• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Skandia Maraton MTB; Gdańsk 07.06.2009

Mieczysław Butkiewicz; opr.Krzysztof Kochanowicz
10 czerwca 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 

Pomimo tego, że zawiązała się liczna grupa chętnych na maraton Skandii w Gdańsku, nie rozważałem udziału w tej imprezie. Po długiej przerwie z moją kondycją nie było najlepiej. Zrobiłem parę trudniejszych rajdów i parę indywidualnych treningów, jednak nie gwarantowały one sukcesu w maratonie, przynajmniej osobiście tak myślałem.


Mijały dnie, tygodnie i gdy nadszedł ostatni tydzień, coś mi zaskoczyło; pomyślałem: dlaczego miałbym nie spróbować? Na trzy dni przed imprezą postanowiłem jednak wystartować! Najwyżej nie dojadę :) Umówiłem się z naszą ekipą, aby wszyscy przyjechali trochę wcześniej celem wykonania pamiątkowego zdjęcia. Przy okazji podziękowania dla Bona, który specjalnie dla nas musiał wstać w środku nocy (dla kolegi godz. 10 to jeszcze noc). Po zrobieniu zdjęć każdy rozjechał się do swego sektora. Było dość chłodno, a oczekiwanie na start strasznie się dłużyło. W końcu ktoś tam wystrzelił i poszły konie po betonie...
Ruszyłem i ja swoim zwyczajnym i spokojnym tempem. Początkowo wszyscy, no prawie wszyscy mnie wyprzedzali, a ja nadal utrzymywałem swoje tempo czekając aż skończy się asfalt. Musiałem się rozgrzać. Z prawej zauważyłem, że chce mnie ktoś wyprzedzić, więc go przepuściłem. Tym kimś był właśnie kolega Intel. Pomyślałem: a niech sobie jedzie i tak go dopadnę na zjazdach... Pojechał. Z lewej z kolei zaczyna wyprzedzać mnie jakaś dziewczyna, jak się okazało później była to nasza koleżanka Tatanka. Zamieniliśmy parę słów i pognała (zdobyła II miejsce, brawo; jesteś wielka) Wszyscy odjeżdżają, pomyślałem trzeba się brać do roboty.
Skończył się nareszcie asfalt i żarty, zaczyna się to, co osobiście najbardziej lubię, czyli błoto, zjazdy znowu błoto i tak w kółko. Niezliczone ilości błota. Ruszyłem, a przede mną grupka kolarzy, która ciągle się oddalała, teren zaczyna się robić sprzyjającym dla mnie, więc mówię sam do siebie: "Mietek, bierz się do roboty".
Pierwszy zjazd - puściłem klamki, a na liczniku 40km/h. Zaczynam powoli dochodzić do w/w grupki składającej się chyba ze 20 kolarzy. Po kilku kilometrach ponownie zjazd! Wszyscy prawie zeszli z rowerów, ale ja kozak jadę dalej. Przesunąłem zadek za siodełko i tu "łyknąłem" chyba z pięciu konkurentów. Zostawiłem ich i pognałem dalej i to szybciej, w końcu doszedłem tę resztę grupy, ale niestety podjazd pokrzyżował mi plany. Dochodzi mnie ta piątka, którą przed chwilą zostawiłem z tyłu.
No cóż napracowałem się a oni mnie w końcu dopadli! Są młodzi, im łatwiej wjeżdżać pod górę niż mi. Błoto niesamowite, opon ani felg nie widać, ciężko się jedzie i traci się dużo sił a w dodatku cała sztuka polega na tym, aby się utrzymać na siodełku. Jak wyprzedzałem kogoś to w tym momencie dokładałem mu trochę błota na jego ubranie. Leciały na mnie czasami za to gromy, no, ale cóż taki jest sport, jak facet nie umie się utrzymać na takim błotku i daje się wyprzedzać, to jest ochlapany przez przeciwników.....Nie ma zmiłuj się. Po 15km bufet, a ja nawet się nie zatrzymałem, miałem zapas wody a węglowodany w plecaku.
Kolega Intel z początku jechał przede mną, następnie wyprzedziłem go, ale on siedział przez jakiś czas na moim kole. Przy długim zjeździe chyba go wówczas zgubiłem, bo miałem bardzo dużą szybkość a w tym momencie nie było błota. Łudziłem się, że w końcu dopadnę Ola, ale ten wyczuł chyba moje intencje i nie dał się złapać na pineski, które miałem mu podsypać pod koła :) Pewno się modlił, żeby go Mietek nie dogoni i faktycznie już go nie złapałem.... a szkoda, wielka szkoda.
Te wszystkie zjazdy zaliczyłem bezbłędnie, "łykając" w końcu całą 20 osobową grupę i jeszcze paru jadących samotników. Już mnie więcej nie zobaczyli, naciskałem coraz mocniej na pedały na odcinkach prostych wiedząc o tym, że już przejechałem 20 km. I tu miałem małą wywrotkę prosto w duże błoto, ale było spowodowane upadkiem przede mną jadącego chłopaka, musiałem mocno zacisnąć obie na raz klamki i było już za późno, nie było gdzie skręcić rowerem. Walnąłem jak długi. Wygrzebałem się z tego błota i pojechałem dalej, tylko małe starcie naskórka. Trasa była bardzo niebezpieczna ze względu na błoto, rowerem rzucało na lewo i na prawo, czasami trudno było utrzymać się na siodełku. A moje semislicki "tańczyły" jak na balu maskowym, ubrane w warstwę błota.
Statuetka, którą zostałem nagrodzony Statuetka, którą zostałem nagrodzony

Po tańcach w błocie pojawia się miła informacja, że do mety zostało tylko 5km. I tu postanowiłem zużyć wszystkie zapasy kondycyjne, ponieważ gonił mnie jakiś starszy pan a więc konkurent. Na zjeździe z Owczarni ku Dolinie Ewy on był przede mną, więc jeszcze mocniej nacisnąłem i w końcu krzyknąłem do niego "lewa wolna" ... lekko zjechał na prawo i tu przegrał ze mną, ... już nie dałem mu szans. Parłem jak oszalały na liczniku 37km/h i wpadłem na ostatnia prostą, gdzie tuż przed wyprzedziłem jeszcze jednego zawodnika ....Uff! Nareszcie koniec.
Wpadłem na metę prawie prosto w objęcia mego syna, a on krzyczy do mnie, że wołany byłem przez głośniki na podium, abym odebrał nagrodę jako najstarszy zawodnik tego maratonu i w dodatku za to, że przejechałem w tak ciężkich warunkach całą trasę. Jeszcze nie zdążyłem dobrze odsapnąć, a na szyję z gratulacjami rzucają i się koledzy Olo, Bono i Wiesiek obejmują mnie z całych sił. Za chwilę Andrzej pociągnie mnie do Czesława Langa by zameldować: "oto ten najstarszy".
Tak sobie myślałem: ...co oni chcą ode mnie? Jakaś dekoracja, ale, za co? Z przemęczenia nie mogłem jakoś skojarzyć. Wciągnęli mnie na podium ...obok piękne dwie dziewczyny, a Jan Kozłowski - Marszałek Województwa Pomorskiego wręcza mi statuetkę i składa gratulacje. Po chwili gratuluje również sam dyrektor zawodów Czesław Lang. Ale było mi miło, a jaki stałem się sławny ;) ...a schodząc ze sceny niespodziewanie wyrosła mi przed nosem jakaś czarna bania w postaci mikrofonu. No tak to znowu wywiad. Próbowałem ich zniechęcić od tego zamierzenia, ale dziennikarze zawsze są uparci (w końcu to ich chleb). Parę słów powiedziałem i na szczęście dali mi spokojnie udać się na posiłek.

Na zakończenie zanim wraz z Andrzejem udaliśmy się na jedzonko, podszedł do mnie ponownie Pan Marszałek i w te słowa mówi: "podziwiam Pana, aby w takim wieku przejechać cala trasę i nie widać specjalnie po Panu zmęczenia", to podniosło mnie na duchu, więc odpowiedziałem mu to zasługa długiej żmudnej i ciężkiej pracy, nic nie ma za darmo.
Na zakończenie trochę o sprzęcie: na maratonie miałem założone opony Panaracer MACH SK (przednia) i SS (tylna), jednak to było wielkie nieporozumienie, po takim błocie jechać na semislickach. Rzucało na boki a najgorsze jak pod górką się zatrzymałem lub zwolniłem to koła się obracały w miejscu. Dziwne, że nie miałem żadnego upadku ze swojej winy. Żebym miał lepsze opony to, kto wie, pewno większy byłby sukces. Czas mojego przejazdu: 1h 46min Ubłocony, umorusany w błocie, ale szczęśliwy a po za tym razem żadnej awarii ani żadnych skurczów mięśni. Na drodze widziałem bardzo dużo awarii rowerów, jednym pękały łańcuchy a wielu łapało gumy. Trasa bardzo solidnie przygotowana pod względem oznaczenia, ale zaliczyłbym ją do ciężkiej...

Nasza ekipa liczyła 8 osób. Swoją obecnością zaszczycił nas również Tomek "Flash", który również złożył mi gratulacje, a my cieszymy się, że nareszcie powrócił do zdrowia.

Do zobaczenia na następnym Maratonie


Relacja pochodzi ze strony Gdańskiej Ekipy Rowerowej
Mieczysław Butkiewicz; opr.Krzysztof Kochanowicz

Wydarzenia

Opinie (4)

  • (1)

    Gratulacje! rajd rzeczywiście przy takiej pogodzie nie należał do łatwych.

    ... ale co niby ma oznaczać ta zardzewiała korba w statuetce ????

    • 0 0

    • no przecież na maratonie po błocie jechałem, więc zdążyła zardzewieć:) a tak na serio to ona wygląda jakby była wykonana z brązu, chyba na takiej korbie maratonu raczej nie przejechałbym:)

      • 0 0

  • Mietku, nasze gratulacje...

    ...ale jak ostatnio mówiłeś, że z Twoją kondycją co raz gorzej, to tylko uśmiechnąłem się nic już nie mówiąc, bo wiedziałem, że i tak wcześniej czy póżniej pokażesz na co stać 72-latka. Masz już takie doświadczenie, że słaba kondycja, to kwestia tylko czasu; a po zimie wiadomo jak jest.
    Życzę Ci w moim imieniu i Grupy Rowerowej Trójmiasto kolejnych sukcesów w maratonach i wycieczkach. Pokaż młodym jak to się robi !
    ps. dla takich pięknych dziewczyn warto było stanąć na podium; szkoda tylko że masażu nie było ;)

    • 2 0

  • Przyłączam się do gratulacji!
    Dla mnie to był pierwszy start w jakimkolwiek maratonie. Pomimo błota dojechałam. Rower nie zawiódł i czas nie był najgorszy. Pogoda nie była najlepsza, ale za to atmosfera świetna! Pozdrawiam wszystkich uczestników.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum