• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dariusz Sawicki z medalem rowerowych Mistrzostw Świata

Dariusz Sawicki (Trek Gdynia)
4 sierpnia 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 

Startujący w kanadyjskiej miejscowości Canmore Dariusz Sawicki z Klubu Kolarskiego Trek Gdynia zdobył brązowy medal w Mistrzostwach Świata w kat. 25-29 lat.



Darek uczestniczył w wyścigu 24-godzinnym solo. Na trasie panowały ciężkie warunki. Przez wiele godzin zawodnicy jechali w padającym deszczu, a trasa zamieniła się w błotne grzęzawisko. Z powodu problemu ze wzrokiem (lecące w oczy błoto) tuż północy z wyścigu wycofał się mistrz świata Solo 24 z poprzedniego roku, Amerykanin Tikler Juarez.

Darek pokazał, że ma charakter i potrafi nawiązać równorzędną walkę z największymi twardzielami na świecie. W ciągu 24 godzin Darek pokonał 12 okrążeń. W jego kategorii zwyciężył Australijczyk Andy Fallows, a drugi był Brytyjczyk Michael Cotty. Biorąc pod uwagę wszystkich startujących (ponad 150 osób), tylko 14 zawodników i 15 zawodowców miało więcej zrobionych kilometrów.


Wrażenia zawodnika...
W sobotę około 11:30 zostaliśmy ustawieni wg. numerów na starcie i o 11:45 wystartowali wszyscy soliści. Najpierw kilkaset metrów biegu, po czym każdy wziął swój rower z pit stopu wyjeżdżając na trasę. Pierwsze okrążenie było o 7km dłuższe, bo prowadziło przez miasto. Po rundzie miejskiej wjechaliśmy prosto na trasę, z którą mierzyliśmy się przez następne 24h. Przez pierwsze 2km był szeroki szuter ze stromymi podjazdami. Później to już kilka km krętych singiel tracków po korzeniach i kamieniach. Był to najtrudniejszy odcinek trasy. Reszta trasy była łatwiejsza, chociaż wcale nie prosta. Na 9km mijaliśmy obok miejsce startu i był tam też drugi na trasie bufet. Druga część trasy była w większości bardzo szybka. Sporo podjazdów dało się wjechać rozpędzając się na wcześniejszym zjeździe. Kilkaset metrów przed rozjazdem na specjalny 5km odcinek tylko dla solistów był bardzo trudny podjazd. Bardzo wąska ścieżka z zakrętami prawie 180 stopni i dużą ilością korzeni. W suchych warunkach trzeba było nieźle się wysilić, aby tam wjechać, a po deszczu już wszyscy tam prowadzili rowery. Odcinek dla solistów na początku był bardzo szybki i całkiem przyjemny. To, co dobre jednak szybko się kończy i po około 1km zaczynał się długi podjazd po trawie. Nagrodą za podjechanie był fajny szybki zjazd z krótkimi trudnymi elementami po wystających kamieniach. Po połączeniu trasy solistów i drużynowców była już szeroka droga, ale z kilkoma podjazdami, w tym jednym bardzo stromym, dla większości nie do podjechania i bardzo szybkimi zjazdami przy samej mecie. Na mecie okrążenia trzeba było zejść z roweru i przebiec kawałek przez namiot, w którym każdy zawodnik miał odznaczane każde okrążenie, razem z godziną przyjazdu. Za tym namiotem były już indywidualne Pit Stopy i... wyjazd na następne okrążenia.

Wyścig rozpoczął się przy dość wysokiej temperaturze. Przez ponad 3h było prawie 30 stopni. Niestety później spadł deszcz i temperatura spadła momentalnie do 14. Przed deszczem jak ktoś bardzo się postarał, to mógł przejechać całość bez zsiadania z roweru. Po deszczu niektóre odcinki były już zupełnie nieprzejezdne, a niektóre wymagały zbyt dużego ryzyka, aby tam jechać. Po każdym kółku w błocie, czyli już do końca wyścigu, musiałem oddawać rower mojemu mechanikowi Prestonowi do wyczyszczenia i smarowania łańcucha. Błoto tak kleiło się napędu, że dało się jechać tylko na biegu, na którym wjeżdżało się w błoto. Na pozostałych biegach łańcuch przeskakiwał. Po kilku kółkach w błocie skończyły mi się klocki hamulcowe i lewa manetka przestała zrzucać na małe koronki korby. Czas naprawy wykorzystałem na większy ciepły posiłek. Preston był rewelacyjny. Zrobił mi tak rower, że działał lepiej niż chwilę po starcie wyścigu. Sprawdził się również jako masażysta. Na początku wyścigu męczyły mnie skurcze, które po masażu już nie wróciły...


Na noc miałem przygotowane lampy na kierownicy i kasku, które sprawdziły się znakomicie. Nie widziałem tak dokładnie jak w dzień, ale światło pozwalało zjechać nawet w najtrudniejszych miejscach. W nocy deszcz padał jeszcze kilka razy, ale dodatkowo wiał dość mocny wiatr, który przewrócił duży zegar nad linią mety. Temperatura spadła do 7 stopni. Z powodu opadów sporo osób się wycofało, w tym ubiegłoroczny MŚ Tinker Juarez. Ja mam tym większą satysfakcję, że nie poddałem się i jechałem do końca. Nawet przez chwilę nie pomyślałem, aby się wycofać. Po prostu jechałem swoje, a trudne warunki na trasie tylko mnie zwolniły. Przez początkowe okrążenia jechałem na 3 pozycji nieznaczną różnicą czasu do najlepszych. Najwięcej straciłem przez błoto. Prawdopodobnie moi rywale trochę więcej ryzykowali na trudnych odcinkach i mniej czasu spędzali na Pit Stopie. Ja wtedy jechałem bardzo asekuracyjnie. Chciałem ukończyć wyścig w jednym kawałku i wystarczająco dużo jeść, szczególnie ciepłych posiłków, aby sił starczyło do końca. Dopiero na ostatnie okrążenie zdjąłem z siebie przeciwdeszczowe ciuchy i pojechałem "na krótko". Wykręciłem najlepszy czas, od kiedy zapadła noc, ale na więcej już by mi zabrakło czasu, ale i nic by nie zmieniło w klasyfikacji. Udało mi się utrzymać 3 miejsce. Mogę to uznać za mój życiowy sukces, szczególnie z tak silnymi przeciwnikami.

Niestety nie mogłem stanąć na podium, bo organizator zaplanował dekorację na 5 godzin po zakończeniu wyścigu. Nas czekała jeszcze długa droga do Calgary i następnego dnia lot do Polski, więc czekanie nie było nam na rękę.

W drodze powrotnej powiedziano mi, że był oficjalny komunikat o niedźwiedziu Grizzly przebywającym w okolicach trasy. Ja tego nie słyszałem, a mi na szczęście nikt tego nie powtórzył, abym się nie zestresował...

Pit Stop miałem wspólny z Tomkiem Rażniewskim, który zajął 4 miejsce w kategorii 50-54. Dziękuję osobom, które pracowały w nim przez całą dobę: mojej siostrze Ewie, Prestonowi, żonie Tomka Ewie, Soni, Tomkowi jr i Jonattanowi za pomoc. Bez nich nie udałoby mi się zrobić takiego wyniku. Dziękuję również sponsorom, dzięki którym mogłem wyjechać do Kanady i całemu klubowi Trek Gdynia, który cały czas mnie wspierał i pomagał zorganizować cały wyjazd.
Dariusz Sawicki (Trek Gdynia)

Opinie (10) 4 zablokowane

  • Gratulacje DAREK !!!!

    jw

    • 0 0

  • Wielki Gratulacje

    oby tak dalej. Masz chłopie charakter, zdrowie,......:))

    • 0 0

  • (1)

    a do Pekinu się nie załapał, znowu te układy

    • 0 1

    • Wadecki do dymisji, kogo on zabrał
      do Pekinu... zamiast medalisty MS
      jakieś raki pojechały

      • 0 0

  • Nie ma to jak zacięcie...

    Ale w duzej mierze w pokonywaniu własnycb słabosci liczy sie wiara w siebie i wlasne mozliwości, co pomaga przetrwać nawet w najtrudniejszychwarunkach.
    Brawo, Polacy tez potrafia pokazać się z tej dobrej strony!

    • 0 0

  • Gratuluje stary pozdro
    RObert z AIC (rychu)

    • 0 1

  • Gratulacje ;-)

    Niech moc będzie z Tobą

    • 0 1

  • Gratulacje swoją drogą...

    ale mi najbardziej spodobały się zdjęcia, bardzo ładne ujęcia
    ps. Powodzenia w kolejnych zawodach

    • 0 1

  • GRATULUJE. Aby tak dalej powodzenia. PS.moze i mi sie kiedys uda-przynajmniej pracuje nad tym.pozdrawiam

    • 0 0

  • ESR

    Wiem, że potrafisz walczyć --- Darecki

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum