• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

E-MTB Maraton, Kadyny, sierpień 2009

Łukasz Bolius; opr. Krzysztof Kochanowicz
2 września 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 

W sobotę 22 sierpnia w Kadynach odbył się kolejny maraton zorganizowany przez UKS Neksus Elbląg. Był to czwarty wyścig tego typu, a zarazem trzeci rozegrany w tamtejszej miejscowości.



O wyścigu wiedziałem od dawna, sumiennie zapisując w terminarzu, aby przypadkiem go nie przegapić. Jednak po powrocie z gór i trzech ciężkich maratonach, które mnie wyczerpały nie czułem się najlepiej. Nogi były ociężałe, drewniane, zmęczone i wiedziałem, że to nie będzie dla mnie dobry maraton, a przejechanie wyznaczonego sobie dystansu GIGA nie przyjdzie łatwo. Z resztą w pamięci utkwiły poprzednie maratony w Kadynach - szczególnie ten zeszłoroczny gdzie również jechałem na pętli giga. Z tego co utkwiło mi w pamięci z zeszłego roku to błoto i jeszcze raz błoto. "Rwany" profil trasy może nie z największymi podjazdami, ale mocno dającymi się we znaki. Do tego ciekawe zjazdy, przejazd po torach kolejowych i ten płaski, ale jakże dłużący się wtedy asfalt na którym byłem tak zmęczony, że nie mogłem podnieść głowy. Oczywiście nie można zapomnieć o zaprzyjaźnionych organizatorach i "duchu" tej imprezy przypominającej jeszcze odrobinę niegdysiejsze edycje jakże ciągle wspominanej Bażantarni (oby była jeszcze szansa pościgać się na jej 4 edycjach).

W tym roku trasa miała być zmieniona, aby ominąć największe błoto i nie przedzierać się przez krzaki. To wszystko sprawiło, że po prostu nie mogłem sobie odmówić startu w tym maratonie.

Tegoroczne wrażenia
O szóstej rano - pobudka, następnie śniadanie, pakowanie torb oraz samochodu i jazda... Na miejscu byliśmy po ósmej, ale pomimo tego było już parę osób. W niedługim czasie zaczęła się zjawiać reszta, czyli m.in. ekipy : MTBNews.pl, Trek Gdynia, Bikeworld, Kościerskie Stowarzyszenie Rowerowe, Naftokor. Zjawił się również zawodnik z Klubu DHL Author czyli Andrzej Kaiser. Łącznie na starcie stanęło 104 zawodników. Może to nie dużo, ale w porównaniu z zeszłym rokiem była mocniejsza obsada.



Parę minut przed 10.30 zaczęliśmy ustawiać się na starcie. I tu mała "niespodzianka" zamiast startu tak jak w zeszłym roku, czyli wyjazdu wprost na ulicę, teraz była runda honorowa dookoła parkingu. Wprowadziło to trochę zamieszania, ale szybko się z tym uporano. Na rundzie nie było zbyt bezpiecznie - śliska kostka, wąska droga powodowała duży ścisk i z tego słyszałem, ktoś nawet leżał. Po wyjechaniu na asfalt tempo oscylowało miedzy 35-45km/h, ale to było tylko na chwilę. Następnie: skręt w prawo i....mój "ulubiony" podjazd - niby asfalt, ale więcej tam dziur niż tej nawierzchni. Od razu peleton się przetasował i porozciągał. W połowie górki, już na początku wyścigu Robert Banach złapał kapcia. Ja niestety strasznie to męczyłem, patrząc tylko do przodku jak koledzy odjeżdżają. Starałem się tylko złapać jakieś koło, aby nie stracić za dużo dystansu do reszty. I tak jechałem dając z siebie wszystko. Na dość szybkim fragmencie, mniej więcej na dziesiątym kilometrze grupka, w której starałem się utrzymać zgubiła drogę. Zresztą nie tylko my, z naprzeciwka wyjechała inna grupa, która już zawracała szukając strzałek. Okazało si, że zamiast skręcić w lewo pojechaliśmy prosto. Nasza wina bo strzałka była namalowana na drzewie. Złączyliśmy się z zawodnikami z tyłu co spowodowało, że nagle zrobiło się gęsto i ciężko było wyprzedzać. I znowu odjechała mi grupka...

Do połowy trasy strasznie męczyłem. Miałem wrażenie, że ciągnę za sobą jakby naczepę od tira, tak ciężko mi szło. Starałem się jak mogłem ale czułem się od samego początku słaby i zmęczony. Jedynie na bardziej technicznych odcinkach i zjazdach jakoś szło. Skupiłem się głównie na tym aby utrzymać koła Robertowi Litwińskiemu, z którym jak się później okazało, miałem przejechać również trasę Giga. Przez bufet przejechałem jak zwykle nie patrząc nawet co jest. Po chwili dojechałem do Jacka Rogowskiego z Kościerzyny, który na mój widok, trochę się zdziwił. Wykrzyknął tylko "co ty tutaj robisz?".



Na rozjeździe tras Mega / Giga czekała już na mnie rodzinka z bidonem i żelem. Nawet nie miałem czasu na zastanowienie się czy nie zjechać na Mega, gdyż uniesiony przez mamę bidon oznacza mniej więcej tyle co "młody nie ściemniaj ruszaj d... i jedź na Giga". A co ja się będę kłócił, więc jadę na drugą rundę. Zresztą takie było też założenie. Dojechałem do Adama Kozłowskiego zostawiając z tyłu Roberta. Po chwili dojechał Mariusz Goliński. Starałem się utrzymać im koła tak długo jak tylko mogłem. I nawet wychodziło ale do czasu - na zjeździe, łatwym zjeździe "Goli" odbił trochę w prawo przez co ja również musiałem skręcić wpadając w dziurę. No i na tyle było jazdy z nimi po zrobieniu przewrotu w przód :). Głośno wyrażając swoją dezaprobatę, próbowałem ich dogonić - nic z tego nie wyszło i zaraz znowu jechałem z Robertem. Wspólnie pracowaliśmy, dając zmiany i na siebie czekając na podjazdach. Na ostatniej prostej czyli na 4-5 km odcinku asfaltowym przed metą więcej było odpoczywania niż prawdziwego ścigania, gdyż oboje liczyliśmy na finisz. Wyszedłem z koła na ostatnim zakręcie i jakoś się udało wygrać. Co prawda tylko z Robertem, co dało mi 8 miejsce w kategorii Open, ale za to 3 miejsce w kategorii M2 - jednym słowem fart i nic więcej.

Wyniki:
Dystans Giga wygrał, jak wszyscy się pewnie tego spodziewali Andrzej Kaiser, drugi był Krzysztof Drabik a trzeci Przemek Ebertowski. Na dystansie Mega najlepszy okazał się Sławek Wojciechowski, przed Tobiaszem Kulikowskim i Andrzejem Wróblem.

Mapa trasy Mapa trasy


Podsumowując: impreza jak najbardziej udana. Widać, że z każdym nowym maratonem jest coraz lepiej z organizacją. Lepiej oznaczone trasy, coraz szybsze zapisy i wyniki, coraz mocniejszy poziom sportowy. Atmosfera taka jak to zawsze bywa w Elblągu - piknikowa i rodzinna. A co do samej trasy: tak jak wspomniałem lepiej oznaczona, ale czegoś mi zabrakło...na pewno zjazdu "przy klasztorze", który ewidentnie kojarzy mi się właśnie z tym maratonem. Wydaje mi się, że w poprzednim roku trasa była również ciekawsza. Chociaż nie można powiedzieć, że była zła! Broń Boże. Było ciągle: góra, dół, góra, dół i ten piach...Właśnie ten piach mi tu nie pasował bo dla mnie Kadyny to była zawsze walka z błotem. I chyba właśnie tego błota mi zabrakło. Ogólnie należą się wielkie podziękowania dla organizatorów, harcerzy i pań na bufecie za tak udaną imprezę. Mam nadzieję, że w następnym roku znowu będę mógł tam wystartować, jak i na XC na Bażantarni.

Więcej informacji o maratonach e-mtb w Kadynach znajdziecie na stronie UKS Neksus Elbląg .

Amatorskie filmiki z maratonu w Kadynach: część 1 i część 2 .

Relacja pochodzi ze strony Grupy Rowerowej 3miasto
Łukasz Bolius; opr. Krzysztof Kochanowicz

Opinie (4) 7 zablokowanych

  • łał !

    • 0 9

  • "I chyba właśnie tego błota mi zabrakło." (1)

    Kto z kim przestaje, takim się staje –
    Na pewno znacie te obyczaje?
    Bocian po deszczu człapał piechotą,
    Bo lubi nogi zanurzać w błoto.
    Świnia podobne miewa słabostki
    I chętnie w błoto włazi po kostki.
    Bocian odwiedzał świnię z ochotą.
    Plaskał i mlaskał: - Błoto jak złoto!
    Ona do niego szła przy sobocie,
    Żeby jej pomógł nurzać się w błocie.
    Kwiczała: - Dzięki, dzięki stokrotne,
    Bardzo mi służą kąpiele błotne!
    Tak spotykali się wciąż na zmianę
    Bocian ze świnią, świnia z bocianem.
    Lecz minął okres pierwszych uniesień,
    Powiało chłodem, nastała jesień
    I bocian starym swoim zwyczajem
    Właśnie zamierzał rozstać się z krajem.
    Wtem wpadła świnia zirytowana.
    - To w błocie byłam dobra dla pana?
    W błocie, w kałuży i nawet w bagnie,
    A teraz pan mnie porzucić pragnie?
    Niech pan pomyśli, co pan wyczynia?
    Odrzecze bocian: - Wiem, jestem świnia!
    "Kto z kim przestaje, takim się staje."
    Rzekł. I odleciał w dalekie kraje.

    • 0 4

    • O jaki poeta ;)

      Skoro stać Cie było na zrobienie kopii i nastepnie jej wklejenia, to szkoda ze nie dodałes autora. Co za szczeniactwo!

      • 3 0

  • Brałem udział w maratonie po raz pierwszy i pomimo...

    wycofania się po 10 km i tak nie żałuję startu. Było świetnie: wśród tylu profesjonalistów wcale nie czułem się jak piate koło u wozu. Wręćz przeciwnie jeszcze bardziej chciałem spróbować na co mnie stać. Zerwałem jednak łańcuch i tak się skubany powyginał, że dalsza jazda nie była możliwa. Trudno, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Będą inne okazje do startu !

    • 5 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum