• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szwecja 2003; z Karlskrony po Sztokholm

25 sierpnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Dzień 1
8 lipca 2003 r. wyruszyliśmy z Gdyni promem Stena Line do Kalrskrony. Pomimo, iż rejs trwał ok. 10 godzin nie odczuwaliśmy większego zmęczenia, a to tylko za zasługą dobrej organizacji personelu, który zachęcał podróżnych różnymi ciekawymi konkursami. Po przypłynięciu do Karlskrony ruszyliśmy na naszych dwukołowych rumakach szukać odpowiedniego miejsca na nocleg i tym samym wjechać na odpowiednią drogę prowadzącą do Kalmar. Niestety przez pomyłkę pojechaliśmy w zupełnie przeciwnym kierunku i niepotrzebnie straciliśmy cenny czas, ale z drugiej strony zwiedziliśmy trochę centrum Karlskrony :-))) Na nocleg zatrzymaliśmy się w małym lasku na obrzeżach miasta, oczywiście na dziko.

Dzień 2
Drugi dzień naszej wyprawy nie należał do najlepszych, gdyż jeden z nas trochę się przeziębił i byliśmy zmuszeni zatrzymać się. Podczas postoju inni uczestnicy wyprawy dopracowywali szczegóły dotyczące trasy oraz zbierali jagody, których było mnóstwo.

Dzień 3
Po przerwie ruszyliśmy w stronę Kalmaru, lecz nie było łatwo. W drodze do Toras napotkaliśmy na dość strome podjazdy, prócz tego temperatura powietrza, dochodząca do 30 stopni w cieniu, znacznie utrudniały nam jazdę. Pomimo, iż odczuwaliśmy duże zmęczenie staraliśmy się utrzymywać dzienny dystans, który założyliśmy pokonać. Droga, którą wybraliśmy wiodła przez malownicze tereny, małe wsie wśród ogromnych przydrożnych skał. Trudno to piękno opisać, to trzeba zobaczyć !

Dzień 4
Z każdym kilometrem coraz bardziej przyzwyczajaliśmy się do wzniesień, które nie opuściły nas aż do samego Sztokholmu. Można powiedzieć, że troszeczkę zmalały gdy jechaliśmy wybrzeżem, lecz nie był to teren zupełnie płaski. Od miejscowości Soderakra trzymaliśmy się brzegu Bałtyku, a dokładniej Cieśniny Kalmarskiej. Po drodze zatrzymaliśmy się przy małym pałacyku, lecz ze względu na teren prywatny nie mogliśmy podjechać bliżej. Drugim dość ciekawym miejscem, które w tym dniu odwiedziliśmy była miejscowość Hagby, w której znajdował się mały kościółek, a tuż przy nim imponująca drewniana dzwonnica.



Dzień 5
W końcu dotarliśmy do Kalmar, jednego z większych i atrakcyjniejszych miast Szwecji. Od XI do poł.XVII wieku znajdowała się tu ważna twierdza i port. W XII wieku wzniesiono obronny zamek królewski, w którym m.in. zawarto Unię Kalmarską. Zamek kilkakrotnie przebudowywano, a obecnie znajduje się w nim muzeum historii miasta oraz wystawa o statku Kronan. Niestety zamku nie zwiedzaliśmy, obeszliśmy tylko go dookoła, po czym ruszyliśmy do centrum miasta. Prócz zamku, w Kalmar wznosi się jeszcze piękna katedra i niedaleko niej ratusz z XVII wieku. Jadąc z Kalmaru brzegiem Cieśniny Kalmarskiej dostrzec można oddaloną o 12 km Wyspę Olandię, na którą prowadzi jeden z najdłuższych mostów w Europie (poza tym który łączy Malmo z Kopenhagą). Po Kalmarze kolejnym większym miastem, na które kierowaliśmy się było oddalone o ok. 70 km Oskarshamn.



Dzień 6
Jadąc bocznymi drogami mieliśmy okazję oglądać prześliczne kolorowe domy zawieszone na skalistym wybrzeżu Bałtyku. W drodze zatrzymywaliśmy się zażywając kąpieli w naszym zimnym morzu :-))) i podziwiając przepiękne małe wysepki. Po południu zaś, dotarliśmy do kolejnego większego miasta Oskarshamn, którego centrum położone jest na wzgórzu, a na dole mały port żeglarski. Jednym n najładniejszych zabytków był mały kościół z pięknymi piętnastowiecznymi organami. Wyjeżdżając z miasta zaskoczyła nas burza dlatego zmuszeni byliśmy się zatrzymać. Na szczęście deszcz nie trwał długo i po ok. 45 minutach mogliśmy jechać dalej. Na nocleg zatrzymaliśmy się niedaleko przepięknej maleńkiej osady Simpevarp, w której jakby życie zatrzymało się. Uliczki były puste, a na ryneczku wśród pięknych starych domów stała mała studzienka.



Dzień 7
Tego dnia najwięcej czasu spędziliśmy nad jeziorem. Było gorąco, w związku z tym zażywaliśmy kąpieli i zrobiliśmy większe pranie ubrań. Po południu ruszyliśmy w kierunku Vastervik, które jak większość miast nad Morzem Bałtyckim cieszy się ogromną popularnością szczególnie wśród żeglarzy. Faktycznie położone jest ono wśród malowniczych wysepek, co przyciąga rzeszę turystów z całego globu. Vastervik to miasto o kontynentalnej atmosferze. Nadmorska promenada przyciąga swymi cudnymi różnokolorowymi restauracjami i kafejkami. Co roku latem odbywa się tu festiwal piosenki i inne wydarzenia muzyczne. Bliskość wybrzeża i piękna stara drewniana zabudowa nadają miastu niezapomniany charakter.



Dzień 8
Tuż za Vastervik, gdzie spędziliśmy nasz kolejny nocleg ruszyliśmy dość wzgórzystym półwyspem ku miejscowości Valdemarsvik. Jadąc 30 kilometrowym półwyspem podziwialiśmy przepiękne widoki zarówno z jednej jak i drugiej strony, bardzo często zza wzgórz wyłaniały się wartko stojące skały, a gdzieniegdzie pastwiska. W oddali widać było zatokę i całą masę żaglówek. Za półwyspem, ze względu na brak innej drogi w naszym kierunku zmuszeni byliśmy wskoczyć na moment na główną drogę E22, na której na szczęście dopuszczalny był ruch rowerowy. Po ok. 10 km zjechaliśmy z niej w trzeciorzędną drogę, która miejscami była piaszczysto-kamienista i trochę dała we znaki jednemu z uczestników, który jechał na trekkingu. Z kolei jej dobra strona to, to że wiodła po przepięknym terenie wśród lasów, jezior i licznych urwisk skalnych, które miejscami zapierały dech w piersiach. No i zupełnie nie było na niej ruchu samochodowego ! Pomimo dość trudnego terenu, tego dnia zrobiliśmy trochę ponad 100 km.



Dzień 9
Około południa dotarliśmy do Norrkoping, jednego z największych miast przemysłowych Szwecji. Pomimo natłoku wysokich budynków, licznych ogromnych kamienic z XVIII wieku, ciasnych ulic i jeżdżących wśród nich tramwajów znalazło się jeszcze miejsce na ścieżki rowerowe, co nas bardzo cieszyło. Poza tym rowerzysta nie tylko tu, ale w całej Szwecji traktowany jest na jezdni jak "Święta Krowa" :-))) Norrkoping, to naprawdę potężne miasto, lecz nie brakowało w nim ładnie przystrzyżonych drzewek w licznych parkach oraz fontann, w których można było schłodzić się od słońca. Ze względu na dokuczający nam upał dość szybko opuściliśmy to miasto i udaliśmy się ku Nykoping. Do Nykoping prowadzą dwie boczne drogi, my wybraliśmy tą wzdłuż Zatoki Braviken. Niestety daleko nie zajechaliśmy, gdyż złapał nas deszcz i zmuszeni byliśmy zatrzymać się. Jeszcze znaleźliśmy odpowiednie miejsce na nocleg, zdążyliśmy zobaczyć sporo ciekawych zabytków architektury tj. liczne dworki i wiatraki. Lecz ze względu na zapadający zmrok zatrzymaliśmy się tylko przy jednym z nich w Hallfallstorp. Oddalony o 2 km od drogi, którą podążaliśmy ukryty był piękny pałac a tuż przy nim park z różnorodną roślinnością.






Dzień 10
Z samego rana ruszyliśmy ku Nykoping, w prawdzie wzniesienia się uspokoiły, lecz jazda była dość uciążliwa. Przez ponad 30 km jechaliśmy w ostrym żarze po otwartym terenie, a na dodatek wiał czołowy, dość porywisty wiatr, który z kilometra na kilometr zniechęcał do dalszej drogi. Ale w końcu, po licznych przystankach dojechaliśmy do celu. Nykoping, główne miasto okręgu Sodermanland, dość bogate pod względem zabytków. Znajdują się w nim m.in. ruiny średniowiecznego zamku jak również liczne zabytkowe domy z XVIII wieku. Za Nykoping znowu zaczęły się lasy i ostre pagórki, lecz lepsze już chyba były wjazdy i zjazdy niż ostre słońce i wiatr. Naszym kolejnym celem stała się miejscowość Tumba, leżąca tuż pod samym Sztokholmem. Jadąc z Nykoping do Vagnhard mijaliśmy sporo ciekawych miejsc godnych uwagi, lecz dłuższy postój zrobiliśmy dopiero na Wyspie Morko, w maleńkiej wsi o tej samej nazwie, w której na wzgórzu wznosił się maleńki kościółek. Chcąc opuścić wyspę napotkała nas niespodzianka, jak okazało się później bardzo miła. Mapa, którą mieliśmy informowała, iż przedostać się na drugi brzeg można mostem, a okazało się, że w tym miejscu był prom. Na szczęście za darmo :-))) Stąd do Tumby zostało nam już niewiele. Przed znalezieniem miejsca na nocleg zatrzymaliśmy się jeszcze nad jeziorkiem by rozprostować kości i wypluskać się przed wjazdem do stolicy Szwecji.



Dzień 11
Wstaliśmy dość wcześnie by jak najszybciej dotrzeć do Sztokholmu. Zanim jednak wjechaliśmy do największego miasta Szwecji musieliśmy przebić się przez ponad 30 kilometrowe przedmieścia. Na szczęście droga, którą jechaliśmy przystosowana była dla ruchu rowerowego, a bliżej centrum miasta czekały już na nas dobrze oznakowane ścieżki rowerowe. Z wjazdem nie było większych problemów. Troszeczkę trudniej było wyjechać, ale to tylko dlatego gdyż nie posiadaliśmy dobrej mapy.

Sztokholm, to piękne miasto leżące nad Morzem Bałtyckim, podzielone na ponad 13 wysp wśród pięknych jezior i kanałów, jak np.: Kanał Norrstrom czy Jezioro Melar. Zanim wjechaliśmy na starówkę stolicy musieliśmy przedostać się przez ogromny most, z którego rozciągała się panorama na centrum miasta. W Sztokholmie zagościliśmy na ponad 6 godzin. W prawdzie, to zbyt mało by móc zwiedzić wszystkie jego zakątki i piękne zabytki, muzea, lecz z drugiej strony byliśmy ograniczeni czasowo i finansowo. Wszelkie wejścia do muzeów były płatne i to nie mało, dlatego też postanowiliśmy objechać miasto podziwiając zabytki "z zewnątrz". Ze względu na malownicze położenie Sztokholmu, zabytki oraz doskonałe połączenie architektury z przyrodą, stolica Szwecji uważana jest ze jedną z najpiękniejszych w Europie. Najstarsza jej dzielnica położona jest na trzech wyspach: Stadsholmen, Riddauholmen i Helgeandsholmen, w których znajdują się różnorodne zabytki architektury: piękne kościoły np.: Św.Mikołaja z XIII wieku, liczne pałace: Pałac Królewski z XVII i XVIII wieku, Pałac Tullhuset, zabytkowe domy jak również budowle nowoczesne.

Ze Sztokholmu wyjechaliśmy ok. godz. 17, kierując się ku Nynashamn, lecz tego dnia byliśmy zbyt skonani by móc dotrzeć jeszcze przed zmrokiem. W prawdzie słońce zachodzi nieco później niż w Polsce, a noce są o wiele jaśniejsze, ale zmęczenia nie da się pokonać. I tak tego dnia zrobiliśmy najwięcej kilometrów porównując do poprzednich dni.

Dzień 12
Około południa dotarliśmy do Nynashamn by dowiedzieć się kiedy dopływa najbliższy prom do Gdańska. Jak się okazało, mieliśmy dużo szczęścia gdyż wprowadzono nową linię Polferries-Scandinavia i jeszcze tego samego dnia wypłynęliśmy do Polski. Podróż trwała nieco dłużej niż z Gdyni do Kalrskrony, bo przecież i dystans jest większy. Następnego dnia ok.godz.13 dobiliśmy już do Nowego Portu w Gdańsku.




Inne wspomnienia z wyprawy:
Wprawdzie nie zawsze pogoda nam dopisywała. Niekiedy padał deszcz, na szczęście stosunkowo rzadko :-))) ale za to słońce i wiatr dawał we znaki i to nie raz. Bywało i tak, że nie zawsze wszyscy radzili sobie na trasie ze zmęczeniem, bo w końcu nie na co dzień jeździ się z tak obładowanym rowerem. Niekiedy brakowało wiary w siebie, były i załamania, lecz pomimo tego wspominamy dobrze naszą wyprawę do Szwecji. Inne rzeczy, które zdziwiły nas po drodze, to chociażby brak małych sklepów we wsiach. Tak jak u nas w każdej wiosce znajdzie się chociażby jeden sklep, tak w Szwecji bywało, iż w promilu 40 kilometrów nie było nic. Poza tym ceny ! Ludzie, żeby chleb kosztował ponad 12 zł, a woda mineralna 8 zł, to już lekka przesada. Z drugiej strony ich zarobki a nasze... Na szczęście w drodze nie zdarzyło się by ktoś odmówił nam napełnienia butelki z wodą :-)))



To jeszcze nie koniec przygód w Szwecji: W Nynashamn, jeden z naszych kolegów, najbardziej wytrwałych, Marek Suchowirski postanowił ruszyć w drogę powrotną, nie promem, lecz rowerem. Podziwiamy jego zawzięcie i wytrwałość, gdyż teren którym jechał był znacznie trudniejszy od tego jakim jechaliśmy razem. W Nynashamn, skąd odpływaliśmy zaopatrzyliśmy Marka we wszelkie rzeczy, które przydadzą mu się na trasie i z krzyżem na drogę pożegnaliśmy się. W prawdzie mówiąc, chciałem bardzo ruszyć z nim, lecz wiedziałem, że nie dam sobie rady przy tak dokuczliwej pogodzie na ostrych wzniesieniach, tym bardziej, iż będąc w Sztokholmie po raz kolejny przeziębiłem się i zaczęły odzywać mi się bóle korzonków :-(((

Tekst i foto: Krzysztof Kochanowicz

*******************************************************************

Wrażenia z samotnej przeprawy Marka przez Szwecję

Dzień 1 samotności:
Zanim ruszyłem w drogę powrotną, pożegnałem się z kolegami i zaopatrzyłem w wszelkie rzeczy którymi dzieliliśmy się przez te 12 dni, będąc razem. Zabrałem wszystkie niezbędne narzędzia: (dzięki Mietek) oraz "przenośny dom" (dzięki Krzysiek) i wyruszyłem do Karlsklony. Po rozstaniu się z kolegami postanowiłem pojechać trochę szybciej, tak więc zwiększyłem dystans dniowy do co najmniej 90-100 km. Pierwszy etap drogi powrotnej był bardzo nudny, gdyż z Nynashamn do Tumby prowadziła tylko jedna droga, a parę minut wcześniej właśnie we trójkę ją pokonaliśmy. Wielkim plusem tej drogi były górki, których jak do tej pory było niewiele (albo nawet wcale). Z Tumby obrałem drogę na Sodertalje. Dla zyskania czasu, zrezygnowałem z jazdy bocznymi drogami. Poruszałem się już drogami krajowymi Szwecji.

W Sodertalje miałem przyjemność pooglądać trening zawodników startujących w kartingach. Też tutaj zgubiłem drogę i musiałem wyjechać na autostradę (E20). Lecz po około 10 min. jazdy zjawiła się policja szwedzka, która poinformowała mnie, że nie mogę poruszać się rowerem po autostradzie. Struże prawa nakierowali mnie na ulice równoległą, na której dozwolony był ruch rowerowy. Do Nykvarn dojeżdżałem już w deszczu. Po odczekaniu ok. 1 godziny, gdy deszcz ustał, ruszyłem dalej. Lecz pech chciał, że deszcz ustał tylko na chwilę i dalszą podróż kontynuowałem cały mokry :-((( Jeszcze tego samego wieczora straciłem 2 szprychy (o jednej z nich dowiedziałem się dopiero następnego dnia podczas jazdy) i od tego momentu zacząłem szukać miejsca na nocleg. Niestety znalazłem je, ale dopiero po 25 km. Rozbiłem namiot, ale było już zbyt ciemno na jakiekolwiek naprawy. Tego dnia zrobiłem 143 km.

Dzień 2 samotności.
Dzień zaczął się od wymiany szprychy w przednim kole, a po przejechaniu 10 zorientowałem się, że i w tylnym trzeba wymienić szprychę. Po przeszło godzinnej naprawie wsiadłem na rower i ruszyłem dalej w kierunku Flen. Miasto to rozczarowało mnie, więc spędziłem w nim tylko tyle czasu by się posilić. Następny na drodze był Katrineholm. Choć na zegarku była już godz.19, wjeżdżałem do miasta z zapałem mając na dzieję, że te będzie ciekawsze od poprzedniego. Lecz, poza ładnym parkiem z fontanną całe miasto świeciło pustkami, tak jakby wymarło. W centrum na głównej alei można było policzyć ludzi na 1 ręce. Dlatego też, opuściłem miasto i zacząłem szukać miejsca na nocleg. Miejsce znalazłem przy szkółce leśnej. (Podczas podróży powrotnej promem do Gdyni znalazłem informacje, że nie wolno się rozbijać w szkółkach - na szczęście nikt z pobliskich mieszkańców nie zgłosił tego faktu leśniczemu ani policji). Tego dnia zrobiłem 106 km.

Dzień 3 samotności.
Z samego rana ruszyłem bocznymi ulicami ku Askersund. Na drodze nic ciekawego się nie działo, poza tym że w niektórych miejscach zabrakło asfaltu i jechałem leśnymi dróżkami. Niedaleko Zinkgruvan, napotkałem na pierwszą górkę, na którą tak bardzo czekałem :-))) Musiałem się wspiąć na ponad 230 metrów. Z radością jechałem w górę, ... gdy nagle zaczął kropić deszcz. Niestety podczas zjazdu musiałem się zatrzymać, gdyż tak się rozpadało, że dalsza jazda byłaby pozbawiona przyjemności. Przed Askersund wykąpałem się jeszcze w jeziorze obok pola golfowego i wjechałem do miasta. Kolejny raz okazało się, że w Szwecji brakuje ciekawych miejsc w miastach. Odjechałem troszkę i znalazłem miejsce na nocleg. Tego dnia zrobiłem 117 km.

Dzień 4 samotności
Po pobudce zastała mnie niemiła niespodzianka. Poprzedniego dnia rozbiłem namiot w pobliżu mrowiska (a mrówy miały co najmniej 1 cm długości). Szybko się zwinąłem i ruszyłem w trasę. Droga "pokazała swoje zęby" falując po 30 metrów w górę i dół. Przyjemność z jazdy była duża zwłaszcza, że po lewej stronie jechałem wzdłuż jeziora, a z prawej był teren górzysty. Do Torebody wjechałem przy 40 stopniowym upale i nie przypuszczałem, że niecałe 15 km dalej wjeżdżając do Mariestadu zastanie mnie deszcz. Po pierwszych kroplach, które miały ze 3 cm średnicy musiałem w końcu założyć kask rowerowy, gdyż jedna walnęła mnie w głowę tak mocno, że aż się zgarbiłem z bólu. Miejsca, by się schronić przed deszczem nie znalazłem, a nawet nie było sensu go szukać, bo po 30 sekundach opadu byłem zmoczony tak, że nic suchego na mnie nie zostało. Straciłem ponad 3 godziny w Mariestad kryjąc się przed deszczem pod sklepami i na przystankach autobusowych. Niestety nie dane było mi zobaczyć Jezioro Vanern, gdyż za mariną znajdowała się wysepka, która je przysłaniała cały widok. Wyjechałem z miasta przed godz.21 i po przejechaniu kilku kilometrów rozbiłem namiot koło głównej drogi, ponieważ wzdłuż drogi po obu stronach rozciągnięta była siatka i nie dało się niczego znaleźć. Tego dnia zrobiłem 104 km.

Dzień 5 samotności
Powoli samotna podróż zaczęło zbierać swoje żniwo. Coraz więcej myśli kierowanych jest w kierunku ojczyzny i tego co będzie jak do niej wrócę. Jazda zaczęła się niezbyt ciekawie, ponieważ po kilku kilometrach, zauważyłem, że rozciągnął mi się łańcuch i zaczyna skakać po zębach. Dojechałem do Skovde i postanowiłem trochę zmienić trasę, tak by nie jechać po górach, bo zacząłem się obawiać, że rower może tego nie wytrzymać w tym stanie. Odbiłem więc w prawo w kierunku Jeziora Vattern na miejscowość Hjo. Jazda wzdłuż linii brzegowej tego jeziora zajęła mi resztę tego dnia i 1/3 następnego. Obóz rozbiłem na 15 km przed miejscowością Habo. Czas wolny wieczorem spędziłem jak zwykle w lasku na jagodach :-))) (Jagódki były tak duże, że 4 sztuki zajmowały cała powierzchnie ręki). Jadąc na rowerze używałem już tylko średniej tarczy z przodu, a prędkość zmalała do 22 km/h. Mimo problemów z rowerem udało mi się tego dnia przejechać 108 km.

Dzień 6 samotności
Zaczął się przejechaniem kilkudziesięciu kilometrów, a następnie bardzo stromym i długim podjazdem przed Jonkoping (ponieważ postanowiłem troszkę zjechać z głównej drogi). Jonkoping mimo, iż jest wielkim miastem nie ma nic ciekawego do zaprezentowania. Tutaj zaczął się mój mały kryzys, ponieważ byłem ograniczony finansowo bez żadnej karty bankomatowej, dlatego musiałem oszczędzać i zrobiłem to aż za dobrze, bo tak mnie głód ścisnął, że pierwszy raz z zradoćcią wszedłem do szweckiego sklepu. Zjadłem wszystko siedząc na klatce schodowej na głównym chodniku i ruszyłem dalej. W odnalezieniu drogi wyjazdu pomógł mi (z własnej woli) jeden Szwed. Pokierował mnie tak, że nie mogłem zabłądzić. Wyjazd zaczął się podjazdem pod górę, to było zbyt wiele dla roweru, łańcuch zaczął coraz częściej skakać, a do Karlskrony zostało ponad 300 km. Prędkość jazdy spadła do 15-17 km/h, a jazda taka zaczęła mnie strasznie irytować. Zacząłem coraz mniej zwiedzać mijane miasteczka i skupiłem się na pokonywaniu kolejnych kilometrów. Nocleg znalazłem za miejscowością Lammhult po przejechaniu 104 km.

Dzień 7 samotności
Na dzień dobry przywitał mnie deszcz, ale nie to było najgorsze :-))). Wsiadłem na rower, po czym po kilku metrach tylna przerzutka wkręciła mi się w szprychy. Na szczęście żadna z nich się nie złamała. Doprowadzenie roweru do jakiejś używalności zajęło mi przeszło 2,5 godziny. Wynik był taki, że z przodu miałem używane tylko środkowe zęby, a z tyłu 2 największe tarcze i w konsekwencji mogłem rozwijać maksymalnie tylko 14 km/h. Taka jazda nie sprawiała już wielkiej przyjemności, a była raczej walką ze zmęczeniem. Dojazd do Vaxjo (około 50 km) zajął mi prawie 4 godzimy. Miasto zwiedzałem chodząc wszędzie z buta. w Vaxjo można było coś ciekawego zobaczyć, ale byłem zbyt zmęczony by się tym rozkoszować. Mimo to dołożyłem parę kilometrów by w miasteczku uniwersyteckim zobaczyć zameczek, który naprawdę był wart tej drogi). Opuściłem miasto i ruszyłem drogą 122 w kierunku południowym. Rower już miał dość i zdarzało się nawet, że na łukach wyprofilowanych zakrętów musiałem z niego zejść. Nocleg znalazłem za Nobbele po przejechaniu 88 km (czyli prawie to co sobie założyłem gdy rozstawałem się z Krzyśkiem i Mietkiem).

Dzień 8 samotności
Pierwsza optymistyczna wiadomość tego dnia to, to że do Karlsklony zostało już tylko (albo aż) 78 km! Mimo, iż na liczniku wskazanie nie przekraczało 15 km/h, to jednak dalej jechałem :-))) Od tego momentu każde nawet najmniejsze wzniesienie musiałem pokonywać na piechotę. Udało mi się tak przejechać przeszło 40 km i tu nastąpiła kolejna niemiła niespodzianka. Rozleciał się wolnobieg. Lecz wziąłem się do roboty. Naprawiłem go tak, bym mógł jakoś jechać. Środkowe zęby w korbie były już zajechane na maksa, wiec łańcuch wrzuciłem na największe zęby, z tylu jakoś to poskładałem, lecz bez jednego kółeczka w tylniej przerzutce. Po tych przeróbkach udało mi się jechać miejscami po prostej nawet do 18 km/h!, ale wzniesienia były dalej pokonywane pieszo :-(((. Do Karsklony przyjechałem około 19 (ku mojej wielkiej radości) i od razu pojechałem na przystań promową. Miałem szczęście, bo następnego dnia z rana odchodził tańszy prom do Polski. Kupiłem bilet, ale niestety nie pojechałem zwiedzić miasta. Rozłożyłem namiot 500 metrów od portu i próbowałem bezskutecznie zasnąć. Widać jazda nie bardzo mnie zmęczyła, choć musiałem pedałować jak głupi by jakoś jechać. Tego dnia zrobiłem 88 km.

Dzień 9 samotności (powrót do domu!)
Na promie od razu uciąłem sobie 2 godzinną drzemkę zaraz obok recepcji, bo niestety prom Stena Traveller nie jest zbyt przyjazny dla podróżnych bez kabiny :-(((. Później jeszcze 7 godzin błąkania po jedynym pokładzie udostępnionym ludziom (+kino gratis) i można było sobie oglądać Półwysep Helski. Po kilku godzinach nudy nareszcie wpłynęliśmy do portu gdyńskiego. Pozostała tylko odprawa paszportowa i tylko 31 km do domu !!! Co za ulga !!! Niestety dla mojego roweru to było za dużo. Dojechaliśmy (ja + mój rower) do dworca głównego w Gdyni, po czym wsiedliśmy w SKM-kę do Gdańska, no i z buta do domu.

Łącznie przejechałem w Szwecji 1690 km (część z Krzyśkiem i Mietkiem) i zajeździłem rower na śmierć :-(((.

Tekst: Marek Suchowirski

*******************************************************************

Spojrzenie trzecie - informacje praktyczne

Po zeszłorocznej wyprawie do Norwegii na Nordkapp postanowiłem zorganizować wyprawę do Szwecji. Opracowałem szczegółową trasę przejazdu, która wyglądała następująco: z Gdyni do Karlskrony promem, następnie przez Kalmar, Oskarshamn, Vastervik, Norrkoping, Nycoping, Tumba, Sztokholm i z Nynashamn promem do Gdańska. Wstępnie uważałem, że dobranie ekipy na taką wyprawę będzie stosunkowo proste, lecz pewne trudności stworzyło przygotowanie kondycyjne i finansowe typowanych przeze uczestników. W końcu swój udział zadeklarowali Marek i Krzysztof, znałem ich dobrze, więc wiedziałem, że bez większych problemów dojedziemy do celu. Mieliśmy do przejechania jak wynikało z naszych wstępnych obliczeń 800 km. Po długich przygotowaniach nastąpił upragniony wyjazd w dniu 8VII 2003r.



Start nastąpił z Gdyni promem Stena Line o godz. 9.00 do Karlskrony, podróż trwała ok. 10 godz., a cena wynosiła 99 zł (ze zniżką dla studentów i emerytów). Wieczorem tego dnia byliśmy już w Szwecji. Wyjazd ten miał charakter typowo turystyczny, a więc dystans dzienny nie miał przekraczać 70-80 km przy średniej prędkości 20 km/godz. Dużo czasu poświęcaliśmy na zwiedzanie zabytków i robienie zdjęć, jednak większą część czasu spędziliśmy na siodełkach. Droga nie była dla nas zbyt łaskawa, chociaż przez pierwsze 200 km teren był rzeczywiście płaski to niezmiernie dokuczał nam 30-sto stopniowy upał. Pojawiły się też strome podjazdy (towarzyszyły nam aż do Sztokholmu), na które wdrapywaliśmy się z naszymi załadowanym ekwipunkiem rowerami. Odczuwaliśmy coraz większe zmęczenie, mimo to czasem przekraczaliśmy zaplanowany dystans pokonując 80-110 km dziennie. Codzienne kąpiele w morzu sprawiały wyraźną ulgę.



Nasze rowery znakomicie podołały trudom podróży. W sumie przejechaliśmy 820 km, podczas których jedynymi awariami były 3 pęknięte szprychy i zerwana linka od przerzutki.



W trakcie podróży nasze pożywienie składało się głównie z kabanosów (zapakowanych hermetycznie). Dodatkowo kupowaliśmy niezwykle drogie w Skandynawii artykuły takie jak: chleb (15 do 24 SEK), jabłka (7 SEK), woda mineralna (12 SEK), soki (18 SEK) - (orientacyjny przelicznik to 1 zł = 2 SEK). Byliśmy wyposażeni w kuchenkę gazową na propan-butan, mogliśmy, więc dwa razy dziennie gotować herbatę i zupki (w sumie 2 litry wody/dzień). Jedna butla 450g (CV470) kosztowała w Polsce 32 zł i wystarczyła na 12 dni wyprawy.



Kolejną cenną dla przyszłych podróżników informacją jest sposób przechowywania rowerów w nocy (w lesie, nie na campingu). Można oczywiście postawić nasz rowerek obok drzewa, lecz my wybraliśmy naszym zdaniem lepsze rozwiązanie. Oprócz 3 osobowego namiotu, pod którym codziennie spaliśmy zabrałem ze sobą tropik od starego polskiego namiotu z masztami. To był garaż dla naszych maszyn i bagaży, osłonięty od deszczu, gdyż oprócz ulewy nie mieliśmy się czego w Szwecji obawiać. Cała Skandynawia jest dla turysty bardzo bezpiecznym miejscem. W ciągu ostatnich 3 lat odwiedziłem na rowerze Danię, Norwegię oraz Szwecję. Wyjazdy trwały po kilka tygodni każdy i ani razu nie spotkałem się z aktami złodziejstwa czy wandalizmu. Potwierdzają to również inni podróżnicy, których relacje dostępne są w Internecie.



Do Sztokholmu dojechaliśmy w dniu 18 VII 2003r. Po całodziennym zwiedzaniu wspaniałej stolicy wyruszyliśmy do Nynashamn, skąd odpłynęliśmy promem do Gdańska. Rejs trwał 18 godzin, a koszt biletu bez kabiny to 480 SEK (czyli ok. 240 zł). Spaliśmy w śpiworach rozłożonych obok foteli lotniczych przeznaczonych dla pasażerów nie wykupujących kabiny.

Tekst i foto: Mieczysław Butkiewicz

Parametry trasy

  • Region Świat
  • Długość trasy 820 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (12) 1 zablokowana

  • super

    super wyprawa;
    czemu mnie nie wzieliście (choć pewnie bym wysiadł po pierwszych trzech dniach):)
    przez całe waacje przejechałem nie co wiecej co Marek ale mysle że to i taknie jest źle

    • 0 0

  • Na poczatku sierpnia przejechalismy w trojke niemal taka sama trase z Karlskrony do Sztokholmu. Po prostu pięknie. Polecam taką wyprawę każdemu. Bez dużych nakładów można przeżyć naprawdę fantastyczną przygodę.

    • 0 0

  • Moim zdaniem mieliście też super wyprawe. Ja i moi znajomi też zrobiliśmy sobie podobną... własnie powstaje strona poświęcona tej wyprawie. Jak tylko bedzie skończna podam link i zapraszam do odwiedzania

    • 0 0

  • no i ja w tym roku odwiedzilem Skandynawie... mialem jechac z kumplem, ale tak wyszlo, ze pojechalem sam. Z Nynashamn dojechalem do Trondheim w Norwegii. W sumie zrobilem ponad 1100 kilometrow. Bardzo polecam Skandynawie, ludzie sa wspaniali a widoki sliczne. Mam nadzieje, ze w przyszlym roku uda mi sie pojechac na polnoc Szwecji za kolo podbiegunowe. Pozdrawiam wszystkich turystow rowerowych.

    • 0 0

  • Potrzebuję doładnej mapy Szwecji!

    Badzo proszę o pomoc tych tózy wybrali się już do Szwecji, a posiadają dosyć dokładną mapę tego państwa. Mam zamiar wybrać się z kumplem z Karlsrony do Sztoholmu. Nie chcemy jednak jechać główną E-22, a bocznymi drogami. Do tego potrzebna jest dokładna mapa. PROSZĘ wszystkich ludzi dobrej woli o pomoc. Czekam na maile.

    • 0 0

  • *a wyprawa

    wpadliscie na za*y pomysł :D

    • 0 0

  • Wybieram się do Szwecji :)

    Ten artukuł natchnął mnie bardzo :) i postanowiłam namówić swoją ekipę na taki wyjazd. Wzbudziło to co prawda oczekiwane zainteresowanie, ale nie bardzo wiem jak się sprawy mają z noclegami! Bardzo chętnie możemy spać pod namiotem, ale czy możemy po drodze je rozbić ?? Proszę o informacje !! :) :*

    • 1 0

  • fajnie

    Szwecja to nawet ładny kraj chociarz niema dużo zabytków. SZkoda tylko że zniszczyli nasze Polskie zabytki w XVII w.

    • 0 0

  • Proszę o poradę

    Zamierzam wzbrać się na wycieczkę rowerową na Bornholm i do Szwecji.Proszę o poradę-jakiego typu rower najbardziej zdaje egzamin na tamtejszych trasach.Aktualnie posiadam rower trekkingowy GLOBTROTTER.

    • 0 0

  • napisz proszę do nas maila

    spróbójemy Ci w tym pomóc
    Pozdrawiamy Grupa Rowerowa Trójmiasto

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum