• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

V Maraton BikeBoard Bydgoszcz i okolice 27.09.2003

30 września 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Bardzo ładna pogoda sprzyjała podjęciu współzawodnictwa ok. 380 uczestnikom (i uczestniczkom), z których ok. 70 osób zdecydowało się na 200 km, podobno 80-cioro zdecydowanych było na 40 km, czyli pozostałe 230 osób pojechało na 120 km. Dane oczywiście zupełnie orientacyjne. Pogoda dopisała do końca, trasa dość dobrze oznakowana (tylko w 2-3 miejscach się zgubiłem lub dołączyłem do powracających na trasę "tych, co byli z przodu").

Na maraton wybraliśmy się mocną ekipą dwoma samochodami: Wojtek, Zbycho, Mariusz i ja w samochodzie numer jeden oraz Tomek z ojcem w drugim. Po drodze jak zwykle trochę przygód, które jednak pominę. Wyruszyliśmy pierwszy raz dzień wcześniej, aby wyspać się, wypocząć i mieć więcej sił na pokonanie maratonu. Lokum, w którym się zatrzymaliśmy było oddalone od miejsca startu ok. 25 km, ale niestety było zupełnie na uboczu i dojazd trwał długo - wąskimi, krętymi drogami o nienajlepszej nawierzchni. Dojazd późnym wieczorem i szukanie kwatery to niezapomniane wrażenia i... mniej snu.

W dzień maratonu pobudka o szóstej i jak się szybko okazuje trochę późno. Szybkie spożycie makaronu na śniadanko, mimo pośpiechu nie mogę skończyć tej miski - trzeba jechać! Zanim dojechaliśmy do miejsca startu trzeba było na nowo szukać drogi, objazd przez Bydgoszcz i jazda momentami 120 km/h - tylko, żeby zdążyć! Na miejsce dotarliśmy o 7:30. W pośpiechu zdejmujemy rowery z dachu i szybko do biura organizatora. Chwila w kolejce i około 7:55 jesteśmy gotowi. Szybkie, chaotyczne pakowanie się rano przynosi takie skutki, że zapominam wziąć przygotowane żele energetyczne i PowerBary, a Wojtek zapomina bananów. Na szczęście jest stoisko PowerBar"a, gdzie w pośpiechu nabywam 3 żele, wracam do samochodu po banana i gdy wracam na start, okazuje się, że ci na 120 i 200 już pojechali.



Spokojnie, z doświadczenia wiem, że na razie to rozgrzewka, czyli start honorowy. Zawodnicy będą jakieś 17 km jechać ze średnią, która pewnie nie będzie przewyższać 17 km/h, czyli dogonię ich niedługo. Podobnych do mnie zawodników okazuje się sporo. Szybko doganiam tylne szeregi i spotykam znajomych z czołówki stawki w klasyfikacji ogólnej. Jest Slasz, Bartek, Marek, Łuki, Leszek, Zeb i kilka innych osób. Resztę spotykam podczas jazdy, a część już po przyjeździe na metę. Obecni są również Elblążanie z Neksusa na czele z Eweliną, jej klubowym kolegą, jest też Darek "Łopatka". Czując dziwne "ruchy" w okolicach żołądka szybko spożywam banana i czuję polepszenie samopoczucia.

Jedziemy powoli z tyłu, wiedząc, że jeszcze czeka nas postój na polanie pod jabłoniami, na zielonej trawce, skąd będzie miał miejsce start ostry. Ku naszemu zdziwieniu przejeżdżamy jednak skręt w tę stronę i jedziemy dalej za samochodem. Czując, że coś jest nie tak przeciskam się trochę bardziej do przodu. W pewnym momencie kolumna zatrzymuje się a rowerzyści zbiegają na bok na lewo i prawo. Chwila zaskoczenia. O! Teraz pewnie będzie chwila przerwy i start ostry. Trzeba również iść za potrzebą póki można. Korzystam skwapliwie i udaje mi się szybko "załatwić sprawę". Dobrze się składa, bo gdy wracam na asfalt stawka rusza. Zaczyna się wyprzedzanie.



Kawałek dalej tradycyjnie skręt w prawo, pod górkę. Koniec asfaltu, teren i pierwsze osoby, które dają z buta zamiast wjeżdżać na łatwe wzniesienie. A czołówka stawki ucieka! Moje założenie na dziś, dać czadu, jechać na 200 i być w pierwszej 20 open a w 15 w elite. Ciężko może być, ale muszę dać radę. Cisnę w pedały i wyprzedzam gdzie się tylko da i zwolni trochę miejsca. Zaliczam wszystkie krzaki na poboczu, jadę jak czołg (z TURBO napędem). W zasadzie tylko wyprzedzam. Tak przez dłuższy odcinek. Prawie dojeżdżamy do torów i nagle stwierdzam, że siodełko z przodu coraz bardziej wbija mi się w ... klejnoty rodzinne. Chcąc nie chcąc muszę się zatrzymać, wyregulować kąt i dokręcić jarzemno wspornika siodełka. Dwa dni temu kupiłem nową sztycę i nie chciałem przesadzić z dokręcaniem śruby, niestety za słabo ją dokręciłem.

Cały czas lecimy trasą, którą znam z wiosennej edycji (na 120), drobne kosmetyczne zmiany są prawie niezauważalne. Dojeżdżamy do torów, doganiam Justynę i Wojtka, lecimy po torach a później burakami. Piękne gleby widzę, jakieś OTB to tu to tam. Sam bliski jestem kilka razy. Boszzz! Co ten rolnik by zrobił gdyby widział jak zasuwamy po jego burakach! Czuję w sobie energię, więc po torach przyspieszam i zostawiam Wojtka z Justyna. Dobre stanowią dla siebie towarzystwo, nie będą się nudzić ;-)



Dalej na trasie w sumie to, co znam z trasy 120-tki. Dojazd do pierwszego bufetu i wyprzedzanie na podjeździe, tradycyjny zjazd po trawce w dół, i 2 osoby na zjeździe wyprzedzone. Potem tradycyjnie, pola, szutry i różne inne nawierzchnie. Dojazd po błotku do Wenezueli (taka dziura w ziemi, którą trzeba pokonać z rowerem na plecach, bo inaczej się nie da), ale teraz jest sucho, więc przeprawa szybka i sprawna. Na jakieś 10 km przed Chełmnem wydaje mi się, że dochodzę o pierwszej pięćdziesiątki, bo coraz mniej ludzi przede mną i coraz więcej za ... W tych okolicach ponownie spotykam Tomka, który wyprzedził mnie podczas moich "zmagań" ze sztych. Do Chełmna jedziemy prawie cały czas w pobliżu. Ten zawzięty, leci, na 120 bo jutro planuje jakieś zawody szosowe. Chyba trenował za dużo zjazdów albo na słońcu jeździł, bo ja bym się na taki układ nie pisał - albo jedno albo drugie tak, żeby był wynik. No, ale kto by mu przetłumaczył, ja mu życzę dobrze! Po drodze jeszcze kilka podjazdów, zjeździków i finalnie tuż przed Chełmnem fajny zjazd kształtem przypominający tor do wyścigów bobslejowych.

Kolejna niespodzianka, którą funduje nam organizator to brak podjazdu i wjazdu do właściwego centrum miasta Chełmna, tym razem jedziemy prosto dołem, kawałek po bruku i skręt w lewo prosto na wał nadwiślański. Tam skręt w prawo i wzdłuż Wisły jedziemy w kierunku mostu. Przed mostem bufet i rozjazd na 120 albo 200. Tam żegnam się z Tomkiem i wybieram dłuższy wariant, czyli trasę 200 km. Dowiaduję się, że przede mną 9 osób. Krótki postój, uzupełnienie płynów w bidonie, drożdżówka szybko wsunięta (po drodze) oraz PowerBar do kieszonki. Camelback prawie pełny. Jest dobrze, mam sporo sił. Energię z pewnością oszczędziłem też dzięki rękawkom (rano było bardzo chłodno) oraz długiemu pampersowi. Nowe rękawiczki sprawiają się dobrze, sprzęt działa bezbłędnie, myślę o utrzymaniu dobrej pozycji.



Na dużą pętlę wjeżdżam wraz dwoma zawodnikami z KKWD40 i kolejne mniej więcej 80 km przejeżdżam w ich towarzystwie lub w bliskiej odległości. Po drodze wyprzedzamy kilka osób. Jedziemy grupą 5 osobową a przed nami ze sporym zapasem 5 czołowych zawodników. Zamiany, jazda grupą, towarzystwo wyzwala dodatkowe siły. Czuję, że mogę utrzymać to tempo i zająć oczekiwaną pozycję. W międzyczasie tasujemy się i w pewnym momencie odpadam z grupy na wskutek nieumiejętnego zdejmowania rękawków. Chwila dekoncentracji mało mnie nie kosztowała OTB i być może uszkodzenia siebie lub sprzętu. Jest ok., dogania mnie Gdańszczanin i teraz jadę z nim, wspólnie dajemy mocno w pedały i po około 15 minutach doganiamy ekipę, z którą wcześniej jechałem. P pewnym czasie jednak znowu ja zostaję z ekipą a kolega Slasza zostaje gdzieś z tyłu. Teraz oddalamy się już od Grudziądza i dojeżdżamy do kolejnego bufetu. W międzyczasie z tego, co wiemy od obsług "barów" przewaga pierwszego do nas zmniejsza się z 20 minut na poprzednim do ok. 15 minut na kolejnym bufecie. Do Grudziądza średnia nie spada poniżej 24,5 km/h, może nawet jest trochę wyższa. Szkoda tracić czasu na porównywanie, widzę już niedługo jednak, że powoli tempo spada. Na mniej więcej 140 kilometrze zaczyna mnie rwać ból w łydce. Początkowo w lewej, przenosi się jednak również trochę na prawą. Dwadzieścia kilometrów później kolana również dają o sobie znać.



Powoli zwalniam i jadę sam. Po pewnym czasie dochodzi od mnie znowu Gdańszczanin i jedziemy znów razem. W międzyczasie piękne trawersy na zboczach wałów nadwiślańskich. Piękne, szkoda, że tak mało tego typu fragmentów. Tak lubię takie wąskie techniczne ścieżki! W końcu dojeżdżam do bufetu w okolicach Chełmna, teraz już tylko 60 km ;-)

Po tym cholernym asfalcie pod mocny wiatr, który musi oczywiście wiać prosto w twarz jadę sam. Przede mną gość, który chwilkę krócej zawitał na bufecie. Teraz jadę 11. Oby utrzymać tę pozycję powtarzam sobie. Co jakieś 5 minut, gdy tylko widzę tego gościa próbuję przyspieszyć ale odległość wcale się nie zmniejsza. Nie powiem, żeby nie wpływało to n deprymująco. Kolejny fragment trasy niby znam, bo 2 razy już tędy jechałem ale niestety gubię się. Po chwili gdy odnajduje trasę rzede mnie wbija się 2 gości i znajoma twarz - Gdańszczanin. Szkoda, że moja pamięć jest tak dziurawa: "jak On miał na imię?". Pewnie dowiem się dopiero, gdy spojrzę na listę wyników.



Znów jedziemy razem, tempo jest dalej dość wysokie. Jedziemy razem i gawędzimy. W pewnym momencie urywa mi się i ginie z oczu... Różne fragmenty w międzyczasie przejeżdżamy. Między innymi mój ulubiony zjazd po "hamulcach", już prawie pod koniec trasy. Pamiętam, że kilka osób tam się "rozwaliło", inni łatali dziury (tyle wiem z opowieści).
Ja jak zwykle idę na żywioł. Rozpędzam się i "przelatuję" ten fragment mając jakieś 35 k/h na "budziku". Jak zwykle ledwo wychodzę z opresji ;-) ale cały i "doładowany adrenaliną".

Znowu zaczynam się rozkręcać i dochodzę kolegę. Lecimy razem ku końcówce. Niedaleko przed meta pozwalam mu się oddalić i liczę na to, że na ostatnich metrach dojdę go i znowu będzie porywający finisz. Okazuje się, że oddala mi się trochę bardziej, ale nie będąc pewien trasy, po której jedzie w pewnym momencie zawraca, żeby spytać się czy dobrze jedzie. W tym momencie krzyczę, że dobrze i mijam go rozpędzony. Po chwili dogania mnie i lecimy razem. Jedziemy koło 34 - 35 km/h i wchodzimy w ostatni zakręt ze ścieżki rowerowej na drogę wiodącą do mety. Tak jak liczyłem, rozpoczynamy finisz. Podkręcam tempo do ok. 46 km/h i konstatuję, że kolega został kawałek z tyłu. Zdziwiony patrzę na moje obolałe nogi, które poruszają się nadspodziewanie szybko góra-dół-góra-dół! Finisz jest mój. Mocne hamownie. Meta. Uścisk ręki z kolegą, z którym przejechałem sporo kilometrów. Podziękowanie za wspólną jazdę, za wyścig, za finisz...

Chwile później wita mnie ekipa z Elbląga, kolega Mariusz, który miał pecha i rozwalił pedał na ósmym kilometrze i zakończył tym wyścig oraz uścisk ręki od kolarza z KKWD40. Wspólne gratulacje. Ja na mecie dowiaduje się nieoficjalnie, że przyjechałem 12 w open.
Patrzę na zegarek - 17:10. Jest lepiej niż myślałem. Jakieś 15- 20 minut po mnie na metę wpada kolega z Elbląga (junior z Neksusa - znowu moja amnezja!). Kolejne 10 minut i na mecie Zbycho Bikerider! Zaskoczony z radością witam go na mecie! On również zadowolony. Zrealizował swoją "receptę na sukces" i pojechał tak jak chciał! Trzecie miejsce w swojej kategorii wiekowej na 200 km! To jest osiągnięcie!

Dowiaduję się jak pozostali: Tomek 20 na 120, Robert Zembroń 3 w elite na 120, Wojtek przyjeżdża tuż przed zmrokiem - 59 w open na 200 km. Justyna przyjeżdża kilkanaście minut przed (!) nim. Kolejni znajomi dojeżdżają na metę. My tymczasem popijamy piwko i wcinamy gorące jadełko w doborowym towarzystwie Katarzyny "Leeloo" Marszałek.

Udany maraton, dobre pozycje i dobry humor. Satysfakcja zmieszana jest ze zmęczeniem, potem, bólami mięśni i tyłka. Czekamy na rozdanie nagród i wielki finał! Potem w planie impreza w naszym lokum i picie piwa dopóki nie padniemy. Czekamy jednak na ten finał i doczekać się nie możemy. Jest już ciemno, coraz chłodniej i coraz mniej ludzi.
Jedziemy na rowerach do pałacyku gdzie ma się odbyć ceremonia. N miejscu coraz więcej ludzi w małej ciasnej salce. Robi się klimat, który nakręcają kolesie z 4Crossu. Najwięcej okrzyków i najwięcej braw to ich zasługa. Jest miło i sympatycznie, ale powoli coraz to kolejne wpadki - pomijane są kategorie wiekowe na danych dystansach itp.



Dodatkowo nagrody, które otrzymują zwycięzcy są czasami śmieszne, ale niektórzy chyba zapominają, że nie po nagrody się startuje! Inna sprawa, że zamiast dać zwycięzcy maratonów full"a z hipermarketu za 400 złotych i wywoływać śmiech na Sali oraz zapewne gorycz u zawodnika, lepiej byłoby gdyby sponsorzy dali jakąś nagrodę pieniężną, choćby te 300 złotych w kopercie, które starczy, chociaż na 2 dobre opony. Dodatkowa nagroda, która, mimo iż pożyteczna, również spotkała się z ironicznym przyjęciem części sali to zgrzewki Isostaru, który, jak komentowali żartownisie "został" na punktach żywnościowych, więc go rozdano najlepszym ;-)

Kolejnym punktem spornym był puchar dla najlepszego zawodnika na Maratonach ligi bB, który otrzymał M. Bieniasz. Dla innych kategorii nie przewidziano _żadnych_ pucharów, co spotkało się z wielką dezaprobatą. Z jednej strony słusznie, bo wypadałoby wręczyć, chociaż symboliczne puchary dla danych kategorii! Z drugiej strony, wiadomo było, że to tylko ten jeden puchar dla zawodnika elite będzie wręczany i nic więcej nie było obiecywane.

Kontrowersje dotyczące cyklu maratonów ligi bB pewnie będą toczyć się przez pewien czas, co szczerze mówiąc nie obchodzi mnie zbytnio. Dla mnie dostarczono trasę, możliwość rywalizacji z najlepszymi zawodnikami w kraju, zarówno amatorami jak i zawodowcami, bo wszyscy brali udział w poszczególnych edycjach. Dało mi to możliwość sprawdzenia się i jestem z tego zadowolony, bo przekonałem się, że mocne chęci i wytrwałość pozwala mi dopisać się do grona wielbicieli maratonów oraz w sumie do czołówki, do której dążyłem.

Może zabrzmiało to nieskromnie, ale fakt zajęcia miejsca w pierwszej pięćdziesiątce (a może nawet 40-tce) w open w cyklu maratonów bB (nie uczestnicząc w jednym z 7) pozwala mi na stwierdzenie, że podciągnąłem swój poziom przez ten sezon i osiągnąłem wzrost formy, ogólnej wydolności i umiejętności. Maratony to coś, co lubię i nawet, jeśli nie będę jeździć w ligach czy w całych seriach maratonów od czasu do czasu wpadnę pewnie na tego typu imprezy by sprawdzić siebie i swoje możliwości. Udał się maraton w Danielkach, udało się zaliczyć 200 km w Bydgoszczy. Tego, co przeżyłem, tych wrażeń, nikt mi nie odbierze, ta frajda to coś, czego ktoś, kto tego nie przeżył pewnie nigdy nie zrozumie. Dystans 200 kilometrów ukończyły 3 kobiety (ze znajomych Justyna i Leeloo), Ewelina jak zwykle 1 (ale na 40)

Pozdrawiam serdecznie wszystkich uczestników i miłośników rowerów!

Piotr "Peter" Leczycki



PS1: kilka danych z licznika

trasa całość: 199,85
trasa oso [od startu "ostrego"]: 179,25
czas oso: 7:51:26
avs oso 22,8 km/h (na 120 kilometrze średnia wynosiła 24,6)
max: 53 km/h
czas wjazdu na metę ok 17:10

PS2. Fotki Diablo pojawią się w czwartek (jezeli Diablo wyrazi zgodę :)

[02.10.2003] Z ostatniej chwili:
Wg. wyników ze strony bB zająłem 8 poz. w elite1 z czasem (na całości) 8:04:07 (niecałe 26 minut straty do M. Bieniasza). Wojtek Semer z KKWD40 odjechał mi na trasie na 9 minut. Jak w przyszłym roku pojadę na długi dystans muszę przyjechać równo z nim...

Wyniki różne potrafią być. Kolega Wojtek Szymczak skończył dystans 200 km zaś w wynikach znalazłem go na dystansie 40 km. Z kolei Zbycho był 3 na 200 a w wynikach jest na 4 bo na pierwszym w wynikach jest umieszczony ktoś kto ma wynik "5 godzin z czymś" co na dystansie 200 km dałoby średnią prawie 40 km/h heheheheheheh beczka... ja rozumiem, że ktoś się spieszy żebyśmy mieli szybko wyniki
ale... to od myślenia nie zwalnia.... Coś tu nie gra Panowie i Panie !

Opinie (7)

  • to był finał

    Jak zwykle Peter ciekawie prawi. Zarówno trasa w Bydgoszczy jak i wszystkie pozostałe w lidze bB świetnie ułożone, ciekawe i dające się we znaki. Też pierwszy raz pokonałem Królewski dystans 200 km. Powiem szczerze nie spodziewałem się tak dobrego wyniku. Dla mnie strata 1.20 h. do Iwana na 200 km. to rzec można życiowy sukces. Ważniejsze jest jednak, że to nie było aż takie trudne. A teraz to czego zabrakło organizatorom GENERALKA:
    w mojej kategorii:
    M_E2 Semer Wojciech Jaworze
    M_E2 Grabiec Grzegorz Wrocław
    M_E2 Szymków Sławomir Gdańsk
    M_E2 Bober Bartłomiej Kobylnica

    Ja troszkę dalej ale i tak wysoko

    • 0 0

  • Nie maszyna lecz chęć szczera zrobi z Ciebie prawdziwego biker'a :)

    Relacja naprawde udana :) Zgadzam się z tym co napisałeś w ostatnim akapicie-statysfakcja i wrażenia po maratonach są czymś czego nieda się opisać ani wytłumaczyć.. Zostaną one tylko w Twoim sercu i napewno zmotywują do podejmowania najdłuższych dystansów na maratonach w 2004 roku:) Mam nadzieje, że będe miał okazje współpracować z Tobą tak jak z Tomkiem z Torunia. Pozdrowienia

    • 0 0

  • Liga bB2003 - warto było

    Fajna relacja Peter - dzięki. Udało mi się w tym roku przejechać wszystkie 7 maratonów, zawsze na najdłuższym dystansie w tym Danielki i 2x 200km w Bydgoszczy. To, że nie wszedłem nawet na podium za 3 miejsce w kategorii E2 nie ma dla mnie znaczenia. Cenie sobie bardzo znajomości jakie zawarłem, miejsca w jakich byłem. Dziękuję tym z którymi się ścigałem (raz wygrywając a raz przegrywając) i tym z którymi trenowałem. Serdecznie dziękuję mojej żonie Małgosi, bez jej wspaniałomyślności nie byłoby możliwe przejechanie 9.000 km w tym sezonie. Dzięuję Małgosi także za wspaniałą dietetyczną kuchnię. Dziękuję Bartkowi Bobrowi za wspaniałą rywalizację i wspólne podróże na zawody. Dziękuję Leszkowi Pachulskiemu z Sopotu za najwięcej wspólnych kilometrów na maratonach, dzięuję Szymonowi Ciarkowskiemu z Gdańska za wspaniałe treningi XC w lasach Oliwskich, dziękuję Leszkowi Rogowskiemu z Gdańska za wiele wspólnych treningów. Dziękuję sklepowi rowerowemu SPORTLAND w Gdyni ul Mściwoja 3 za przygotowywanie i serwisowanie roweru przed i po zawodach. Dziękuję Panu Jackowi Orłowskiemu ze Szczecina za wspaniałą stalową (1740g) ramę typu softail - na tej ramie było zdecydowanie łatwiej znosić trudy długich dystansów. Dziękuję Panu dr Zbigniewowi Jastrzębskiemu z Katedry Fizjologi Wysiłu Sportowego na AWF w Gdańsku za badania wydolnościowe i porady w układaniu treningu. Dziękuję wszystkim bikerom spotkanym na maratonach i treningach.
    Dzięki wam 3M ma miejsce w pierwszej "10" klasyfikacji generalnej Pucharu Polski w Maratonach MTB. Za rok będzie jeszcze lepiej, ale tylko dlatego, że pojawi(ł) się nowy talent maratonowy - to Szymon C - za rok stawiam na niego.

    • 0 0

  • Slawek Szymków

    skontaktuj sie ze man prosze mailem bo mam mala sprawe. jary@ncnet.pl

    • 0 0

  • slasz

    kurka ja się też popłaczę :-))
    Ale co to ma znaczyć ??? czyżby w przyszłym sezonie nie dane nam bedzie zobaczyc Team Orłowski ???
    Jakieś zmiany planów ??

    Co do Szymona to jest to także mój typ na przyszły rok - jesli bedzie oczywiście miał motywacje :-)) a znając życie Sławek już nad nią pracuje :-))) albo zaraz zacznie

    Pozdrawiam

    • 0 0

  • Bikemaraton czy Liga BB

    Pytanie do osó startujących w Bikemaratonach i wycigach z Ligi BB - ktore imprezy uważacie za lepiej zorganizowane i bardziej przyjazne dla bikera???

    • 0 0

  • Punkt Widzenia Bydgoszczanina

    Jestem Bydgoszczaninem, zachodzę na Waszą stronę przypadkowo i z uwagą przeczytałem opinie dotyczące Maratonu w Bydgoszczy. Tak się składa, że we wrześniu zaliczyłem dwa maratony, wieńczące nota bene dwie edycje maratonowe- Wałbrzych (Bike Maraton) i Bydgoszcz (Bikeboard). Mam więc materiał porównawczy i jasno wynika z niego, że znacznie lepiej zorganizowanym, ciekawszym i stojącym na wyższym poziomie jest cykl Bike Maratonu. W Bydgoszczy nie podobało mi się kilka rzeczy, m.in. pilot jeżdzący na motorze crossowym prosto przed zawodnikami (spaliny!!!!), możliwość drastycznego oszukania i skrócenia trasy (jakbym chciał, to niezauważony mógłbym znaleźć się nagle na czele bez omijania punktów kontrolnych), punkty kontrolne (3 razy musiałem się zatrzymywać)-w Wałbrzychu nie zauważyłem nawet jednego sędziego co znacznie ułatwiło mi jazdę oraz organizację na miarę "czeskiego filmu"-nikt nic nie wie. Za to bufety były ( z mojego punktu widzenia) zorganizowane profesjonalnie (pozdro dla przepięknej blond nimfy z bufetu przy moście chełmińskim!), choć może nie jestem obiektywny bo jechałem w ścisłej czołówce i dla mnie jeszcze starczyło.
    Wyniki to osobna sprawa, bałagan w nich panujący ściśle odzwierciedla poziom organizacyjny.
    Pozdrowienia dla wszystkich bikerów z 3miasta, uwielbiam jeździć po waszych morenach:))))))

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum