Uczestnicy rajdu spotkali się o
9:00 pod Żakiem. Zjawiło się dziewięciu śmiałków (wszystkich imion niestety nie zapamiętałem), w tym jedna niewiasta -
Iwona. Grupę Rowerową Trójmiasto tym razem reprezentował tylko
Frans, a Freestajnię
Maro i
Jaca.
Po krótkim omówieniu planów wyruszyliśmy w stronę lasu, przejeżdżając ulicą Abrahama. Na rozgrzewkę zaatakowaliśmy wrogi podjazd, który jest częścią
Szlaku Skarszewskiego. Wnoszenie roweru pod górę ciężko określić mianem enduro, nie mniej jednak jak wdrapaliśmy się na szczyt, zaczęła się nasza przygoda z leśnymi duktami i krętymi ścieżkami. Ze szlaku zielonego pojechaliśmy w stronę szlaku niebieskiego - Kartuskiego. Tam zaliczyliśmy odcinek specjalny z dużą ilością śliskich korzeni przyprawionych świeżym błotkiem. Jeden z uczestników pozbył się tam licznika, nie mniej jednak z zegarka nadal mógł korzystać ;) Tak wyglądał pierwszy odcinek, zakończony małą przerwą w okolicy
Oliwskiego Potoku i
Doliny Radości.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w stronę
Oliwy, a stamtąd podjechaliśmy pod
Pachołek. Warto zaznaczyć, że dwie osoby wjechały na sam szczyt i z pewnością nie byli to członkowie Freestajni. Dzięki uprzejmości
Iwony zostaliśmy napojeni zieloną herbatą i po kolejnym już odpoczynku z widokiem na morze, zjechaliśmy zielonym szlakiem do drugiego odcinka specjalnego - uskoku z korzonkami. Tam,
Jaca i
Maro "prosiaczyli" jakiś czas ku ogólnej uciesze "tłumu" uczestników rajdu. Niestety nikt z widowni nie chciał nawet próbować ich naśladować ;-/
Niedaleko czekała na nas malownicza ścieżka obrośnięta mchem, która kończyła się zjazdem wijącym się między drzewami. Następnie trafiliśmy na "single track", biegnący zboczem wzgórza wzdłuż ulicy Mikołaja Reja w
Sopocie, po którym postanowiliśmy zrobić kolejny postój. Jako, że byliśmy niedaleko
Wielkiej Gwiazdy odpoczynek przypadł właśnie na to miejsce. Korzystając z chwili przerwy
Frans wziął się za czyszczenie kasety i tylniej przerzutki, które od pewnego czasu odmawiały mu posłuszeństwa. My zaś oraz tysiące innych leśnych żyjątek wdychaliśmy cudowny aromat gorącej grochówki. Tak, tak grochówki... gdyż w tym samym czasie przy
Wielkiej Gwieździe usytuowany był prawdopodobnie jakiś punkt kontrolny pieszego rajdu na orientację, przy którym fundowano zupę. Przy
Wielkiej Gwieździe w naszej grupie nastąpiła mała roszada: opuścił nas jeden z uczestników rajdu, a w jego miejsce dołączył do nas kolejny kadrowicz Freestajni -
Zbyszek.
Gdy ruszyliśmy dalej,
Frans wyprzedził peleton, aby uwiecznić nas na mrożącym krew w żyłach zjeździe niedaleko ul. Jacka Malczewskiego. Jednak niewiele z tego wyszło, ponieważ jechaliśmy dość szybko... i bez hamulców ;) W końcu po którymś podejściu z kolei mu się to udało.
Tak jak wcześniej praktycznie mowy nie było o większym błocie, tak nagle niepozornie wyglądająca droga zamieniła niemalże w budyń. Niektórzy próbowali jazdy poboczem, ale tam wcale nie było lepiej. Najrozsądniej było po prostu przeprowadzić rower przez ten odcinek.
Po niełatwej przeprawie
Jaca poprowadził wszystkich w stronę toru 4X Lodowiec w
Gdyni Orłowie, gdzie w zeszłym roku odbyły się ogólnopolskie zawody w ramach
Superligi. Niestety wcześniej padał dość obfity deszcz i cały stok pokrył się błotnistą mazią. Dlatego też zdecydowaliśmy się jedynie na powolny zjazd wzdłuż toru. Żaden rower nie wyszedł z tego czysty. W tym momencie odłączył się od nas kolejny z uczestników i dalej podążaliśmy w grupie ośmioosobowej. Okazało się, że mamy jeszcze dużo czasu do zmroku, więc po szybkim posileniu się w pobliskim sklepie spożywczym ruszyliśmy w kierunku plaży. Po wdrapaniu się na klif mogliśmy podziwiać piękne widoki, a rowerzyści rządni wrażeń mieli okazję spróbować się na kilkumetrowym zjeździe. Patrząc z góry wydawał się przebiegać pionowo w dół, na szczęście w rzeczywistości nie było aż tak strasznie.
Jaca jako pierwszy zjechał, a w ślad za nim podążył
Maro (pomimo braku tylnego hamulca).
Popstrykaliśmy sobie jeszcze kilka fotek w malowniczej scenerii, po czym pojechaliśmy wzdłuż klifu w kierunku
Gdańska. Po drodze nie natrafiliśmy już na żadne większe przeszkody. Rajd oficjalnie zakończyliśmy na mostku w parku jelitkowskim około godziny 15:00. Przejechaliśmy około
40km, jednak teren był dosyć trudny i mnie osobiście nieźle zmęczył.
Podsumowując, mam nadzieję, że rajd był udany a uczestnicy byli zadowoleni. Dziękuję wszystkim uczestnikom za przybycie i do zobaczenia na kolejnym nietypowym rajdzie Freestajni i Grupy Rowerowej Trójmiasto.
Trasę przygotowaliśmy na podstawie mapy Eko-Kapio / Cartomedia
-Trójmiejski Park Krajobrazowy - część południowa; skala 1:20 000; wyd.2006.
Autor relacji: Marek Rożnawski (Freestajnia)
Zdjęcia: Krzysztof Kochanowicz (GR3miasto)
Organizatorzy rajdu: Freestajnia i Grupa Rowerowa Trójmiasto
Do zobaczenia na kolejnym wypadzie Enduro!