Harpagan 44 i pół dnia w warsztacie
Tegoroczna jesienna edycja kultowego Ekstremalnego Rajdu na Orientację zorganizowanego przez PKO Harpagan odbyła się w Redzikowie pod Słupskiem. Organizatorzy jak zwykle przygotowali dla uczestników masę niespodzianek, ale najpiękniejszą z nich była cudowna, niemalże letnia pogoda. Tego dnia temperatura w ciągu dnia wzrosła do ponad 16 stopni, a na niebie nie było żadnej chmurki. Jesienne barwy mieniły się we wszystkich odcieniach przez co nieraz bardziej przychodziła ochota na popas na jakiejś polanie niż rywalizacja i zdobywanie punktów.
W skrócie...
Klasyczne trasy Harpagana:
- TP 100, czyli 100 km pieszo, w czasie nie dłuższym niż 24 godziny (nocno-dziennej)
- TR 200, czyli 200 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 12 godzin (dziennej)
- TM 150, czyli 150 km w tym 50 km pieszo i 100 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 18 godzin (nocno-dziennej),
Turystyczne trasy Harpagana:
- TP 50, czyli 50 km pieszo, w czasie nie dłuższym niż 12 godzin (dzienna),
- TR 100, czyli 100 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 8 godzin (dzienna).
Wszak nigdy nie czuliśmy się na tyle mocni by pokonać całą trasę ekstremalną, w tym roku postanowiliśmy wystartować na trasie nieco łatwiejszej, czyli TR100. W zamierzeniu organizatora, nowe trasy mają spopularyzować imprezę, zachęcając do startu uczestników mniej "ekstremalnych", czyli właśnie takich jak my, którzy preferują turystyczną jazdę z małym smakiem rywalizacji. Uczestnicy startujący na trasach "dla początkujących" nie maja możliwości zdobycia słynnego Certyfikatu Harpagana, który to nadal zarezerwowany jest dla najwytrwalszych, którzy ukończą jedną z tras: TP100, TR200 lub TM zdobywając wszystkie punkty w regulaminowym czasie.
W tegorocznej jesiennej edycji wystartowało łącznie 893 osoby !
...z czego 485 piechurów oraz 393 rowerzystów. Najmniej obleganą trasą była "mieszana", do której podeszło tylko 15 osób. Nam pomimo, że nie poszło za dobrze, albo nie poszło w ogóle, to i tak jesteśmy szczęśliwi, że pomimo "szczęścia w nieszczęściu" w ogóle udało się dotrzeć na Harpagan, nieco później niż inni przekroczyć linię startu i jedynie na czas dotrzeć do mety. Gdybyśmy wystartowali o czasie jak wszyscy, moglibyśmy mówić o rywalizacji, a że spędziliśmy w "warsztacie" pół dnia, to już inna bajka ;-/ ...stąd i nasz wynik: jedynie 3 PK na 10. Ale nie to jest dla nas najważniejsze. Grunt, to fakt, że się nie poddaliśmy i końca wspieraliśmy się nawzajem bo w końcu pojechaliśmy jako grupa i niezależnie od tego co wydarzyło się po drodze, jako grupa dojechaliśmy do mety.
Gotowi do startu? Niestety nie ;(
... W drodze na Harpagan nie wiadomo z jakich przyczyn zerwał się z bagażnika dachowego jeden z naszych rowerów, powodując niezły zamęt na drodze. Na szczęście ze wszystkich możliwych scenariuszy, wszyscy uczestnicy tego zdarzenia przeżyli, wszak w kolumnie samochodów przed i za nami jechali sami Harpagan'owicze przygotowani na wszystko, nawet "na grom z jasnego nieba". Slalom gigant z samego rana pobudził wielu kierowców, a my sami do dziś zastanawiamy się jak doszło do poluzowania tak dobrego i chwalonego zapięcia. Wielokrotnie jeździliśmy z rowerami na znacznie dłuższe trasy i nigdy nie mieliśmy podobnego problemu.
Zbieranie roweru i jego części trochę nas opóźniła przez co spóźniliśmy się na start. Nie to jednak było naszym zmartwieniem. Przez dłuższy czas nie mogliśmy się z tego otrząsnąć, gdyż cały czas byliśmy myślami, co by było, gdyby. A gdy już ochłonęliśmy, zaczęliśmy zastanawiać się co dalej... co dalej z udziałem w Harpaganie. Rower Tomka za bardzo nie nadawał się do jazdy. Zdarty lakier, pogruchotane siodełko, krzywa korba, to nic w porównaniu do prawie, że kwadratowych kół. Pomimo sytuacji nie do śmiechu, Tomek rzuca hasło, żebyśmy poszli po numery startowe, a on jakoś się z tym upora. Jednak nawet na myśl nam nie przyszło, żeby zostawić kolegę, a sami pojechać na dobrą zabawę... o nie, nie, nie ! Przyjechaliśmy jedną paczką, to albo wystartujemy wszyscy razem, albo resztę dnia spędzimy w tutejszym AquaParku. W ruch więc poszły wszelkie narzędzia i stare, zardzewiałe maszyny stojące gdzieś w po PGR'owskim polu. Obręcze kół i tak były do wyrzucenia, ale po prawie dwóch godzinach naginania w różne strony udało nam się osiągnąć może nie koło, a całkiem kształtne jajo ;) ...Tak czy siak po założeniu go na rower kręciło się nawet bez obijania po krawędziach widelca. Uchachani w końcu ruszyliśmy ku przygodzie...
Przygody podczas szukania PK...
W nawigacji czuliśmy się znakomicie! Nie można powiedzieć, żebyśmy mieli z tym jakieś problemy . Tuż po przekroczeniu linii startu udaliśmy się od razu ku piątce, a następnie ósemce i dziesiątce, które znajdowały się w otulinie Parku Krajobrazowego Doliny Słupi. Ten malowniczy rejon przywitał nas swym pięknem. Przez mieniące się w różnych barwach liście przebijało się słońce, a my brnęliśmy do przodu w poszukiwaniu kolejnych PK. Pogoda była tak piękna, że miejscami dawaliśmy się skusić na mały popas na łonie przyrody, jednak najsłabszą naszą stroną tego pamiętliwego dnia była prędkość, której z różnych wiadomych przyczyn nie byliśmy w stanie przekroczyć. Cierpliwie i ze spokojem turlaliśmy się do przodu. Tego dnia czas nie był naszym przyjacielem choć nie wypadliśmy też najgorzej. Z uwagi na liczne postoje i kolejne naprawy udało nam się zaliczyć jedynie, albo aż 3 PK zdobywając łącznie 12 punktów i lądując na mecie na kilka minut przed limitem czasu. Po drodze byliśmy bliscy zaliczenia jeszcze trójki, jednak na 2 km przed punktem Tomkowi zaklinował się łańcuch co wymagało fachowej pomocy kilku dłoni oraz telefonu "do przyjaciela", zajmującego się serwisem rowerowym. Po cennych poradach i użycia trochę siły udało się naprawić co trzeba i ... wyruszyć już ku mecie. Nie warto było ryzykować dla tak "chudego" punktu. Spóźnienie na metę kosztowałoby nas o wiele więcej niż jest on warty. Dlatego też podobnie jak wcześniej niczym jedna rodzina podjęliśmy wspólną decyzję, że do mety jedziemy wszyscy razem.
Podsumowanie:
Przygoda z "latającym rowerem" dała nam dużo do myślenia. Z pewnością wybierając się na kolejne wyjazdy, w których trzeba będzie przewieźć rower na bagażniku auta, trzeba będzie pomyśleć o dodatkowym zabezpieczeniu, co by nie było powtórki w temacie. Dobra, rekomendowana marka, to nie wszystko...
Sam Harpagan, jak Harpagan, dostarczył nam wielu ciekawych wrażeń a przede wszystkim przyczynił się do umocnienia naszej wiedzy w nawigacji oraz orientacji w terenie, które przydają się w swobodnym prowadzeniu wycieczek turystycznych. Rejon, w którym odbywał się Rajd, jest nam znany z kilku fantastycznych wycieczek rowerowych m.in. szlakiem Elektrowni Wodnych Doliny Słupi jak również spływów kajakowych wspomnianą rzeką. Doświadczyć tego jednak można tylko z tak wspaniałą grupa przyjaciół, których łączy jedno hasło: "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!"
PS. Serdecznie dziękujemy serwisowi rowerowemu Ski Bike z Sopotu
Pełne wyniki do wglądu na stronie PKO Harpagan
Autor relacji: Krzysztof Kochanowicz [GR3miasto]
Uczestnicy:
-Izabela Walczak
-Tomasz Kmieć
-Piotr Bartoszewicz
-Krzysztof Kochanowicz
Opinie (50) 1 zablokowana
-
2012-10-23 15:09
przygoda
przygoda każdej chwili szkoda:) Na pewno nie było Wam do śmiechu ale za to przeżycie pełne grozy, którym możecie się teraz z nami dzielić:)
- 4 0
-
2012-10-23 10:13
Jakie szkody (1)
ponieśli
- 14 5
-
2012-10-23 14:15
Pole zostało zaorane gratis ;)
- 11 0
-
2012-10-23 10:00
Zgubiony rower (3)
A to Wasze było to czarne mondeo bez tylnej szyby?
- 12 1
-
2012-10-23 11:45
i wgiętym bagażnikiem dachowym (2)
na blachach z Rypina
- 9 2
-
2012-10-23 12:29
Nie ten okaz na szczęście nie należał do nas, ale też widzielismy go na parkingu... (1)
...tu chyba kolega zapragnął porannej kawy i zapomniał, że w Maku jest bramka :) Samochód na szczęscie nie ucierpiał... jedynie rower ;-/ I co najważniejsze, że nikomu, z pozostałych uczestników ruchu, nic się nie satło!
- 12 1
-
2012-10-23 14:15
Ale rypnął ten z Rypina
Tam chyba mają to we krwi ;)
- 5 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.