• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kaszuby nocą: kierunek Wieżyca

24 sierpnia 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Pierwotny plan przewidywał kierowanie się na poligon, jednak skoro jechałem sam, mogłem trasę modyfikować Ruszyłem przez Morenę, a następnie na ul. Łostowicką do góry, gdzie chwile poczekałem na kolegę, który postanowił mi pomóc.. dzięki Michał. Kolega zaopatrzy mnie w wspaniałą diodówkę (była to moja 4 lampka do kolekcji w wyposażeniu) oraz inne gadżety takie jak krótkofalówka - na szczęście okazały się niepotrzebne, a specjalnie dużym obciążeniem nie były bo i tak miałem na sobie właściwy sobie ciężar w postaci solidnego statywu, aparatu, zapasowego łańcucha, kompletu akumulatorków do aparatu i halogenów... Oczywiste jest więc, że ruszyłem w tym kierunku nie po to, aby skrócić sobie drogę, ale w konkretnym celu. Uporałem się montażem kolejnej lampki na mojej kierownicy i ruszyłem przez Ujeścisko w kierunku Otomina.

Na pierwszych kilometrach, w obrębie Gdańska, towarzyszyła mi jeszcze poświata dochodząca z miasta - miliony watów sprawiają, że człowiek zasiedziały w mieście zapomina jak wygląda prawdziwa ciemność, ot chociażby ta w którą wjechałem Za obwodnicą, ale i wcześniej były jej namiastki. Ten odcinek znałem średnio dobrze, ale mimo to nadal polegałem na diodówce... i to był chyba błąd, jedna ulica za wcześnie w lewo i już się zgubiłem. Pomyślałem w tym momencie nawet o powrocie, bo jeśli zgubiłem się w nieco oświetlonej miejscowości, to co będzie w lesie? Studiując mapę zapisaną w aparacie postanowiłem zakosztować ciszy jakiej dawno nie doznałem, ale trochę się zdziwiłem, bo zamiast usłyszeć swój oddech i bicie serca... usłyszałem, ale samochody pędzące po obwodnicy. Sugerując się rozmieszczeniem zabudowań, zlokalizowałem swoją pozycję na mapie i uznałem, że nie chce mi się zawracać - włączyłem halogenową czołówkę, której dotąd używałem tylko na pieszych Harpaganach i kierując się szlakiem rowerowym objechałem jezioro Otomińskie.



Gdy znalazłem się na drodze do Sulmina, na tej cudownej, szerokiej i 'płaskiej' jak pomarszczona pomarańcza drodze, poczułem się jak w domu. Dalej drogę znam na pamięć... a przynajmniej w dzień tak jest. Wyłączyłem halogen i zjechałem do tej miejscowości.. jakże obca i tajemnicza się wydała. W Sulminie było chłodniej, wilgotniej niż przed chwilka, a do tego w powietrzu unosił się dziwny zapach. Zwieńczeniem klimatu było kilka latarni dających czerwonawe światło. Chwila grozy? Przecież wjechałem do cywilizacji ;) ... zamiast założyć druga bluzę, wdepnąłem pedały aby szybciej znowu znaleźć się w lesie. Za sklepem, którego nie pamiętam abym widział, skręt w lewo, trochę "niewidzialnego" piasku, linie wysokiego napięcia... ich nie trzeba było widzieć, było słychać to napięcie, czy cokolwiek to jest.

Jest, nalazłem się już na czarnym szlaku, znowu trzeba było zapalić halogenki, aby zjechać do kładki. Tu niestety nie udało się zrobić sensownego zdjęcia, z prostej przyczyny, było ciemno jak... wiadomo gdzie, a wyjecie statywu zajęłoby zbyt dużo czasu. Po drugiej stronie Raduni wzięło mnie na rozmyślanie po tym jak zachwyciły mnie miliony, miliony gwiazd... ale tego wam już oszczędzę :) Aha, znowu postanowiłem się wsłuchać w ciszę. Myślicie, że było ciszej niż w Otominie? Ciężko porównać, ale chyba nie, tyle, że tym razem, jedyne odgłosy pochodziły od natury oraz tylnich klocków hamulcowych, to znak, że guma się skończyła i dalej używałem już tylko przedniego. Dalszy ciąg trasy, to czarny szlak... sami wiecie, jak wygląda (za dnia). Jechałem w miarę jednostajnym tempem, nie za szybko, aby nie wpaść na drzewo, oraz aby nie pobłądzić... Łapino, pojazd... trochę błota, szlaban, przejazd przez asfalt, a więc jestem w pobliżu Marszewsiej góry, ciągłe pedałuję, patrzę w dół, nóg nie widzę, w bok też nic, w tył... to samo, ciemność, wiedzę ciemność, ciemność widzę. Dojeżdżając do Dolnej Huty musze znowu uruchomić halogen, aby jakoś przebić się przez te trawy... No ale co to za niespodzianka, halogen ma problemy z mgłą, która była w zasadzie wszędzie, a na drodze, do Majdan ów mgła prawie całkowicie pozbawiła mnie widoczności, mimo wyłączonej już czołówki.



Po drodze zgubiłem na chwilę czarny szlak, ominąłem skręt w prawo, wróciłem, bo tu na improwizacje pozwolić sobie nie mogłem. Wróciłem na szlak i zaraz poczułem się pewniej. Łyknąłem garść suszonej karmy, tj. bananów i nie minęło dużo czasu, jak znalazłem się na polnej drodze do Borcza. Odetchnąłem i sprawdziłem stan licznika, a następnie sięgnąłem po zegarek, 3:44, no i proszę, w dzień kierowcy tak się pchają na tej drodze, zamiast teraz jeździć, absolutne pustki, ani żywego ducha.

Jako iż na wschodzie dostrzegłem rozjaśniające się niebo, ruszyłem asfaltem na Egiertowo i Wieżycę, tym bardziej, że i tak chciałem ominąć masakryczny w warunkach nocnych odcinek czarnego szlaku, jakieś 3 km przed Wieżycą... no, ale nie planowałem omijać miejscowości Sławki i Raty - możliwe także, że troszkę spanikowałem. Gdybym nie jechał sam, to może... ale nie będę tu gdybać, jeszcze będzie okazja, aby sprawdzić także tamten odcinek nocą. Dla mnie jednak najważniejsze było dotarcie na Wieżycę przed wschodem słońca... zatem pognałem na złamanie karku. Na wszelki wypadek zapaliłem wszystkie dostępne lampki, co musiało wyglądać, hm... interesująco, sądzą po zachowaniu trzech wymijanych pojazdów, a zwłaszcza jednego, jedynego samochodu, który wyprzedził mnie na tym 11 kilometrowym odcinku drogi. Wyhamował i powoli, tj. jakby niepewnie, wyprzedził. Skręt w prawo i w lewo, na czarny szlak.



Na horyzoncie niebo zaczynało się rozjaśniać coraz bardziej, to dodało mi sił, ale zabrało świadomości, bo nawet nie pamiętam jak wjechałem na szczyt (4:21)... No i miła niespodzianka - nocą wstęp na wieżę widokową jest darmowy. Bramka otwarta, wiec wbiegłem na pierwsze "piętro", na drugie już ociężałym krokiem, stopień po stopniu. Zrzuciłem plecak, wyjąłem kanapeczkę... o, niebo w gębie, prawie bym zapomniał, po co ten cały trud. Popiłem i zabrałem się za ustawianie statywu. Drżące ręce miały problemy przykręcić aparat, ale w końcu się udało. Zrobiłem serię zdjęć, której efektem jest panorama na mojej stronie WWW, po czym udałem się już na samą górę, już bez roweru, aby zrobić kilka dodatkowych fotek. Zachód był ale tylko taki, jak widać na zdjęciu panoramicznym i nic, czekałem, ale słońce jakby utkeło gdzieś za pojawiającymi się chmurami, w pewnym momencie stwierdziłem, że nie ujrzę klasycznej wielkiej pomarańczy... i to był mój błąd, bo postanowiłem się zbierać (5:01) do drogi powrotnej.

Pomyślałem, że skoro cel osiągnąłem, no i jadę sam, to pozwolę sobie na powrót asfaltem, przez Egiertowo, Jodłowno, Kolbudy... Jak pomyślałem, tak ruszyłem... no i stało się, w połowie drogi do Egierowa pojawiła pomarańcza na niebie - nie było już czasu, aby wracać na Wieżycę, więc zatrzymałem się i zrobiłem zdjęcie, a co :) ... zresztą potem też kilka razy się zatrzymywałem.



Było już widno, więc zamiast przez Jodowno-Kolbudy, w okolicach Marszewsiej Góry ponownie wjechałem na czarny szlak, głownie aby ominąć ruch, który już się pojawił na drogach... ech, po co ci ludzie tak wcześnie wstają ;) W Kokoszkach wróciłem na asfalt, którym udałem się w stronę Matarni, zjazd do Matemblewa, Potokową, Słowackiego - byle szybciej do domu, miałem gdzieś te wszystkie samochody.

Podsumowanie
godzina wyjazdu: 0:55
godzina powrotu: 7:30
przebyty dystans: 91 km (wydaje sie jakos dziwnie mało, możliwe, że znowu licznik szwankował, no, ale przedstawiam tyle, ile wskazał licznik)
średnia na Wieżycy: 20 km/h
średnia z raduj: 23 km/h


Organizacja i zdjęcia: Tomek "Flash" Bagrowski (www.flaash.prv.pl)

PS. Po powrocie niecałe 2 godziny snu... i znowu na rower, tym razem ze znajomymi wybraliśmy się turystycznie do Malborka, ale to już inna bajka :)

Aha, już jest idea, aby powtórzyć te trasę, ale już w szerszym gronie. Jeśli jest ktoś zainteresowany, to radzę trzymać rękę na pulsie.

Na zakończenie, chociaż i tak się rozpisałem pragnę podziękować moim znajomym, za wsparcie sprzętowe oraz za to, że dwie godziny to było wszystko, ile chciało im się odciągnąć mnie od realizacji tej wyprawy. Noc jest wspaniała, mimo iż oślepia, tj. zasłania nam to, co w dzień jest oczywiste, ale za to pokazuje nam to, czego w dzień nie dostrzegamy... a czasem to, na co w dzień nie wpadamy, w co nie wjeżdżamy ;)

Parametry trasy

  • Region woj. pomorskie
  • Długość trasy 91 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (45) 4 zablokowane

  • Mars ;)

    to drugie, różowe zdjęcie jest aż niemożliwe, heh. Jakże inaczej to wszystko wygląda nocą, no i gdy słońce wschodzi. Gratuluję pomysłu i zdjęć!

    • 1 0

  • Samotność w lesie.

    Swietnie to zorganizowałeś, chociaż jesteś pozbawiony całkowicie wyobrazni, co by było, gdyby... A czy ty mieszkasz sam czy z rodzicami.Jezeli z rodzicami to, gratuluję im stalowych nerwów.Pozdrawiam.

    • 0 1

  • super wypadzik :)

    naprawde fajnie to opisales. zdjecia tez extra.
    ale nie byles z nami w niedziele w Przywidzu... zdrajco.... ;)

    • 0 0

  • Nieźle Tomku!!
    NO tak - 'zaparcie' :) rowerowe to Ty na pwno masz. No i zdjęcia też robić potrafisz,,..gratuluję :)..Ale to chyba nie na tej starej cyfrówie? :)POzdrawiam

    • 0 0

  • Gratuluję!

    Moje wyrazy uznania! Jeśli wszystko dobrze zrozumiałem to wielkie brawa bo jak czytam " było ciemno jak...,... ciemność, wiedzę ciemność,... jakoś przebić się przez te trawy...,...mgła prawie całkowicie pozbawiła mnie widoczności..., itd" i na koniec srednia rajdu 23 km/h! Trochę to dziwne bo jeśli licznik liczył tylko średnią jazdy to przy tym dystansie jechałeś tylko 4 godziny i 2,5 odpoczywałeś, jeśli jednak pokazywał średnią podróży to powinieneś przejechać ok. 150 km... chyba że coś pomyliłem...
    Życzę dalszych sukcesów!

    • 0 0

  • podziwiam odwagę...

    Tomek należą Ci się słowa uznania, naprawdę zrobiłeś kawał dobrej roboty, a niektórymi osobami nie przejmuj się to poprostu świadczy o nich. Fajna relacja jak i zdjęcia.
    Kiedyś wracając z Helu udało mi się zrobić fantastyczny zachód słońca.

    • 0 0

  • a propos dystansu

    skoro droga powrotna była asfaltem to średnia jest jak najbardziej możliwa. A jezeli chodzi o dystans to coś licznik musiał zaszwankować, bo _asfaltem_ pokonywany odcinek Oliwa - Rębiechowo - Żukowo - Egiertowo - Wieżyca ma prawie równo 50 km. Szlakami musiało wyjść więcej nawet z Wrzeszcza.

    • 0 0

  • sprostowanie

    Flash nie jechal sam.... i tutaj adnotacja dla Pani Gdynianki... otoz Tomek nie po bral krotkofalowke, zapaswoe baterie, naladowana komorke. Zatankowany pod kurek samochod do jego poszukiwan byl gotowy, a wraz z nim mapy no i my, ludzie ktozy podziwiaja jego pomysly. Wystarczyl jeden sygnal, a juz bysmy go ratowali :)

    Wiec jadac samotnie w nocy wiedzial ze ma wsparcie w nas. ;)
    Licze na to ze next time zabierze nas ze soba :)

    • 0 0

  • Ad 'sprostowanie'

    Święte słowa Mxer ;))

    • 0 0

  • Odwaga???

    Pomysl niezly. Zdjecia zapieraja dech w piersi. Ale uwazam ze samotna wyprawa jest skrajnie nieodpowiedzialna. Rozumiem ze obecnie czlowiek probuje przełamać granice do tej pory dla niego zarezerwowane, przełamać swoją niemoc, sprawdzić się, coś ciekawego przeżyć, ale w dążeniu powinny istniec jakies zdrowe zasady (reguły) pojmowania zycia, spełnienia warunków homeostazy - "utrzymywania" zycia w pewnych dopuszczalnych granicach.
    Nie wiem czy TJ chciał komuś zaiponować czy też dopiąć (za wszelką cenę) swego. Tak jak powiedziałem mnie osobiście samotna jazda w nocy się nie podoba - zaznaczam że nikogo nie krytykuję ani nie uprawiam krytykanctwa. Jeżeli w dalszym ciągu człowiek będzie dążył do takich quasi-ekstrmalnych wyczynów to w końcu na stronie będą pojawiać się relacje z rajdów w której uczestnicy będą jechać 300km tyłem do kierunku jazdy, na jedym kole i jeszcze np. bez siodełek... Trochę wyrozumiałości dla naszych organizmów. Pozdrawiam

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum