• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bajkowa wyprawa prawym brzegiem Wisły

7 sierpnia 2006 (artykuł sprzed 17 lat) 
Piątek

Chmurzyło się dzień cały. Wyruszyliśmy od razu po pracy, pociągiem osobowym w kierunku Bydgoszczy. Jeszcze przed Pszczółkami przytrafiła się nam awaria trakcji, wskutek czego wygodnie przeczekaliśmy ulewę w pociągu i suchą nogą wysiedliśmy w Kotomierzu, którego to nie mieliśmy okazji zwiedzić, gdyż spóźnieni pędziliśmy na jedyny w swoim rodzaju koncert voo voo w Kozielcu w dolinie Wisły. Strat w ludziach nie było, ucierpiały jedynie moje spodnie wciągnięte w okolice łańcucha (co poskutkowało tym, że od następnego dnia zaczęłam przyodziewać na nogi gumki recepturki, które w klawy sposób przytrzymują rozbrykane nogawki, pewnie są bardziej profesjonalne ku temu sprzęty, ale gumki i klamerki też się sprawdzają). Zajęło nam trochę czasu i wysiłku, by miejsce koncertu odnaleźć, ale było warto. Zjeżdżaliśmy w dół Wisły między krzakami w ogromnym błocie. Ciągle coś chlapało mi po łydkach, a o stanie roweru po owym ekstremalnym, jak dla mnie, zjeździe lepiej nie wspominać. Koncert kameralny i niecodzienny. Trwał do późna, ktoś też miotał ogniem, a i tradycyjne ognisko było. Mieliśmy perspektywę spania na scenie nad Wisłą. Okazuje się jednak, że ludzie mają w sobie dobra wiele i na noc przygarnęła nas pani gospodyni, która nie dość, że pozwoliła spać w przyczepie campingowej, to jeszcze wiejskiego pasztetu i szczypiorku rankiem przyniosła, ale psy miała groźne, szczególnie taki mały jeden.



Sobota

Wyruszyliśmy z Kozielca. Droga porządna asfaltowa a ruch niewielki, jechaliśmy głównie przez wioski i pola. Dla mnie bomba. Cudny to był czas na wycieczkę rowerową, bo naokoło mnóstwo rzepaku, czyli jak okiem sięgnąć żółto lub zielono. Na dłużej zatrzymaliśmy się w Chełmnie. W tym celu trzeba było wjechać na drogę czy trasę nr 1 i dalej przez most przejechać na prawą stronę Wisły. Chełmno położone jest dość wysoko. Postanowiliśmy więc zsiąść i postąpić w myśl niemieckiego przysłowia: "Wer sein Fahrrad liebt, der schiebt", czyli w wolnym tłumaczeniu "Kochasz swój rower, to pchaj". Kiedy dotarliśmy na górę klientela w barze mlecznym Syrenka prawie wszystko już spożyła, bo otwarty ów jedynie do 14.00, ale na coś jeszcze się załapaliśmy. A co do strawy duchowej, w mieście pięknie zachowane mury obronne, bramy, baszty, kościoły i rynek. Przyjemnie.

Z Chełmna kierowaliśmy się na Grudziądz. Przez pomyłkę pojechaliśmy nieco inaczej niż proponował Robert (nie trasą R-1 przez Klamry, Wielkie Łunawy, Gogolin, Sztynwag, Biały Bór - choć tak też jak najbardziej można), a równoległą do niej drogą leżącą bliżej Wisły. Pomyłka jednak okazała się bardzo trafna, gdyż zahaczyliśmy o miejscowości o wdzięcznych nazwach Górne Wymiary oraz Dolne Wymiary. A dla kogoś, kto lubi słowne wygibasy to wielka frajda. Nie udokumentowane, bo żadno z nas nie wzięło ze sobą aparatu (cóż się dziwić, w końcu to zawsze jakiś balast) ale zdjęcia zapożyczyliśmy z innej wyprawy rowerowej naszych znajomych ;-) Aby dojechać do Grudziądza w Pieńkach Królewskich musieliśmy wjechać na drogę 55, przez chwilę więc było ruchliwie. W Grudziądzu na pewno wiele można zobaczyć, my jednak przejechaliśmy przez miasto zatrzymując się jedynie na południowym skraju - na stacji benzynowej celem orzeźwienia, oraz na północnym - w sklepie spożywczym celem wyrównania poziomu cukru w organizmie i dalej na koń :) Cały czas prawym brzegiem Wisły, blisko wału, który chronił nas przed wiatrem. Dojechaliśmy do Kaniczek.



Zaraz za wsią było gospodarstwo agroturystyczne. Nie sposób go nie zauważyć, bo na jego wysokości przy drodze stoi gigantycznej wielkości zając (ze słomy chyba) z białym zębami (nie wiem z czego). Dobrze, że pani w sklepie spożywczym wspomniała nam o tym zwierzu, bo po całej drodze w siodle raczej nie miałabym wątpliwości, że to wytwór mej wyobraźni. No, grunt iż tam akurat się nie zatrzymaliśmy, gdyż pomimo tego, że mieliśmy śpiwory, nocka kosztowała tam 50 zł od osoby. Podjechaliśmy więc kawałek dalej do domu, w którym przywitał nas Burek mały, Misiek podhalański i pan Gospodarz swojski, który pozwolił nam spać w jakimś takim barakowozie, na co dzień służącym jego córciom (ok. 5 i 7 lat) jako bawialnia. Spało się cudnie w towarzystwie pokemonów, żab, piłkarzyków, lalek, kolorowanek i takich tam gadżetów, o których istnieniu miło było sobie przypomnieć. Ja osobiście prędko padłam na kanapkę, skonana acz szczęśliwa bardzo. A do tego na kolację masło orzechowe, a na śniadanie ryba z puszki, cud miód. Zupełnie nie pamiętam, na którym odcinku, ale był tego dnia taki kawałek, że bardzo dłuuuugo jechało się asfaltem z górki, to też było fajne.

Niedziela

Wcześnie rano lało, więc nie mieliśmy wyrzutów sumienia, że dłużej śpimy. Później nieco, ale jeszcze jako rano można to określić, przestało padać. Dostaliśmy więc na drogę mleko od krowy - tzn. od pana gospodarza - i na rowery. Było dość chłodno i pochmurno. Otarliśmy się o Kwidzyn, w którym można zwiedzić zamek krzyżacki i pojechaliśmy dalej. Stamtąd najgorszy dla nas odcinek, bo pod wiatr do Korzeniewa, skąd można przeprawić się promem na drugą stronę Wisły, trzeba tylko sprawdzić, co mówi tabliczka: kursuje lub nie kursuje, słowo "nie" zakrywa się w razie potrzeby blaszką :) My się nie przeprawialiśmy. Później jechaliśmy już na północ przy wale, więc przestało wiać nam w oczy, a czasami nawet luksusowo wiało w plecy. Na wysokości Janowa po drugiej stronie Wisły widać było zamek w Gniewie, skąd znów istnieje możliwość przeprawy promem. Odcinek między Korzeniewem a Piekłem to najpiękniejszy moim zdaniem odcinek naszej trasy, bardzo zróżnicowany. Jechaliśmy między Wisła a Starym Nogatem, wzdłuż wału, lasem, w okolicach rezerwatu stepowego Biała Góra, wszędzie żółto - tym razem to kaczeńce. Na drodze łączącej Piekło z Białą Górą jest śluza. Tam zrobiliśmy przystanek. Wiało strasznie, ale też świeciło słońce, kropiło czasem i wówczas spadające krople deszczu były niewiarygodnie przezroczyste i błyszczące. Usiedliśmy na moście, rowerki postawiliśmy niedaleko. Przejeżdżały czasem jakieś wozy, jeden się zatrzymał, a kierowca zapytał, czy nic się nam nie stało. A jak odrzekliśmy, że raczej nie i czy może chlebem poczęstować, to pan się uśmiechnął, rzekł: "tak trzymać" i pojechał. No, takich ludzi spotykaliśmy. Serdecznych.



Później nadal piękny teren, przez rezerwat leśny Las Łęgowy, gdzie droga wiodła górą, a po obu stronach soczyście zielono plus czerwone dzioby bocianie. Cały czas raz się chmurzyło, a raz rozchmurzało, więc śledziliśmy przesuwając się po asfalcie jedyne w swoim rodzaju wyścigi chmur, cieni, słońca i promieni. Fajna sprawa. Chyba w celu natychmiastowego odpokutowania owych radości i rozkoszy następny odcinek był niebardzo ze względu na jakość drogi. Było tam tyle dziur klasycznych tudzież małych dziurek i wielgachnych dziurów (że się tak wyrażę), że uniemożliwiły normalną jazdę. Trzeba było lawirować, a i tak w dziurach się siedziało. Tak było i do Miłoradza i z Miłoradza dalej na północ. Skutkiem były bolące siedzenia i dziurawa dętka. Dętka dziurawa była jednak w sprytny sposób, jako że po napompowaniu można było przejechać na niej jakiś odcinek. W taki właśnie sposób - pompowanie, dziki pęd naprzód - przystanek - pompowanie - dziki... dojechaliśmy przez Starą Kościelnicę do drogi 22 i kierując się na wschód dojechaliśmy do Malborka. W Malborku jak wiadomo zamek krzyżacki, stare kościoły i dworzec PKP. Tutaj został zastosowany sprytny myk. A mianowicie nie jechaliśmy do Gdańska osobówką tylko kolejką skm (w niedziele kursuje takich chyba z pięć), w której nie trzeba płacić za rower, więc darowane przez PKP (hehehe) 4,50 zł można spożytkować na batony, lody czy inne środki reanimujące po ciężkiej wyprawie.

I tak zakończyła się nasza wyprawa. Lubię ją wspominać, bo to niezwykła energia, wolność, radość i metafizyczne poczucie szczęśliwości, gdy się na bajku swym wśród rzepaków, deszczu i wiatru pomyka. Mnie zachwyciło. Gwarancji zachwytu równie wielkiego nikomu nie daję, aczkolwiek polecam.



Trasa Kotomierz - Trzeciewiec - Kozielec - Grabówko - Topolno - Topolinek - Gruczno - Kosowo - Chełmno - Nowa Dobra - Kolno - Górne Wymiary - Dolne Wymiary - Sosnówka - Brankówka - Szynych - Pieńki Królewskie - Grudziądz - Świerkocin - Mokre - Zakurzewo - Wielki Wełcz - Rusinowo - Nebrowo Wielkie - Wiśliny - Kaniczki - Grabówko - Nowy Dwór - Mareza - Kwidzyn - Korzeniewo - Lipianki - Pastwa - Janowo - Rudniki - Jarzębina - Biała Góra - Piekło - Miłoradz - Stara Kościelnica - Malbork

Przejechała: Ewa pestkapestka@gazeta.pl

Parametry trasy

  • Region Polska
  • Długość trasy 210 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (8) 4 zablokowane

  • Z gwarancja zachwytu polecam opisana przez ciebie trase.Ostatnio wykorzystujac SKM i darmowy przewoz rowerow coraz czesciej w tamte strony jezdze ,omijajac oczywiscie wspomniane dziury w Miloradzu. Pozdrawiam serdecznie

    • 0 0

  • fajny opis traski

    aż się chce nareperować kierdę
    i po piętnastu latach przypomnieć sobie
    na czym polega to pedałowanie ;)

    • 0 0

  • no mysle ze to trasa w sam raz dla motyla nogi :)

    • 0 0

  • fascynujące :)

    piękna i ślicznie opisana wycieczka :) aż serce rośnie, że zapał bikerski w narodzie nie ginie gratuluję !

    • 0 0

  • Po części Twoim śladem ;-)

    Cześć Ewka!
    właśnie niespełna pół godziny temu wróciłem z trasy z Kujaw. Po części inspirowałem się Twoim doświadczeniem i trasą z Chełmna przez Wymiary te Górne i Dolne ;-)
    Traska świetna, malownicza i co ważne: mały ruch samochodowy! Szkoda, że dziś tak wiało i bez deszczu sie nie obeszło, ale co tam 228 km z bagazem, to mój nowy rekord ;-)
    Pozdrawiam, życząc nowych "bajkowych" doznań

    • 0 0

  • hej Krzys, no na takie rekordy to ja sie nie porywam, jednoczesnie gratulujac poczynan,
    a przez dziury pojechales tez?
    a wialo tak strasznie w okolicach najpiekniejszych?

    • 1 0

  • Nie, dziury ominąłem...

    Wiesz jazda z przednim i tylnim bagażnikiem po wybojach, nie należy do przyjemności. Wcześniej miałem już okazję jechać z Piekła tą masakryczną drogą zeby tylko przypominającą "ser szwajcarski", tak więc teraz ją ominąłem. Ze względu na dość silne i porywiste wiatry nad Dolną Wisłą jeszcze z Grudziądza pomęczyłem się pod wiatr, ale już za Nowymi odbiłem do góry i przemierzając Kociewie i dolne Żuławy dotarłem do Gdańska. Teren, który wybrałem by uciec od szalejącego wiatru i deszczu co prawda był nieco pofałdowany, ale za to zasłonięty. Wolę przedzierać się przez liczne wzniesienia, niż jechać pod wiatr ;-)

    ps. Coś mnie słuchy doszły ,że na rowerku wybierałaś sie na koniec Polski?
    Pozdrawiam

    • 1 0

  • nie wiem skad Cie doszly sluchy owe, ale fakt faktem :)
    tyle ze w upal dosc trudno sie pedaluje
    ps. sprawdzales maila na frans? bo sprawe tam mialam do Cie w sprawie relacji

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum