• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Navigatoria na Rajdzie Przygodowym 360 stopni

Rafał Adametz; opr. Krzysztof Kochanowicz
22 września 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Pamiątkowe zdjęcia przed startem i godziną "0" Pamiątkowe zdjęcia przed startem i godziną "0"

Po raz kolejny przekonałem się o tym, że Rajdy Przygodowe to piękny sport. Wrześniowa edycja Rajdu Przygodowego 360 stopni odbyła się w Olsztynku i składała się z takich konkurencji jak: trekkingu / adventure running na dystansie 54 km, 123 km rowerem, 13 km kajakiem, 9 km na rolkach oraz zadań specjalnych. Limit czasowy to 42 godziny.



wrażenia z rajdu:
Start w Olsztynku był zaplanowany już od dłuższego czasu. Do pewnego momentu brakowało jednak nam zawodniczki, ponieważ nasza droga Paula przebywa za granicą. Na szczęście ten problem szybko został rozwiązany a to za sprawą Ewy, która zdecydowała się wystartować w rajdzie 360° w barwach Navigatorii. Olsztynek był dla nas odpowiednią lokalizacją do startu z racji tego, że nie jest tak daleko od trójmiasta. Jak się później przekonaliśmy rejon Pojezierza Mazurskiego był słusznym wyborem również, a może przede wszystkim z powodu niesamowitych scenerii rodem z rycerskich legend – bagna spowite mgłą i oświetlone blaskiem księżyca na długo będziemy mieli przed oczyma, a w uszach do dzisiaj grzmią nam wystrzały rusznicy którymi poczęstowano nas na zakończenie zawodów.

Rajdowe emocje rozpoczęły się w malowniczym skansenie. Po przedstawieniu drużyn, sesji zdjęciowej i wszystkich innych uprzejmościach naszedł czas na start. 3 kilometrowy bieg na orientację pozwolił nam na szybkie zapoznanie się z tym przybytkiem kultury i był rozgrzewką przed czekającą nas 200 kilometrową trasą (do pokonania takiego dystansu Navigatoria podeszła wcześniej tylko na rajdzie Adventura 2008, ale wtedy w okrojonym jeszcze składzie). Po biegowej pętli dosiadamy rowerów i wyruszamy na etap nr II. Narzuciliśmy dobre tempo – wyprzedzamy na asfalcie zespół York System AT, szybko okazuje się jednak, że nawigacyjnie to oni są górą, omijamy skręt i już na pierwszym PK mamy mały problem z odnalezieniem właściwego miejsca. Tendencja małych błędów i szybkiego tempa utrzymała się przez większość tego etapu, który po przejechaniu 60 kilometrów skończyliśmy w Starych Jabłonkach – miejscowości, w której jakiś czas temu miały miejsce Mistrzostwa Świata w MTBO.

Kajaki; tym razem nogi odpoczywają, a pracują ramiona Kajaki; tym razem nogi odpoczywają, a pracują ramiona


7 minut spędzamy na przepaku – czas ruszać dalej, przed nami 25 km trekingu. Piękny księżyc i dobra temperatura sprawiły, że ta noc była naprawdę przyjemna. Jednak zmęczenie również zaczęło dawać o sobie znać. Ewa podpięła się do Krzysztofa, a ja z pomocą Darka zająłem się nawigacją. Największy błąd popełniliśmy tu zgodnie z tradycją w drodze na pierwszy punkt i razem z zespołem Sherpas / Nieznani Sprawcy pobłądziliśmy chwilę w podmiejskich okolicach. Dzięki dokładności mapy dalej obyło się raczej bez większych problemów, ale nasze tempo, jak widać po międzyczasach było dosyć wolne w związku z czym po tym etapie znaleźliśmy się na 5 miejscu gdzie mieliśmy już pozostać, aż do mety.

Zadanie specjalne – tuż przed świtem trafiamy do parku linowego gdzie do wyjścia zbiera się już team "Niezła Korba", a Sherpas/Nieznani Sprawcy są mniej więcej w połowie. Do przejścia mamy calutki park, który zgodnie ze słowami obsługi należy do jednych z trudniejszych. Z pomocą dwóch lonży z karabinkami i rolki zjazdowej mamy pokonać wszystkie przeszkody. Zaczyna Krzysztof za nim rusza Ewa potem Darek i ja na końcu. Idzie nam dobrze i po chwili doganiamy ostatniego członka ekipy przed nami. Powstaje mały korek (uciąłem sobie nawet 5 min drzemki na jednym z podestów). Wymyślne zadania kończą się wreszcie długim na 90 m zjazdem. Po tym ciekawym akcencie pozostaje nam jeszcze wymiana dętki w moim rowerze. Opuszczamy park linowy i w jakiś takich dziwnych humorach (a może to tylko ja taki miałem?) wyruszamy na drugi etap rowerowy – 70km... To "rowerowanie" dawało już jakieś okazje do asfaltowych wariantów w przeciwieństwie do pierwszego typowo leśnego etapu. Przykładowo - punkt 10 znajdował się w miejscu pomnika upamiętniającego bitwę pod Grunwaldem, osobiście pierwszy raz miałem okazje tam być i cieszę się, że trasa tamtędy przebiegała. Potem kolejny pomnik, spontaniczny postój w sklepie, trochę lasu, znowu pomnik... Brzmi trochę monotonnie ? Na pewno nie z powodu walorów trasy, po prostu my jesteśmy już trochę zmęczeni rowerem (poza naszym demonem kadencji w osobie Darka).

Nocne przygody w parku linowym Nocne przygody w parku linowym


Dojeżdżamy do bazy -strefa zmian B- tutaj zabawiamy trochę dłużej niż na poprzednim przepaku, ale sytuacja tego wymaga. Zabieramy buty do plecaków i przestawimy się na kolejną dyscyplinę, czeka nas 9 km na rolkach. Jak to zwykle bywa każdy prezentuje różny poziom zaawansowania w danej dyscyplinie, tu między innymi objawia się piękno Rajdów Przygodowych – wzajemna pomoc okazywana nawet w bardzo trudnych warunkach lub przy ogromnym zmęczeniu – "popcham cię pod górę na tych rolkach", "zaczep sobie hol", "oddaj mi swój plecak", podam ci rękę gdy gdzieś w nocy w środku lasu napada Cię sen – w naszym zespole dało się odczuć tego ducha wspólnego celu. Asfaltowy odcinek z Olsztynka do Nadrowa wspólnymi siłami pokonaliśmy bez przeszkód, no może kilka razy zostaliśmy otrąbieni przez bardzo szybko jadących kierowców – ach, ta pogoń za pieniądzem! Ściągamy rolki i po małej pętli krajoznawczej w Nadrowie wyruszamy w tempie spacerowym na 6 kilometrowy odcinek w kierunku miejscowości Swaderki. Kajaki i śpiąca obsługa już na nas czekają. Po zabezpieczeniu ciuchów i uzupełnieniu zapasów wodujemy łodzie – Darek w parze z Ewą ja z Krzyśkiem (jak się później okazało przewaga pierwiastka męskiego nie przełożyła się zbytnio na tempo wiosłowania). Rzeka była cudowna! Odcinek który płynęliśmy Marózką do jeziora Świętego był dla mnie najpiękniejszym etapem kajakowym z jakim się dotąd spotkałem – no może nie było tych etapów w moim życiu znowu tak wiele, ale naprawdę, uwierzcie warto udać się tam na spływ. Rzeka płynie miejscami w dość stromym korycie w związku z czym jest pozbawiona takich elementów jak pomosty i co za tym idzie nie ma w niej wielu śmieci, a to wraz z powalonymi drzewami i bujną florą i fauną daje wrażenie przebywania w miejscu oddalonym od cywilizacji. Przenoską wszyscy straszyli, a nie było tak źle! W gęstniejącej mgle o zmierzchu docieramy do brzegu, strefy zmian E gdzie zmarzniętych witają nas gościnni rybacy i zapraszają na świeżą smażoną rybkę!

Posileni i ogrzani wiemy, że trzeba już opuścić naszych dobrodziejów i w ciemnościach lasów przebyć jeszcze 20 km. Myśl o zbliżającej się mecie działa mobilizująco trochę truchtamy i gładko zgarniamy kolejne punkty. Organizm uparcie przypomina nam jednak, że dawno nie spaliśmy w tym momencie jesteśmy na trasie już około 27 godzin, a nie śpimy przecież od prawie 40. Przed PK 22 Krzysiek i Ewa potrzebują chociaż 5 minutowej drzemki pod drzewem, Darek z kolei ma jakieś problemy żołądkowe, ja skupiony na mapie odpędzam jakoś sen od siebie i planuję jak przejść te ostatnie kilometry. Wszyscy myślimy też o czekającej nas przeprawie przez rzekę – czy się zdecydujemy? Idziemy brzegiem jeziora do punktu 23, tam mamy do wyboru – albo nadkładać jakieś 4 km albo przepłynąć wpław około 200 m. Jest północ i dosyć chłodno. Zbliżamy się do celu i widzimy ognisko, w miejscu przeprawy czekają organizatorzy i łódka, z której będą nas ubezpieczać.

Nocny powrót do mety na rowerach Nocny powrót do mety na rowerach


Po słowach - "Wszyscy mastersi przepłynęli" - nie mieliśmy już wyjścia. Rozbieramy się i ładujemy rzeczy do foliowych worków, budujemy też z dmuchanego kółka małą tratwę na plecaki, czołówki zostawiamy na głowach i lądujemy w wodzie, która moim zdaniem nie była tak ciepła jak to zapewniał organizator. Po wyjściu z wody trzęsę się jak galareta ! Przygotowanie do ostatnich kilometrów marszu zajęło nam chwilę – idziemy dalej, ukończmy rajd! Zimna woda miała chyba zły wpływ na moją umiejętność nawigacji, droga którą powinniśmy iść zarasta po parunastu metrach. Nie wiem gdzie iść, wchodzimy bez sensu w las i kręcimy się w kółko, po chwili trafiamy na jakąś drogę, podłamany proszę chłopaków o pomoc. Decydujemy się nadłożyć trochę drogi i kierować się na północ, ponieważ jak nam się wydaje, powinniśmy dojść do charakterystycznego punktu. Powiodło nam się. Straciliśmy dużo czasu, ale wiemy dokładnie gdzie jesteśmy i zmierzamy już prosto na ostatni punkt. Skrzyżowanie strumyków gdzie ów upragniony lampion się znajdował również dostarczyło nam niemałych emocji, ponieważ punkt był umieszczony w wodzie i dopiero po podejściu z drugiego brzegu udało się go dostrzec.

Prosta droga i asfaltowy odcinek prowadzą nas do mety w centrum Olsztynka. Na rynku jesteśmy o 03.13 - podbiegamy do bramki i witamy się z czekającym na nas przedstawicielem organizatorów, który zawozi nas zadowolonych do bazy. Rajd 360 stopni zaliczymy na pewno do udanych. Świetna organizacja i wspaniała trasa potwierdziły profesjonalizm ekipy 360 stopni.

Cieszymy się ogromnie również z powodu Ewy, która zadowolona z naszej wspólnej rajdowej przygody zdeklarowała się dalej z nami startować. Co było dla nas najmilsze to jak Ewa zwróciła też uwagę na pewien aspekt, o którym wcześniej być może tak nie myśleliśmy, chodzi mianowicie o klimat w drużynie, jak powiedziała w drodze powrotnej: "Czułam się jak u siebie" - ja podsumuję zatem rozwinięciem akronimu – TEAM – Together Everybody Achieve More.


Relacja pochodzi ze strony trójmiejskich napieraczy Teamu Navigatoria

Więcej informacji o rajdach 360 stopni znajdziecie na stronie organizatora
Rafał Adametz; opr. Krzysztof Kochanowicz

Opinie (3)

  • Brawo, oby tak dalej !

    powoli, małymi kroczkami dorastamy do tego by w końcu wziąć udział w takiej imprezie. Jako, że wraz z żoną sprawnie jeździmy na rowerach, rolkach, nieraz biegamy i wpinamy się, być może już niedługo zmierzymy się na jednym ze startów. Jednak na początek dobrze znaleźć coś z dystansem "dla początkujących" ;)

    • 0 0

  • Wszystko pięknie (1)

    Tylko dlaczego udział w tych zawodach jest tak piekielnie drogi?

    • 0 0

    • Wcale nie jest takie drogie...

      wraz z przejazdem z Gdańska wyszło 130 zł

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum