• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Najt Bajk 03: nocny podbój Szlaku Wejherowskiego

GRT
14 stycznia 2005 (artykuł sprzed 19 lat) 
Dla ciekawszego opowiedzenia Wam, jak to wszystko się toczyło, relację postanowiliśmy napisać na trzy pióra ;-)

Miejscem spotkania był dworzec PKP we Wrzeszczu. Punktualnie o 18.15 zjawiło się 8 ochotników na "nocne kręcenie". O dziwo, swoją obecnością zaskoczyła nas jedyna dziewczyna oraz Arek, który specjalnie w tym celu przyjechał z Elbląga (po raz kolejny zresztą). Oraz organizator główny, czyli Frans, który tym razem pojawił się ostatni i to z pięciominutowym poślizgiem ;-)

Wojtek: Zły jak sto diabłów, Frans w końcu zjawił się na starcie. Cała ta złość, wynikła za sprawą pojemnika z odżywczym "Isostarem", który pękł mu w plecaku zlewając plecy jak i to co poniżej ;-) Cóż początek całkiem niezły...

Kuba: Co to byłby za start bez przygód! Tym razem na Krzyśka trafiło! Jednym słowem miał totalnego pecha. Był tak wkurzony, że momentami myślałem, że zrezygnuje! W końcu wylanie się ok.2 litrów odżywki na plecy i dolne partie ciała, przy temperaturze niemalże zerowej nie należała do najmilszych.



Krzysiek: To prawda, start przynajmniej dla mnie nie należał do najmilszych, ale pomimo tego faktu wcale nie zamierzałem tak po prostu się wycofać! Widząc 8-osobową grupę nocnych maniaków, nawet przez chwilę nie myślałem o powrocie do domu. Pomimo, iż praktycznie wszystko miałem przemoczone, począwszy od kurtki po spodnie, postanowiłem podjąć ryzyko wysuszenia ciuchów w drodze do Wejherowa.

Wojtek: Nadeszła godzina odjazdu więc żwawo ładujemy się do ostatniego przedziału kolejki "dla podróżnych z większym bagażem", a tam... ...niespodzianka! Ciemności egipskie, a w nich dwóch typów z piwem i jeden bezdomny! Zapach taki, że rowery wstawialiśmy na bezdechu. Zdesperowany Krzysiek, wyboru nie miał zbyt wielkiego więc po możliwych grzejnikach rozłożył swoje mokre ciuchy o pięknym, cytrynowym zapachu "Isostara". Otwarcie okien niewiele pomaga, więc resztę drogi spędzamy w korytarzu i pobliskich przedziałach ;-)



Krzysiek: A smród i tak czuć było na kilometr ;-)

Kuba: Smród, jak smród, ale przynajmniej było bardzo wesoło ! W drodze do Wejherowa dosiada się jeszcze paru bikerów, a kolejnych trzech dołącza do nas na końcu trasy pociągu. Ostatecznie nasza grupa w Wejherowie liczy 16 osób!

Zanim jednak ruszyliśmy na podbój czerwonego szlaku, robimy małe kółko po Starym Rynku, w celu zrobienia pamiątkowej fotki. Grupa 16 rowerzystów, około godz.20 wzbudziła duże poruszenie tubylców. Pojawili się nawet chłopacy od skakania "na hopach", ale jak się dowiedzieli, że zamierzamy jechać do Gdańska lasem, szybko zrezygnowali, pomimo, iż obiecaliśmy im na trasie porcje wystrzałowych skoków ;-)

Przeważnie tak bywa, że nasze trasy prowadzą do jakiegoś konkretnego celu. Zahaczając o jakiś obiekt turystyczny, nieraz naturalny. Tym razem, samym celem było przejechanie czerwonego szlaku z Wejherowa do Sopotu. Trudno mi będzie sprostować wasze oczekiwania, ale nie potrafię opisać drogi, gdyż moim głównym celem było uważne obserwowanie drzew i szukanie na nich "czerwonej farby" ;-) Dlatego też pióro oddaję... o może Wojtkowi ;-)



Wojtek: Ładnie Kuba żeś to ujął! Dokładnie tak! Żegnaj cywilizacjo, witaj lesie! Już na samym początku trochę się gubimy przeoczając skręt do lasu, ale przez to mamy możliwość zobaczenia Kalwarii Wejherowskiej, która dzięki oświetleniu, wygląda nocą szczególnie atrakcyjnie. (Z resztą sama kalwaria, składająca się z 26 barokowych i rokokowych kaplic z lat 1649-55 warta jest również obejrzenia za dnia.) Jednak nie uniesienia duchowe są celem naszej wyprawy, więc kierujemy się do lasu gdzie odnajdujemy czerwone znaki na drzewach, co dowodzi, że jesteśmy na właściwej drodze (wreszcie!). Prawie po omacku, omijając lub nie ;-) kałuże i błota posuwamy się powoli do przodu. Trudy pierwszych kilometrów tak dają się tak we znaki naszej jedynej dziewczynie - Zosi, że postanawia zawrócić, co też desperacko czyni. Szkoda, ale może następnym razem się uda...

Droga, może łatwa do przejechania w dzień, w nocy staje się drogą przez mękę. Żeby choć świecił księżyc, ale nie, ten jak na złość jest tylko ledwo widoczny więc skazani jesteśmy tylko na wątłe światło lampek rowerowych. Dobrze, że przynajmniej nie pada!

Krzysiek: Jadę na początku peletonu, jako tzw. "królik doświadczalny". Dwie lampy pomagają mi odnaleźć się na szlaku; nie jest łatwo! Podczas pierwszej drobnej przerwy technicznej, spowodowanej awarią łańcucha jednego z uczestników dochodzą do mnie słuchy od zamykającego peleton Kuby, że nasza jedyna dziewczyna wycofała się z rajdu. A szkoda, bo miałem już taką cichą nadzieję, że w końcu pojawi się wśród nas jakaś "płeć piękna", która zaliczy najcięższy z organizowanych przez nas rajdów! No cóż, będziemy z niecierpliwością czekać następnym razem...



Pomimo wszystko, dziękujemy Ci Zosiu za dotrzymanie nam choć tylu pierwszych kilometrów. Dziękujemy również za późniejszego sms`a, którego odbieram tuż przed jednym z cięższych odcinków trasy, niedaleko Jeziora Wyspowo. Chciałem Ci odpisać, ale w miejscu tym nie było zasięgu ;-(

Wojtek: O widzę, że Frans wspomina o jeziorze. Tak mija pierwsze nasze 10 kilometrów. Dobrze, że pierwsza przerwa techniczna nie trwa zbyt długo. Nie ma to jak kilka zwinnych ruchów, by złożyć łańcuch do kupy. Po następnych kilkunastu minutach, docieramy do Jeziora Wyspowo. W miarę szeroka droga się kończy, a zaczyna wąska, prawie niewidoczna ścieżka ;-) Najpierw stromo w dół skrajem łąki (tu zaliczam klasyczne OTB podczas zjazdu), a następnie wzdłuż jeziora (do którego nierozważnie wjeżdża Krzysiek).



Krzysiek: Tak jak wspomniałem wcześniej, pomimo, iż drogę oświetlały mi 2 lampy nie zauważyłem, iż kawałek szlaku zalany jest wodą. Dopiero, gdy prawie po kolana stałem w wodzie okazało się, że wjechałem do jeziora ;-) Kurcze, a wyglądało to jak małe błotko ;-) No cóż, dobrze, że jeszcze w plecaku miałem kilka par suchych skarpetek na przebranie ;-) Jako, że mój wzrok na tym odcinku drogi mnie zawodzi, zamieniam się z Kubą miejscami w peletonie, przekazując mu pałeczkę prowadzącego, sam natomiast przyjąłem pozycję zamykającego.



Kuba: Oczywiście to nie była jedyna przerwa techniczna podczas tego rajdu, było ich znacznie więcej ;-) Kolejna, miała miejsce kilkanaście kilometrów za jeziorem. Okazało się, że nie ma jednego z "naszych". Nie wiem, jak ten Krzysiek zamykał rajd, ale gdy ja to robiłem nic takiego nie miało miejsca ;-) hihihi ;-) Żartuję Frans, pomimo iż wszyscy jechaliśmy w zwartej grupie nie trudno było się zgubić. Wystarczyła króciutka przerwa na niezgłoszone "małe pisianie za drzewkiem" i ... Zaczęły się telefony i ustalanie własnych pozycji. Dobrze się złożyło, że byliśmy akurat na skrzyżowaniu szlaku czerwonego z drogą asfaltową z Wejherowa do Koleczkowa, dzięki czemu odnalezienie się nie należało do trudnych. Dobra strona Krzyśka, to orientacja w terenie, dlatego też sprawnie poszło mu wytłumaczenie Michałowi jak ma do nas dotrzeć, pomimo iż nieco zjechał ze szlaku. Po kilkunastu minutach ruszyliśmy już w pełnym składzie.

Wojtek: Następne kilometry mijają beztrosko. Gwiazdy migoczą wesoło na niebie, a wtórują im lampki naszych rowerów. Tak docieramy w okolice Bieszkowic. Tu drogę naszą przegradza zwalone drzewo. Wykorzystując okazję robimy sobie chwilę postoju i wtedy okazuje się, że jeden z naszych dzielnych rowerzystów zgubił sakwę (zbieg okoliczności jakoś chciał, że to ten sam kolega, który sam się zgubił na szlaku).



Krzysiek: Wspólnie podejmujemy decyzję, że poczekamy tu chwilę, podczas gdy Michał wraz z innym kolegą wrócą się tą samą drogą, którą ten wcześniej podążał. Minuty mijały. Powoli zbliżała się północ, a po obu kolegach ani śladu. Co gorsza, ich telefony też nie odpowiadały. Zaczęliśmy się martwić, nie tylko o nich, ale i o nas. Robiło się coraz zimniej. A brak ruchu sprawił, że po kilkunastu minutach przy temperaturze poniżej zera nasze organizmy zaczęły tracić cenną energię. Nie wiem, co mi przyszło do głowy, ale najlepszym rozwiązaniem, by przedłużyć czas oczekiwania, było zrobienie ogniska, dlatego też zapodałem takie "hasło" ;-) Nie minęła minuta, jak za moimi plecami zaczęło już coś się iskrzyć, a po kolejnych paru osiągnęło wysokość ponad nasze głowy ;-) Zrobiło się naprawdę gorąco, dzięki czemu mogliśmy rozgrzać zmarznięte palce u rąk i stóp, no i niektóre wcześniej zalane ciuchy ;-)

Kuba: Z tym ogniskiem, to naprawdę był świetny pomysł! Szkoda tylko, że nie pomyśleliśmy o kiełbaskach! PS. Piotrek podziękuj Twojej Mamusi w naszym imieniu za te bułeczki ;-) Przypiekane nad ogniem, były wyśmienite!

Po godzinie spędzonej przy ognisku, kolegi, który wcześniej wyruszył w poszukiwaniu swojej sakwy jeszcze nie było, a jego telefon nadal milczał. Niestety nie mogliśmy już dłużej czekać. Dlatego też postanowiliśmy zagasić ognisko i kontynuować dalszą jazdę. Teraz dla odmiany było trochę fajnego zjazdu asfaltem a później podjazd po kostce, który dał nam naprawdę mocno w kość.



Wojtek: Cóż, nie ma lekko, nie dość ze podjazd straszny to jeszcze na szczycie okazało się, że Kuba zostawił telefon na miejscu naszego niedawnego ogniska. A niech to! Nie pozostało nic innego jak wrócić. Co niezwłocznie nastąpiło tuż po walnym zgromadzeniu i wszyscy jak jedna wielka rodzina, bez żadnych oporów ruszyliśmy w celu odzyskania zguby! Na szczęście telefon został odzyskany, zamarzł trochę biedak leżąc w trawie ale był!

Kuba: Chyba było nam dane przejechać ten fragment trasy dwa razy! Dziękuję, panowie!

Wojtek: Gorsze było to, że podczas powrotu po telefon Jarek, chcąc wyminąć kałużę (a właściwie prawdziwy ocean), stracił równowagę i wylądował w brudnej, lodowatej wodzie. Rozpaczliwie, resztką sił ratując się przed całkowitym zanurzeniem próbował wyswobodzić się z pedałów SPD, które połączyły go z rowerem na dobre i na złe. Sztuka ta mu się udała, lecz woda zdążyła już spenetrować jego odzież. Poleciały "grube" wyrazy! Nic dziwnego to żadna przyjemność takie nocne kąpiele w lodowatych kałużach.

Kąpiele kąpielami a jechać trzeba dalej. Szczęśliwie więcej tak drastycznych przygód już nie było, lecz za to wzmogła się ilość upadków, czyli tzw. gleb. Cóż zmęczenie i ciemności zrobiły swoje. Walcząc z błotem, podjazdami i innymi przeciwnościami losu dotarliśmy nad ranem do Karwin.



Krzysiek: Szlakiem czerwonym nie dojechaliśmy do końca, gdyż nie mieliśmy już ochoty przeskakiwać z rowerem przez rzeczkę. Na wysokości Rezerwatu "Kacze Łęgi" odbiliśmy w stronę Gdyni Redłowa, gdzie część "gdyńska" naszej grupy pojechała w jedną a część "gdańska" w drugą. Ostatnią pamiątkową fotkę zrobiliśmy sobie na molo w Brzeźnie, gdzie jak zakładaliśmy wcześniej mieliśmy witać wschód słońca. Niestety byliśmy trochę za szybko ;-) Łącznie zrobiliśmy 76 km

Podsumowanie

Mimo trudów i kilku drobnych wypadków nikt do końca nie stracił dobrego humoru i całość wyprawy można nazwać niezłą przygodą, którą z pewnością nie raz będziemy mile wspominać! Podczas rajdu zostało zgubionych parę różnych rzeczy, które na szczęście się odnalazły, niektóre dopiero po kolejnym spenetrowaniu szlaku na następny dzień ;-)

Podziękowania

-Dziękujemy przede wszystkim Maćkowi, który miejscami przejmował peleton, udzielając nam cennych wskazówek na szlaku, który w końcu znał jak własną kieszeń. Dziękujemy również całej reszcie za przybycie i odwagę przejechania tego szlaku w nocy!
- Dziękujemy Arkowi, za kolejne wsparcie z Elbląga!

Organizatorzy: Grupa Rowerowa Trójmiasto ( gr3miasto@gmail.com )
Przeczytaj o nas na podstronie Grupy Rowerowej Trójmiasto

Organizatorzy główni: Krzysztof Kochanowicz, Jakub Barański oraz Wojtek Nagaj

Zdjęcia z rajdu niebawem będą na serwerze, póki co pewna część, dostępna jest na stronie elbląskiej: http://rowery.elblag.net/

P.S. Jeżeli chcecie poznać fajne towarzystwo, a przy tym aktywnie spędzać wolny czas - dołączcie się do nas. Piszcie na adres e-mailowy powyżej a gwarantujemy, że odpowiemy na każdy Wasz mail. Do zobaczenia na trasie!
GRT

Parametry trasy

  • Region Trójmiasto i okolice
  • Długość trasy 76 km
  • Poziom trudności trudny

Znajdź trasę rowerową

Opinie (47) 2 zablokowane

  • Ooooo. zimnooo.. ;)

    pewnie nie zyliscie potem przez dzień lub dłużej. hehe. Ale co do "zgub"... zdecydowanie w mojej opinii za dużo. I nie zostawiłbym 2 osób które się odłączyły... chyba że tak ustaliliście wcześniej. Co się z nimi stało? Bo nie napisaliście chyba?

    • 0 0

  • Apropo dwóch kolegów...

    Sprostowanko... Faktycznie zapomniałem tego dopisać. Gdy już zagasiliśmy ognisko i ruszyliśmy dalej, zadzwonił Michał, że odnaleźli sakwę, lecz byli od nas zbyt daleko byśmy mogli na nich czekać kolejne pół godziny. Dlatego też zdecydowali się wrócić do domu nieco inną drogą.

    • 0 0

  • Dorwałem w końcu to picie...

    ...na szelu przed sopotem, daliście myk w lewo na scieżkę rowerową a ja myk na prawo do okienka z piciem, w sumie wysączyłem ze 3 litry tej nocy - też tyle w siebie lejecie czy to tylko ja się tak odwadniałem??

    Potem miałem 3 godziny snu i do pracy :)))

    • 0 0

  • Debiut

    To był mój debiut w waszym towarzystwie i spodobało mi się. Wróciłem do domu pełen energii, mimo że zafundowałem sobie jescze jazdę przez Dolinę Radości i poligon na Ujeścisko (w sumie zrobiłem 90 km). Dobrze, że nie musiałem wstać na drugi dzień do pracy...obudził mnie telefon o 16 :)
    Co do ogniska to powinien to w tego typu rajdzie powinno być obowiązkowe i najlepiej w połowie trasy; gdyby były kiełbaski to by było genialnie.
    A szlaku w lesie po ciemaku najlepiej szuka się z lampką na kasku. Sam chyba ze 4 razy ratowałem peleton rwący do przodu podczas gdy szlak skręcał. Czołówka rządzi :)
    Co do debiutów, to szlakiem tym też jechałem pierwszy raz.
    Dzięki i do zobaczenia na kolejnym rajdzie!

    • 0 0

  • I znowu super wypad

    Juz troche km z GRT zrobilem i jakos jeszcze nie znudzily mi sie ich wycieczki.Wszystkie sa super.

    A co do czolówki to niema jak mój halogen:).Na odcinku kiedy zmienilem z przodu Kube prawie do samej Gdynii bylo ciezko.Lecz jakos sobie z pomoca Jarka i Piotrka(który jechal za mna sila woli bo przestala mu swiecic lampka) poradzilem.

    Ogólnie bylo super chyba nawet lepiej niz na ostatnij NAJT BAJKU.Krzychu a co do tego piwa to jeszcze sie umówimy.
    NO I KIEDY NASTEPNY NAJT BAJK???????

    • 0 0

  • pojutrze??

    popojutrze?? :))

    • 0 0

  • Ani w nie pojutrze, ani w przyszły wekkend ;-(

    Raczej do końca tego miesiąca rajdu żadnego nie bedzie, no chyba że druga część drzemiącej tam gdzieś naszej grupy ruszy tyłki? Robercik, najmłodszy z niedźwiedzi, już dawno zapadł w zimowy sen ;-))) ... Tym razem ja i Kuba pasujemy! Chcemy trochę odpocząć od dwóch kółek śmigając trochę na dwóch deskach ;-)

    • 0 0

  • Rajdzik

    Bolo myśle ze w najbliższym czasie trzeba bedzie cos przygotowac ale za dnia tak zeby dziewczyny też mogły sobie pośmigac. Nie wiem jak Wam ale mnie ten szlak bardzo się podobał i mysle ze fajnie bedzie go powtorzyc w dzien i w całości :) Pozdrawiam wszystkich ( Kuba i jego zimna Nokia :)

    • 0 0

  • Jechałem z Wam na I edycji Najt Bajka w śniegu , mrozie i 112km . Zapamietam tamtą imprezę do końca swojego pedałowania ;)
    Po przeczytaniu tej relacji oczywiście wielki szacunek dla uczestników i ORGANIZATORÓW :)) Wiem jak ciemno jest w lesie bez śniegu i bez Księżyca nad głową... :) ale nie wiem jak to jest mieć mokre plecy od isostara ;) hihi
    pozdrower

    • 0 0

  • Bylo naprawdę SUPER ; od początku do samego końca, przez każdą minutę :-))) Dziękuję za kolejną wspaniałą wycieczkę !!! . Czy następna ponownie czerwonym szlakiem? ... po kolana w śniegu? ;-)))

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum