• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bory Tucholskie

2 lipca 2006 (artykuł sprzed 17 lat) 
Nadszedł poranek, wczesny poranek... pora przemiany myśli w czyn. Udałem się w kierunku Sopotu, aby przy okazji tej wyprawy zrealizować swoją zachciankę,czyli przejechać cały szlak, tym razem zielony, do Skarszew... ale i na inne szlaki przyjdzie pora. Za bardzo opisywać przebiegu szlaku nie mam zamiaru. Z Sopotu na pachołek jedzie się... po prostu się jedzie, bo problemy zaczynają się na następnym odcinku w stronę Kartuskiej, aczkolwiek precyzyjniej byłoby napisać, że ul. Szczęśliwej... niby nic, ale jakoś radośniej się zrobiło.

Do Kolbud dojechałem bez rewelacji, omijając tylko odcinek wzdłuż zbiornika wodnego na wysokości Łapina, gdyż jest to kolejny i nie ostatni odcinek przypominający o tym, że jest to szlak pieszy. Za Kolbudami rzeczka o szerokości ok. 6-7 metrów, zachęcająca do tego, aby sobie przejechać po dnie... wybrałem jednak przejście mostem, czego później żałowałem, bo niewiele dalej i tak byłem mokry na wysokość trawy, czyli jakieś pół metra, a strumyk miał jakieś 15 cm.



W połowie drogi do Przywidza szlak był w skandalicznym stanie, nieprzejezdny. Wszędzie porozrzucane gałęzie, od najmniejszych, do największych... w końcu to szlak pieszy. Było też kilka drzew ściętych i pozostawionych tak leżących na drodze zapewne od kilku ładnych dni. Dalej, za Przywidzem było już z tym lepiej, jednak gorzej z oznaczeniami szlaku, który ostatecznie udawało się odnajdywać... poza jednym miejscem, gdzie szlak jakby się urwał. Objechałem nawet kilka kilometrów pobliskich przecinek w kierunkach sugerowanych przez mapę, ale bez skutku... tj. znalazłem zamalowane znaki szlaku, ale na tym się kończyło, wiec nie pozostało mi nic innego jak ruszyć na Skarszewy szosą... i tu zaskoczenie, daleko nie pojechałem gdy podczas szybkiego zjazdu w Drzewinie mignęła mi zielona kreseczka z białymi paskami... zanim przemyślałem sytuację byłem już na dole, a tam już szlaku nie było... zawróciłem więc i skręcając w lewo, ku mojemu zdziwieniu odkryłem, że znów jestem na moim szlaku...po prostu został zmieniony jego przebieg, a nawet najnowsza mapa wydawnictwa PPWK tego nie odnotowała. Przy okazji tego szlaku, taka mała uwaga, jeśli w okolicach Szczodrowskiego Młyna gonią cię psy, to najprawdopodobniej jedziesz w złym kierunku ;)



Do Konarzyn udałem się w większości asfaltami, zresztą mało uczęszczanymi, by na miejscu dokonać ostatniego tankowania tego dnia oraz wbić się w leśne drogi Borów Tucholskich, tu z piachem w roli głównej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że przez cały dzień na niebie nie pojawiła się nawet najmniejsza chmurka, a temperatura miejscami przekraczała 30 stopni. Ludzie siedzieli głównie w cieniu, na trawce lub w kajakach... zresztą kajaków wszędzie było pełno.



Dochodziła godzina 16 gdy mijałem Odry, w kierunku kamiennych kręgów, które znajdują się na terenie rezerwatu, wyjątkowego, bo o bardzo bogatej roślinności (mchy) z gatunkami nie spotykanymi w pobliżu - swoisty mikroklimat. Wstęp na teren rezerwatu jest płatny (2 zł) i chociaż nie wolno wjeżdżać rowerem, to dla mnie stróż (i bileter w jednym) zrobił dla mnie wyjątek. Dziwny wydał mi się ten zakaz, jednak jak się okazało, między kręgów były kiedyś groby ludzi, w których znaleziono ciekawe eksponaty znajdujące się obecnie w muzeum, na które niestety czasu nie miałem. Do innych atrakcji rezerwatu zaliczyć można oczko polodowcowe (latem wyschnięte) oraz drewniany taras widokowy, z którego widać część kręgów. Hmm... zakaz dotykania kamieni... to już chyba szczyt antykoncepcji ;)



Chcąc udać się w kierunku Tucholi udałem się zielonym szlakiem w kierunku czarnego, rowerowego... aczkolwiek bardziej trafną nazwą byłaby "pustynny". Zobaczyłem ciekawie kręcącą się rzeczkę, ale do Pustek tym szlakiem nie dojechałem, bo chyba jeszcze bym tam jechał. Zawróciłem do Odry i szosą pomknąłem na Czersk - w oko wpadł mi tylko kościółek, ale akurat odprawiana była tam msza, więc nawet się nie zatrzymałem.



Kolejnym i ostatnim postojem przed Tucholą było Fojutowo. Tamtejszy akwedukt początkowo nie robi większego wrażenia... dopiero świadomość ogromu pracy budzi uznanie dla budowniczych. Dwie rzeki przecinające się bez mieszania wody... możliwe? Tak. Do Tucholi dojechałem kilka minut po 19. Nocować miałem u znajomego poznanym na forum menadżera internetowego, pojechałem więc na miejsce spotkania. Chłopacy grali piłkę, więc pożyczyłem zapasowe buty od jednego z nich i się przyłączyłem, długo jednak nie pograłem, bo jak się okazało, grali już trzecią "połowę" (3 x 45 minut) w oczekiwaniu, czy dojadę... zresztą był remis... zresztą nie długo, bo po mojej asyście padła decydująca bramka. Sto metrów dalej urządziliśmy sobie ognisko z kiełbaskami, a następnie udaliśmy się na stary rynek pod parasole, na mecz Mistrzostw Świata w piłce nożnej, jednak nawet nie pamiętam kto grał bo jedyne bramki jakie tego wieczora oglądaliśmy, zobaczyliśmy w meczu Brazylii, już w mieszkaniu.



Kolejny dzień, wstałem nadspodziewanie wcześnie (biorąc pod uwagę, ze gadaliśmy i śpiewaliśmy do 2 w nocy). Podwójna porcja spaghetti + smarowanie łańcucha... i można było ruszyć w drogę. Na początek lekki podjazd, bo miasto znajduje się w dolinie. Asfaltem do Gołąbka, gdzie przejeżdżając przez obozowisko kajakarzy, wbiłem się na niebieski szlak wzdłuż rzeki Brdy, aż do miejscowości Woziwoda, w której znajduje się leśny kompleks promocyjny. Jest to ścieżka przyrodnicza, zawierająca 13 przystanków, m.in. punkt widokowy na Dolinę rzeki Brdy, miejsce na ognisko nad jednym z zakoli rzeki, oraz inne. Początek ścieżki jest pokryty asfaltem, jednak dalej jest zwykła leśna droga.



Niebo mimo iż od samego rana w całości pokryte było chmurami, to jakoś nie przejmowałem się tym zbytnio... wczoraj już wystarczająco dużo wody wylałem sobie na głowę. Kontynuując jednak podróż szlakiem niebieskim, w pewnym momencie usłyszałem grzmoty... czarne myśli przeszły mi przez głowę. W Nowym Młynie zatrzymałem się na kilka fotek, lecz daleko nie odjechałem a z nieba runęła ściana wody, zawróciłem więc pod dach starego młyna, albo tylko tak staro wyglądał. W tej ulewie dobre było tylko to, że długo nie trwała oraz, że pies gospodarza przestał szczekać... niestety nie wpłynęła ona korzystnie na podłoże, po którym się toczyłem... przez Żukowo do Jeziórek, gdzie postanowiłem się posilić. Kupioną bułkę posmarowałem serem zabranym z domu, a popić planowałem popularnym napojem z napisem na kapslu... tego jednak nie udało się zdjąć, bo kółeczko się urwało. Przy próbie (udanej co prawda) otwarcia butelki nożyczkami, rozciąłem sobie palec... na szczęcie mam gęstą krew... na deser wziąłem loda i już chciałem ruszyć , gdy okazało się, że wygrałem... wygrałem! Tak, jestem lodożercą i dopiero po odebraniu nagrody ruszyłem w kierunku rynnowego jeziora Charzykowskiego. Tutaj przed samymi Małymi Swornymigaciami jest punkt widokowy, jednak mnie bardziej urzekły widoki na to jezioro z wysokości miejscowości wcześniej, a za Funką.



W Małych Swornychgaciach trafiłem akurat na zabawę z okazji zakończenia zawodów żeglarskich. Nie schowałem aparatu i już się rozpadało, na tyle intensywnie, że zawróciłem pod namiot-restaurację. Zapamiętam sobie to miejsce, bo za ogromną porcję spaghetti z równie dobrym sosem zapłaciłem zaledwie 7,5 zł (dla porównania, na Helu 2 razy więcej). Najadłem się do syta, ale jak padało, tak padało i co przestało, to gdy tylko ludzie powychodzili z ukrycia, to nagle z nieba woda napierała w jeszcze większej ilości. Podczas jednego z takich przestojów pod namiot wjechała jakaś wycieczka rowerowa, a zaraz za nimi dwaj rowerzyści z Warszawy z bazą w Funce, którzy tego dnia postanowili objechać to jezioro, obaj mieli rowery wysokiej klasy, jednak nastawienie typowo rekreacyjne. Troszkę posiedzieliśmy i porozmawialiśmy o licznych pobliskich szlakach, czekając, aż ulewa ustąpi. Istotną sprawą był skromny zakład między nami... czy uda mi się na kołach wrócić do domu? Oni byli przekonani, że nie... ja byłem więc zdeterminowany wracać nawet nocą, wyjeżdżając ostatecznie około godziny 16 z Małych Swornychgaci po szosie wciąż przypominającej płynącą rzekę... o skrócie szlakiem, wzdłuż jeziora nie było nawet mowy - leśne dukty przypominały bagno.



Powrót upłynął pod znakiem utrzymywania średniej dającej szanse dojechania do domu przed nocą, przy założeniu aura będzie sprzyjać... i sprzyjała, choć straszyła wiecznie ciemnoszarymi chmurami, sprawiającymi, że jeszcze przed 20 miałem wrażenie, że zbliża się noc i trzeba będzie wyjąć oświetlenie. Wcześniej w Lubianie dostrzegłem znak informujący o kamiennych kręgach w Leśnie... ciekawość wygrała, jednak okazało się, że znak nie mówił całej prawdy - 3 km było do samej miejscowości, a same kręgi były około 2 km dalej... po błocie. Zobaczyłem, sfotografowałem i zawróciłem. Ostatnie 100 km przejechałem już w zasadzie bez postojów... dopiero na Oruni policjant przyczepił się do mojego oświetlenia, ale ostatecznie zakończyło się na pouczeniu. Jak się okazuje, oświetlenie nie musi zapewniać bezpieczeństwa, ma tylko działać i być przytwierdzone do roweru.
Do domu wróciłem o 23:15.... zatem panowie z Warszawy, przegraliście :)



Małe podsumowanie:
liczba wykonanych zdjęć: około 200
przejechane kilometry: 176 + 248
zużyta woda: 7 (w tym 2 do polewania głowy) + 4 litry
oznaczenia na zdjęciach:
- czerwona ramka = dzień pierwszy (gorrrący)
- niebieska ramka = dzień drugi (pochmurny)

Tekst i foto: Tomasz 'Flash" Bagrowski

Parametry trasy

  • Region woj. pomorskie
  • Długość trasy 425 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (17) 1 zablokowana

  • Bardzo fajna wyprawa!!

    Bardzo podoba mi się idea tej wyprawy...czyli spokojnie, turystycznie,z bogatą dokumentacją zdjęciową. Fotki bardzo ciekawe!
    Ja jednak rejon Brdy preferuję zawiedzać z wysokości kajaka.

    Co do profesjonalistów, to moim zdaniem są to ludzie, którzy żyją z kolarstwa, mają podpisane kontrakty reklamowe i dostają kasę za wygrywanie zawodów, bądź za pomoc w wygraniu swoim liderom.
    Reszta to amatorzy bądz turyści, a tu podziała zależy od podejścia dangoj użytkowanika roweru.

    Pozdrawiam!

    • 1 0

  • do Fransa

    Dzięki Frans, ale ja jednak wolę mówic o intensywnej/zaawansowanej turystyce. Profesnojalistami są ludzie ścigający sie właśnie w TdF, ale także zawodnicy z "naszego podwórka", a profesjonalizm ten objawia się w z góry i ściesle zaplanowanych godzinach treningów, odpowiednio na zmianę o różnych intensywnościach... ja po prostu jeżdżę dla przyjemności... i tylko mój wojowniczy charakter namawia mnie, aby starac sie jeździć coraz dalej i coraz szybciej... jest to jednak zbyt spontaniczne, by zasługiwało na miało profesjonalizmu.

    Ale jeśli jakiś profesjonalista ma problemy z utrzymaniem tempa turystycznego, to już zupenie inna bajka ;)

    • 0 0

  • Hmmm, tylko co to znaczy być profesjonalistą?

    Na to pytanie jest wiele odpoweidzi...
    Jedni uważają sie za profesjonalistów startując w zawodch, maratonach, itp. Jeśli mówimy o turystyce rowerowej, to z pewnością możemy tu mówic o wielkich wyprawach, ale jeśli weźmiemy pod uwagę wyjazdy kilku dnione, to o sobie możemy powiedzieć dokładnie to samo. W końcy dystans dzienny 100, czy 200 km to co po dal niektórych ogromne wyzwanie. Ty Tomku w końcu nie jesteś zwykłym amatorem, startowałeś juz w różnych zawodach, m.in. widzieliśmy sie na ostatnim Harpaganie. Twoje samotne wypady są godne podziwu i oby tak dalej. Dla, osobiście jest to PROFESJONALIZM.
    Pozdrawiam

    • 0 0

  • do niewątpliwie sympatycznego Magbeta

    Gdyby nie skasowano mi rowerku, to prawdopodobnie krążyłbym po Mazurach (z bazą noclegową pod namiotem), a wracając zachaczyłbym o Wilno, a może i o Mińsk, gdyby chciało mi się postarać o wizę... nie mniej plan ten jeszcze chciałbym zrealizować, ale musiałbym wyjechać najpóźniej 23 lipca.. jednak po tak długiej przewie nie wiem, czy bede w stanie robic 200 km dziennie.

    Powoli zapominam o obrażeniach ciała, więc aby nie ześwirować, daję się wciągac w turystyke pieszą.

    Co do zdolności wydolnościowych to nie wiem, jeżdżę dla przyjemności, ale po niedawny wątku na forum zastanawia mnie, ile brakuje mi do profesjonalistów ;)

    • 0 0

  • do niewątpliwie bardzo sympatycznego Autora relacji

    Gdyby nie skasowali Twojego rowerka, to zamiast pisać relację pewnie śmigałbyś po dróżkach i bezdrożach :)
    A tak poważniej to zastanawiasz się czasami nad pułapem wydolności własnego organizmu. Obserwuję i podziwiam Twoje jazdy rowerkiem już od jakiegoś czasu i takie przygody budzą moje refleksje, szczególnie wtedy, gdy porównuję do mojej historii choroby zwanej cyklozą.

    • 1 0

  • zdjęcia panoramiczne

    Kilka, a dokładniej 12, umieściłem właśnie na swojej stronie w dziale "panoramy". Jeśli kogoś by interesowało, to zapraszam.

    • 0 0

  • do Fransa

    Hmm... bardzo mozliwe, miarki ze soba nie miałem, jednak przez te 15 cm chciałem powiedzieć, że rzeczka jest do przejechania :)

    Co do roweru, to wtedy jeszcze nie był skasowany, gdyż wyprawe realizowałem 16-17 czerwca (piątek sobota), a rower skasowali mi na rajdzie, na Hel, z SBT dzień później (18 czerwca)... a moja relacja pojawiła się później, bo pisanie jedną ręką zajęło mi kilka dnia (do tego wizyty u lekarza, policji, w serwisie rowerowym).

    • 0 0

  • Kręgi w Odrach

    Zakaz dotykania kamieni wynika z faktu występowania na nich rzadkich gatunkami porostów :)

    • 0 0

  • Fajna relacja, fajne fotki

    No Flash, chyba w końcu dopiołeś swego, ale to chyba nie było na tym skasowanym rowerze?
    My wczoraj właśnie wróciliśmy z testy Szlaku Skarszewskiego lecz wystartowaliśmy z Tczewa dojeżdżając do niego szlakami: Kociewskim i Jezior Kaciewskich. Sam Szlak Skarszewski jest piękny, lecz miejscami rzeźnicki. A rzeczka koło Kolbud ma więcej niż 15 cm głębokości ;-)))

    • 0 0

  • mapka

    No jasne, nawet troche czasu poświęciłem, aby cos takiego zrobić, jenak bez efektu, albo albo plik byłby zbyt duzy, albo nie byłby czytelny, a więc i tak zainteresowany byłby zmuszony do odtwarzania trasy z opisu/relacji, co IMHO jest mozliwe.

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rajd Climate Classic Gdańsk 2024 (1 opinia)

(1 opinia)
220 - 350 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Rajd AZS

1149 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum