsza się z każdym kilkometrem, dając mi dozrozumienia, że zbliżam się znów do granicy z Polską. O 18 zaczyna już regularnie lać, więc przebieram się na przystanku w ponczo i stuptuty i toczę się w stronę granicy. Na drogach pusto, robi się ciemno i wychodzi gęsta mgła. Pomino kiepskiej widoczności, deszczu, późnej pory i zmęczenia jedzie mi się bardzo dobrze. Nadkładam trochę drogi i zjeżdzam z asfaltu na leśną dróżkę by zajechać na herbatę do znajomej góralki w Małym Cichym po czym ruszam dalej i o 21:30, po przejechaniu w sumie 267km z wielką satysfakcją zamykam moją tatrzańską pętlę .

Nastepnego dnia za oknem leży znów pełno śniegu. Wybieram się na kilkugodzinny spacer na Wielki Kopieniec i wracając w zamieci śnieżnej rozmyślam o tragicznych wydarzeniach tego sobotniego poranka. Następnie pakuję rower na dach i udaję się w stronę Trójmiasta.

Podsumowanie:
Tatrzańska pętla jest bardzo widowiskową i niezbyt trudną trasą, pod warunkiem, że nie próbuje się jej uatrakcyjnić o szlaki piesze i podjazdy do schronisk - w takim wypadku potrafi dać nieźle w kość. Według mnie bardzo warto zjechać na chwilę z głównej drogi. Istotnym problemem, jak to w górach, jest pogoda a w zasadzie jej zmienność. Mi udało się trafić idealnie w dość krótkie okienko ładnej, niemal letniej pogody, co w połączeniu z warunkami na początku i końcu
wyjazdu sprawiło, że wykorzystałem cały repertuar wożonych ze sobą ubrań.

Dzień 3: widok spod schroniska Sliezki Dom Dzień 3: widok spod schroniska Sliezki Dom


Do ściągnięcia: Ślad GPS mojej trasy
Krzysztof Arentowicz

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Parametry trasy

  • Region Polska
  • Długość trasy 267 km
  • Poziom trudności trudny

Znajdź trasę rowerową

Opinie (21) 2 zablokowane

  • Świetna trasa...

    Też kiedyś taką trasę zrealizowałem, jednak w znacznie bardziej sprzyjających warunkach pogodowych, było to w połowie lipca 2005 roku. Miło się wspomina tamte czasy. Gdy w górach jednak zalega jeszcze w kwietniu śnieg raczej nie odważylbym się podobnej wyprawy, dlatego gratuluje wytrwałości!
    Pozdrawiam

    • 20 2

  • CIEKAWE (2)

    Czy tę trasę już zaliczył nasz as ,Kamiński

    • 10 16

    • A kto to taki? Ten cieć który to kajakiem Wisłę spłynął?

      Też mi wielkie osiagnięcie ;-/

      • 2 10

    • co chciałeś przez to powiedzieć? zawistny czy głupi jesteś?

      • 5 3

  • Świetna trasa !!!

    • 18 1

  • Krzysiek, ale następny górski trening z sakwami robimy razem... (1)

    ... tym razem dopiełeś swego, podczas gdy ja trenowałem w domu skręconą kostkę i ślina mi leciała z jęzora widząc te piękne zdjęcia w MMSach. Ale i ja zdążę się przygotować do kolejnej wyprawy, już dziś pojechałem na pierwszy trening i musze przyznać, że zrobiłem nieco więcej niż oczekiwałem. Kondycja powoli wraca.
    PozdRower

    • 2 4

    • tylko Enduro, Panowie ;)

      Świetna traska, ale ja się szykuję do ataku na Beskid Sądecki w najbliższy weekend. Naturalnie, zero asfaltów - nie od tego są góry :D

      • 0 4

  • robiło się to na Pasacie jakieś, niech no policzę, 18 lat temu, ech!

    tylko biało-czarne fotografie, ale nie odpuszczam!

    • 5 1

  • inspirujace

    tez bym sie wybral w taka trase, pozazdroscic i pogratulowac :)

    • 7 1

  • Świetna sprawa

    też tak bym chciał...

    • 6 2

  • Słowo rodzinne

    To mój brat i jestem z niego dumny! ;-) Nawisem mówiąc, tuż przed rozpoczęciem trasy Krzysiek poznawał jeszcze różnice między lutnią, gallichonem i mandorą u lutnika pod Rabką...

    • 8 1

  • Cudnie...

    Zazdroszczę pięknych widoków... I gratuluję kondycji. :)

    • 7 1

  • Hej kolego ! (2)

    gratuluję widzę że pasja rowerowa wciąż ta sama... i dobrze :-)
    tu w stolicy trochę mniej ścieżek, ale za to wszystkie nieznane :-)
    pozdrawiam

    • 1 2

    • Elizka, to teraz już wszystko jasne ;)

      Jak będziesz w 3mieście zjaw się na jakiejś wycieczce,
      a jak nie sami się do Ciebie wprosimy ;)

      • 0 0

    • Miałem juz kiedyś "przyjemność" jechać z sakwami przez Warszawę (tranzyt) i jednak wolę Tatry ;)
      Wpadnij do nas koniecznie na przejazd rowerowy w czerwcu :)

      • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rajd Climate Classic Gdańsk 2024

220 - 350 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum