• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Navigatoria pokonała 300 km na MPAR 2010

Krzysztof Kochanowicz
30 października 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
Śmiałkowie gotowi do startu w Mistrzostwach Polski w Adventure Racing w Elblągu Śmiałkowie gotowi do startu w Mistrzostwach Polski w Adventure Racing w Elblągu

Dla trójmiejskiego Teamu Navigatoria start na trasie Masters w "Mistrzostwach Polski w Adventure Racing 2010" był wyjątkowy właśnie z powodu dystansu jaki mieli pokonać - 327 km. Jak dotąd na rajdach przygodowych nikt z grupy nie przekroczył 230 km. Paula Szczepańska, Bartek Jasiński, Krzysztof Pędziszewski oraz autor relacji - Rafał Adametz w końcu dopięli swego i stanęli na drugim miejscu podium.



W środę w Elblągu wszystko zaczęło się od kolacji, podczas której spotkaliśmy się z pozostałymi zawodnikami (Team 3600 oraz Funexsports) i organizatorami. Po wysłuchaniu krótkiego wykładu na temat walorów Wysoczyzny Elbląskiej, wygłoszonego przez pana leśniczego, otrzymaliśmy pakiety startowe z kompletami map. Zamieniliśmy się w słuch i podążając za instrukcjami Pawła Fąferka - szefa zawodów - śledziliśmy z uwagą mapy starając się zapamiętać wszystkie przydatne informacje. Gdy odprawa dobiegła końca mogliśmy udać się do hotelu na spoczynek. Przed snem, chcieliśmy jednak jeszcze ustalić warianty trasy i przygotować parę rzeczy jeśli chodzi o sprzęt. W końcu wyszło na to, że noc przed startem spaliśmy jedynie 5,5 godziny.

Czwartek 21 października:
O godzinie 6.00 pobudka, mamy dwie godziny do startu. Zjadamy wysoko energetyczne śniadanie, zbieramy pozostały sprzęt i udajemy się do bazy zawodów. W wyznaczonym dla nas miejscu na hali sportowej (przepak A), do którego będziemy wracać kilkakrotnie między etapami, zostawiamy rzeczy odpowiednio uporządkowane, żeby później nie tracić czasu na szukanie i zastanawianie się gdzie co jest. Na start zabieramy już tylko plecaki ze sprzętem obowiązkowym i z tym czego będziemy potrzebować podczas etapu kajakowego (38km), a jest to między innymi sprzęt wspinaczkowy. Start zawodów zlokalizowany był w centrum miasta pod XIV wieczną Bramą Targową.

Bartek Jasiński [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap na rolkach Bartek Jasiński [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap na rolkach


START:

Przy dźwiękach ożywiającej muzyki, po sygnale do startu ruszyliśmy na 2 kilometrowy bieg na orientację po Elblągu. Po 8 minutach jesteśmy znów pod bramą. Zgarniamy plecaki i pędzimy nad rzekę Elbląg by zwodować kajaki. Zaczęło się prawdziwe napieranie. Na początku wszystkie zespoły są w zasięgu wzroku, ale już po paru kilometrach Team 3600 dostrzegamy tylko niewyraźnie na horyzoncie. Etap kajakowy wił się Kanałem Elbląskim i prowadził aż do Zalewu Wiślanego. Z każdym kilometrem robiło się coraz zimniej, szybko zaczął również padać, obiecany przez prognozy pogody, deszcz. Gdy dopłynęliśmy do zalewu było naprawdę ostro... Musieliśmy płynąć pod prąd, kawałek w poprzek fali, trzeba było uważać, by nie wywróciło kajaka, ręce i nogi były już przemarznięte. 6,5 godziny spędzonych w kajaku, w takich warunkach dało w kość każdemu. Pod koniec etapu Bartek i Przemek wspinają się jeszcze na most (nie wiem do końca jak byli w stanie używać tak skostniałych rąk), a Paula i ja w kajakach, odbieramy ich na dole zjeżdżających po linie - całkiem spektakularne zadanie specjalne.

Docieramy do hali lekkim truchtem - ciepło, bardzo nieśmiało, wraca do naszych ciał. Teraz musimy zabrać rolki i na rowerach udać się na punkt numer 8 - skrzyżowanie nowiutkich dróg (jeszcze nie otwartych dla ruchu), po których przyjdzie nam pokonać 30 km na rolkach. Niestety w ogniu rywalizacji straciliśmy trochę głowę i jadąc na ten punkt zakręciliśmy się w gąszczu miejskich ulic, co kosztowało nas utratę przewagi nad Funexsports, wypracowanej na kajaku. Ruszamy na etap rolkowy 30 sekund przed nimi. Trasa składała się z 5 pętli - pod górkę i z górki. Rozpoczynający podjazd nie był łatwy, jednak już na pierwszym zjeździe zaczęliśmy współpracować, jak przystało na rajdowy zespół. Łapiąc się jeden drugiego, lepiej pokonywaliśmy opory powietrza, a w konsekwencji i kilometry szybciej uciekały spod naszych kółek, pod górę też pomagaliśmy sobie w podobny sposób. Zyskaliśmy 10 min.

Rafał Adametz [Navigatoria Adventure Racing Team]; nocny etap rowerowy Rafał Adametz [Navigatoria Adventure Racing Team]; nocny etap rowerowy


Przy zachodzącym słońcu zostawiamy rolki na punkcie i wsiadamy na rowery. Przed nami etap 87 km MTB - w praktyce 100 km. Jest już ciemno, włączamy światła, nawigacja staje się trudniejsza... W miarę sprawnie docieramy do punktu 10, który jak większość nie był zlokalizowany na drodze, lecz w trudno dostępnym, szczególnie z rowerem, miejscu w lesie. Punkt 11 nie tylko nam zabrał sporo czasu. Znajdował się na dużym wzniesieniu a takich na terenie Wysoczyzny Elbląskiej nie brakuje. Początkowo trafiliśmy nie na tę górkę, nie zabrakło więc karkołomnych przepraw z rowerami, z wąwozu do wąwozu. Na punkcie ognisko, obsługa życzy powodzenia. Cofamy się do utwardzonej drogi i kręcimy na 12-stkę - kolejne wzniesienie. Punkt kontrolny numer 13 znajdował się już nad zalewem, Bartek jako nasz ochotnik musiał do kolan wejść do wody, ponieważ lampion z perforatorem znajdował się przy Świętym Kamieniu - głazie narzutowym leżącym kawałek od brzegu. Kolejnym wyzwaniem był odcinek specjalny - wyznaczony odcinek trasy, który należało pokonać wzdłuż strumienia odnajdując po drodze dwa ukryte punkty. Kolce, pokrzywy, gałęzie i podobne przeszkody skutecznie nas spowolniły - 2,5 kilometra takiego marszu z rowerami było naprawdę męczące, oczywiście nie zabrakło też moczenia się przy przeprawie przez strumień. Jeszcze 50 km nocnej jazdy w kropiącym deszczu i nad ranem wreszcie trafiamy z powrotem do strefy zmian A.

Decydujemy się na 1 godzinę snu. Przebieramy się w suche rzeczy i wchodzimy do śpiworów. Mimo iż na trasie sen po cichu się do nas zakradał w bazie nie było wcale tak łatwo zasnąć - może z powodu emocji? Po drzemce, zjadamy, przepakowujemy co trzeba i wyruszamy do "Bażantarni" - malowniczego lasku miejskiego, który poznajemy pokonując 9 kilometrowy bieg na orientację. Zabieramy plecaki i rozpoczynamy etap 6 czyli 59 km biegu terenowego. Etap jak się później okazało, nawet w wykonaniu tak dobrego zespołu jak Team 3600 sięgnął niemal 100 km... wyliczony przez organizatorów dystans zakładał po prostu poruszanie się drogami najkrótszymi, które nie zawsze okazywały się lepsze od dróg okrężnych (drogi najkrótsze przechodziły na przykład przez szczyt czy wąwóz). Ktokolwiek pokonał w życiu 100 km na orientację, wie co to znaczy - dodajcie więc do tego jeszcze to co już do tej pory zrobiliśmy. Tegoroczne Mistrzostwa Polski Adventure Racing naprawdę nie były łatwym rajdem...

Krzysztof Pędziszewski [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap Biegu na Orientację (BnO) Krzysztof Pędziszewski [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap Biegu na Orientację (BnO)


Zmierzamy na punkt 22 - długi przelot asfaltem do miejscowości Próchnik, a później zejście w głąb zarośniętego jaru do punktu - wspaniałe okoliczności przyrody oczywiście równie trudne do przejścia! Następny lampion ukryty w okolicach szlaku Kopernikowskiego, niedaleko Łęczy, na którym znajdują się znane, zapewne turystom pozostałości grodziska. Słońce po raz kolejny zachodzi za horyzontem, a my wciąż podążamy trasą rajdu. Wybierając dalej czerwony szlak za naszą drogę stajemy przed naprawdę niesamowitym widokiem: niebo jest już błękitno - szare, duży blady księżyc góruje nad krajobrazem zalesionych wzgórz - tylko te trzy elementy - księżyc, niebo, drzewa - ciepłe barwy jesiennych liści kontrastujące z zimnymi odcieniami szarości - musieliśmy się zatrzymać, albo przynajmniej zwolnić. Duch rywalizacji, przekraczanie własnych granic wytrzymałości, ekstremalne przeżycia - to elementy rajdów przygodowych, które uwalniają człowieka od balastu codzienności, dostarczają niezastąpionych wrażeń... W takim stanie minuta kontemplacji jest dla mnie jakby doskonalsza, głębsza, niż godzinne rozmyślania w innych sytuacjach.

Ponownie docieramy nad Zalew Wiślany. Odnajdujemy punkt 25 ukryty pod starymi torami w miejscu przepływu rzeki. Wychodzimy na plażę by pokonać kolejny 2 kilometrowy odcinek specjalny. Odnajdujemy po drodze punkt, który nie był tak schowany jak się tego spodziewałem (szukałem go w krzakach na wydmach, a wisiał w całkiem widocznym miejscu). Zdublowany punkt, czyli Święty Kamień - tym razem ja zmierzam do wody - porządne schłodzenie nóg było, jak najbardziej przydatne. W tym miejscu wydarzyła się niestety rzecz przykra. Krzysiek musiał zrezygnować z dalszej drogi. Parę punktów wcześniej, skręcił sobie nogę na jakimś kamieniu, co z początku nie wydawało się groźne. Jednak w miarę pokonywania kolejnych kilometrów biegiem noga skapitulowała, a odcinek po miękkim piasku jeszcze w tym pomógł. Noga spuchła i Krzysiek choć chciał - nie mógł. Trudna to sytuacja gdy traci się członka zespołu, ale nikt z naszej czwórki nie miał wątpliwości, co teraz. Paula, Barek i ja ruszyliśmy po dłuższej chwili dalej w trasę, zostawiając Krzyśka w rękach obsługi punktu. Wkrótce miał po niego przyjechać transport (zdążył do tego czasu oczywiście zmarznąć). Teoretycznie moglibyśmy już nie zostać sklasyfikowani, ale nie mieliśmy zamiaru schodzić z trasy, przyjechaliśmy po to, by zmierzyć się z tym dystansem, więc walczyliśmy dalej z myślą o tym.

Trójmiejski Team "napieraczy" w drodze do mety Trójmiejski Team "napieraczy" w drodze do mety


Rozproszeni nieprzyjemnymi wydarzeniami mamy problemy z namierzeniem kolejnego punktu - tracimy ceny czas i energię. Na szczęście, dalej idzie już lepiej, utrzymujemy naprawdę dobre tempo, biegnąc gdzie jest to możliwe. Przy PK 27 spotkamy Team Funexsports, który wyprzedził nas gdzieś po drodze. Szukają punktu już długo, z ich zespołu została już tylko dwójka - Ela i Maciek - nie zrezygnowali mimo braku kolegów - walczą dla siebie, tak jak my. W końcu już na skraju rezygnacji udaje się odnaleźć punkt z pomocą napotkanych zawodników z trasy Speed. Biegniemy. Przyszedł czas na kryzys Bartka, zostaje trochę w tyle - łapie go senność, ja nawiguje. Docieramy do 28 punktu, gdzie mamy do przejścia zestaw trzech mostów linowych. Zadanie dosyć brutalne dla mięśni rąk, oczywiście w zależności od stopnia ich wytrenowania. Wykonywałem zadanie jako pierwszy więc na koniec udało mi się zamknąć oczy na jakieś 4 minuty. Szybko zwijamy nasz sprzęt i oddalamy się truchtem. Każdy postój lub zmniejszenie prędkości poruszania się, jest równoznaczne z utratą ciepła. Nadszedł czas na zmianę - oddaję mapę Bartkowi, a sam walczę z potężnym "sennym potworem" (oczywiście brak mapy w ręku sprzyja senności, bo nie masz na czym się skupić). Bartek i Paula będą zapewne długo wspominać moje absurdalne wypowiedzi i sinusoidalny tor biegu... Mam nadzieję, że za bardzo Was nie spowolniłem!

Paulę również dopada w końcu potrzeba snu - pod naciskiem trzeźwego już Bartka kładziemy się, przykrywając foliami NRC na 13 minut (dokładnie!) pod napotkaną wiatą, nad jeziorkiem. Bezcenne minuty odpoczynku pozwalają kontynuować nam bieg - mocnym tempem jak przystało na maratończyków, biegniemy już o świcie do kolejnego punktu. 29, 30 zdobywamy biegiem - teraz już tylko powrót do bazy - bieg. Stawy i mięśnie zaczynają mieć do nas pretensje. Z Bartkiem jesteśmy pod wrażeniem Pauli, która porusza się niczym "młoda bogini" (żart sytuacyjny powstały na trasie). Jest naprawdę mocną biegaczką- szacunek Paula!

Paula Szczepańska [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap wspinaczkowy Paula Szczepańska [Navigatoria Adventure Racing Team]; etap wspinaczkowy


Etap pieszy zajął nam 21 godzin... Wiemy, że zrobiliśmy już dużo więcej kilometrów, niż do tego momentu przewidywały założenia trasy, ale w takiej sytuacji były też pozostałe dwa zespoły. Liderzy z 3600 wyruszyli już dawno na ostatni etap rowerowy, który organizator znacznie im skrócił w związku z zaistniałą sytuacją. My dostajemy informację, że możemy odpuścić już ten etap i udać się na końcowy spływ tratwą. Dyskutujemy co począć, przebierając się jednocześnie i jedząc. Chcieliśmy iść spać, ale z racji tego, że nie wyruszamy już na rower odpuszczamy sobie i zbieramy się do wyjścia. Podjechaliśmy jeszcze na rowerach po jeden punkt (do wspomnianej Bażantarni) i już bardzo spokojnie udaliśmy się do miejsca rozpoczęcia finalnego spływu. Do dyspozycji mieliśmy dętki, deski i sizalowy sznurek. Wiedzieliśmy, że etap (choć tylko 1 kilometrowy) może dłużej potrwać, więc ubraliśmy też pianki, które wcześniej zdeponowaliśmy na tę okoliczność (a może wspomnienie etapu kajakowego nas do tego skłoniło?). Misterną konstrukcję wodujemy na wodach kanału elbląskiego i ostrożnie usadawiamy się na niej. Bartek zajął miejsce w środku, ponieważ pod koniec ponownie będzie musiał wspiąć się na most, tym razem po drabince alpinistycznej. Powolnym tempem, jak na tratwę przystało docieramy w obstawie fotografów na kajakach, do mostu. Bartek jeszcze raz wykazuje się umiejętnościami wspinaczkowymi, a ja z Paulą utrzymujemy nasz środek transportu w równowadze, gdy ten ponownie zjeżdża na tratwę. Ostatnie metry do brzegu. Wyciągamy tratwę ściśnięci przez pianki, zmęczeni, mokrzy, a jednak bardzo szczęśliwi biegniemy do centrum. Zanim jednak przekroczymy linię mety wchodzimy na szczyt Bramy Targowej by wykonać ostanie zadanie specjalne - widowiskowy zjazd na linie (przy okazji podziwiamy Elbląg oglądając go z góry). Trzymając się za ręce kończymy naszą przygodę na trasie Mistrzostw Polski w Adventure Racing!

Podsumowanie:

Organizatorzy postanowili docenić naszą walkę i mimo zdekompletowania zespołu, uhonorowali nas drugim miejscem, za co jesteśmy wdzięczni. Mimo, że całej trasy nie pokonaliśmy (okazała się jak to mogliście powyżej przeczytać znacznie dłuższa niż 330 km) to chyba do tych magicznych (przynajmniej dla mnie) 300 km udało się dociągnąć - można więc powiedzieć, że cel osiągnięty. Następny start na tak długim dystansie, obiecujemy sobie oczywiście skończyć w pełnym komplecie, bo o to przecież sport zespołowy! Ludzie z którymi przeżywa się takie rzeczy stają się naprawdę bliscy. Paula, Krzysiek, Bartek - dziękuje nie tylko za te 55 godzin na trasie, ale za wszystkie wspólne chwile...

Szczęśliwie docierają do mety... Szczęśliwie docierają do mety...


... to co, jakie następne wyzwanie postawi sobie Navigatoria?

Autor relacji: Rafał Adametz [Navigatoria Adventure Racing Team]

Zdjęcia:

Piotr Łopuchin, Fotografia Reklamowa Furbo.pl

Dariusz Korsak, Elbląska Strona Rowerowa


Więcej informacji na temat Mistrzostw Polski w Rajdach Przygodowych znajdziecie:
na stronie Adventure Race.pl


Opracował:

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (4) 3 zablokowane

  • Gratulacje

    Widzę mrówka, że od 178 nie zmieniło się u ciebie wiele :-)
    pozdrosy i życze dalszych sukcesów!

    • 4 0

  • Rajdy przygodowe, to coś co ostatnio bardzo mnie kręci...

    ...jednak udział w Mistrzostwach Polski póki co jeszcze mnie przerasta zarówno pod katem wytrzymłosciowym jak i ze zwgledu na wpisowe: 300 zeta za osobę to lekka przesada, rozumiem od zespołu...

    • 2 0

  • Gratulacje dla Navigatorii, oby tak dalej!

    To co teraz po dobrym wyniku w MP czas na ME?

    • 3 0

  • Dzięki!

    Dziękuje w imieniu zespołu za dobre słowa ;)

    A chętnych do startu na trochę mniejszą skalę zapaszmy na nasz rajd:

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum