• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Półwysep Rewski zimą

14 marca 2003 (artykuł sprzed 21 lat) 
Skrócony przebieg trasy: Jelitkowo - wjazd na plażę, plażą przez Sopot do Gdyni, do Skweru Kościuszki. Następnie ulicami: Waszyngtona, Portową, Wendy, Chrzanowskiego. Dalej Polską aż do Janka Wiśniewskiego. Janka Wiśniewskiego do Estakady Kwiatkowskiego. Dalej przedłużeniem Estakady w górę, koło kościoła na Obłużu, aż do Pułkownika Dąbka. Dalej główną szosą przez Pogórze, Kosakowo, Pierwoszyno, Mosty aż do Rewy.
Trasa powrotna: Rewa - Mosty - Pierwoszyno - Kazimierz - trasa do Rumii wzdłuż "Zagórskiej Strugi".



Na starcie stanęło nas tylko trzech: Tomasz, Mietek i ja (Maciej). Temperatura specjalnie nie zachęcała do wyczynów. Było około -3 stopni. Przyglądamy się przez chwilę chłopakom z gdańskiego klubu "Morsów", którzy w ramach rozgrzewki rozgrywali meczyk w nogę. Tego dnia na wodach Zatoki pojawiło się wyjątkowo dużo zwartej kry lodowej. Zastanawiałem się od dawna, skąd się bierze ta kra. Stworzyłem nawet pseudonaukową teorię, że przypływa z Północy. Prawda okazała się bardziej prozaiczna. Odkryłem ją przy okazji kolejnej wyprawy. Być może kra rzeczywiście przypływa z Północy, ale większość pochodzi z... Wisły. Wystarczy nawet niewielki wiatr ze wschodu, aby całe pola kry swobodnie się rozpłynęły po Zatoce. Myślę, że tej niedzieli kra miała zdecydowanie "wiślański" rodowód. Pospiesznie chowamy aparat do plecaka, wyciągnięty dla uwiecznienia kry i grających w piłkę "Morsów" i... w drogę.

Przez pierwsze kilometry jedzie się wspaniale. Plaża jest szeroka, dobrze ubita, twarda. Mkniemy jednym słowem. I tak jest aż do Sopotu. Przy samym molo, które jest w remoncie, spotykam grupę mocno opatulonych ludzi. Każdy z nich niesie jakiś sprzęt optyczny, przeważnie lornetkę. Zaczepiam jedną z dziewczyn. Okazuje się, że to akcja pokazowego obrączkowania łabędzi. Kiedyś byłem ornitologiem-amatorem. Przez chwilę odzywa się we mnie dawny instynkt bezkrwawego łowcy. Rowerek i chęć dotarcia za horyzont biorą jednak we mnie górę. Jadę dalej... Za Sopotem już nie jest tak różowo. Plaża jest słabiej ubita. Od wysokości Orłowa zaczynają się na niej pojawiać bryłki lodu - "łezki". Przypominają kształtem otoczaki. Najwyraźniej wyrzuciły je na brzeg fale. Ponieważ jest zimno, więc pozostały na plaży, przymarzając do niej. Jedzie się gorzej. Wolniej, w pedałowanie muszę wkładać więcej energii, koła co chwilę podskakują na "łezkach".



Dojeżdżamy do klifu. Tu obowiązkowo przerwa na fotkę. Jestem cały spocony. Prowadziłem rower przez ostatnie ponad sto metrów. Z mitu o zamarzniętej plaży nic nie zostało poza plażą. Opony głęboko wrzynają się w piach i kamienie. Klif jak zawsze imponujący. Widać na nim świeże ślady ostatnich sztormów. Spora część klifu tuż przy "ostrodze" (najtwardszej części klifu) od strony Orłowa majestatycznie zsunęła się do wody. Jest sporo połamanych drzew, mnóstwo świeżej ziemi i gliny. Jakiś czas temu mocno wiało. To wtedy, gdy kończyła się długa i jedyna tej zimy odwilż (drugi i trzeci tydzień stycznia). Na wysokości klifu zamarzająca morska woda przybiera jeszcze jedną postać. Zamarza wokół kamieni tworząc lodowe czapy. Puknięte "z buta" pękają. Widać wtedy, że lód szczelnie przywiera do kamieni. Jedziemy, a w zasadzie prowadzimy rowery dalej. Mój poczciwy rumak może być zaliczony do rodziny trekkingów. Z tyłu założyłem szeroką oponę, ale przednia to po latach używania typowy "slick". Teraz grzęźnie w gruboziarnistym piasku. O dziwo nikt oprócz nas tego ranka nie wpadł na pomysł wyprawy rowerowej. Jest tylko paru pieszych, którzy tak jak my, są najwyraźniej zafascynowani potęgą natury na styku klifu i morza.

Docieramy do Gdyni. Jedziemy deptakiem nadmorskim, mocno zatłoczonym. Od pewnego momentu deptak został przedzielony wzdłuż pachołkami. Z tej "zagrodzonej" strony stali ludzie z krótkofalówkami. Znowu się zatrzymuję i pytam, o co chodzi. Zwłaszcza, że ta przegroda utrudnia mi znacząco jazdę. Tym razem to bieg o nagrodę prezydenta Gdyni na dystansie 800 m. No "tyz piknie" jak mawiają górale. Przystajemy na chwilę u nasady Skweru Kościuszki. Czas na podjęcie decyzji, co dalej robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem. Ja rzucam spontaniczny pomysł, żeby powtórzyć jedną z moich tras letnich i wybrać się aż do Rewy. O dziwo moi kompani nie protestują. Wręcz przeciwnie, zgadzają się pomimo moich obiekcji, że daleko, że mocno pod górę, że słabo pamiętam...



Pogoda z nami, jest bezwietrznie. Więc, czemu nie? Prowadzę. Jedziemy ulicami Gdyni starając się dostać na Janka Wiśniewskiego. Wiem, że to zawsze, nawet w niedzielę, bardzo ruchliwa ulica. Niestety i tym razem to prawda. Mamy bardzo zdrowe tempo, dochodzące do 30 km/h, a nawet momentami większe. Co jakiś czas wyprzedzają nas kolejne samochody. Dwa zapamiętałem. Jeden wyprzedził nas z zawrotną prędkością i ryczącym silnikiem. Zrobił to niby bezpiecznie, ale w mieście nie powinno się tak pędzić. Nawet "przy niedzieli". Drugi to idiota. Z naprzeciwka nadjeżdżał autobus. W pewnym momencie zaczął go wyprzedzać osobowy. Widział przed sobą trzech rowerzystów. Musiał widzieć, bo ubieramy się jaskrawo, mamy odblaskowe detale wszyte w odzież. Nie przyhamował, nie zrezygnował z wyprzedzenia. Jeszcze zatrąbił...

Wspinamy się na estakadę. Jesteśmy już w zasadzie na Obłużu. Teraz czeka nas stromy i ciężki podjazd. Na szczycie zatrzymujemy się w supermarkecie. Wlewam w siebie dużego "Kubusia" i zakąszam bananami. Jesteśmy znowu mocno spoceni. Tempo było spore, podjazdu też. Ale humory dopisują. Podjedliśmy, trochę ochłonęliśmy. Czas dalej w drogę. Nadal prowadzę. I postanowiłem utrzymać wysokie tempo, około 25 km/h. Jedziemy teraz szosą z Pogórza przez Kosakowo. Omijamy ogromne tereny lotniska Marynarki Wojennej "Babie Doły". Dalej Pierwoszyno, Mosty. Ruch zdecydowanie zmalał. Wreszcie, po prawej stronie, wyłaniają się znowu wody Zatoki. Tabliczka z napisem "Rewa". Cel podróży. Od kilku lat obserwuję, jak rozrasta się ta miejscowość. Najwyraźniej musi coś być w powtarzanych co jakiś czas w prasie stwierdzeniach, że wody Zatoki się oczyszczają. Powstaje w ten sposób zapotrzebowanie na takie miejsca - blisko miasta, z możliwością wynajęcia domku nad samym morzem. Przybywa hotelików, pensjonatów. Miejsc, gdzie można kupić smażoną rybę. Chociaż jeszcze dwa lata temu kąpiel w wodach Zatoki Puckiej była zabroniona. Właśnie w Rewie.



Rewa i Półwysep Rewski. Coś jak Półwysep Helski, ale dużo, dużo krótszy, przypominający piaskową łachę. Ma on zmienną długość. Zależy ona od siły i kierunku wiatrów, falowania wód Zatoki. Myślę, że ma dwa do trzech kilometrów długości. Proszę mnie poprawić, jeżeli się mylę. W lecie jest to miejsce okupowane przez wszystkich, w tym ptaki. Pamiętam, że kiedyś odbywało się tu liczenie drobnych ptaków nadmorskich (w tym biegusów) żywiących się skorupiakami. Ustawiano w poprzek półwyspu niskie sieci, w które łapały się te drobne ptaszki. Jedziemy półwyspem. Na jego końcu kra utworzyła ogromne zwałowiska, wysokie na ponad 3 metry (patrz zdjęcia). Niewiarygodne! I piękne. Próbowałem sobie wyobrazić ogromną siłę wiatru i fal morskich tworzących tak ogromne konstrukcje. Coś fantastycznego. Wielokrotnie oglądałem "pocztówkowe" zdjęcia nadmorskiej zimy. Zatrzymane na falochronach przez mróz fale, malowniczo zwalona kra. A teraz, niespodziewanie, dane mi jest przeżycie TAKIEGO krajobrazu :-) Tomasz rozstawia statyw i strzela fotki. Uznaję, że mogę sobie pozwolić na wyprawę na szczyt lodowego zamku. Boję się, że skręcę nogę w kostce. "Idę" na czworakach. Zdziwiło mnie, że całe to usypisko jest... ruchome. Poszczególne fragmenty kry nie poprzymarzały do siebie. Wszystko się rusza i osypuje. Tym większe jest moje zaskoczenie, że wiatr i fale usypały krę do tak wielkiej wysokości. W końcu udaje mi się wdrapać na szczyt. Okazuje się, że za zamkiem lodowym, który właśnie zdobyłem, rozciąga się kolejny, jeszcze wyższy. Z miejsca, z którego Tomek robi zdjęcia, tego nie widać. "Niesamowite i piękne" pomyślałem. Cud natury, stworzony ręką Boga, pomyślałem. No nic, nie ma co marudzić. Trzeba w drogę. Chłopaki stoją nieruchomo, pewnie już trochę zmarzli. Jeszcze szybko łapię w dłonie kawał kry, ustawiam się w pozie "jest ok", upewniam się, że Tomek mnie uwiecznił i zawracam. Znowu boję się skręcić kostkę. Delikatnie wsuwam stopy w szczeliny i rozpadliny powstałe pomiędzy spiętrzoną krą. Ale zabawa! Oby chociaż jedno zdjęcie wyszło, bo mi nikt nie uwierzy, że przeżyłem coś takiego!

W pobliżu Rewy znajduje się ciekawy wojskowy obiekt, niewidoczny z plaży pomiędzy Gdańskiem a Gdynią. Widać go, i to przy dobrej pogodzie, z końca Skweru Kościuszki. Ale naprawdę w pełni widoczny staje się dopiero z plaży rewskiej. Nie jestem pewny, czy jeszcze lepiej nie jest widoczny z "Babich Dołów", ale nigdy nie byłem w tej dzielnicy, więc nie wiem. To "stara torpedownia". Nie wiem, skąd taka nazwa. Nie ma przecież "nowej torpedowni". "Stara torpedownia" przypomina ponure średniowieczne zamczysko. Tak przynajmniej wygląda z dużej odległości. Dzisiaj jest bardzo malowniczym, nieatrakcyjnym gospodarczo obiektem militarnym. Obiekt służył wojskom hitlerowskim. Pod Gdynią, a w zasadzie na wysokości wsi "Babi Dół" znajdował się niemiecki ośrodek badania torped. Podobno właśnie z tego obiektu wystrzeliwano torpedy w kierunku Helu. Pomiędzy Jastarnią a Helem znajduje się podobny budynek. Badano czas i tor płynącej torpedy. Na podstawie tych i wielu innych obserwacji udoskonalano konstrukcje broni... Tak więc przeszłość torpedowni nie jest zbyt chlubna. Do dnia dzisiejszego niewiele zostało. Na przykład prawie nic z betonowego molo łączącego główny, osadzony na palach budynek torpedowni z lądem stałym. Znajomy żeglarz mówił mi, że nawet przy bezwietrznej pogodzie podejście żaglówką do jej murów stanowi spore ryzyko ze względu na niewidoczne prądy.



Zmarzliśmy. Zjeżdżamy z plaży na szosę. Decydujemy się nie przedłużać przerwy w podróży w jednym z całorocznych, jak się okazuje, barów, serwujących gorącą rybę. Rzucam propozycję, żeby dotrzeć do Redy. Nie wziąłem ze sobą mapy, ale pamiętam, że istnieje utwardzona droga przez pradolinę Redy prowadząca do tego miasta. Tomek boi się błądzić. Pytamy się o drogę miejscowych. Mówią, że musimy się cofnąć aż do Pierwoszyna i dalej jechać według kierunkowskazów. Hm... To nie o tej drodze myślałem. Ale skoro nie mamy ryzykować... Więc nadal szosa... Tym razem tempo jest wolniejsze, ale nadal "zdrowe". W Pierwoszynie, przy samym kościele, skręcamy w prawo. Droga jest teraz kręta. Raz wznosi się, raz opada. To typowy "naleśnik" - jedna łata asfaltowa na drugiej. Ruch minimalny. W pewnym momencie przystajemy na "przerwę fizjologiczną", czyli wizytę w przydrożnych krzakach. Szybko zbliża się do nas jakiś samochód. Na bocznych drzwiach ma wymalowany duży napis "straż gminna". Wysiada policjant i jakiś drugi mundurowy, "strażak gminny". Wypytują o zawartość moich sakw. Widząc, że do roli weekendowych rowerzystów jesteśmy dobrze przygotowani, zostawiają nas na poboczu bez spisania numerów dowodów osobistych. Ruszamy dalej. Wkrótce dojeżdżamy do skrzyżowania niedaleko wód "Zagórskiej Strugi". Z odległości umieszczonych na kierunkowskazie wynika, że do Rumii mamy bliżej niż do Redy. Postanawiamy nie naddawać drogi. Wkrótce już jesteśmy w tym mieście. Prawie przez cały czas jechaliśmy wzdłuż "Zagórskiej Strugi".

Bez przeszkód odnajdujemy budynek PKP. Kupujemy bilety. Po około 25
minutach już siedzimy w kolejce...

Tekst: Maciej Słojewski
Zdjęcia: Tomasz Witkiewicz


Czas trwania trasy: 4h 45 min Początek: 10:15, Jelitkowo Koniec: 15:00, Rumia PKP
Długość trasy wg wskazań licznika: 55 km
Liczba uczestników: 3
Koszt (przejazd PKP): około 15 zł

Parametry trasy

  • Region Trójmiasto i okolice
  • Długość trasy 55 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (5) 1 zablokowana

  • Szkoda, że nie mogłem pojechać z Wami :-(((

    To prawda, iż zimą plaże zamarznięte są do tego stopnia, iż poruszanie się po nich nie sprawia najminiejszych problemów. A cypel Rewski o tej porze roku, jest na prawdę przepiękny. Wszędzie pełno lodu, ogromne kry pływające przy brzegu, sprawiają iż czujemy się jakbyśmy byli na jakimś lodowcu. W Rewie byłem wiosną, organizując wtedy rajd z Pucka przez zamek w Rzucewie i zahaczając m.in. o Cypel Rewski. Wdesy, przy pięknej słonecznej pogodzie też okolica ta wyglądała przepięknie. Warto byłoby wybrać się tam jeszcze nie raz !!!

    • 0 0

  • też zazdroszczę

    polecam jeszcze wycieczkę (ale chyba raczej pieszą, no chyba, że zimą) plażą od półwyspu w Rewie do Gdyni (da radę dojść do Oksywia, bo potem jest jednostka wojskowa)
    Jest to całkiem spory kawał plaży zupełnie nieznany przez turystów. Sa tam min. ciekawe urządzenia służące rybakom do transportowania łodzi rybackich w górę skarpy, przypominajace trochę kolejkę górska w Zakopanym.
    A wracajac do tematu "zamki" lodowe przy cyplu rewskim są rzeczywiscie imponujące - też się kiedyś wspinałem :))

    • 0 0

  • Droga z Rewy

    Rzeczywiście, jest utwardzana droga na skróty z Rewy do Rumi. I to wcale nie przez Pierwoszyno. W Rewie trzeba jechać niemal cały czas wzdłuż wybrzeża (jadąc "z powrotem" w kierunku Gdyni). Na tym dużym łuku w lewo trzeba skręcić lekko po asfalcie i ok. 20 m. dalej jest taka niepozorna dróżka między domami. Tam - jedzie się początkowo przez jakies straszliwe trzcinowiska - ale w końcu wyjeżdża się na drogę utwardzaną "jumbami". Stamtąd jest już wiele możliwości - można jechać do Redy, Rumi lub na północ - w kierunku Swarzewa, Rzucewa i Pucka. Jadąc tamtędy - do Pucka jest zaledwie ok. 13 km ! Sama Pradolina Redy jest wyjątkowo urokliwym miejscem ! Jest tam rezerwat ptaków morskich, żerowisko bocianów, czapli itp. Elektrociepłownia Wybrzeże ułożyła tam swego czasu dużo tych "jumb" wzdłuż i wszerz, więc jeździć tam można SUPER KOMFORTOWO na naprawdę MEGA OGROMNYM areale ! Martwię się tylko, że prędzej czy później ludzie zaczną tam śmiecić, sprajować po znakach itp. i skończy się ostatnie miejsce cudownej natury w bezpośredniej bliskości Gdyni :-(
    Pozdrawiam

    • 0 0

  • Aras

    co do megaogromnego areału (podoba mi się to określenie) jest to teren płaski jak stół do pingponga, więc większosc górali nie będzie nim zachwycona - ja przeciwnie.
    Na samym końcu tego terenu (od strony zatoki) znjduje sie rezerwat Beka (nazwa chyba nawiązuje do jęz.Kaszubskiego a nie obiecnego slangu młodzieżowego ;) ).
    Bardzo czesto widuję tam trenujacego p. Tadeusza Mytnika - medalistę olimpijskiego, który też chyba docenił rowerowa wartość tego terenu.
    A góralom może spodobać się podjazd od strony Mrzezina na Żelistrzewo (uwaga na knajpę w stylu country)

    • 0 0

  • Nowa Torpedownia

    W Gdyni są dwie torpedownie: stara (Babie Doły) i nowa (Oksywie). Torpedownie posiadały drewniane mola. Gdyńskiej molo zostało po wojnie wymienione na betonowe.

    Zdjęcie, opis i linki np. http://pl.wikipedia.org/wiki/Torpedownia

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum