• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czarnym szlakiem do Gdyni

9 sierpnia 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Zaczęło się dość niefortunnie. Karol przyjechał z Sopotu bez rowerka, tylko "eskortował" swojego brata Marka. Zerwał linkę od przedniego hamulca przed samym wyjazdem. Jakoś nikt z nas nie miał zapasowej. Hmm, może trzeba by było na przyszłość pomyśleć o czymś takim... Ja, Stachu i Kornik się oczywiście spóźniliśmy parę minut, na szczęście jeszcze nikt nie pojechał. Razem na starcie było nas siedmiu: Janusz, Darek, Marek, Adam, Stachu, Kornik i ja. Na chwilę się rozdzieliliśmy, Janusz wrócił się jeszcze do domu po parę rzeczy, reszta czekała do 11:15 na spóźnialskich. Ale nikt więcej się nie stawił.

Więc przejechaliśmy przez miasto, na Obwodową i dalej ścieżką za starym młynem, przez tory, Betlejem, do lasu. Wyjechaliśmy po drugiej stronie Gdańskiej akurat na wysokości stacji PKP Reda Pieleszewo. Tu tak naprawdę zaczynała się nasza przygoda ze szlakiem Zagórskiej Strugi z Wejherowa do Gdyni. Janusz już na nas czekał, pierwsze zdjęcia są tu. Chwilka przerwy po strasznie męczącej jeździe przez miasto, przegrupowanie i ruszyliśmy. Zaczynało się od podjazdu i oczywiście zaraz po starcie spadł mi łańcuch. Potem musiałem ich gonić na wariata pod górę. Już na górze zgubiliśmy szlak, mimo że Janusz jechał ten kawałek już co najmniej trzeci raz :-) Trochę się pokręciliśmy podziwiając przyrodę i wreszcie trafiliśmy na poszukiwany zjazd. To dało nam przedsmak całej drogi do Zbychowa: mordercze podjazdy i szybkie (ale dziwnie krótkie w porównaniu z tymi pierwszymi) zjazdy. Szlaku trzeba było cały czas pilnować, bo nieraz zbaczał z głównej drogi tak, że nie było widać nawet ścieżek. Totalny freeride. Ale "w miarę" przejezdnie. Wreszcie po jakiejś godzinie kręcenia po lesie wyjechaliśmy na łąki przed Zbychowem. Stąd było dość łatwo, zjechaliśmy do wioski i wszyscy polecieli do wodopoju. Zrobiliśmy zapasy picia i bułek, batoników i czego tam jeszcze. Stachu rozcieńczył isostara wodą mineralną, żeby na dłużej starczył, ktoś nalał sobie przypadkiem coli do plecaka :-) Posiedzieliśmy, odpoczęliśmy, przejrzeliśmy mapy i ruszyliśmy do Rumi. Na początek było leciutko, słabe wzniesienie, tyle że brukowaną drogą (oznaczoną jako rowerowa, ciekawe kto to wymyślił?). Potem długi zjazd, jakieś 3km. Naprawdę ciekawy, po drodze spore kamienie, koleiny wypłukane przez wodę, miejscami głęboki piach. Stachu rozdziewiczył sobie tylny błotnik przycierając go z boku (!) oponą.

Niestety, zjazd trzeba było teraz odkupić podjazdem, a dalej naprawdę ciężkim podejściem. To chyba był najbardziej męczący kawałek rajdu, chociaż później jeszcze były podobne. Rower trzeba było wnosić na plecach. Wyszliśmy na płaską (w tym miejscu...) drogę obok leśniczówki. Stąd już tylko rzut beretem do Rumi, porządna ubita droga bez niespodzianek, a dalej oczywiście wariacki zjazd 35kph po poboczach bruku. Bez chociaż jednego amorka czuć było (i słychać) każdą niedokręconą śrubkę w rowerze. Jednak nic nikomu nie odpadło, tylko ja się czułem jakby mi miały odpaść dłonie. Dotarliśmy do Rumi. Tutaj Adam stwierdził, że ma już dość. Przyjechał rowerem z Władysławowa, zamiast się wpakować w pociąg, więc trudno mu się dziwić. Pozostała szóstka poleciała dalej. Przecięliśmy asfalt na Szmeltę i wbiliśmy się spowrotem do lasu. Kolejna mordercza góra, króciutki zjazd, znowu pod górę. Płasko się zrobiło dopiero kawałek za jednostką wojskową. Tam zrobiliśmy kolejny popas, przed nami był wreszcie dość długi kawałek płaskiej drogi. Ale nic nie jest doskonałe - cała droga była podziurawiona końskimi kopytami. Gorzej niż na bruku...

Zapasy się kurczyły, a do jakiejś wioski mieliśmy jeszcze niezły kawałek. Przez chwilę rozważaliśmy odbicie na czerwony szlak i zakupy w Łężycach, ale zbliżała się 15:00 i obawialiśmy się, że tam sklepy mogą być już zamknięte. Więc powlekliśmy się dalej czarnym, dopiero odbiliśmy na chwilę do Koleczkowa. Po drodze na jakiś czas zgubił nam się kolega dAREK. Zanim się znalazł, Kornik sprowokował małą bitwę na szyszki. Mądrzy po szkodzie, dopiero wtedy powymienialiśmy się numerami telefonów. Tu znaleźliśmy jeszcze otwarty i dość dobrze zaopatrzony sklep. Postój był dość długi, ale bardzo przyjemny. Uzupełniliśmy płyny i kalorie, przed nami był w zasadzie finisz. Szlak się trochę uspokoił, byliśmy na płaskim terenie. Mimo wszystko udało nam się go jeszcze raz zgubić ;-P A nie, przepraszam, dwa razy. Dojechaliśmy nim jeszcze do Wiczlina, odpuściliśmy jak schodził z asfaltowej drogi. Polecieliśmy nią dalej na Chwarzno, lekko z górki, 40kph na budzikach. W Chwarznie Stachu przejął prowadzenie, to jego tereny. Przeprowadził nas przez osiedle na fajną ścieżkę pod Obwodnicą. Trzeba tam uważać na dziury wypłukane przez wodę, bo prędkości osiąga się tam znaczne (chociaż to krótki odcinek), można złamać widelec. Nie wiem jak niewiele brakowało, ale przejechaliśmy bez strat. Stachu prowadził nas wzdłuż ogrodzeń, ścianą lasu. Jeszcze raz udało nam się pogubić, ale tylko na chwilkę. Wbiliśmy się znowu do lasu drogą rowerową na Działki Leśne.

Przy rurach, na rozdrożu jeszcze ostatni postój, grupowa fotka i się rozdzieliliśmy. Koniec rajdu, jeszcze tylko trzeba było wrócić do domu. Stachu z Kornikiem pognali dalej na Działki, Marek pojechał lasem do Sopotu, a Janusz, dAREK i ja w kierunku Redy. Standardowa trasa na Pustki Cisowskie (bardzo fajny, dość ekstremalny zjazd), przez dzielnicę i znowu lasem do Rumi, tam obok cmentarza i do domu granicą lasu, jak zawsze.

Podsumowując rajd pokazał każdemu na co go stać i jak wypada na tle pozostałych. Przyznaję, że było dużo ciężej niż początkowo planowałem, ale może to i lepiej. Statystyki: 3x OTB (bardzo zróżnicowane), 2x kąpiel w kałuży, zero uszkodzeń sprzętu (przynajmniej nikt nie zgłaszał), trochę zadrapań, obolałe tyłki (bruk nas wykańczał) i nadgarstki (bez amortyzacji). Dużo wysiłku i adrenaliny. Czyli bardzo udany rajd. Niedługo następny.

Podziękowania dla Janusza i Stacha za przewodnictwo i pilnowanie drogi, przeprosiny dla Darka za zajechanie drogi (albo wymuszenie pierwszeństwa) z mało przyjemnym skutkiem. Pozdrowienia dla wszystkich uczestników i pechowego (tym razem) Karola. Do zobaczenia na trasie!

Tekst i foto: Michał 'Buka' Uberman
Adres: Grupa Rowerowa Reda

Parametry trasy

  • Region Trójmiasto i okolice
  • Długość trasy 60 km
  • Poziom trudności trudny

Znajdź trasę rowerową

Opinie (4)

  • Urozmaicenie!!!

    Dla odmianki bujnijcie się w drugą stronę. Dobrze wam zrobi. Krócej i ciekawiej!!

    • 0 0

  • rower

    Chciałabym przejechać rowerem trasę z Gdańaka do Gdyni-gdzie dokłanie się zaczyna i gdzie mogę znależć mapkę?

    • 0 0

  • Gdansk Gdynia

    Jak dla mnie to trasa ta zaczyna sie w Gdansku pod "zieleniakiem". potem jade sciezka rowerowa calutki czas do sopotu. w sopocie na Grunwaldzka tak czy siak jade w sopocie od molo deptaczkiem w gore pozniej pod torami i w prawo na ta wlasnie niby grunwaldzka. i pozniej calusko prosto az do gdyni. milego smogu zycze ;D

    • 0 0

  • hehe

    w lato do Gdyni jeżdże regularie co 2 -5 dni gura

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum