• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bikemaraton; Danielki; 6.08.2005

12 sierpnia 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Początek trasy wiódł 5-cio kilometrowym podjazdem po bruku co rozciągnęło stawkę i rozgrzało mięśnie. Tutaj ponoć oddzielają się mężczyźni od chłopców ;) Nadal bylo sucho więc zacząłem już historię o wielkich opadach wkładać pomiędzy bajki. A jednak nie! Przede mną seria błota i kałuż, a jako, że jechaliśmy wąską leśną ścieżką automatycznie zrobił się korek. Podpórka nogą i chluuup po kostkę w błocku. Brrr... na dodatek zapach z sąsiądującej łąki dawał sporo do myślenia o składzie chemicznym wód, które właśnie obryzgiwały mnie ze wszystkich stron. Tymaczasem zaczęły się jakieś podjazdy lecz niestety błoto nie miało zamiaru ustąpić. Kilometr dalej byłem już całkowicie upaćkany i omijanie kałuż mijało się z sensem. Napęd zaczął głośno rzęzić, a jeden rzut oka wystarczył aby się utwierdzić w przekonaniu, że z wielkiej kupy błota niewiele wystaje mojego łańcucha. Jechaliśmy jednak dalej aż nagle z podjazdu zrobił się całkiem stromy zjazd. Ufff - myślę sobie - nareszcie trochę relaksu, szybkie leśne zjazdy to przecież moja specjalność. Niestety nadzieje spaliły na panewce gdyż okazało się, że peleton został skierowany w dół koryta górskiego potoku. Niesamowite! W takim terenie to jeszcze nie jeździłem. Szerokie na 1 metr koryto, koleiny z błota, po bokach same krzaki, mnóstwo bikerów czekających na swoją kolejkę do upadku na kamieniach kryjących się pod wodą oraz ja :) Dobrze, że chociaż pogoda była niespodziewanie dobra. A miało lać.



Gdzieś w połowie trasy złapał mnie pierwszy kryzys. Regularnie popijałem wodę z glukozą i nawet po pierwszych 10-ciu kilometrach nadal sądziłem, że moje dwa żelki energetyczne dowiozę do Gdańska aby je spożytkować na najbliższym weekendowym rajdzie czarnym szlakiem do Wejherowa. Niestety nie udało się i połknąłem oba prawie jeden za drugim. Wystarczyło z zapasem do samego końca. Z bufetów nie korzystałem poza łykiem wody na jednym z nich lecz był to tylko pretekst do wytrzepania wielkiego kawału błota z lewego oka.

Zbliżając się chyba do 3/4 dystansu zobaczyłem na łące diablowóz, którym przyjechaliśmy na maraton :) Kierowcy w pobliżu nie było więc domyśliłem się, że z powodu wcześniejszej kontuzji żebra wycofał się z trasy i podjechał autem aby robić nam gdzieś z zaskoczenia zdjęcia. Pokonując kolejny przecinający drogę strumyczek usłyszałem nagle coś w stylu "jak cię kopnę to pojedziesz szybciej!" - to oczywiście Diablo zaczajony z aparatem czule motywował swoich kolegów do większego wysiłku.



Wysiłek opłacił się gdyż wykręciłem największe swoje tętno (194) i dojechałem 125-ty w open (63 M2). Dla mnie to duży sukces, ale za 3 tygodnie w Krakowie będzie jeszcze lepiej :) Końcowka maratonu prowadziła koszmarnym brukowym zjazdem. Już prawie nie miałem siły trzymać rąk na kierownicy tak mną rzucało, ale przynajmniej wyprzedziłem jakiegoś gościa który najwyraźniej hamował. Następnego doszedłem na asfalcie gdzie patrząc po moich kolegach 65 km/h nie było niczym nadzwyczajnym. Ostatni delikwent spotkał się ze mną na finiszu. Ledwo go doganiałem naciskając ostatkiem sił na pedały, rower przechylał się mocno na boki, a sam byłem zdezorientowany zmęczeniem oraz adrenaliną i jechałem właściwie automatycznie. Nagle widzę, że ten koleś hamuje! "po ptakach" - myślę sobie - "przegapiłem metę!" Jednak prędkość miałem tak dużą, że z impetem wyskoczyłem ze schodków które pojawiły się na drodze i dopiero wtedy ujrzałem matę z czujnikami oraz prawdziwą metą! Ten gość po prostu hamował przed skokiem! "jesteś mój" - widząc, że on nie ma szans na rozpędzenie się w tak krótkim czasie pierwszy przejeżdzam przez metę z charakterystycznym "biiip" systemu zliczającego czas. Nareszcie w domu :)



Wyprawę na maraton odbyłem w towarzystwie Tomka i Michała, oraz oczywiście naszego kierowcy Diabla. Następnego dnia po wyścigu postanowiliśmy kontynuować rozpoznawanie górskich okolic i wdrapaliśmy się na górę Żar (Tomek - popraw mnie jeśli przekręciłem). To prawie 10-cio km podjazd po asfalcie w towarzystwie wyprzedzających nas szosowców. Tuż przed szczytem skręciłem w bok i pojechałem kawalek polną drożką równolegle lecz wyżej od szosy. Wysokość ponad 1000 metrów, dookoła góry, doliny, a ja spokojnie jadę zboczem podziwiając te wszystkie cuda. Amorek podskakuje na kamieniach; wieje lekki wiaterek i świeci słońce. W takim spokoju dojeżdzam na szczyt, a tam zastaje mnie niesamowity widok na całą okolicę. Tuż obok gotowa do startu paralotnia, gdzieś na dole dwa małe lecące punkty: to samolot wyciągający właśnie szybowiec. Dużo ludzi siedzących na trawie i restauracja w centralnym punkcie szczytu. Odpoczęliśmy przez chwilę i chcąc się zrewanżować szosowcom za ciągłe wyprzedzanie w drodze pod górę zjechaliśmy na kręchę w doł! Równoległe do kolejki szynowej biegła mała polna dróżka na którą pierwszy wyrwał się Michał. Blat i ogień! Wspaniały zjazd!

Po solidnym obiadku w górskiej piwnicy wyruszyliśmy do Gdańska gdzie dotarliśmy o ile pamiętam przed 2 rano.

Dane z licznika:
trip: 47 km
time: 3h 30m
avg : 14.2 km/h
max : 64.7 km/h

Dane z pulsometru:
>175: 11 minut (stąd te zakwasy!!!)
>135: 2h 23 m
<135: 32 min
avg : 150
max : 194

Tekst i zdjęcia: Scoot (rowery.gda.pl)
(zdjęcia wykonane aparatem telefonicznym)

Opinie (8) ponad 20 zablokowanych

  • Ach te Danielki :)

    Było super :) hehe dawno nie czułem tylu różnych smaków błota... Druga pętla dostarczała więcej wrażeń niż pierwsza, woda w potokach była jakby zimniejsza i głębsza ;) Rowerek już mam prawie wyczyszczony - ale kto by tam ramę mył...

    • 0 0

  • tak trzymaj !!!

    Czym te nogi pomalowałes? ładna relacja a maraton jeszcze ciekawszy.

    • 0 0

  • na krótkim się nie liczy

    Danielki zaczynają się od 50km!!!
    Wiem bo jak w 2002 pojechałem małą rundę to do dzisiaj żałuję.

    Pozdrawiam

    3-krotny uczestnik długiego dystansu

    • 0 0

  • skąd wziąć formę

    TomekOK powiedz jak to zrobić. Właciwie to czy Ty jechałeś tak mocno czy ja tak słabo. A może się najadłeś czegoś specialnego :)

    • 0 0

  • Skad forma?

    Leszku, jakos tak wyszlo;) po prostu pojechalem i krecilem, mialem wrazenie ze jestem gdzies na koncu stawki bo przede mna i za mna pusto bylo... A jak z 5 km przed meta wzial mnie jakis starszy pan z M5 to juz nie wiedzialem co myslec... A jedzonko i owszem, odpowiednio dozowane zelki nutrenda i turbosnack w plynie uchronily mnie przed powazniejszym kryzysem :)
    Rewanz w Krakau?

    • 0 0

  • zazdroszcze

    nie moglem przyjechac z 3miasta ... szkoda

    • 0 0

  • 1000 m - gdzie to jest ?

    Ściemniasz facet. W okolicach Gdańska nie ma góry o wysokości 1000 m npm. Najwyższy szczyt Wieżyca to mała hopka, na którą wyjeżdza się bez trudu. Widać nie pokonywałeś wielokilometrowych podjazdów, ale by je zaliczyć trzeba wybrać się na południe Polski a jeszcze lepiej na Słowację.

    • 0 0

  • stary zakapior Ty chyba czytać nie umiesz to radzę jeszcze raz przeczytać tę relację ale uważniej ....to nie było w Gdańsku!!!!!., coś Ci sie pomyliło:)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum