Trójmiejscy kolarze ścigali się w szwajcarskich górach
Trójmiejscy kolarze, Adam Kowalski i Piotr Rychlik, ścigali się w wyścigu etapowym MTB Swiss Epic w szwajcarskich Alpach. Postanowili opowiedzieć na łamach portalu Trojmiasto.pl, czy do pięciodniowego wyścigu, w ramach którego trzeba pokonać 359 km i 11,7 km przewyższeń, da się przygotować w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
W zmaganiach wzięło udział kilka par z Polski, w tym dwóch trójmiejskich kolarzy. Adam Kowalski oraz Piotr Rychlik jako najlepsi z Polaków uplasowali się na wysokiej 31. pozycji w kategorii generalnej mężczyzn oraz na 5. miejscu w kategorii amatorów (nie uwzględniającej zawodników UCI). Co ciekawe, Piotr i Adam przygotowywali się do tego wydarzenia właśnie w lasach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego.
Z Trójmiasta w Alpy
- Odkąd podjęliśmy decyzję o starcie w Swiss Epic we wrześniu 2021 roku, wiedzieliśmy, że nie damy rady pojechać i przejechać tej etapówki bez szczególnego przygotowania - relacjonuje Piotr Rychlik. - Nie bez powodu jest ona uważana za najcięższą i najbardziej wymagającą technicznie etapówkę w Europie. Po pierwsze, trzeba mieć niesamowite przygotowanie motoryczne, wytrzymałościowe. Do tego dochodzi przygotowanie techniczne oraz najważniejsze: jazda z partnerem! Tak naprawdę to ostatnie jest chyba najtrudniejsze, ponieważ trudno znaleźć dwie osoby, które współgrają ze sobą, są na podobnym poziomie wytrzymałościowym i technicznym. Nam się udało to osiągnąć, ale nie bez ciężkiej pracy.
- Do wyścigów przygotowywaliśmy się, w większości korzystając z bardzo bogatej infrastruktury Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego - kontynuuje Piotr. - Wydawać by się mogło, że nad morzem jest płasko, nie ma górek i nie da się tu efektywnie trenować - błąd! Nasze lasy oferują niezliczoną ilość długich, stosunkowo lekkich podjazdów, imitujących właśnie te w wysokich górach. Jest sporo krótkich, sztywnych podjazdów - takich dla koneserów, gdzie ciężko jest nawet podejść, ale bardzo dobrze jest je umieć podjechać.
- Szwajcaria to niewątpliwie królestwo kolarstwa górskiego - mówi Adam Kowalski. - A etapówka Swiss Epic, którą było dane nam przejechać, to impreza odbywająca się w samym jego centrum. Nietrudno było się domyśleć, że przygotowanie do tego wydarzenia pod wieloma względami będzie wymagało od nas wielu wysiłków. Znalezienie odpowiedniej osoby o podobnym stopniu wytrenowania to sztuka. Partnera trzeba dobrze poznać, ponieważ jedzie się w parach, ważne jest też zaplecze techniczne, nie wspominając już o umiejętnościach technicznych, które nabywaliśmy w trójmiejskich lasach.
Trójmiejskie ścieżki MTB na wagę złota
Jak zaznacza Piotr, w przygotowaniach do szwajcarskich zawodów pomogła im infrastruktura przygotowana w ramach projektu Big Foot Works, o której niedawno pisaliśmy.
- No i najważniejsze: single tracki, czyli wąskie ścieżki, usłane korzeniami, stromymi zjazdami, podjazdami, przeplecione uskokami, wyrwami oraz nawet specjalnie zbudowanymi skoczniami - podkreśla zawodnik. - Tych ostatnich elementów jest zdecydowanie najwięcej w okolicy Sopotu oraz Oliwy, a o wszystko dbają ludzie z projektu Big Foot Works. Trenując, jeździliśmy razem, kiedy się tylko dało, czasami dwa-trzy razy w tygodniu, aby poznać siebie, swoje "rowerowe" nawyki, słabości oraz też te mocne strony. To wszystko pozwoliło nam dojść do takiego etapu, że na trasie rozumiemy się praktycznie bez słów. Jestem w stanie przewidzieć, co Adam zrobi pod górę, jak zachowa się, zjeżdżając w dół, i myślę, że działa to tak samo w drugą stronę.
Trasy rowerowe w TPK. Jest nadzieja na legalizację
Logistyka i sprzęt - kluczowe elementy przygotowania
W tak długim, wymagającym wyścigu, który odbywa się ponad 1000 km od miejsca zamieszkania, kluczowe jest przygotowanie logistyczne. Lepiej zabrać więcej niż mniej, a to w przypadku transportu lotniczego byłoby trudne. Trójmiejscy kolarze wybrali więc podróż samochodem.
- Ważny, bardzo ważny był sprzęt i zaplecze techniczne - zaznacza Piotr Rychlik. - Trasę do Szwajcarii chyba najlepiej pokonać samochodem, to zaledwie 1,4 tys. km. Dobrze jest też zorganizować sobie jakiś nocleg gdzieś w połowie drogi. Tak też zrobiliśmy, aby być maksymalnie wypoczęci podczas startu w pierwszym etapie.
- Każdy z nas miał w samochodzie po dwa rowery i cały bagaż dodatkowego sprzętu - kontynuuje. - Zabraliśmy zapasowe opony, dętki, kasety, przerzutki i innego rodzaju rzeczy, które mogłyby nie wytrzymać lub ulec uszkodzeniu. I oczywiście skrzynki z narzędziami, aby w razie potrzeby móc wymienić każdą część.
- Szwajcaria jest bardzo nastawiona na rowerzystów, więc w razie czego o serwis nie byłoby trudno - mówi. - Był też cały plac serwisowy i ekipa, która w razie potrzeby była w stanie wymienić wszystko w rowerze, ale my postawiliśmy na własne umiejętności i na własne zaplecze.
Zawodnikom z Trójmiasta dostanie się do Szwajcarii zajęło 18 godzin, które rozłożyli na dwa dni podróży. Dzięki temu dotarli do celu bez nadmiernego zmęczenia, które mogłoby pokrzyżować ich plany na wyścig.
- Niezwykle istotne jest odpowiednie przygotowanie i spakowanie rzeczy, które mogłyby być niezbędne podczas sytuacji awaryjnych, jak np. opony, dętki, pompka, naboje co2 itp. - mówi Adam Kowalski. - Mieliśmy naprawdę masę rzeczy potrzebnych do roweru, ale i niezbędną w górach kolarską odzież: kurtki przeciwdeszczowe, przeróżne ocieplacze na ramiona lub nogawki. Mimo że była część rzeczy, która w ogóle nie była potrzebna, to i tak wychodziliśmy z założenia z kolegą Piotrem, że przezorny zawsze ubezpieczony.
- Jednogłośnie wybraliśmy auto - potwierdza Adam. - Nie dość, że wychodziło znacznie taniej od transportu lotniczego, to mieliśmy wszystko pod ręką w każdym dniu zawodów. Podróż podzieliliśmy z Trójmiasta na dwa dni, i tak po w sumie 18 godz. z przystankami dojechaliśmy na miejsce.
Odzież na wysokie Alpy
Zawodnicy musieli przygotować się na kilkunastostopniowe różnice temperatur w trakcie doby. Zdarzyło im się jechać w upale i w rzęsistym deszczu. To wszystko wymagało odpowiedniego przygotowania, nie tylko mentalnego, lecz także w zakresie odzieży.
- W pierwszej miejscowości (Arosa) byliśmy na wysokości 1,8 tys. m n.p.m. - relacjonuje Piotr Rychlik. - Podczas wyścigu wjeżdżaliśmy na ponad 2,5 tys. m n.p.m, co czasami dawało kilkanaście stopni różnicy temperatur. Zmieniała się też wilgotność powietrza oraz pogoda. Podczas czwartego, najdłuższego, "królewskiego" etapu jechaliśmy ponad 5 godzin w rzęsistym deszczu. Trzeba o tym pamiętać, pakując się na wyjazd.
- Organizacyjnie zapewnione było chyba wszystko - kontynuuje Piotr. - Począwszy od zakwaterowania, przez posiłki, darmowe przejazdy komunikacją, a także kolejki górskie. W miasteczku zawodów też było wszystko, co potrzebne każdemu kolarzowi. Jednym słowem, płacąc za wpisowe nie trzeba było w zasadzie martwić się o nic poza sobą i swoim sprzętem. Wystarczyło tam dojechać.
Dzień zawodów - razy pięć
- W szwajcarskich Alpach łatwo nie było, musieliśmy się nawzajem wspierać - mówi Piotr. - Każdy z nas miał trudniejsze chwile, podczas których prawdopodobnie, gdyby nie partner, odpuściłby. Skupiliśmy się na wyścigu, bezpieczeństwie i dobrej zabawie. Jakoś poszło. Etap za etapem, zmęczenie oczywiście było, ale kluczową rolę odgrywała tutaj regeneracja i wsparcie naszych bliskich, którzy byli z nami i za co im bardzo dziękujemy.
Jak relacjonuje Piotr, zaskoczeniem na trasie były... kamienie. Na ten element trudno byłoby przygotować się w TPK, który obfituje raczej w korzenie i stromizny.
- Tak, to są Alpy i trudno, żeby nie było kamieni - śmieje się Piotr. - Trenując w trójmiejskich lasach mieliśmy w małym palcu "latanie" po korzeniach, stromiznach itp., jednak alpejskie kamienie to zupełnie inna sprawa. Nie powinno być to dla nas obce, bowiem startowaliśmy już wcześniej w zawodach na południu Polski, gdzie ścieżki usłane są kamieniami, ale w Szwajcarii są one inne. Kamienie są bardziej ostre, inaczej poukładane, a kamieniste ścieżki mają po kilkanaście kilometrów długości. Trzeba bardzo uważać. Reszta poszła raczej gładko. Jechaliśmy ostrożnie na zjazdach, gdzie traciliśmy sporo pozycji, i mocno na podjazdach, gdzie nadrabialiśmy straty. Taka była nasza taktyka.
Konsekwentnie do mety
- Opłaciło się - kontynuuje Piotr Rychlik. - Udało się ukończyć bez większych wypadków, na bardzo dobrej pozycji. Przypomnijmy, 29 par profesjonalistów startujących z sektora UCI, a my na 31. lokacie w klasyfikacji generalnej mężczyzn. To wynik, o jakim nawet nie marzyliśmy. Na pewno jeszcze tam wrócimy, do Szwajcarii, ale na pewno też weźmiemy udział w innych seriach Epica. Czy da się do takich zawodów przygotować w Trójmieście? Zdecydowanie tak! Polecamy jednak też odwiedzić południe Polski i zaznajomić się trochę z kamieniami. Taka nasza-moja rada.
- Lasy i tereny, jakie mamy w aglomeracji trójmiejskiej, są niemal idealne do przygotowania się na tego typu etapówkę - mówi Adam Kowalski. - Znajdziemy u nas naprawdę sporo technicznych ścieżek, typu single track, lub naturalne przeszkody, gdzie możemy podszkolić jazdę na rowerze górskim. Co prawda nie wjedziemy na wysokość 2,5 tys. m n.p.m., jednak i tak uważam, że TPK to świetne miejsce dla początkującego lub średniozaawansowanego kolarza górskiego. Jeśli chcielibyście przeżyć przygodę życia i zobaczyć nieziemskie krajobrazy, polecamy wyjazd do Szwajcarii. Z moim partnerem Piotrem szczególnie polecamy zabranie roweru - nie pożałujecie.
Opinie wybrane
-
2022-09-09 07:51
Brawo Chłopaki
Brawo Adam Piotrek !!!!!
- 2 0
-
2022-09-07 11:20
Szacunek
- 10 1
-
2022-09-07 12:29
Gratulacje!
Super, że sportowo trójmiasto wychodzi w świat. Uważam jednak cały czas, że niestety jesteśmy zacofani w tym temacie w naszym regionie. Zawsze było i w sumie tak jest, że na południu mamy 'wylęgarnie' kolarzy także tym bardziej szacunek za taki wyjazd i dobre wyniki. Może kiedyś nasze lasy będą bardziej przyjazne rowerzystom, to i sportowców będzie więcej, oby!
- 10 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.