• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Przez Kociewie i Kujawy: trasa z Tczcińska do Kruszwicy

Wojciech Twardy (Wojt)
16 czerwca 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
aktualizacja: godz. 18:21 (16 czerwca 2008)

W Kruszwicy niedaleko Inowrocławia mieszka moja rodzina, stąd też pomysł odwiedzenia ich nieco innym środkiem transportu niż samochód. Po raz pierwszy tamtejsze okolice na rowerze odwiedziłem w 1997 roku, jednak nigdy wcześniej nie odważyłem się udac się tam bezpośrednio rowerem. Jeszcze do niedawna pokonanie dystansu 200 km w ciągu jednego dnia było dla mnie nie do osiągnięcia, jednak w końcu odważyłem się. Cel został osiągnięty, marzenie zrealizowane, no i rekord życiowy pobity.



Na miejsce startu wybrałem moja rodzinną miejscowość Trzcińsk pod Starogardem Gdańskim. Wyprawa rozpoczęła się 14 sierpnia 2007 r. o godzinie 6.44 spod mojego domu. Pogoda również sprzyjała: wiatr w plecy, co pozwoliło mi na bardzo szybką jazdę. Niespełna pół godziny od startu byłem już w Starogardzie Gdańskim. skąd skierowałem się na Skórcz; na tym odcinku trasa jest dość pofałdowana z dwoma dość ciężkimi jak na Kociewie podjazdami i sporymi serpentynami.
W Skórczu nie zabawiłem długo, zatrzymałem się tylko przy wjeździe do miasta robiąc pierwszą fotkę. Następnie skierowałem się drogą nr 214 w kierunku Borów Tucholskich. Wraz z kolejnymi kilometrami zaczęło robić się coraz cieplej; "powoli dzień budził się ze snu". Pierwszy dłuższy postój zrobiłem dopiero za miejscowością Głuche. By nie jechać cały czas głównymi drogami skierowałem się mało uczęszczaną asfaltową drogą na miejscowość Osie, "blachosmrodziarstwa" tu praktycznie nie było. Zaś w miejscowości Łuby trafiłem na "polską królową szos" - Syrenkę , którą uwieczniłem na fotce, gdyż to dość rzadki dziś już widok. Niestety później jakość drogi się pogorszyła, zmieniła się ona z asfaltowej na brukową, co dobre jest dla rowerów górskich a nie mojego trekkinga. Tak musiałem się męczyć przez następne 9 km do samego Osia. Tam zrobiłem kolejny postój i nadałem pierwszy meldunek z trasy.

Z Osia kontynuowałem swoją podróż w kierunku Świecia, po drodze mijając miejscowości o śmiesznych nazwach takie jak Żur , czy Grabowa Buchta. Jako, że należę do pasjonatów kolei w Laskowicach obejrzałem miejscową stację PKP, którą znam jedynie z pociągu. Po wyjeździe z Laskowic, spotkałem dwie trenujące kolarki, które przemknęły niczym pocisk. Nawet nie starałem się je dogonić. Do Świecia dotarłem około godziny 11, na liczniku już 85 km, jednak to nawet nie połowa trasy. Tu na miejscowym rynku, zrobiłem sobie krótki postój. Jako, że upał powoli zaczynał dawać się we znaki, zjadam pierwsze jogurty i trochę chrupkiego pieczywa. Jeszcze przed wyjazdem z miasta, pojechałem obejrzeć miejscowy zamek, niestety tylko z zewnątrz. Jest to piękna dobrze zachowana budowla i robi bardzo dobre wrażenie, niestety z braku czasu nie mogłem pozwolić sobie na zwiedzanie bo do mety było jeszcze strasznie daleko. Ze Świecia wyjechałem malowniczą drogą wzdłuż Wisły podziwiając piękną panoramę miasta po drugiej stronie rzeki. Z moją trasą pokrywały się tam dwa szlaki rowerowe czerwony i czarny. Malownicza nadwiślańska trasa doprowadziła mnie do drogi nr 1, którą dojechałem, do remontowanego mostu. Był on jednak zamknięty i trzeba było skorzystać z mostu tymczasowego, który jak się okazało nie był dostępny dla rowerów :( Pozostało mi nic innego tylko przeprowadzić rower po kładce dla pieszych.

Po pokonaniu przeszkody jaką był most na Wiśle mogłem kontynuować jazdę i po paru kilometrach dotarłem do "Krakowa północy" czyli Chełmna. Wjazd do miasta to najcięższy w dzisiejszym dniu podjazd. Podczas wspinaczki spotkałem jedynych na trasie turystów rowerowych. Niestety nie zdążyłem zamienić z nimi nawet paru słów bo pędzili w przeciwnym kierunku niczym błyskawica. Trudy podjazdu zrekompensował mi widok starego miasta z ratuszem po środku rynku. Chełmno nie bez powodu nazywam Krakowem północy, bo to jest jedno z najpiękniejszych małych miasteczek, jakie odwiedziłem podróżując po Polsce. Szczególne wrażenie robi ratusz z pięknymi fasadami a także katedra, którą można porównać wielkością do pelplińskiej. Uroku temu miastu dodają też piękne kamieniczki oplatające rynek. Można tu naprawdę spędzić dużo czasu podziwiając to piękne urokliwe miasteczko. Jednak w moim przypadku trzeba było ruszać dalej bo kilometrów do pokonania pozostało sporo: ponad 100! Wyjazd z Chełmna także pod górkę ale już nie tak wyczerpujący jak wjazd. Wyjeżdżając z miasta drogą nr 550 podziwiałem piękne widoki, pokonując ten fragment trasy, można poczuć się jak w górach.
Pierwsze kilometry na trasie do Unisławia też były malownicze - prawie jak w Górach Świętokrzyskich. Sama droga spokojna, choć musiałem robić już częstsze postoje, kolejny zaplanowany był właśnie w Unisławiu. Długo zajęło mi szukanie czegoś na czym można posiedzieć, w końcu wybrałem ławeczkę pod blokiem ;) Poszły w ruch kolejne jogurty, znowu chrupkie pieczywo. A dla umilenia czasu uciąłem sobie pogawędkę z mieszkańcami. Jednak czas gonił, dlatego rozmowy specjalnie nie przedłużałem.

Odcinek Unisław - Toruń pokonałem niczym bardzo szybko: 30 km/h nie schodzio z licznika. Jedyne postoje na tej trasie to: odebranie telefonu od kuzynki i załatwienie potrzeby fizjologicznej w pod toruńskim lesie :) Po 9 godzinach drogi w końcu dotarłem do Torunia. Oczywiście przy wjeździe do miasta - fotka. Przejazd przez miasto zwłaszcza w godzinach szczytu do łatwych nie należy. Brakuje tam przede wszystkim ścieżek rowerowych, a te które były prowadziły do nikąd i urywały się nagle. W pocie czoła udaje mi się dotrzeć do Centrum. Na Starówce szukam miejsca, gdzie mógłbym coś przekąsić. Tuż pod samym Ratuszem trafiłem na pierogarnię, gdzie postanowiłem się zatrzymać. Czekając na posiłek podziwiam stare miasto i robię fotki. Pięknie się siedzi i kontempluje jednak drogi jeszcze kawałek. Na liczniku już 144km, powoli zbliżałem się do mojego rekordu życiowego 156km.

Wydostanie się z miasta, też do łatwych nie należy. Brak ścieżek rowerowych robi swoje. Na most na Wiśle, udaje mi się wjechać Bulwarem FiladelfijskimToruń - Inowrocław, to najgorszy odcinek na tej trasie bo wiedzie krajową droga nr 15. Ruch bardzo duży, trąbiące "blachosmrody", próbujące staranować mnie tiry, odwracający się wiatr spowodowały, że dopadł mnie kryzys a jak jest kryzys to nerwy i frustracja na wszystko. W Gniewkowie zatem robię ostatni dłuższy postój, zjadam ostatnie zapasy jedzenia jakie mi jeszcze zostały by nabrać sił na ostanie 34km. Do Inowrocławia dojeżdżam w ogromnym hałasie, nerwach i frustracji, ale również i ogromną ulgą, że już koniec tej ruchliwej drogi. Sama jej jakość jest bardzo dobra niedawno była ona remontowana, nie było żadnych dziur ani wybojów.
W Inowrocławiu nie zabawiam długo, czas mi na to nie pozwala. Dalej wybieram spokojną drogę przez Szarlej bo dosyć mam już blachosmrodowego hałasu, chociaż i tu tej zarazy trochę było. Jednak nie był już to taki horror jak na poprzednim odcinku trasy. Droga na przemian gładka, trochę dziur no i wiejski zapach ;) W końcu bo po ponad 14 godzinach drogi docieram do Kruszwicy, ale na liczniku tylko 196km a miało być 200;)

Jak postanowiłem to tak musiało być więc przed wjazdem do rodzinki zrobiłem jeszcze rundę wokół miasta do zakładów tłuszczowych by dociągnąć do pełnej dwusetki. Tuż przed blokiem mojej babci wyskakuje mi 200km na liczniku. Jest to wielka chwila dla mnie bo złamałem w końcu tą nie osiągalną jak dotąd dla mnie granicę. Wielką radością mogłem podzielić się z ojcem, który w tym samym czasie do mnie zadzwonił.
Na drugi dzień pobytu w Kruszwicy dochodzę do siebie. Po moim życiowym wyczynie nóg prawie nie czuję, jednak po południu bóle mijają i myślę by znów wsiąść na rower. Jednak by rozprostować kości wybieram spacer na tutejszy rynek.

Z wizytą w Inowrocławiu; rundka po okolicy
Kolejnego dnia postanawiam "dosiąść" mego rumaka i udać się do Inowrocławia zobaczyć tężnie, choć rodzina namawiała mnie żebym jechał z kuzynką autobusem. Tym razem postanowiłem jechać dwiema drogami, do Inowrocławia przez Szarlej, a z powrotem główną trasą przez Tupadły co by nie wracać tę samą drogą. Droga na Szarlej przebiega przy kolegiacie w Kruszwicy więc jeszcze przed opuszczeniem miasta postanowiłem się tam zatrzymać. Po krótkim postoju, pamiątkowym zdjęciu, ruszam w drogę. Z małymi przygodami docieram do Inowrocławia - fatalne mają oznaczenia, by dotrzeć do centrum trochę pobłądziłem. Ale w końcu się udało. Po dotarciu pod umówiony punkt udałem się wraz z kuzynką do solanki. Na inowrocławskich solankach czuć było w powietrzu wydobywający się jod z tężni. Byczyliśmy się tam przez ponad godzinę.

W Inowrocławiu znajduje się tylko jedna ale za to bardzo duża tężnia, ze szczytu, której rozciągają się piękne widoki na całe miasto. Wszędzie można napić się solankowej wody, przyznam że smakuje dobrze i dodaje wigoru, można tam spędzić cały dzień, jednak ja nie miałem zamiaru zostać tu do nocy. Musieliśmy wracać do Kruszwicy. W drodze powrotnej pędziłem niczym ekspres, momentami mój licznik wskazywał prędkość 35km/h, a to dzięki sprzyjającemu wiatrowi.

Z wizytą w Toruniu; rundka starym mieście
Czwartego dnia musiałem już wracać do domu, jednak po drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze w Toruniu u rodzinki. Trasy do Torunia nie będę opisywał, gdyż wiodła prawie tak samo, jak przyjazd do Kruszwicy. W Toruniu prócz odwiedzenia bliskich miałem zamiar jeszcze zwiedzić miasto, ale zacząłem od odpoczynku: obiad, kieliszeczek nalewki a w następnej kolejności zwiedzanie miasta. Pierwsze kroki, kieruje w stronę starego miasta, odwiedzam: Dwór Artusa , Ratusz Staromiejski i pierogarnię, w której stołowałem się podczas ustanawiania mojego rekordu;) Na starówce spotyka też mnie miła niespodzianka, otóż można tam jeździć rowerem, nie to co w Gdańsku, gdzie tylko straż miejska czyha za rogiem by wlepić Ci mandat.

Na starówce spotykam też rowerowe "ziwadło", rower na trzech kołach, czego jeszcze nie widziałem. Po rozmowie z właścicielem jak się okazało pracownikiem komunalnym dowiedziałem się, że jest to rower towarowy. Po zwiedzeniu Rynku Staromiejskiego udaje się zwiedzić Rynek Nowomiejski, gdzie szczególną uwagę zwrócił na mnie kościół z czerwonej cegły oraz kamieniczki. Następnie udaję się do nietypowego dworca kolejowego Toruń Miasto. A dlaczego nietypowego? Gdyż znajduje się przy samym moście kolejowym przez Wisłę. Następnym przystankiem zwiedzania był Bulwar Filadelfijski nad samą Wisłą, z którego rozciąga się widok na całe stare miasto oraz na oba mosty na Wiśle. Na zakończenie mej wizyty robię z niego kilka ujęć o zachodzie słońca po czym udaję się do rodzinki u której postanowiłem zatrzymać się na noc. Wieczór mija nam tak wesoło.

Droga powrotna: z Torunia do Trzcińska, mego domu rodzinnego
Po prawie tygodniu poruszania się po Kujawsko-Pomorskich drogach czas wracać do domu. Jako, że nie chciałem z Torunia wracać tę samą trasą wybrałem się przez Kowalewo Pomorskie, Wąbrzeźno, Radzyń Chełmiński, Grudziądz i Nowe a następnie odbiłem na Skórcz i Starogard Gdański. Najciekawszym obiektem na tej trasie był zamek w Radzyniu Chełmińskim. Trasa z Torunia do Trzcińska wyniosła 170km.

Zanim ruszyłem na trasę trzeba było się oczywiście wydostać z miasta. Akurat była to sobota więc ulice Torunia były w miarę puste. Kierunek obieram ku trasie wylotowej na Olsztyn. Wiedzie ona przez największe toruńskie osiedle Rubinkowo. Przejazd tą trasą ułatwia ścieżka rowerowa, którą z przerwami można dojechać aż do granicy miasta. Jest to jedyna porządna ścieżka rowerowa w tym mieście. Po ok. 10 kilometrach opuszczam miasto i krajową drogą nr15 jadę do Kowalewa Pomorskiego. Ruch tu spory ale spotyka mnie miła niespodzianka, tuż przed miastem trafiam na ciąg pieszo-rowerowy, który doprowadza mnie do samego miasteczka. Szczególną uwagę zwraca tu piękny rynek z dwupiętrowymi kolorowymi kamieniczkami. Spędzam tu ok. 20 minut i nadaje pierwszy meldunek z trasy, co by rodzinka się o mnie nie martwiła. Z Kowalewa kieruję się powiatową drogą o niewielkim ruchuw stronę Wąbrzena, po drodze mijam miejscowość o ciekawej nazwie Czystochleb. Jednak u celu nieco błądzę: zamiast jechać prosto to kieruje się w prawo, a do centrum wjeżdżam nieco od "cztero literowej" strony ;)
Na Rynku spędzam nie więcej niż 15 min. Następnie kierunek Grudziądz drogą nr 534. Po drodze jest jeszcze Radzyń Chełmiński i najciekawsza atrakcja na trasie - ruiny zamku krzyżackiego. Wstęp do niego jest jednak płatny, ale udaje mi się ubłagać kasjerkę i wejść na dziedziniec za darmo.

Po zwiedzeniu zamku robię sobie jeszcze krótką przekąskę po czym ruszam na obiad do Grudziądza. Pięknie płynie czas w Grudziądzu ale do domu pozostało mi jeszcze ponad 80 kilometrów. Jest już późne popołudnie dlatego też powoli musze się zbierać. Z miasta wydostaję się ścieżką rowerową , przez którą przebiega międzynarodowy szlak rowerowy R 1 z Kostrzyna do Gronowa. Ścieżka doprowadza mnie do mostu na Wiśle.

Po przekroczeniu go udaję się w kierunku miejscowości Nowe. Z moją trasą pokrywa częściowo pokrywa się szlak Dolnej Wisły. Droga do Nowego biegnie wzdłuż Wisły i to co najmilsze jest bez uciążliwych blachosmrodów. W Nowym nie zabawiam długo, gdyż na rynku jest pełno matek z dziećmi, które obsiadły wszystkie ławki. Powoli zaczynam już czuć klimat Kociewia. Za Twardą Górą widzę tablice z informacją Powiatu Starogardzkiego, co dodaje mi otuchy. Do domu już coraz bliżej a jazdę ułatwia mi fakt, że na drodze z Nowego do Skórcza samochodów praktycznie nie ma. W Skórczu robię ostatni postój, zaś w Starogardzie Gdańskim mogę już prawie na dobre powiedzieć, że jestem "w domu", do końca mojej wyprawy pozostało jedynie 10km. Do domu docieram prawie pod osłoną nocy.

Podsumowanie
To co dla mnie jest najważniejsze to fakt, że zrealizowałem moje marzenie: przekroczyłem jak dotąd nie osiągalną dla mnie granicę 200 kilometrów w ciągu jednego dnia i to w miejscu, które lubię odwiedzać. Ważne, że i pogoda dopisywała przez cały czas mojej wycieczki. W końcu o wiele lepiej podróżuje się gdy świeci słońce i jest ciepło. Przez te 5 dni zrobiłem prawie 500 km. Może kiedyś powtórzę mój wyczyn, do którego w myślach często wracam.
Wojciech Twardy (Wojt)

Parametry trasy

  • Region Polska
  • Długość trasy 500 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (13)

  • Bracie - gratuluję!:)

    • 0 0

  • Turysto!Nie zauważyłeś, że piękna, węzłowa stacja PKP

    Laskowice Pom. jest ZAMKNIĘTA na wszystkie spusty?Wracając po południu siedzisz NA DWORZE,ściślej na peronie-w zimnie,wśród tnących komarów,często w zacinającym deszczu...

    • 0 0

  • Fajny Grudziądz

    Fajny Grudziądz od strony Wisły. Może jakiś deweloper by postawił tam osiedle w pobliżu tak jak to się dzisiaj dzieje w całej Polsce i nazwał go np. Złote Mury?

    • 0 0

  • Laskowice zamknięte?

    hmm, jeszcze na jesieni wracałem z Laskowic ok. 19-20 i część kasowa była jak najbardziej otwarta. Chyba nawet sklepik działał. To w końcu duży węzeł, kolejarze wracający z pracy muszą mieć się gdzie schować. Ale w sumie od zimy to już nie jest dla PKP węzeł - bo na wszystkich "prostopadłych" kierunkach przewozy obsługuje PCC Arriva. Więc problemu marznących kulejorzy wracających ze zmiany nie ma. A że pasażer marznie... no cóż, nie od dziś wiadomo, że kolej służy dawaniu pracy kolejarzom i dowożeniu ich do niej, bynajmniej nie innym pasażerom ;-)
    Wojt, ciekawa trasa, ino fotek (i z podpisami) ciut więcej by się zdało.

    • 0 0

  • Ciekawe opowiadanie (1)

    Dobrze się czyta, gdy ktoś swoje przeżycia przeleje na papier i oprawi to jeszcze ciekawymi fotkami. Chętnie skorzystam z takiej wyprawy, ale autem. Na rower mnie nie stać. Zwiedzaj i ciesz się nadal!

    • 0 0

    • gupi

      pajac hehehe na rower go nie stać a na samochód tak debil

      • 0 0

  • Skoro Cię stać na samochód...

    ...to i powinno na rower! Jak dla mnie nie trzeba mieć dobrego sprzętu, by pozwolić sobie na "turystykę z sakwami". Trasę, którą pokonał Wojtek, akurat częściowo znam, jednak osobiście wolę zrobić 50 km więcej jadąc bocznymi drogami niż tłuc się wśród pedzących samochodów. Ale każdy ma swój świat...
    Pozdrawiam i życzę szerokich dróg.

    • 0 0

  • Witam cię Frans
    Trasa , którą pokonałem w ubiegłym roku , wiodła bocznymi drogami , jedynie odcinek Toruń-Inowrocław musiałem pokonać główną ze względu na brak sensownego objazdu.Ale w tym roku odkryłem że z Kruszwicy do Torunia można dojechac bocznymi drogami omijając Inowrocław i Gniewkowo. Na 15-tkę wyjeżdża się w Suchatówce już pod samym Toruniem , w tym roku przetestowałem ten wariant i go polecam
    A skąd znasz tę trasę ktorą pokonałem pozdrawiam

    • 0 0

  • Jak to skad ?

    Wystarczy otworzyć mapę, przejechać palcem i proszę trasa przygotowana. Tak też zrobiłem jadąc do mojej rodzinki i z powrotem. Jednak ze względu na miejscowości, które chciałem odwiedzić nieco zboczyłem z kursu, stąd zamiast zrobić 160 km, zrobiłem to z małą górką i wyszło 224 km ;) Ale co tam nie km się liczą, a to co zobaczyłem. I dlatego powtórzę, że dla pięknych widoków warto nadrabiać drogi, niz tłuc się byle by szybciej do przodu.

    • 0 0

  • Cieszę się, że w końcu udało Ci się ten artykuł opublikować, bardzo ładne zdjęcia zwłaszcza Grudziądz i zamek w Radzyniu Chełmińskim:) ale najważnijszy jest Twój wyczyn. Mam nadzieje, że trasę tegoroczną przez Kujawy na Mazury też Ci sie uda opisać. No i oczywiście miło mi, że uczyniłeś mnie jedną z bohaterek Twojego artykułu:)

    • 0 0

  • "... trzeba mieć odwagę marzyć i realizować swoje marzenia" - to cytat z książki Martyny Wojciechowskiej. Gratuluję wyczynu! Pokonywanie własnych rekordów, stawianie sobie poprzeczek i przekraczanie ich jest wspaniałym przeżyciem. I osiągnięciem godnym podziwu. Pozdrowienia dla ludzi z pasją :)

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum