• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Harpagan 43, i czarno przed oczami

Krzysztof Kochanowicz
13 maja 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
Zaczynają się piachy Borów Tucholskich Zaczynają się piachy Borów Tucholskich

Tegoroczna wiosenna edycja kultowego, Ekstremalnego Rajdu na Orientację zorganizowanego przez PKO Harpagan ponownie zawitała do Czarnej Wody. Organizatorzy jak zwykle przygotowali dla uczestników masę niespodzianek. Prócz tradycyjnych tras ekstremalnych, tegoroczną nowością były dwie trasy turystyczne, dzięki którym swych sił mogli spróbować mniej wprawieni w boju zawodnicy.



W skrócie...

Choć organizator wyszedł w tym roku z propozycją mniej wymagających tras, to i tak nasz duet podjął się startu na trasie ekstremalnej. Z jednej strony to jak "porywanie się z motyką na słońce", z drugiej - chęć pobicia własnego rekordu i zrobienie jeszcze czegoś więcej niż ostatnim razem...

Klasyczne trasy Harpagana pozostały bez zmian:
- TP 100, czyli 100 km pieszo, w czasie nie dłuższym niż 24 godziny (nocno-dziennej),
- TR 200, czyli 200 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 12 godzin (dziennej)
- TM 150, czyli 150 km w tym 50 km pieszo i 100 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 18 godzin (nocno-dziennej),

Od tej edycji dołączyły dwie nowe trasy:
- TP 50, czyli 50 km pieszo, w czasie nie dłuższym niż 12 godzin (dzienna),
- TR 100, czyli 100 km rowerem, w czasie nie dłuższym niż 8 godzin (dzienna),
W zamierzeniu organizatora, nowe trasy mają spopularyzować imprezę, zachęcając do startu uczestników mniej "ekstremalnych". Warunek uzyskania Certyfikatu Harpagana pozostaje jednak niezmienny i jest zarezerwowany dla najwytrwalszych uczestników, którzy ukończą jedną z tras: TP100, TR200 lub TM zdobywając wszystkie punkty w regulaminowym czasie.

Czarna Woda, na długo zostanie w naszej pamięci. Nie tylko dlatego, że ze zmęczenia robiło nam się czarno przed oczami, ale przede wszystkim dlatego, że udało nam się pokonać własne słabości, motywując się nawzajem w chwilach załamania i zwątpienia. Śmiało możemy powiedzieć, że pomimo dodatkowych lat na karku, nasze umiejętności w posługiwaniu się mapą i kompasem jest coraz większe, a kondycja nadal znakomita. Podczas tej edycji udało nam się zrealizować założony plan, czyli zdobyć jak najwięcej i najdalej położonych punktów. Na 20 PK zrobiliśmy 10, a były to: 12-6-18-10-20-16-8-14-15-9. Tomek dodatkowo porwał się jeszcze na PK 17 jednak nie dał rady dojechać do mety przed upływem limitu czasu, stąd też jego pozycja spadła nieco w klasyfikacji generalnej. Gdyby jednak nie jego doping i mobilizacja pewnie nie osiągnąłbym tak wysokiego jak dla mnie miejsca. Pierwszy raz od dłuższego czasu udało mi się zdobyć tak dobry wynik i pokonać 176 km na Harpaganie!

Nieraz lepiej wybrać leśną przecinkę niż kilku kilometrową drogę piaszczystą Nieraz lepiej wybrać leśną przecinkę niż kilku kilometrową drogę piaszczystą


Przed startem...

Żeby nie zrywać się w środku nocy i nie tracić cennej energii jeszcze przed startem, postanowiliśmy tak jak ostatnio zawitać do bazy imprezy poprzedniego dnia i na spokojnie wstać na godzinę przed startem. Nocy nie spędziliśmy jednak na sali gimnastycznej, gdzie koczowali inni uczestnicy rajdu, a w namiocie, który rozbiliśmy w zacisznym miejscu na łonie natury, z dala od krzątających się "nocnych Marków" i odbijającego się od ścian sali gimnastycznej echa chrapiących tam ludzi.

Następnego dnia, zanim jeszcze rozdzwoniły się nasze budziki, błogi sen zakłócił nam walący o tropik namiotu deszcz. Początkowo myśleliśmy, że to zły sen, jednak po otworzeniu oczu morale nieco spadły. Nie spodziewaliśmy się złamania pogody jeszcze przed startem. Wg zapowiedzi, opady mały nadejść nieco później. Cóż taki już los. Powoli nastawiając się na najgorsze, zaczęliśmy zakładać na siebie kolejne warstwy odzieży, a gdy z bojowym nastawieniem wyszliśmy na zewnątrz, nagle rozstąpiły się chmury i wyszło piękne poranne słońce. Na naszych twarzach pojawiły się uśmiechy i od razu zachciało się żyć. Zanim odebraliśmy chipy i uzbroiliśmy rowery we wszystko co mogłoby być nam potrzebne na trasie, zaczęliśmy od bogatego śniadania. Poszły w ruch owoce i suszone daktyle oraz rozgrzewająca herbata z miodem.
Do rozpoczęcia pozostały już minuty, więc udaliśmy się na boisko szukając właściwy sektor naszego startu. To również czas spotkań ze znajomymi i przyjaciółmi, którzy podobnie jak my mają bzika na punkcie imprez na orientację.

Gotowi do startu? Start!

W końcu wybiła długo oczekiwana godzina zerowa, jednak przez linię startu mało kto kwapił się przejechać. Obserwujący musieli zapewne mieć niezłą zagadkę, jednak to normalne, że zanim wyruszy się w trasę wypadałoby kilka chwil poświecić na ułożenie własnej strategii, dopasowując optymalną trasę do własnej kondycji. Po kilku minutach wyruszyli pierwsi uczestnicy pędząc to przed siebie, to odbijając w prawo to w lewo. My tak jak zamierzaliśmy wcześniej obraliśmy kierunek ku najwyżej notowanym Punktom Kontrolnym (PK), które skupiają się na południe od Czerska.

Na pierwszy ogień uderzyliśmy szosą, w kierunku zachodnim, jednak po kilku minutach od startu niebo znowu przysłoniły czarne chmury, nasilił się wiatr i ostatecznie zaczęło padać. Napieraliśmy koło w koło przed siebie, jednak by nie stracić zbyt wiele energii od samego początku jechaliśmy dość spokojnie między 26 a 28 km/h. Po chwili deszcz się nasilił, więc przystanęliśmy, by włożyć kurtki, niestety na wiele się to zdało... brak błotników powodował, że po kilkunastu kilometrach jazdy byliśmy totalnie przemoczeni i na dobrą sprawę dalsza jazda czy to w odzieży przeznaczonej na deszcz czy bez niej nie miała znaczenia, jedynie ochroniła nas nieco przed wychłodzeniem. Tak czy siak już na pierwszych kilometrach plucha była wszędzie... Akwarium w portkach i w butach- jednak nic nie było w stanie nas powstrzymać, czy zniechęcić do dalszej drogi. Z cukru przecież nie jesteśmy!

Gdyby nie padający deszcz przejazd przez te piachy byłby niemożliwy. Gdyby nie padający deszcz przejazd przez te piachy byłby niemożliwy.


Upadki i wzloty na kolejnych punktach kontrolnych...

Skończyła się twarda nawierzchnia i zagłębiliśmy się w leśnej gęstwinie Borów Tucholskich, jednak trasę staraliśmy się ułożyć tak, by jak najmniej obcować z drogami gruntowymi, które w tych okolicach bywają bardzo zdradliwe. Nie zawsze wybranie krótszej trasy oznacza szybszy dojazd do celu. Niekiedy nadłożone kilometry drogą utwardzoną sprawdzają się znacznie lepiej, a niżeli pokonanie dwu, a nawet trzykrotnie krótszego odcinka w grząskim piachu. Wielokrotnie przekonaliśmy się o tym na własnej skórze! Taką oto strategią zdobywaliśmy kolejne punkty kontrolne.

Z nawigacją nie mieliśmy żadnych problemów, trochę gorzej było jednak ze sprzętem, który po kilku plażowych odcinkach odmawiał posłuszeństwa. Zapiaszczone tryby zmusiły nas do postoju i przeczyszczenia zgrzytających części. Na ratunek przydały się zapasowe skarpetki, które idealnie wchodzą między koronki kasety ;) o niebo lepiej jedzie się gdy nic nie skrzypi, ani nie trzeszczy, więc brnęliśmy dalej przed siebie kierując się na najdalej położony PK 20. Powoli jednak odczuwaliśmy pierwszy kryzys. Tomek wciągnął batona, a ja zpapugowałem za nim, jednak za dużo mi to nie dało. Z kilometra na kilometr słabnąłem i czułem, że potrzebna mi przerwa. Tomek nie dał jednak za wygraną, więc wyruszył do przodu, abym mógł odpocząć nieco jadąc za nim, niczym "rzep na ogonie". W ten sposób udało nam się dotrzeć w okolice dwudziestki. Jednak, aby dotrzeć do celu zaczęły się grząskie piachy. Pozbawiony zupełnie sił zsiadłem z roweru, ponieważ nie byłem w stanie przebrnąć tego odcinka na siodełku. Tym samym zgubiłem kompana, który mknął razem z innymi zapaleńcami na zdobycie punktu. Dostrzegłem jednak, że zmierzają oni nieco nie w tym kierunku co trzeba... Zacząłem drzeć się w niebogłosy, że to nie ta przecinka- jednak bez skutku. Zdobyłem punkt bez Tomka, który w tym czasie błądził gdzieś po lesie. Chwila oddechu, tabliczka czarnej czekolady, kilka łyków izotonika dodały mi energii. Po 5 minutach zjawiała się zguba, która oczom nie dowierzała, że udało mi się zdobyć punkt wcześniej. Dalej jechaliśmy już razem nie zważając na zdanie innych. Sprawdziło się stare dobre powiedzenie: "...jeśli chcesz na kimś polegać, zacznij od siebie!" Zdobyliśmy kolejne punkty i byliśmy coraz bardziej bliscy połowy stawki.

Przed nami został spory odcinek szosy. Kryzysy mieliśmy już za sobą, więc znowu jest okazja, by trochę "nadusić na pedał", jednak wiejący wiatr prosto w twarz nie zachęcał do zbyt szybkiej jazdy. Nieugięty dotychczas Tomek zaproponował, bym znowu "wskoczył mu na koło". Przez kolejne kilometry pędziliśmy ze średnią prędkością 32 km/h, jednak byłoby to zbyt piękne żebyśmy tak bez żadnych przygód zdobyli kolejny punkt. Przed końcem szosowego odcinka drogi, Tomek złapał gumę, więc mieliśmy przymusowy postój na zmianę dętki. Przy okazji przeczyściłem ponownie wszystkie tryby w obu rowerach - masłem z kanapek, żeby nie było. To świetna alternatywa, jeśli nie ma się smaru ;) Po upływie kilku minut mogliśmy jechać dalej, jednak po kilkuset metrach okazało się, że znowu jest coś nie tak. Pomimo sprawdzenia opony z nowo założonej dętki znowu uciekało powietrze. Rozebraliśmy więc wszystko od nowa i sprawdziliśmy jeszcze raz oponę. Okazuje się, że w gumie zalega maleńki kawałek drutu, który wcześniej został przeoczony.

  • Pierwsze godziny Rajdu były surowe: raz deszcz, raz porywisty wiatr, jednak nie zniechęciło nas to do dalszej jazdy.
  • i tyle było z pięknych widoków przy akwedukcie w Fojutowie
  • Mijamy po drodze malownicze wsie
  • co jakiś czas drewniane chaty wkomponowują się w piękny krajobraz Borów Tucholskich
  • Na chwilę wychodzi słonko i wracają morale...
  • Jeśli opracowałeś własną strategię, trzymaj się jej... Pamiętaj! Chcesz na kogoś liczyć? Zacznij od siebie!
  • Nasze drogi kilkakrotnie się krzyżowały...
  • Przez łąki, przez pole, byleby do celu
  • Tucholski Park Krajobrazowy towarzyszył nam niemalże na każdym kilometrze
  • Nieraz grząskie piachy zmuszały nas do zejścia z roweru
  • Niektóre osady wyglądały jakby czas w nich się zatrzymał
  • Raz słońce, raz deszcz, i tak prawie przez 12 godzin. Już nie pamiętamy kiedy na Harpaganie świeciło słońce
  • Tomek w pełni sił, a ja zdycham ;-/
  • Napieramy dalej... za nami już ponad 100 km
  • Ta 12 km pustynia mało nas nie wykończyła
  • Po południu pogoda nieco się poprawia, ale co z tego jak w portkach mamy akwarium
  • Pozwoliłem sobie nawet na okulary słoneczne... niestety nie na długo ;)
  • Kościół w ... no właśnie nie pamiętamy gdzie to było, kto przypomni?
  • Kolejny kryzys... ledwo już jadę
  • Przez serię awarii tracimy sporo czasu
  • Dobrze, że przy takim zmęczeniu krajobraz jest zmienny, a nie monotonny, bo można by było usnąć podczas jazdy
  • Tomek i Piotr docierają na metę, niestety po czasie.


W ruch poszedł mój zapas, który na nieszczęście po napompowaniu również nie trzyma powietrza. Tym razem okazuje się, że pod wpływam naszego nerwowego dymania zapasowej gumy, upierdzieliliśmy wentyl.... No i masz Ci los. Co teraz? Ze wszystkich zapasowych dętek mamy dwie dziurawe i jedną ze "złamanym gwizdkiem", a do zamknięcia mety tylko dwie godziny czasu. Nie tak miało się to skończyć! Nie tak! Chyba nie pozostaje nam nic innego jak wziąć rower na plecy i biec z nim na finisz!

Nad głową jednak "zapaliła się żarówka", wywróciłem cały ekwipunek do góry nogami... przecież zwykle w tylnej sakwie wożę taśmę izolacyjną! Jest, jest, znajduję ją, jesteśmy uratowani! Oblepiamy nią dętkę z najmniejszą dziurą, pompujemy i napieramy przed siebie walcząc z czasem! Co jakąś chwilę Tomek wyprzedzał mnie, uciekając mocno do przodu by doładować ciśnienia w kole, po czym znowu kilka kolejnych kilometrów jechaliśmy razem. Po drodze, do naszej dwójki dołącza kolega Piotr o nr startowym 661.

Modliliśmy się, żeby tylko dojechać przed czasem do mety. Z ostatniego wspólnie zdobytego przez nas punktu do mety pozostała nam niespełna godzina i do pokonania ok. 14 km trasy. Jest sporo czasu by dotrzeć tam specjalnie się nie przemęczając, jednak Tomek i Piotr wpadają na pomysł by zaatakować jeszcze PK17, który spokojnie moglibyśmy zaliczyć, gdyby nie wcześniejsze awarie. Patrząc na zegarek oraz zmęczenie, które z kilometra na kilometr jest coraz większe odpuściłem sobie ten pomysł. To zbyt ryzykowne. Nie chcę spóźnić się do mety jak przed kilkoma laty i stracić wszystkie zdobyte przeze mnie punkty.
Tomek i Piotr nie rezygnowali. Po dotarciu do szosy nasze drogi się rozeszły. Koledzy napierali na ostatni tłusty PK 17, a ja zmierzałem ku mecie. Przede mną była 12 kilometrowa prosta, którą pokonałem o resztkach sił. Wiatr jak zwykle wiał prosto w mordę, w bidonie echo odbijało się od ścianek, a w przełyku język niczym kołek. Dla podtrzymania energii pozostał mi jedynie wymiętolony batonik, który wciągnąłem prawie z opakowaniem. Nagle nadszedł kres moich zmagań... nie znaczy to jednak, że przekroczyłem linię mety! Jeszcze nie! ...zostało mi jakieś 5 km! Nagle ktoś mnie wyprzedził, więc dokręciłem resztkami sił tempa, by wskoczyć za jego plecy i niczym rzep na psim ogonie doturlać się do mety. Dzięki koledze, którego numeru startowego niestety nie pamiętam na mecie zameldowałem się na 7 minut przed upływem limitu czasu. Udało mi się zaliczyć 10/20 PK, co w sumie daje 35/60 punktów i plasuje na 112 miejscu wśród 235 uczestników na 200 kilometrowej trasie rowerowej.

Tomkowi udało się zaliczyć PK 17 na dwie minuty przed jego zamknięciem, jednak pokonanie ponad 16 km, które dzieliły ten punkt z metą w niespełna pół godziny było mało realne. Koledzy spóźnili się na metę prawie 10 minut, co spowodowało, że w ogólnej klasyfikacji spadli o kilkadziesiąt oczek.

Podsumowanie:

Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy na tyle silni by zaliczyć wszystkie 20 punktów kontrolnych, jednak mieliśmy w sobie na tyle energii by zdobić te najwyżej punktowane, do których dotarcie to kwestia nie tylko zdobytych doświadczeń w nawigacji, ale i dobrej kondycji. Pomimo, iż zdobyliśmy tylko połowę punktów kontrolnych, dla nas to i tak spory wyczyn. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszych osiągnięć i wyniku końcowego.

Gratulujemy najlepszym!

-7 najlepszych zawodników w kategoriach rowerowych na TR200:

-7 najlepszych zawodników w kategoriach rowerowych na TR100:


Pełne wyniki do wglądu na stronie organizatora PKO Harpagan


Relację zdali: Krzysztof Kochanowicz i Tomasz Kmieć [GR3miasto]

Opinie (8) 8 zablokowanych

  • Niezła rzeźnia;) (1)

    • 9 2

    • Oj tam rzeźnia od razu ;)

      Za każdym razem na mecie obioecuję sobie, że był to już ostni raz. Za każdym razem po starcie chodzę przez nastepne dni w pracy jak paralityk. Ale za każdym razem jak zbliża się kolejna edycja, jestem jednym z pierwszych zapisanych na liście. ...Siła wyższa, Harpagan, wpisał się już do mojego kalendarza na stałę!

      • 7 1

  • :)

    Gratuluję wytrwałości! Ja po mecie pierwszego Harpaganu, powiedziałam sobie, że to mój ostatni - i niestety słowa dotrzymałam... chociaż kusi mnie trasa rowerowa, więc kto wie...

    Pozdro dla wytrwałych! :)

    • 4 0

  • Mając wybór w tym roku udałem się na krótszą trasę

    Zważając, że i tak nawet przy maksymalnej formie nie byłem w stanie zaliczyć więcej niż połowę punktów (w wielu przypadkach 8 tłustych na 20), to możliwość startu na krótszej trasie to dobre połączenie świetnego klimatu imprezy z czymś mniej rzeźnickim dla osób, które i tak nigdy tytułu Harpagana nie zdobędą. Więc co z tego, że przejechaliście ponad 170 km jaki tak macie tylko połowę punktów? Nie lepiej wykorzystać tą energię i doświadczenia nawigacyjne na trasie krótszej? Tu mielibyście szansę zdobyć prawie wszystkie punkty.
    Przemyślcie tę propozycję...

    • 2 3

  • Skoro stać Cię na zdobycie 10PK, to nie lepiej pojechać na TR100 albo TM? Ukończysz trasę! (3)

    • 0 3

    • A Ty przeczytałeś ze zrozumieniem mojego posta? (2)

      Przecież napisałem, że po wcześniejszych doświadczeniach na TR200 wystartowałem na 100 km i jestem happy? ;)

      • 2 0

      • Ale ja nie do Ciebie, tylko do autorow... (1)

        • 0 1

        • Zawsze mierzymy wyżej niż za ostatnim razem, chcąc zrealizować jeszcze więcej...

          Ale fakt, nie jesteśmy aż "takimi napieraczami" żeby pozwolić sobie na takwysokie tempo jazdy i przekroczenie pewnych granic możliwości, wiec może w przyszłej edycji Tomek wystartuje na TR200, a ja na spokojnie pojadę na 100. Zobaczymy jak intensywny będziemy mieli sezon ;)
          PozdRower

          • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum