• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wiosenny Tułacz 2014 już za nami

9 kwietnia 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 
Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014 Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014

Za nami kolejna nocka z Tułaczem. Nie było łatwo, a konkurencja się nie obijała. Tradycyjnie na rowerze spędzaliśmy tylko chwile pomiędzy bieganiem w kółko po lesie w poszukiwaniach na oślep. Piąte miejsce uznajemy za umiarkowany sukces - wspomina Adam Świeca z Cyklo Team.



Bazą 19.edycji Tułacza zostało Bożepole Wielkie. Z pewnością nie jest przypadkiem, że za tydzień odbędzie się tu Harpagan. Nie ma to jak rekonesans. Nam jednak głowę zaprzątała ambicja. Na poprzednim Tułaczu Adam Świeca z Mariuszem Westą zajęli drugie miejsce. Tym razem z Adamem po raz pierwszy pojechał grupowy kolega - Michał Dąbrowski.

Po przeglądzie mapy nie było wątpliwości, że poszukiwania punktów kontrolnych będą skomplikowane. Większość lampionów położonych było w pewnej odległości od dróg. Nie ma w tym niczego złego, lecz to trasa rowerowa, nie piesza. Pierwszy punkt położony był w dziwnym wąwozie, prawdopodobnie zamknięta kopalnia. Niestety ścieżek w bród, a nam początkowo wydawało się, że to na szczycie. Nie zsynchronizowaliśmy jeszcze mierzenia odległości licznikiem. Błądziliśmy po szczytach na końcach kolejnych alejek. Zjechały się już wszystkie ekipy startujące za nami. W pewnym momencie zapędziliśmy się do dziwnego wąwozu, otoczonego bardzo wysokimi wałami. Nie dostrzegliśmy niczego i zebraliśmy punkt mylny kilkaset metrów na północny wschód.

Szczęśliwi odsadzaliśmy kilkanaście osób z innych ekip w drodze na PK2. Tam czekała już armia pieszych. Niestety za nami szybko nadjeżdżała konkurencja. Odnalezienie lampionu na skraju lasu nie było wielkim problemem. Korzystając z doświadczenia w wyścigach kolarskich staraliśmy się uzyskać dużą przewagę nad przeciwnikami. Dotarliśmy samotnie w okolice PK3. W las weszliśmy trochę na ślepo. "Trzeba iść mniej więcej na południowy zachód. Lampion powinien gdzieś tam być". Przyjęliśmy, że lepiej szybko znaleźć jakiegoś towarzysza i szybko się ewakuować, niż tracić dziesiątki minut na analizowanie i poszukiwania.

Kolejny lampion znajdował się w dużej odległości. Skorzystaliśmy z szosy na Chynowie. Gdy dojeżdżaliśmy do asfaltu zobaczyliśmy rowerzystów mknących z zachodu. Dziwne, bo to oznacza, że ominęli PK3. Prześcignęliśmy ich, ale i tak spotkaliśmy się na rozjeździe w lesie. Była to jedyna ekipa miejscowych z Bożegopola. Z "Braćmi" zaliczyliśmy dwa łatwe lampiony położone przy drogach. Okazało się, że znają naszą ekipę i kupowali od nas rower. Sympatia sympatią ale... znowu podkręciliśmy tempo by ich zgubić, w drodze na PK6.

Michał spokojnie liczył odległości mierzone licznikiem. Adam nawigował i trafiliśmy na miejsce jak po sznurku. Była to chyba najciekawsza lokalizacja, na półwyspie w zachodniej części jeziora Czarnego. Gdy podziwialiśmy malowniczą przestrzeń oraz śmialiśmy się z rowerzystów po wschodniej stronie jeziora, dopadła nas ekipa Witkowski - Sulej. Próbowaliśmy ich wyprzedzić, lecz stało się odwrotnie. Nie działaliśmy sprawnie i energicznie, lecz ze spokojem; co przełożyło się na wynik.

Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014 Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014


Po zbyt długim gonieniu po lesie za PK8 przestrzeliliśmy PK9, zbierając stowarzysza. Na przecince koło PK10 błędnie odczytaliśmy wskazania kompasu i ostatecznie zebraliśmy punkt stowarzyszony. W lesie roiło się od innych ekip, głównie pieszych. Dojazd na PK11 wyglądał na trudny, więc ewakuowaliśmy się do głównej drogi i zajechaliśmy od północy. Tam też spotkaliśmy znajomych, ekipę Lanc - Bisewski. Twierdzili, że niepotrzebnie odpuściliśmy ryzyko, bo droga była łatwa.

Po zebraniu stowarzyszonego PK11 pomyśleliśmy, że tym razem możemy zaryzykować i pojechać skrótem. Podkręciliśmy tempo zostawiając kolegów (jak się okazało wycofujących się z przebitą dętką) i wykorzystaliśmy świetnie utrzymana drogę leśną. Po dojeździe do pola konieczne było udanie się na północ i zachód na granicy upraw.

Cóż to było za piekło. Widzieliśmy jedynie mocno pozarastane pozostałości dawnych ścieżek. Przebiliśmy się nawet przez dzikie róże z drobnymi kolcami. Pole było całkowicie nieprzejezdne. Korzyść to jednak bezbłędne trafienie w żleb w pobliżu lampionu 12. Nie do wiary, że to czwarty stowarzysz z rzędu. Po ponad połowie czasu i ponad połowie punktów kontrolnych przyszedł czas na zastanowienie. Trzeba było myśleć o powrocie do bazy, a byliśmy na samym skraju mapy, kilkanaście kilometrów od Bożegopola. Większość za następnych lampionów poukrywana w samym środku niczego. Strategia na teraz to nabijanie punktów w drodze do mety.

PK13 wydawał się trudny, lecz blisko głównej drogi. Próba odnalezienia go okazała się stratą czasu. Odbiło się to na opuszczeniu PK14, który wzięlibyśmy bez problemu, lecz potrzebowaliśmy czasu. Jak się później okazało było to możliwe. Licznik Michała przestał pokazywać prędkość, a tym samym odległość po 33 kilometrach. Musieliśmy orientować się po tym co widzimy. A nie widzimy nic. Dojazd od północy na PK15 powinien być łatwy, jednak ścieżki zarosły. Wkrótce po nas od wschodu zajechali znajomi ekipa Gruba - Droppke. Dowiedzieliśmy się, że przy lampionie na półwyspie wiele ekip - w tym oni - zajechała od wschodu. Jak już wiemy cieśnina była nieprzejezdna. Nadrobili 9 km. Teraz zastosowali taktykę zbierania punktów nie w kolejności, co oznacza 30 punktów karnych za każdy. Po PK15 pojechali na PK9, a my na bardzo łatwą szesnastkę. Nie było problemu też z siedemnastką. Teraz jednak zostało półtora godziny i choć to nie do wiary niczego już nie zdziałaliśmy. PK18 wymagał znajomości odległości, a nasz jedyny licznik od dawna pokazuje stale 0 km/h (rozładowana bateria nadajnika prędkości).

Lampion dziewiętnasty wydawał się jedynym, jaki można zaliczyć zwijając się do bazy. Michał powoli przysypiał i Adam szukał samotnie, bez skutku, znajdując tylko ślady innych rowerzystów.
Na metę dotarliśmy na trzy minuty przed upływem regulaminowych ośmiu godzin. Wyczerpani i z mieszanymi uczuciami. Skala trudności rosła z każdym kolejnym lampionem. Poziom trudności w rzeczywistości przerósł nas dopiero przy dziewiętnastce. Jednak niepotrzebnie pominęliśmy PK13 i 14. PK1 okazał się mylny co oznacza 120 punktów karnych zamiast 90. dobrze się spisaliśmy, choć nie dopisało nam szczęście. Wielki szacunek dla zwycięzców, ekipy Brudło - Paszkowski, którzy uzyskali wynik bez żadnego punktu karnego.

Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014 Migawki z trasy rowerowej nocnego Rajdu na Orientację pt. Wiosenny Tułacz 2014


Autor relacji: Adam Świeca [Cyklo Team]

Wydarzenia

Opinie (5) 3 zablokowane

  • Podziwiam ludzi, którzy startują na trasie rowerowej, jeśli rowerową w ogóle można to nazwać ! (4)

    Kilka lat temu wymiksowałem się z udziału w tej trasie, gdyż moim zdaniem to pójście na łatwiznę ze strony organizatora. Trasa rowerowa pociągnięta jest dokładnie po dość wymagającej trasie pieszej, a katowanie się w postaci noszenia roweru na plecach nie należy do żadnych przyjemności.

    Zdecydowanie wolę trasę pieszą, choć i tu z roku na rok atmosfera jakaś taka mizerna. Mam wrażenie, że co po niektórzy startują tu za karę, a osoby z obsługi imprezy wyglądają na mało sympatycznych. Jak tak dalej będzie, to w kolejnych latach w ogóle zrezygnuję z Tułaczy !

    • 3 1

    • (3)

      bez przesady z tym katowaniem, przecież pedalarze poruszają się między punktami zupełnie innymi trasami niż piechurzy. Śmiem twierdzić, że tegoroczna trasa była wyjątkowo mocno "rowerowa", poza niektórymi fragmentami łatwa i szybka (co po części może być zasługą wyjątkowo suchych warunków) i do zrobienia w 99% w siodełku. A na sporą część punktów pojeżdżało się rowerem pod sam lampion, co nie należy do Tułaczowego standardu.

      Nie ma co demonizować TR50, skoro rower w zasadzie zawsze na Tulaczu jest szybszy niż piechurzy na TP50 - a np. na tegorocznej TP30 już niekoniecznie by tak było.

      Schyłek TP50 rzeczywiście smutny, ale to już chyba taki trynd "lżej łatwiej krócej" na wszystkich imprezach, nie tylko na orientację.

      pozdr

      • 2 0

      • Budowniczym trasy byłeś, czy napisałeś to by podlizać się organizatorowi? (2)

        Cytuję: "Schyłek TP50 rzeczywiście smutny, ale to już chyba taki trynd "lżej łatwiej krócej" ... Hmmm, nie wiem, jaka strategię wybrałeś, ale krocząc dzielnie przed siebie specjalnie nie widziałem rowerzystów. Wielu natomiast tzw. "biegaczy rowerowych", czyli rowerzystów z rumakami na plecach, ale podobno taka już idea tego rajdu ;)
        ps. Nie uważam tez wcale, że ostatnie InO należą do łatwiejszych niż niegdyś.

        • 1 0

        • (1)

          Niewybredne wycieczki osobiste proponuję zachować dla siebie.

          Z perspektywy mojego siodełka trasa tego Tułacza (częściowo przez aurę) była, w porównaniu do wcześniejszych lat, wyjątkowo łatwa i przyjemna, a dojazdy do punktów zdecydowanie rowerowe - i to mimo dość trudnego terenu. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek na Tułaczu mógł tyle punktów podbić w zasadzie nie zsiadając z siodełka. Większość przelotów między punktami robiło się po bardzo dobrych drogach, często po leśnych autostradach, nawet dwa długie kawałki asfaltu się trafiły. A że jednak nie zawsze się da i czasem do lampionu trzeba przeleźć te 100m - tak, to jest Tułaczowa specyfika.

          Na łatwość trasy na pewno wpłynęła mocno pogoda - była wręcz idealna, a susza wyjątkowa jak na tę porę roku bardzo ułatwiła sprawę.

          Wydaje mi się, że ostatnie trasy Spirosa były zdecydowanie trudniejsze do pokonania na rowerze niż ta Tułaczowa, a jakoś (jeszcze) nikt nie narzeka tam tak na "piechurowatość" tras. Ale też dużo punktów było ustawionych tuż przy dobrych drogach, do tego było sporo długich przelotów między punktami sugerujących objazd dobrymi drogami.

          A co do zmiany upodobań uczestników - chyba wystarczy przyjrzeć się TR200 na Harpie, jak została "wyssana" przez krótkie trasy, do tego pączkują coraz to krótsze trasy. Podobnie na maratonach MTB, gdzie na dystanse GIGA decyduje się już garstka ludzi walczących o nagrody plus paru koneserów. Aż trudno sobie teraz wyobrazić, że jeszcze 10 lat temu trasa giga maratonu w Bydgoszczy miała 200km.
          Sama frekwencja na Tułaczowej TP50 przy mocno obleganych TP25 i TP30 plus zakusy organizatora na jeszcze krótszą trasę chyba też dobitnie o tym świadczą? Na tę chwilę wygląda na to, że zarówno TP50, jak i TR50 są robione dla trzymania fasonu i z przyczyn sentymentalnych, a imprezę trzymają tylko krótkie trasy.

          pozdr

          • 1 0

          • Co prawda, to prawda ;)

            Z łezką w oku podziwiałem wzmagania kolegów i koleżanek w tym roku...
            Mam nadzieję, że wykuruję się do Harpagana ;)
            Pomimo, że wielokrotnie na Tułaczu czy Harpaganie dostałem w kość, uważam, że pomimo licznych potyczek warto bawić się dalej, czy to na rowerze, czy pieszo!

            • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum