• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Titus Polska 8h na okrągło; Sopot 21.06.2008

Andrzej Butkiewicz
30 czerwca 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
aktualizacja: godz. 09:19 (30 czerwca 2008)

Sztafeta na rowerach? A cóż to takiego? Zachęcająca była trasa o długości 15 km wyznaczona przez Robina i Wojtka z Sopot Killers. Tydzień przed zawodami miałem okazję przejechać jej fragment i chęć startu zaczęła powoli kiełkować. Jednak forma jazdy "w kółko" nie do końca mi odpowiadała więc na start zdecydowałem się praktycznie w ostatniej chwili, za namową Agi na jazdę w kategorii DUO MIX.



Strategia była prosta: zmieniamy się co 2 kółka chyba, że ktoś wcześniej zasygnalizuje zmęczenie. Ruszyłem pierwszy. Trasa bardzo dobrze oznakowana i sprawiająca wielką przyjemność z jazdy. Na maratonach pierwsze 10 km uznaję za rozgrzewkę i tu miało być identycznie. Niestety na 3 czy 5 km zacząłem odczuwać nudności i zmęczenie! Znowu ten przeklęty izotonik z tauryną! Przed startem nie zdążyłem kupić powerade'ów i zatankowałem nutrenda zawierającego taurynę. Teraz ponad wszelką wątpliwość potwierdziłem, że tego typu izotoniki czy żele źle na mnie działają. Na maratonie w Chodzieży miałem identyczną sytuację z żelami Nutrenda (carbosnack), które również zawierały taurynę.

Przestałem popijać trujący izotonik i mocniej nacisnąłem na pedały. Trasa była (jeszcze) sucha i nic nie zapowiadało zbliżającej się ulewy. Świeciło słońce przez co zaczęły mi się gotować ręce w długich freeride'ówych rękawiczkach. Nagle usłyszałem trzask, a pedały stanęły w miejscu nie mogąc wykonać obrotu korbą. Natychmiast zahamowałem, lecz było już za późno. Moja prawie nowa tylna przerzutka XT została przecięta na dwie części. Co za pech! Pierwszy raz w życiu złamałem przerzutkę! I to na wyścigu, w którym miałem szansę na pierwsze w życiu pudło! Zrezygnowany zadzwoniłem do Agi, która od razu wystartowała, a sam truchcikiem zacząłem podążać do mety. Przede mną 5 km biegu...

Gdy wreszcie dotarłem na metę ktoś do mnie podszedł i zapytał czy to ja jadę w parze z Agnieszką. Okazało się, że Aga poprosiła kolegę (dzięki Krzysiek!!!), który podjechał do domu aby przywieźć mi drugą przerzutkę! Podjechałem do prowizorycznego pit-stopu pod drzewem gdzie zaczęliśmy szybko doprowadzać mój rower do porządku. Za chwilę miała przyjechać Aga więc lepiej abym miał sprawny rower aby ją zmienić. Niestety okazało się, że hak jest wykrzywiony i próba jego wyprostowania skończyła się tym, że nie wchodziły mi dwie największe zębatki z tyłu. Reszta na szczęście działała więc ucieszony, że walka jeszcze się nie skończyła wskoczyłem na rower i zmieniłem Agnieszkę na trasie. Na szczęście zdążyłem też zastąpić izotonik czystą wodą...

Drugie kółko było lepsze, bo znacznie lepiej znałem trasę, a poza tym byłem rozgrzany. Niestety jak tylko ruszyłem z linii startu zaczął padać deszcz... padał coraz mocniej miejscami zmieniając się w prawdziwą ulewę. Moje długie rękawiczki zaczęły wspaniale spełniać swą rolę. Niestety jechałem w krótkiej koszulce, która z miejsca została przemoczona i spryskana błotem. Trasa zrobiła się bardzo śliska i trzeba było mocno uważać na zakrętach. Jechało mi się całkiem nieźle, lubię taki hardcore. Po drodze spotkałem Anię z Treka, która złapała kapcia w bezdętkowym kole... później dowiedziałem się, że tak jak ja ona również zaliczyła truchcik po trasie :)) Dojechałem na metę upaćkany błotem, Aga natychmiast wystartowała do swojego drugiego okrążenia.
Na zawody przyjechałem samochodem, w którym miałem trochę ubrań na zmianę. Niestety nie zdążyłem odebrać od Agi kluczyków i wzięła je ze sobą na trasę. To był pech, bo okazało się, że Tacoo potrzebuje transportu do szpitala (wypadek zakończony kontuzją żebra), a mając kluczyki i ponad godzinę czasu bez problemu mogłem go zawieźć. Niestety chłop musiał sobie radzić sam i w końcu chyba pojechał taksówką. A ja czekałem godzinę w mokrych ciuchach posilając się gorącą herbatą i rosołem z makaronem. Jakie szczęście, że impreza odbywała się tuż obok knajpki:)

Aga powróciła cała umorusana błotem. Po otworzeniu samochodu założyłem na siebie kurtkę przeciwdeszczową i ruszyłem na moje trzecie okrążenie. Tym razem jechało mi się znacznie ciężej. Trasa była już bardzo błotnista i rozjechana dziesiątkami kół. Na dodatek cały czas nie miałem dwóch najwyższych biegów z tylnej przerzutki przez co podjazdy musiałem robić z buta. Deszcz padał, a ja mozolnie przebijałem się przez mokre korzenie, szybkie techniczne zjazdy i powolne podjazdy robione na piechotę. Zaczęło brakować jedzonka bo na trasę zabrałem tylko 1 żelka. Kilka kilometrów przed metą miało mi także zabraknąć wody... Ale nie to było najgorsze. Przede mną, chyba na 7 kilometrze pojawiła się przeszkoda, którą pokonywałem już dzisiaj dwukrotnie: strome, króciutkie podejście, a następnie równie krótki zjazd po korzeniach aż do wielkiego drzewa tarasującego ścieżkę. Po prawej stronie tego zjazdu była sporej wielkości jak na warunki Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego przepaść: kilka metrów w dół, bez krzaków. Wpinając się w pedały pomyślałem tylko "przecież się tam nie ześlizgnę" i w tym momencie przednie koło podwinęło się w lewo, a ja poleciałem w prawo, bokiem (chyba) i głową do przodu w stronę zbocza. Zrobiłem co najmniej jeden fikołek, rower odpadł gdzieś na bok, a ja zatrzymałem się dopiero przy powalonych drzewach, które ostrymi kawałkami celowały w moją stronę. Leżałem tak przez kilka sekund, właściwie nie wiem ile dokładnie, pamiętam tylko, że w prawej nodze zaczął łapać mnie kurcz więc szybko naciągnąłem mięsień. Ze zdumieniem stwierdziłem, że nic mi nie dolega, żadnego złamania nie ma, jedynie obie nogi porysowane na całej długości.
Powoli wstałem, podniosłem leżący 2 metry dalej rower i powoli wdrapałem się do góry (ciężko było). Na górze jeszcze raz sprawdziłem obrażenia i ponownie zdziwiony ruszyłem w dalszą część trasy. Jednak jestem urodzony pod szczęśliwą gwiazdą :)

Po kilku minutach zaczęły mnie boleć stłuczone mięśnie więc nawet mniejsze podjazdy robiłem z buta. Poza tym wykrzywiona przerzutka zaczęła się klinować w błocie w ten sposób, że każde silne naciśnięcie na pedał blokowało łańcuch. Skończyła się też woda... do mety 3 kilometry, a ja powoli jechałem w deszczu wiedząc, że najważniejsze jest dojechać cało i zdrowo aby Aga mogła zrobić jeszcze jedno kółko. Na tym właśnie polega sztafeta! Kilkaset metrów przed metą, a właściwie przed ostatnim zjazdem z Łysej Góry wyprzedził mnie kolega z pracy (pozdrowienia Zbychu). Na tym lekkim podjeździe nie miałem ani siły ani odwagi go gonić. Gdybym teraz rozwalił drugą przerzutkę... Wyjechaliśmy na kawałek płaskiego i tam mocniej nacisnąłem na pedały aby w ostatniej chwili prawie przed samym zjazdem wyprzedzić go i puścić klamki rzucając się w dół trasy narciarskiej. Nie udało mi się wyciągnąć więcej niż 49 km/h, ale zważywszy na warunki i tak było super. Nie ma to jak dobry zjazd :)) Zbyszek pojechał dalej, startował w solo i zrobił w sumie 5 okrążeń! Ja skończyłem swoje trzecie i cieszyłem się, że to już koniec :) Aga ruszyła, aby zdobyć dla nas piąte kółko i z tym wynikiem ukończyliśmy zawody na I miejscu w kategorii DUO MIX! Moje pierwsze w życiu pudło! Tym bardziej będę je pamiętał, że przypłacone złamaną przerzutką i poobijanymi nogami oraz ręką.

Polubiłem tę formę zawodów. Widzę kilka zalet w stosunku do maratonów. Po pierwsze fajna jest współpraca w zespole. Po drugie, po każdym kółku masz czas aby wykonać naprawy roweru oraz posilić się co na zwykłych maratonach grozi utratą cennego czasu. Po trzecie, jeśli kółka są dość długie (15 km) to nie odczuwasz wrażenia jazdy w kółko, a coraz lepiej poznajesz każde okrążenie i możesz pracować nad lepszymi czasami. No i zdecydowanie lepiej stoi się na pudle w towarzystwie teamu, niż samotnie :) Polecam i zapraszam w imieniu organizatorów na kolejne edycje TITUS POLSKA 8H NA OKRĄGŁO.
Relacja pochodzi ze strony Gdańskiej Ekipy Rowerowej
Andrzej Butkiewicz

Opinie (8)

  • Pozdrawiam również:D

    Faktycznie jak piszesz -trasa super, ale pogoda też - dzięki ulewie przynajmniej nudy nie było. Ale przez to zatarłem linki i tylne V'ki odmówiły posłuszeństwa, do tego starłem klocki do zera. A mokre korzenie rulez - kilka razy miałem takie poślizgi, z których do teraz nie wiem jak wyszedłem.
    Naprawdę świetna, kameralna impreza! Oby więcej takich w regionie.

    • 0 0

  • track gps

    Czy ma ktoś może track gps z trasy wyścigu?
    Cześciowo ją przejechałem w piątek przed zawodami jak chłopaki rozwieszali znaki, niestety nie mogłem startować, a chętnie bym się tą trasą przejchał.

    pozdr

    Konrad

    • 0 0

  • fajna trasa

    • 0 0

  • coś tutaj szybko opinie znikają....

    trochę takie PISowskie posunięcia. Ale co ja tam będę pisał. Sama impreza - świetny zamysł. Nic tylko kontynuować...

    • 0 0

  • A no znikają i bedą znikać...

    Jak ludzie nie nauczą się wypowiadać na temat, to niech nie liczą, że będzie się akceptowało taki "śmietnik". Jeśli ktoś ma jakieś propozycje związane z przedstawieniem relacji, proszę o sugestie zanim owy tekst pojawi się na stronie. Wszystkim niestety nie dogodzę!

    • 0 0

  • komentarz

    zawsze nim zdąrze przeczytać "inne" ciekawe komentarze to one znikną :/ Admin podeślij mi je na e-maila, co bym nie był do tyłu :)

    • 0 0

  • Adminie masz rację.

    co do usuwania postów nie na temat. A jeżeli ktoś ma \"wycieczkę\" do admina niech pisze na podany wyżej adres e-mail. Aby nei było, że piszę OT, to zaproponuję, żeby po imprezie 8 godzinnej nastąpiła 24 godzinna. To większa masakra ;)

    W centralnej Polsce jest
    http://www.mazoviamtb.pl/index24h.php

    A u nas nici. Moze ktos by się skusił, skoro na 8h byli chętni? No i trasa musiałaby być bardziej lajtowa...

    • 0 0

  • 8h - czad impreza

    Dorzuce swoje 3 grosze :)
    Impreza byla super, trasa tez swietna - bardzo ciekawa, szybka i dosc widokowa po moich ulubionych sopockich sciezkach :)
    Oznaczenie - SUPER, organizacja - EXTRA - jedna z 3 najlepszych imprez w ktorych bralem udzial /a bylo ich co nie miara/.
    Swieze paczki, drozdzowki, napoje i zele energetyczne oraz kawa i herbata byly dostepne w ramach przyzwoitego wpisowego. Obsluga mila i zyczliwa a 15-16 cieply posilek wliczony w startowe w knajpce, przy ktorej odbywal sie start. Na zakonczenie grill i piffko :)

    Czego oczekiwac wiecej?!

    Bylo swietnie!! Oby za rok powtorka!

    PS: Objazd trasy moge zaproponowac prawdopodobnie w poniedzialek wieczorkiem. Szczegoly - pisz PeterMTB(at)interia(dot)pl

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum