• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wyprawa przez Szwecję i Norwegię

Jarosław Wereszczyński [GR3miasto]
18 listopada 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Region Blekinge w wiosennych barwach
Wszystko się jednak zmieniło w przeciągu kilku ostatnich tygodni przed datą wyjazdu. Nagle jakby się wszyscy zmówi, zaczęły przychodzić do mnie maile od chętnych osób. W ten sposób nawiązałem znajomość z Agatą z Poznania, Damianem z Biskupca oraz Michałem z Wrocławia. Po wielu rozmowach prowadzonych przez Internet, omówiliśmy wszelkie szczegóły i szczególiki oraz spotkaliśmy się w Poznaniu aby poznać się chodź troszkę przed wyprawą.

Czyżby to już dziś?

Z wielgachnym "bananem" na twarzy obudziłem się w piątkowy ranek 8 lipca. Tę noc spędziliśmy w domu Fransa (Krzyśka Kochanowicza, kolegi a zarazem szefa Grupy Rowerowej Trójmiasto [GRT]) wznosząc toasty pomyślności za udaną wyprawę. I tak z samego ranka wraz z Krzyśkiem na czele ruszyliśmy trójmiejskimi szlakami rowerowymi z Zaspy do odprawy promowej w Gdyni robiąc nasze pierwsze kilometry. Na terminalu promowym dołączyła do nas Agata i pożegnał Krzysiek.



Nasz plan był bardzo prosty i zawierał niewielką ilość detali. Zakładał przejechanie przez południową część Szwecji, dotarcie do Doliny Troli (Trollstigen) a po osiągnięciu tego celu, udanie się wybrzeżem Norwegii aż po same Lofoty, gdzie u krańca naszej drogi, w mieście Narwik, złożymy kwiaty pod pomnikiem Polskich Marynarzy walczących o wolność tegoż miasta w czasie II Wojny Światowej.
Aby spełnić nasze postanowienia, należało przestrzegać jedynej zasady jaką ustaliliśmy jeszcze przed wyjazdem. Każdego dnia przejeżdżamy minimum 100km bez względu na pogodę, zmęczenie czy nachylenie terenu. Jak każdy plan, na samym początku wydawał się prosty, ale jak to w życiu bywa, zawsze znajdzie się coś, co potrafi zamienić największą sielankę w walkę ze swoimi słabościami. Tak też było w naszym przypadku. Aby wywiązać się z codziennej setki, jazdę zaczęliśmy już od pierwszego dnia. Pierwsze dziesiątki km wiodące przez trójmiejskie włości poleciały "migiem", a to za sprawą panującej w całym ciele adrenaliny. Odprawa promowa w Gdyni przebiegła bardzo sprawnie i już po kilkunastu minutach spacerowaliśmy po pokładzie niemałego promu StanaLine. Nie ukrywając, ośmiogodzinny rejs promem tej klasy nie należy do najbardziej ekscytujących rzeczy na świecie, ale jakoś przeżyliśmy i już w wieczornych godzinach opony naszych rumaków odcisnęły swoje bieżniki na ziemi szwedzkiej.



Odprawa na obcym landzie odbyła się równie szybko i korzystając z ostatnich promieni słońca, staraliśmy się wydostać z Karlskrony, aby znaleźć przyzwoite legowisko na niezamieszkałym terenie. Odnalezienie niezamieszkałych terenów w Skandynawii nie należy do specjalnie trudnej sztuki, tak więc po wydostaniu się z miasta, szybko zalegliśmy na jednej z wielu leśnych polan. Oczywiście kolacyjka, chwila rozmowy nad dalszymi planami, no i upragniony sen. Poranek ukazał się nam pełnym słońcem, a na naszych licach zagościł wielgachny uśmiech, który nie znikł przez kolejne godziny. Ranna procedura, czyli śniadanko, toaleta, suszenie namiotów, oraz pakowanie wszystkiego na rowery, co z początku szło dość mozolnie. Ale z czasem mijających poranków, poprawiało się z dnia na dzień. Krajobrazy Szwecji, zmieniały przed naszymi oczami nieustannie a pogoda dopisywała. Czasami aż za bardzo i nigdy w życiu bym nie użył stwierdzenia "zimna Szwecja". Temperatury jakie zastaliśmy na naszych pierwszych kilkuset kilometrach, często przekraczały nasze możliwości do jazdy, tak więc w życie wprowadziliśmy nowy plan. Pobudką przed godz. 5, jazda do 11,12 a w czasie największego upału - kąpiele w mijanych jeziorkach, zakupy, jedzenie oraz południowa siesta. I znowu od godz.15 dalsza jazda po planowaną setkę. W tak sielankowej atmosferze minęło 6 dni, ponad 630 km, i cała masa cudownych widoków. I na tym sielanka się kończy.



Szóstego dnia, rower Agaty zaczął wydawać nieprzyjazne odgłosy, a chwilę później zaczęły się poważniejsze problemy. Otóż przedwyjazdowo serwisowany rower (w profesjonalnym serwisie SHIMANO w Poznaniu), zaczął coraz ciężej jechać. Przyczyną była kompletnie zatarta piasta oraz bęben - którego nie byłem w stanie obrócić rękoma po zdjęciu kasety. Po rozłożeniu wszystkiego na części pierwsze, moim oczom ukazał się towot aż błyszczący od opiłków metalu oraz bęben zupełnie nie nadający się do dalszej jazdy. Tak przygotowany przez profesjonalistów rower posiadał o wiele za mocno skontrowane ośki, co również tyczyło się przedniej piasty, w której proces mielenia wnętrza również dał o sobie znać, zdobiąc cały smar pięknym brokatem. Na nasze szczęście, w pobliskim miasteczku kupiliśmy za bezcen używany bęben i po poskładaniu wszystkiego do kupy mogliśmy spokojnie ruszyć w dalszą drogę. Tak też w prawie tropikalnej pogodzie dotarliśmy do granicy z Norwegią, i gdyby nie znajdujące się znaki drogowe, nawet nie zauważylibyśmy granicy. Nareszcie na Norweskiej ziemi, i jak za dotknięciem magicznej różdżki, natychmiast zmienił się cały dotąd mijany krajobraz. Zaczęły się delikatne podjazdy, które z czasem przerodziły się w wielogodzinne wspinaczki. Przed naszymi kołami, z dnia na dzień rosła liczba i pochyłość wzniesień a wraz z nimi wprost niedopisania krajobrazy, rozciągające się na połaciach setek km.



Nastał kolejny wieczór, a wraz z nim kolejne poszukiwanie miejsca do noclegu. Fakt iż byliśmy dość blisko Oslo, spowodował to, że ludzie mieszkający w niedalekiej okolicy dużego miasta nie byli już tak przyjaźnie i ufnie nastawieni jak mieszkańcy malutkich wiosek. Godziny i kilometry mijały a my wciąż byliśmy odsyłani z miejsca na miejsce, do czasu aż przed naszymi oczami wyrosła niecodzienna wioska. Jej niecodzienność polegała na tym, iż prawie każdy domek był innej konstrukcji i koloru a wszystko to tworzyło niewielkie skupisko z ogromną stodołą pośrodku. Po dłuższych oględzinach i rozmowach z tubylcami dowiedziałem się, że jest to pewnego rodzaju Eco Wioska, skupiająca ponad 10 rodzin. Byli to ludzie w większości z wyższym wykształceniem, a ich głównym założeniem było oderwanie się od tzw. współczesnej cywilizacji. Mieszkańcy tej wioski sami robili swoje domy, ubrania, hodowali zwierzęta oraz rośliny. A co najważniejsze, przyjęli nas w gościnę z dużą przyjemnością ofiarując fantastyczny nocleg w stodole oraz ogromny posiłek przy wspólnym stole. (info o wiosce http://hurdalecovillage.no )



Naszym pierwszym celem było dotarcie do legendarnej Doliny Troli (Trollstigen), która znajdowała się około 6 dni jazdy na północny-zachód od Oslo. (info. O dolinie www.trollstigen.net) Niecodzienne, widoki zaczęły się już na dzień przed wspomnianą doliną. Trasa wiodła malowniczym i można by powiedzieć mistycznym kanionem. Po obu stronach asfaltowej drogi wyrastały niemalże pionowe ściany, mocno porośnięte różnymi pnączami, sięgające kilkuset metrów, których wierzchołki opływały gęste chmury. Jadąc w tym mrocznym przesmykiem, miałem wrażenie jakbym wyjechał z Europy i znalazł się w jakiejś tropikalnej krainie, rodem z Ameryki południowej. Tam też przenocowaliśmy, aby nazajutrz wspiąć się na sam wierzchołek drabiny. Zbliżając się coraz bardziej do Trollstigen, minęliśmy niezliczoną ilość wodospadów, które nie raz napędziły mi stracha, kiedy pędząc 50-60 km/h, nagle uderzały mnie hukiem spadającej kilka metrów obok wody.



Wreszcie nastała ta chwila. Stanęliśmy przed wjazdem do Doliny Troli. Czekała nas 12km i 10% nachylenia wspinaczka po malowniczej serpentynie, poprzecinanej w 2 miejscach przez wodospady. Rozpoczął się mozolny podjazd. Sakwy coraz bardziej ciążyły, a kurtka przeciwdeszczowa stawała się coraz bardziej mokra od środka niż na zewnątrz. Jednak kilkustopniowa temperatura i wszechobecna mgła nie pozwalała na rozebranie się. Coraz bliżej końca... i coraz gęstsza mgła. Jednak im wyżej się wspinam, tym większe zainteresowanie wzbudzam. Mijający mnie samochodami ludzie zaczynają mi machać, uśmiechać się, pokazywać OK. Fantastyczne uczucie, i nieoceniony doping w dalszej jeździe. Po upływie 1,5 godz. jestem już na górze. Niestety pływające praktycznie pod nogami gęste mleko mgły, uniemożliwia nacieszenie się tym mistycznym widokiem. Chwilka przerwy i czas na drogę w dół. Ubrałem na siebie prawie wszystko co posiadałem w sakwach i powoli zacząłem zjazd. Dziesięcio procentowe pochyłości w połączeniu z wielokrotnymi zakrętami spowodowały notoryczne rozpędzanie się do 60-70 km/h i hamowanie na granicy poślizgu. Tarczówka aż zczarniała i dało się usłyszeć syk gorącej stali. Po dojechaniu na sam dół, czułem się jak sopel lodu :-(.



Moje przeczucia nie były bezpodstawne. Jazda następnego dnia, w kierunku Trondheim szła bardzo mozolnie i już po zrobieniu kilkudziesięciu km, wiedziałem że tego dnia nie uda mi się przejechać planowej setki. Tak też się stało, i po 75 km, stan mojego samopoczucia zmusił mnie do zakończenia dzisiejszej jazdy. Po nafaszerowaniu się całą chemią medyczną, jaką miałem ze sobą zasnąłem jak dziecko, licząc na poprawę w dniu następnym. Szczęście mnie jednak nie opuściło, następnego dnia czułem się jak nowo narodzony i nawet deszczowa pogoda nie była w stanie odebrać mi chęci do jazdy ;-). W takiej wilgotnej atmosferze mijały kolejne dni i setki kilometry. Na nasze szczęście, zawsze udawało się nam, składać i rozkładać suche namioty a padało jedynie za dnia, lub w nocy kiedy namiot był osłonięty tropikiem.



Nastał dzień 17, już niewiele różniący się od poprzednich. Cudowne krajobrazy, codzienna poranna rutyna oraz deszczyk w tle. I tego dnia pogoda nas nie szczędziła, a po 100km nasze kończyny dobrze dawały o tym znać. Pod sam koniec naszej dzisiejszej trasy zatrzymaliśmy się na chwilkę w małym miasteczku Lensvik aby nabrać zapasy wody na wieczorne jedzenie. Podczas, gdy napełnialiśmy butelki, zostaliśmy zaczepieni przez starszą panią, która była wyraźnie zaciekawiona nasza wyprawą. Po około 30 minutach rozmowy łamaną angielszczyzną, doszliśmy do miejsca w którym, ów mieszkanka tej małej miejscowości, zaprosiła nas do siebie do domu, gdzie zastaliśmy obfity posiłek, gorącą kąpiel i suche łóżka. Następnego poranka czuliśmy się prze fantastycznie ;-). Po raz pierwszy od kilku dni ruszyliśmy w suchutkich ubraniach pełni nowego zapału do dalszej jazdy. Aby w przeciągu pierwszych 5 minut zmoknąć na nowo! Co za pech ! Dobrze jednak, że deszcz ustał po niedługim czasie i zmokliśmy tylko powierzchownie.



Przed nami długo oczekiwany odcinek trasy wzdłuż północnego wybrzeża Norwegii a wraz z nim wielokrotne przeprawy promami w poprzek fiordów. Ten fragment naszej wyprawy można najłatwiej podsumować jako nieustanny wyścig z czasem, kiedy to codziennie staraliśmy się zdążyć na wybrany przez nas prom. Rejsy tymi promami nie należały do najdłuższych, bo trwały zaledwie kilkanaście minut, ale widoki jakie nam serwowano podczas przepraw zdecydowanie zapadną w pamięci na długo. Nastała w końcu chwila, w której oderwaliśmy się od wybrzeża, aby zdobyć jedyne w swoim rodzaju miejsce. Zmierzaliśmy w kierunku centrum położonego na kole podbiegunowym. Droga do centrum okazała się jednym z najcięższych odcinków naszej dotychczasowej trasy. Od samego początku droga wiodła nas bardzo delikatnie pod górkę, a ten stan nie zmieniał się przez wiele, wiele kilometrów. Po kilku dziesięciu km do niekończącego się podjazdu dołączył bardzo silny wiatr w kierunku przeciwnym i jazda zaczęła się robić bardzo nieprzyjemna.



Wznosiliśmy się coraz wyżej nad poziom morza, a temperatura gwałtownie spadała. Zacinający wiatr spowodował iż ręce na stałe przyjęły kształt kierownicy i jedyne myśli, które przychodziły do głowy to ciche nadzieje żeby nie zaczęło padać. Na około 20 km przed centrum sytuacja robiła się już bardzo poważna. Wszyscy opadali z sił, byliśmy zmarznięci na kość, a mijana okolica przypominała środek tundry. Jak okiem sięgnąć tylko skały, suche krzaki i śnieg. Nie było nawet 2 m kwadratowych płaskiej powierzchni, aby rozbić namiot. Nagle w oddali zauważyłem mały domek z zapalonym światłem, a wraz z nim myśl - tu musimy przenocować. Kiedy dotarłem do domku, moja radość nie miała granic. Okazało się, iż domek ten, był czymś na kształt schroniska górskiego. Wyposażony w łazienki, ciepłą bieżącą wodę, łóżka, no i bardzo nam potrzebne ciepło. To było jak zbawienie w naszej sytuacji.



Nazajutrz, umyci i wypoczęci, szybko dotarliśmy do Centrum Koła Podbiegunowego, szybkie zwiedzanie, fotki i czas ruszać dalej. A przed nami już tylko oczekiwane miasto Bodo, a wraz z nim rejs statkiem na Lofoty. Dwa dni później siedzieliśmy już na pokładzie statku, odbywając 6 godzinny rejs do Slovaer. Późnym wieczorem postawiliśmy nasze koła na ziemi półwyspu Lofoty. Byliśmy zaskoczeni relatywnie wysoką temperaturą, biorąc pod uwagę jak daleko na północ się znajdowaliśmy. Kilometry które pozostały nam do osiągnięcia naszego celu mijały coraz szybciej, a to za sprawą malowniczych widoków które praktycznie się nie kończyły. Co chwilę mijaliśmy piękne laguny, jakby zatoki z ciepłych krajów otoczone strzelistymi górami których wierzchołki ginęły w gęstych chmurach. Dnia 29 naszej wyprawy dotarliśmy do Narwiku (Narwik), więc nie pozostało nic innego jak zrobić to co planowaliśmy od samego początku. Znaleźliśmy pomnik polskich marynarzy i w deszczowej atmosferze zapaliliśmy świeczki oraz złożyliśmy kwiaty. Teraz pozostało nam tylko dostać się na pociąg do Sztokholmu, i czas ruszać w drogę. Jednak najzabawniejsza część dopiero miała nadejść. Ku naszemu zaskoczeniu, w okienku informacyjnym kolei usłyszeliśmy "nie możecie przewieźć rowerów - chyba że będą wyglądały jak paczka a nie jak rower. " Tak więc zabraliśmy się za pakowanie naszych maszyn. Po krótkiej wizycie w sklepie rowerowym, udało nam się zdobyć kartony po nowych rowerach, i po rozłożeniu rowerów na prawie części pierwsze stworzyliśmy całkiem poręczne pakunki ;-) . Tak też odbyliśmy 20 godzinna podróż przez kawałeczek Norwegii oraz sporą część Szwecji aby ostatecznie znaleźć się w centrum Sztokholmu. Wyjazd ze stolicy poszedł całkiem sprawnie, a przed nami zostało jedynie kilkadziesiąt km do naszego ostatniego promu, płynącego z Nynashamn do Gdańska.



Bez wątpliwości przejechaliśmy kawałek świata! W ciągu 31 dni, przebyliśmy ok. 2800 km mijając setki wiosek, dziesiątki miast i miasteczek. Odbyłem ponad 100 konwersacji z tubylcami, głownie w celu odnalezienia się na obcym landzie. Jak również zdarzały nam się dłuższe rozmowy z zaciekawionymi naszą wycieczką ludźmi. Po wyprawie stałem się biedniejszy o około 1700zł, jednak to, co otrzymałem w zamian, czyli wspomnienia i niecodzienne wrażenia, wielokrotnie przekraczają wartość tych kilkudziesięciu kolorowych papierków. Podczas jazdy wielokrotnie zmagałem się z własnym lenistwem a czasami zmęczeniem czy złym samopoczuciem, jednak chęć dotarcia do końca, wykonania planu była silniejsza od wszystkich stawianych nam po drodze przeszkód. Może dystans 2800 km wykonanych w czasie jednego miesiąca nie jest rzeczą wybitną, ale nie o to nam chodziło. Fotografie wykonane podczas wyprawy, będą pamiątką na całe życie i już teraz sobie wyobrażam jak pokazuje je swoim wnukom a one się śmieją i dziwią ,czemu te stare obrazki się nie ruszają, ani nic nie mowią



Ostatecznie pragnąłbym bardzo podziękować wszystkim sponsorom, zarówno tym oficjalnym jak i tym rodzinnym. Ponieważ bez ich udziału, opisana wyprawa nie miałaby miejsca.

Sponsorzy:
· http://jpa.com.pl/ JPA - Producent plecaków i toreb turystycznych · Akademia Morska w Gdyni http://am.gdynia.pl/
· Profesjonalne Sakwy Rowerowe Crosso http://crosso.com.pl/
· Serwis rowerowy - Czesław Ciućkowski w Olsztynie
· Sklep turystyczny - TREK w Gdańsku




KOSZTY
Średnie kursy walut z dnia 10.08.2005r.
· korona szwedzka (SEK) 0.4413 zł.
· korona norweska (NOK) 0.5215 zł.

· prom Afarnes - Solsnes 21 NOK
· prom Kanestraum - Halsa 24 NOK
· prom Valset - Brekstad (darmowy) 0 NOK :)
· prom Holm - Vennesund 24 NOK
· prom Hofles - Lund 28 NOK
· prom Horn - Andalsvag (darmowy) 0 NOK :)
· prom Horn - Vega 33 NOK
· prom Forvik - Tjotta (darmowy) 0 NOK :)
· prom Levang - Nesna 26 NOK
· prom Bodo - Stamsund (Svolvear - ta sama cena) 230 NOK + 35 NOK (rower)
· prom Nynashamn - Gdańsk 510 NOK (fotele lotnicze wliczone w cene) - najtańsze kabiny 70 NOK - polecam.
· pociąg Narvik - Stockholm (1 osoba + rower - 410 NOK)



Noclegi:
· Szwecja/Norwegia - niepisane prawo pozwala nocować wszędzie gdzie nie jest to zakazane i jest darmowe.

Żywność:
· chleb 8 - 20 SEK
· chleb 4 - 20 NOK (Knepibrod -polecam, b,dobry -750g.)
· ser pakowany próżniowo 300g. -29 NOK
· szynka pakowana 140g 18 SEK
· tuńczyk w puszce 180g - 5,5 NOK
· celuba 1 szt.- 2,5 NOK
· 10 parówek - 24 NOK
· kawa mrożona 250 ml - 10 SEK
· jogurt 1l - 11 - 20 NOK
· paczka ciastek czekoladowych - 12 SEK
· mleko 1l - 8-16 NOK
· mleko waniljowe 1l - 11 SEK
· mleko czekoladowe 1l - 17 NOK
· maślanka malinowa 1l - 14 NOK
· banan - 6 NOK
· sos hamburgerowy 400g. - 20 NOK (całkiem dobry - zamienia zwykłe kanapki w całkiem dobre jedzenie.
· makaron 500g - 10 NOK
· ketchup Heintz 500g. - 6 DKK
· cukier 1kg. 11 SEK
· baton Lion - 11 NOK
· czekolada 200g z bakaliami - 20 NOK
· czekolada mleczna na kanapki 400g - 10 NOK
· tortilla serowa 450g -14 NOK
· 6 jajek - 8 SEK
· SPRITE 1,5 l - 18 NOK
· woda mineralna 1.5 l - 24 SEK



Inne:
· mapa Norwegii (atlas samochodowy ) skala 1:300 000 140 NOK
· kartki pocztowe 6 - 20 NOK
· znaczek na kartkę do Polski (z Norwegii)- 9,50 NOK
· opona MTB 26' noname - 150 NOK
· klocki hamulcowe 70 mm - 70 NOK
· gaz PRIMUS 250 ml - 59 NOK
· mała futrzana foczka 40 NOK :)
· SMS w zależności od lokalnego operatora - 0.87 zł - 1,5 zł (cena dla sieci IDEA)
· GPRS jedynie w sieci Netcom - 35 zł/1 MB (cena dla sieci IDEA)
· połączenie do poczty głosowej za granicą jest płatne jak normalne połączenie mimo że w Polsce jest za darmo (warto sie zastanowić przy puszczaniu tzw. sygnałów do znajomych w Polsce, może sie to okazać kosztowną zabawą w razie "nadziania" sie na skrzynkę)

Uczestnicy: Agata, Michał, Damian & Jarek

Autor relacji: Jarosław Wereszczyński [Grupa Rowerowa 3miasto]
Jarosław Wereszczyński [GR3miasto]

Parametry trasy

  • Region Świat
  • Długość trasy 2800 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (9) 2 zablokowane

  • Brawo ...

    Bardzo fajna relacja. Milo sie czytalo , czasami nawet się lezka zakrecila w oku :). Mam nadzieje ze za rok tez cos fajnego wymyslisz, a do wakacji zaczniesz smigac z chlopakami GRT :)

    • 1 0

  • super wyprawa

    Swoją relacją przywołałeś me wspomnienia z pobytu w Norwegii.
    moje gratulacje!!!

    • 1 0

  • Jarku, łezka w oku zakręciła mi się jak odprowadzałem Was na prom...

    Bardzo żałowałem, iż nie udało mi sie z Wami wyruszyć na tą wyprawę, pomimo moich wszelkich starań. Cieszy mnie natomiast fakt, że mogłem Was ugościć pzred rejsem.

    W wakacje pomimo iż nie udało mi się pojechać z Wami, to chociaż zrealizowałem ten nieco mniej ambitny plan z objazdem Bornholmu. W przeszłym roku napalony jestem na Skandynawię: jeszcze nie wiem czy pojadę na norweskie fiordy czy na Gotlandię, czy być może w zupełnie inny może nieco cieplejszy rejon, jak chociażby na francuską wyspę Korsykę. W każdym razie mam zamiar odbyć jakąś większą wyprawę na rowerze.

    Ps. dla podróży warto żyć, bo to co zobaczymy to nasze i nikt nam tego nie odbierze !

    • 1 0

  • max!

    przypomnialam sobie moją tegoroczną wizytę w Skandynawii(Szwecja(Sztokholm-Norwegia(oslo,voss.lillehamer,Bergen,Gjovik no i oczywiscie Jostedalbreen)....nie moge sie do Was równać bo w cieplutkim samochodzie przebyta. jedna mała poprawka--chlebek to Kneipbrod a nie Knepibrod ;-) wiem bo sama go wcinałam z towarzyszami podrozy.w przyszłym roku chyba zjedziemy Finlandię.pozdrawiam i podziwiam

    • 1 0

  • Dobra relacja

    Super dobra relacja. Powinienś dać to gazety lub nawet czasopisma geograficznego. Profesjonalny język i zdjęcia. Konkretne opisy i przykłady

    • 1 0

  • Pelen podziw dla Was!!!!

    Podziwiam za wytrwalosc:)) ja dwa lata temu wybrałam sie w taka podroz po skandynawi, ale nie dalam rady jej dokonczyc, poddalam sie ale mam nadzieje ze kiedys ja dokoncze:)

    • 1 0

  • ekstra

    bardzo mi się podobała Twoja opowieść i chyba Ci trochę zazdroszczę,ja w tym roku przejachałam tylko Polskę i część Słowacji więc w porównaniu z Tobą niewiele.
    W przyszłym roku chciałabym się wybrać na Islandię, ale jak to sam napisałeś chętnych brak...

    • 1 0

  • SUPER

    PODZIWIAM WAS--też mam wspomnienia z norwegii i szwecji==chociaż autem i troche rowerem!==piekne kraje i ludzie super!--bardzo drogo!--ale OK!==pozdro z sopot!

    • 1 0

  • To jest to

    Jezdze sam, bylem rowerem w Rovaniemi, Allandach i z Oslo na drodze troli. Skandynawia jest super na rower.
    Wtym roku planuje Lafoty i Nordkopp. ale dolece samolotem do Bodo. Pozdrawiam wszystkich rowerzystow!!!!!!!

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum