• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Pomorska Edycja Family Cup; Sopot; 07.05.2005

19 maja 2005 (artykuł sprzed 19 lat) 
Moje przygotowania kondycyjne do obecnego sezonu właściwie nie istniały. Zbyt wiele ważnych spraw działo się, żeby móc pojeździć na wiosnę na rowerze. Łącznie do czasu wyścigu przejechałem około 500 kilometrów, z czego 200 podczas Harpagana. W dodatku na tydzień przed wyścigiem byłem na spontanicznej imprezce, podczas której wypiłem "troszkę" więcej niż zamierzałem, "troszkę" zbyt głośno wyrażałem swój entuzjazm i "troszkę" mnie przewiało (bo zawiany to już byłem ;-) w drodze powrotnej do domu. Imprezka była bardzo udana, jednak wpłynęła bardzo niekorzystnie na stan mojego zdrowia, przez cały tydzień przed wyścigiem czułem się chory i kaszlałem. Ale nic to - Family Cup jest raz w roku i wystartować trzeba!

Na dwa dni przed terminem wyznaczonym na Family Cup postanowiłem przejechać się po trasie, której przebieg podał mi Pan Janusz z Mosiru. Jednak po zrobieniu jednego podjazdu pod Łysą Górę (z boku w lesie), stwierdziłem, że lepiej nie przejeżdżać reszty trasy, bo może skończyć się to zawałem ;-). Pojechałem grzecznie do domu z czarnymi myślami konieczności pchania roweru na wszystkich podjazdach.

W tygodniu przed Family Cup spadło sporo deszczu. Na dzień przed wyścigiem zacząłem myśleć o przygotowaniu sprzętu. I właśnie wtedy przypomniałem sobie zawody o Puchar Prezydenta Miasta Sopotu sprzed dwóch lat, które rozgrywane były na niemal identycznej trasie, podczas których lał rzęsisty deszcz i podjazd pod Łysą Górą stał się dla większości zawodników niemożliwy i trzeba było dawać sporo z buta, przy czym ja strasznie się na śliskiej od deszczu ścieżce pod Łysą Górę ślizgałem. Dlatego wpadłem na pomysł, że koniecznie potrzebuję kupić kolce do moich rowerowych butów. Okazało się, że ani w Sopocie ani w Gdyni nikt nie miał takich kolców (a tylko sklepy w tych miastach były w moim zasięgu). Jedynym sklepem, gdzie mieli kolce był Buga. Po kilku telefonach "do przyjaciela" znalazłem w mojej "biedzie" prawdziwego przyjaciela w Kaziku, który zgodził się zajechać w drodze powrotnej z pracy do sklepu, a wieczorkiem podwieźć mi kolce. Jako że nie miałem żadnego klucza nasadowego kolce wkręciłem ... palcami ;-) (trochę się obawiałem czy nie rozwalą mi się gniazda, gdy w trakcie chodzenia obluzują się kolce, ale po prostu nie miałem takiego klucza, a uważałem, że na podchodzenie pod górki kolce muszę mieć). W czasie, gdy ja obdzwaniałem sklepy w poszukiwaniu kolców, zadzwonił do mnie Tomek, który stwierdził, że on kupuje sobie oponki Conti na cięższe warunki, bo jest jakaś świetna promocja. Stan mojego portfela nie pozwala na takie szaleństwa, zaczynam się jednak martwić co będzie ze mną na moich semi-slickach jak zacznie w trakcie wyścigu padać :-/.

Rano wyglądam za okno - widok nieciekawy. Pada deszcz, za chwilę pojawia się słońce, po paru minutach znów deszcz i tak ciągle na zmianę. Wieje bardzo mocny wiatr, który jest sprawcą ciągłych zmian pogody. Zaczynam zastanawiać się nad tym, czy w ogóle wystartować. No ale obiecałem Panu Januszowi z Mosiru, umówiłem się z Tatą, który miał po raz pierwszy w swoim życiu wystartować w zawodach kolarskich. Raczej nie można się wycofać :-/. Dzwonię do Tomka. U niego w Wejherowie pogoda jeszcze lepsza - przed chwilą padał grad. No pięknie, ale podejmujemy wspólnie decyzję, że jedziemy. Ja muszę dojechać z żoną i dzieckiem i to komunikacją miejską, co nie jest wcale takie proste. Próby szybkiego wyjścia z domu spalają oczywiście na panewce. Dzwonię do Taty, żeby mnie zapisał. Okazuje się, że nie napotyka przy tym żadnego problemu (cóż za kontrast z Bike Tourami Gdyńskimi ;-).

WYŚCIG

Na Łysą Górę docieram wraz z żoną i czteromiesięczną córką po 12, mimo usilnych prób zdążenia na pierwszy wyścig, w którym startowali moi siostrzeńcy o 11 (kto ma małe dziecko, ten wie na czym problem polega ;-). Sporo wyścigów już zakończonych, ale do startu Elity jeszcze daleko. Pogoda nadal bardzo zmienna, raz pada, raz świeci słońce, wieje mocny wiatr i jest bardzo zimno (sporo ludzi jechało z tego powodu w długich spodniach i bluzach, a niektórzy nawet w kurtkach). Okazuje się, że organizatorzy, po ponownym pomiarze trasy stwierdzili, że okrążenia ma nie 1,5 km a przeszło 3 km, a w związku z tym Elita będzie miała do przejechania 6 a nie 13 okrążeń. Ufff ... No to już połowa roboty za mną ;-).
Zawodnicy się rozgrzewają. Ja jestem tak słabo przygotowany, że rozgrzewka mogłaby mnie mocno zmęczyć, więc zostawiam sobie ją na pierwsze okrążenie ;-). Zamiast tego rozmawiam ze znajomymi - Sławkiem z DWR, Panem Andrzejem z Rowerka, z Tomkiem i Michałem oraz z Leszkiem (którego poznałem osobiście dopiero na FC).
Po długich oczekiwaniach w końcu wołają Elitę i Orlików na start. Staję na starcie. Długo myślałem wcześniej w jakim stroju jechać - pogoda co chwilę się zmieniała, przed startem chodziłem głównie w długich spodniach i windstopperowej kurtce, pod którą miałem bluzę i było mi dobrze - no ale wtedy nie byłem w ruchu. Wiedziałem, że wystartuję w krótkich spodenkach, nie byłem tylko pewien co włożyć na górę. W końcu podjąłem decyzję - zakładem bluzę z długim rękawem i lecę na linię startu, bo już jest sprawdzanie obecności.


foto: Maciej Słomczewski ©


W ostatniej chwili przed startem podejmuję jednak decyzję o zmianie ubioru - akurat przygrzało trochę słonko i stwierdziłem, że w długim rękawku będzie mi za gorąco (na zdjęciu u góry jeszcze w niebieskiej bluzie z długim rękawem ;-). Szybko się przebrałem i ponownie stanąłem na linii startu. Moim zdaniem to była bardzo dobra decyzja, było mi chwilami chłodno, za to nie przegrzewałem się. Ustawiłem się na końcu stawki - po pierwsze dlatego, że pierwszy rząd był już zajęty, a po drugie dlatego, że ja w końcu musiałem się jeszcze rozgrzać ;-). Po chwili ruszają Orlicy, a minutę po Orlikach my, czyli Elita.
Ja ruszam jako ostatni tuż za Tomkiem (już w krótkim rękawku :-).


foto: Łukasz Bolius ©


Pniemy się pod Łysą Górę.


foto: Paweł Głowacki ©


Nie wyprzedzam nikogo (nie ma dogodnych miejsc, mimo iż tempo jest wolniutkie i na moim najlżejszym przełożeniu 22 x 28 muszę pedałować z bardzo niską kadencja, żeby nie wjechać w rower Tomka). Pod koniec podjazdu widzę, że to niestety nie cała stawka jedzie tak wolno, tylko to my z Tomkiem zostaliśmy na szarym końcu, a ja zamykam stawkę :-/.


foto: Paweł Głowacki ©


Kończy się Łysa Góra, myślę sobie, że Tomek zaraz na płaskim depnie mocno na pedały i dogonimy stawkę. Jednak Tomek przyspiesza tylko nieznacznie, a reszta zawodników powoli ale skutecznie (langsam, langsam, aber sicher ;-) znika nam z oczu. Próbuję zmobilizować Tomka do przyspieszenia, ale widzę, że on za bardzo nie ma siły. Zatem go wyprzedzam i daję w pedały, żeby nie stracić kontaktu z resztą stawki. Dojeżdżam do Małej Gwiazdy ...


foto: Paweł Głowacki ©


... gdzie skręcam w prawo, a zaraz potem w lewo, czarnym szlakiem w dół w kierunku ul. Reja.

Pierwszych zawodników dogoniłem na podjeździe już w okolicach Reja - tym, który Pan Janusz opisał jako "ostry". Rzeczywiście wyglądał ciężko (o dziwo nigdy w życiu nie jechałem tą drogą - mimo, że jeżdżę po sopockich lasach kawał czasu jest jeszcze wiele nie poznanych przeze mnie ścieżek :-o). Ale nic - próbuję go podjechać i o dziwo - udaje mi się! Przyznaję, że ze sporym wysiłkiem, ale przy okazji wyprzedziłem chyba ze dwóch zawodników podprowadzających swoje rowery. Potem zjazd, na którym nie szarżuję. Obawiam się, że moje semi-slicki mogą wpaść w poślizg, a poza drogę wyjeżdżać nie mam ochoty, bo urwiska niezbyt przyjemne z lewej strony trasy. Potem ostry zakręt w lewo, skok z korzeni, hamowanie, zakręt o 90 st. w lewo, znowu skok z korzeni i już rozpędzam się przed podjazdem.


foto: Paweł Głowacki ©


I znów, mimo, że podjazd na początku jest ciężki, daję radę go w całości podjechać, dopiero na samej końcówce robi się zator przed dosłownie półtorametrowym, ale za to najbardziej stromym na trasie podjazdem (i to na końcu długiego i trudnego podjazdu) i muszę zejść z roweru, żeby podejść te półtora metra. Potem zjazd bokiem Łysej Góry, najpierw między drzewami z jednym skokiem z korzeni...


foto: probikes.pl


... potem hamowanie przed skrętem 90 st. w lewo, gdzie moje łyse oponki tańczyły na korzeniach


foto: Paweł Głowacki ©


i dalej wzdłuż ściany lasu, gdzie spokojnie rozpędzałem się do prędkości ponad 50 km/h i próbowałem przetrwać na małych, ale wybijających z równowagi muldach, obawiając się utraty przyczepności przez moje semi-slicki i bliskiego spotkania ze słupem latarni ;-). Tym razem palce trzymałem na klamkach hamulcowych, kontrolując prędkość.


foto: Krzysztof Karczewski ©


W trakcie kolejnych zjazdów trzymałem już tylko mocno kierownicę i nie zajmowałem się hamowaniem. Na wysokości baru SABAT zwrot w lewo, mijam metę i ruszam na kolejne kółko, pełen optymizmu, bo o dziwo wszystko przejechałem (a nie przeszedłem jak miałem w planach ;-) i czuje się świeżo (a w trakcie startów wcześniejszych kategorii niektórzy wycinacy, już wjeżdżając na drugie kółko robili wrażenie, jakby mieli zaraz zejść ... i to nie tylko z roweru;-). Na linii startu/mety dopinguje mnie Leszek (wielkie dzięki!).


foto: Krzysztof Karczewski ©


Kolejny podjazd pod Łysą idzie mi bardzo sprawnie, już nikt nie tarasuje mi drogi, powiększam przewagę nad zawodnikami wyprzedzonymi na pierwszym okrążeniu.


foto: Michał Barzowski


Na drugim okrążeniu udało mi się podjechać wszystkie podjazdy, w tym najostrzejszy podjazd (ten półtorametrowy), na co mam dowód :-) :


foto: probikes.pl


Zdziwiony możliwością podjechania pod taką stromiznę przejechałem już całą trasę bez schodzenia z roweru, co uważam za spory sukces - nie spodziewałem się, że stać mnie na to. Mimo, że dałem radę wszystko przejechać, to odczuwałem brak lżejszego przełożenia. Zębatka 28 z tyłu jest jednak za mała. Będę musiał ją zmienić na 30 lub 32.

Na drugim okrążeniu wyprzedziłem wszystkich zawodników, których miałem tego dnia wyprzedzić i zacząłem jechać kompletnie sam. Trochę brakowało mi rywalizacji. Ale sam sobie byłem winien - zbyt wolny start spowodował, że zawodnicy, z którymi mogłem rywalizować odjechali za daleko. Tylko na podjeździe pod Łysą Górę, gdy ja go zaczynałem widziałem na jego końcówce jakiegoś zawodnika, ale dzieliła nas zbyt duża odległość i widziałem jego plecy zbyt rzadko, by mogło mnie to zmotywować do większego wysiłku. Nauczka na przyszłość - nie można startować z ogona!

Jechałem wobec tego spokojnie, jak się okazało zbyt spokojnie - na czwartym okrążeniu zostałem zdublowany przez Sławomira Wojciechowskiego oraz Krzysztofa Drabika :-/. No trudno myślę sobie, to są świetni zawodnicy, a przed wyścigiem spodziewałem się dubla. Mimo to - boli. Reszta trasy bez historii, poza tym, że raz spadł mi raz łańcuch.

Kończę czwarte okrążenie i sędziowie informują mnie, że zostało mi już tylko jedno okrążenie. Szkoda myślę sobie, przez dubla nie będę mógł przejechać 6 okrążeń. Próbuję zmobilizować się do finiszowego okrążenia, ale widząc przed sobą zawodnika tylko przez chwilę (na podjeździe pod Łysą Górę) nie było to łatwe. Kończę piąte okrążenie. Czuję się nadal mocny i żałuję, że to już koniec. Jeszcze sporo zawodników przyjeżdża po mnie na metę. Okazuje się, że wyprzedziłem Mariusza z DWR (co mnie bardzo cieszy - widzę, że będziemy znów w tym sezonie razem ze sobą się ścigać). Tomek o dziwo na metę przyjeżdża kawał czasu po mnie. To dla mnie zaskoczenie, bo przed startem byłem przekonany, że mnie objedzie. Okazało się, że zająłem całkiem dobre 5 miejsce!


foto: Paweł Głowacki ©


ZAKOŃCZENIE

Ubieram się i idę do SABATu na barszczyk. Tam jak zwykle zawiało komuną (czas w tym lokalu zatrzymał się mniej więcej 20 lat temu ;-). Cieć (trudno tego człowieka inaczej nazwać, choć próbowałem jakiejś milszej nazwy znaleźć), nie pozwala wejść do tego "lokalu" (czytaj ciemnej nory) wejść z wózkiem (bo przecież błoto naniosę. Ok myślę sobie, zostawiam więc wózek w przedsionku (co wywołuje spore niezadowolenia ciecia, ale ja mam to w głębokim poważaniu) i z gondolą wchodzę do środka. I tu znowu wielki raban ze strony nie tylko ciecia ale i właściciela "lokalu". Przecież ja mam błoto na butach! Jak ja śmiem wchodzić do "lokalu" z błotem na butach. To mnie już zaskakuje. Nie wiem co zrobić ;-0. Może zdjąć buty, zostawić przed drzwiami i pomykać na bosaka. Chyba tego spodziewał się cieć i właściciel, bo jak wyszedłem na schodki gdzie otrzepałem buty z błota to cieciu znowu coś do mnie pier#$%&@, że śmiecę. Po tych ceregielach wchodzę na upragniony barszczyk z pasztecikiem, ale pasztecik jest tylko jeden, no więc pytam o frytki - brak, czekolada - brak. Zapytałem więc żartobliwie "Co jest?" i czekałem na jedynie adekwatną odpowiedź "Ja jestem" ;-). Dowiedziałem się jednak, że jest chleb ze smalcem i takowy do barszczyku zamówiłem. Zresztą Pani za barem jest jedyną miłą osobą w tym przybytku czarownic. W ciepełku czekałem na losowanie i ogłoszenie wyników (na dworze było bardzo zimno). Wylosowałem zapięcie do roweru oraz torebkę podsiodłową :-). A potem zostałem wyczytany do prezentacji zwycięzców i dostałem dyplom za zajęcie 5 miejsca (jako jedyny zmarźlak stoję w czapce ;-)!


foto: Wiesia Stachańczyk ©


Przede mną nie ma przypadkowych zawodników, więc wstydu mi ten start nie przyniósł, a wręcz przeciwnie bardzo mnie ten start podbudował. Mimo braku treningu jestem w stanie jeździć po niełatwej trasie, bez potrzeby podchodzenia. To już jest coś - wydaje mi się, że zaprocentowały kilometry przejechane w zeszłym sezonie. Jak zacznę więcej jeździć to i wyniki pewnie z czasem przyjdą. Zresztą moim celem nie są wyścigi xc, a maratony, a w szczególności październikowy Harpagan, do którego jeszcze sporo czasu zostało.

Ogólnie zawody oceniam bardzo dobrze. Świetna trasa - trudna, ale w całości do przejechania. Zjazd po Łysej Górze bardzo efektowny (a w zawodach przeze mnie widzianych rozgrywanych w Sopocie o dziwo jeszcze nigdy nie wykorzystywany), podjazd w okolicach Reja mi dotychczas nie znany okazał się wymagający, ale znów do zrobienia. Zatem ocena trasy to piątkę z plusem! W dodatku było sporo sędziów na trasie i sporo taśm, także nie było miejsc, gdzie możnaby skracać trasę (co było bolączką tras Family Cup i Zawodów o Puchar Prezydenta Miasta Sopotu sprzed dwóch lat). Brakowało podania czasów startu poszczególnych kategorii, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało, bo można było się bez problemu zapisywać nawet tuż przed startem. Także, mimo niewielu informacji przed wyścigiem, sam wyścig został prze MOSIR zorganizowany świetnie.

A cha, na koniec jeszcze kilka "ciepłych słów" na temat zawodników licencjonowanych, którzy mimo wyraźnego zapisu regulaminu zakazującego im startu jednak wystartowali i zgarnęli kilka nagród. Ja startując nie miałem świadomości, że na linii startu tacy zawodnicy się znajdują. Dopiero z forum dowiedziałem się, że takich osób było co najmniej 5. W wyścigu, w którym ja startowałem byli to obaj zawodnicy, którzy mnie zdublowali, czyli Sławomir Wojciechowski i Krzysztof Drabik. Muszę powiedzieć, że fakt ich startu w amatorskich zawodach wbrew postanowieniom regulaminu jest dla mnie żenujący. Czy nie jest Wam wstyd Panowie? Odbierać nagrody amatorom (proszę - nie tłumaczcie mi, że licencja to jeszcze nie zawodowstwo - wiem o tym, ale regulamin jasno mówi, że skoro macie licencje, to startować nie możecie)! Abstrahując od zabierania nagród amatorom, to mnie osobiście boli to, że przez duble od licencjonowanych zawodników, nie mogłem przejechać szóstego okrążenia i musiałem przedwcześnie skończyć zmagania z trasą. Shame on you guys!

Pozdrower,

Jarek Mydlarski

P.S. Wielkie dzięki za wszystkie zdjęcia! Miałem tego dnia wielkie szczęście do fotografów! Zrobiliście mi sporo i to bardzo fajnych fotek!

Opinie (12)

  • Wielkie brawa dla Ciebie Jarku!

    jak się chce i ma zaparcie to potem i efekty są ;) Jeszcze raz - brawo i... do zobaczenia na speedy-Harpie w Czersku ;)

    • 0 0

  • Super relacja!

    Bardzo fajna relacja. Super! Gratuluje rowniez wyniku...jednak musze napisac male sprostowanie - ja jechalem 6 okrazen, wiec nie bardzo mnie wyprzedziles :)

    • 0 0

  • Sprostowanie

    Mariusz - bardzo Ciebie przepraszam, Ciebie oczywiście nie wyprzedziłem. Co za pomyłka :-/. Pomijając fakt, że jako Orlik startowałeś minutę wcześniej to i tak na pewno osiągnąłeś lepszy czas ode mnie. Z Tobą to niestety w tym sezonie nie zabardzo będę mógł się ścigać, raczej przez krótki czas oglądać Twoje plecy. Chodziło mi o Sławka z DWR!
    Pozdrowienia zarówno dla Ciebie jak i dla Sławka.
    Wielkie dzięki TJ za tę informację - zaraz siadam do mapy i szukam Czerska (wstyd się przyznać, ale nie mam pojęcia gdzie to jest).

    • 0 0

  • Hehe niezłe

    Jarek byłes gwiazdą fotografów jak widzę :) prawie nabrałem ochoty żeby w takim czymś wystartować. Odechciało mi się kiedyś po Bike Turze, czekanie, czekanie, start i od razu podjazd na maksa brrrr
    Czyli następny Harp nie w 3M? Też nie wiedziałem gdzie to jest ale właśnie sprawdziłem...

    • 0 0

  • Licencja

    Chcialem sprostowac ze ja licencji nie posiadam. Co nie zmienia faktu ze nie powinienem tam startowac z powodu karencji. Z tym ze przed startem nie mialem zielonego pojecia co to jest ta karencja. Dowiedzialem sie dopiero po fakcie czytajac regulamin..... Obiecuje ze nastepnym razem przeczytam regulamin przed startem i taka sytuacja sie nie powtorzy :) Bylo to male niedopatrzenie z mojej strony, dowiedzialem sie o wyscigu i o tym ze moge tam wystartowac jezeli nie mam licencji. Dodam jeszcze ze czuje sie w pelni AMATOREM, a do zawodostwa to mi jeszcze bardzo daleko.
    P.S. Jezeli nie jestes pewny to nie pisz ze ktos ma licencje.
    Pozdro.

    • 0 0

  • cześć mydło

    bardzo fajna relacja,żałuje że nie było mnie w trójmiescie w tym czasie,
    warszwski family cup musiałem niestety odpuścic
    tak tyrzymaj

    • 0 0

  • Oooo relacja :-)

    Fajnie ze chcialo Ci sie jarek rozpisać :-) Gratuluję także sportowego wyniku! :-)

    • 0 0

  • Do Sławka Wojciechowskiego

    Mnie niezbyt interesuje śledzenie, kto ma licencję, a kto nie. Jeśli jej juz nie masz, to rzeczywiście niedokładność z mojej strony, ale nawet nie wiem, jak to sprawdzić. Opierałem się na informacjach z drugiej ręki.
    Natomiast sam przyznajesz, że byłeś w okresie karencji wykluczającym Ciebie z wyścigu.
    To czy czujesz się amatorem jest mi kompletnie obojętne i w świetle regulaminu również nie ma znaczenia. Skoro jesteś w okresie karencji to nie miałeś prawa startować. BTW, Twój poziom jest mało amatorski ;-).
    A na końcu ... gratuluję świetnego wyniku na BT Orłowo. Podobno w czubie rozegrała się piękna walka - ja ją mogłem tylko na zdjęciach podziwiać. Gdyby trasa była trochę dłuższa, pewnie bym miał okazję choć przez chwilę to oglądąć, będąc dublowanym ;-).
    Pozdrower

    • 0 0

  • do Jarka

    Relacja - rewelacja!

    Wszystko co można było napisać i o trasie i o organizacji i wielu innych rzeczach, napisałeś. Gratuluję(i świetnej relacji i wyniku).
    Jedno tylko małe sprostowanie, piszesz że zjazd z Łysej Góry nei był wcześniej wykorzystany na innych zawodach. Poprawka! W zeszym roku na Family Cupie był ten sam zjazd!
    W mojej, osobistej ocenie była to jedna z najciekawszych tras na jakiej miałem przyjemność się ścigać.

    pozdROWER:-)

    P.S.1 Trzeba było już tego foto z wynikami(czyt. z moim dublem;-) nie wrzucać do relacji;-)
    P.S.2 To teraz nic, jak tylko na relację Twojego autorstwa z BT Orłowo czekam. :-)

    • 0 0

  • Apropo opublikowanej listy wyników ...

    Brawo dla autora tej listy i jego poprawność językową! Miasto Wejherowo powinno pisać się przez samo "h" a nie tak jak na tej liście przez "ch". Nazwa miejscowości pochodzi od Wejhera, ale podaruję sobie tłumaczenia Wam kto to taki.

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum