• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Maraton w Jabłonce Orawskiej (27.07.2003)

6 sierpnia 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
27.07.2003 Budziki nastawione na 7:50 - Start ma być o 10:00. O godzinie 6 zaczęliśmy się jednak budzić i koło 7 wszyscy już byli na nogach. Planowaliśmy, aby na miejsce startu (jakieś 150 metrów od naszej stancji) podjechać o 9:30 i wywiązaliśmy się z planu. Sprawdziłem ustawienie klocków hamulcowych, które poprzedniego dnia na wszelki wypadek wymieniłem na nowe, brzytwa, - więc można jechać. Po wyjeździe na główną ulicę widać było rozgrzewających się kolarzy. Również lekko się mieliśmy rozgrzać, lecz mięśnie natarte BenGayem przy około 26 stopniach w cieniu były wystarczająco rozgrzane a mocno operujące słońce podgrzewało je do temperatury rozgrzanej stali.



Na starcie stawiło się około 430 osób. Ustawiliśmy się pierwszej trzydziestce po wyczytanej pięćdziesiątce przodowników punktowych, którzy zajęli początkowe pozycje. Tomek ruszył najostrzej i szybko zniknął mi z oczu. Ja planowałem zrobienie 105 km, ale nie chcąc, aby na początku ludzie przystopowali mnie na asfalcie, już na szutrze również zacząłem wyprzedzać. Trasa od startu wiodła cały czas pod górkę, najpierw prosto, potem w lewo i przez drogę, na asfaltowy podjazd, w kierunku Studzianek Orawskich. Cały czas wyprzedzałem, a Jaras siedział mi na kole i również ostro cisnął. Chwilę po wjeździe do lasu, gdy obejrzałem się, nie widziałem go już jednak. Zacząłem jechać z dobrą wysoką kadencją. Trasa wiodła przez szutry, koło gospodarstw domowych. Po minięciu jednego z gospodarstw skręcało się w prawo pod górkę, a następnie w lewo pod górkę, aby wjechać do lasu. Zacząłem ciąć i gdy krzyczałem, "lewa" i dawałem w palnik usłyszałem od jednego z gości, który mi zjechał na bok, gdy już go minąłem:, "Co jest, zawodnikiem jesteś, że nie możesz objechać z prawej?!" Z "akcentem". Pominąłem to ciszą, wrzuciłem wyższy bieg i odjechałem.



Kawałek dalej niestety musiałem zatrzymać się na chwilę, bo torebka z narzędziami, którą przymocowałem do ramy poluzowała się i zaczęła obijać o ramę. Przez tę chwilę "mozolnie zdobyta pozycja" przeskoczyła o około 20 osób. W końcu zapakowałem tę torebkę do kieszonki na plecach i pojechałem dalej. Trasa wiodła w górę i w dół, z zakrętami i fajnymi zjeździkami. Tempo było szybkie i znowu mogłem zacząć wyprzedzać. Jedną z cech charakterystycznych na trasie był podjazd asfaltem o dużym nachyleniu, z którego odbijało się w prawo pod kątem na krótki ostry zjazd z korzeniami i uskokami. Tam nagle przednie kółko lekko mi zjechało z toru i mało brakowało żebym zaliczył OTB. W tym momencie minął mnie ktoś z okrzykiem zdziwienia - "Peter, ty ?! Na zjeździe problemy?!!" Niestety, do opon trzeb się przyzwyczaić a przednia oponka poszła mi tydzień przed maratonem. Wojtek uratował mnie pożyczając mi swojego Panaracera - Darta. Bardzo dobra oponka, ale inaczej się zachowuje niż mój Front S. Niestety nie zauważyłem kto to był, zajęty balansowaniem w oczekiwaniu na zwolnienie się miejsca do zjazdu.



Potem pamiętne podejście po prawej stronie "jaru", z którego jechało się w kierunku budowanej asfaltówki. Tam po ubitym piachu - taką tymczasową leśną "autostradą" pędziło się w dół ku Rabie Wyżnej. Tam po zakręcie w lewo, na którym był punkt kontrolny wjeżdżało się na brukowaną drogą w kierunku na Harakabuz. Dobre 4 kilometry ciągłego podjazdu z zakrętami dającymi złudną nadzieję na koniec podjazdu niejedną osobę doprowadzały do załamania. Utrzymywałem tam stałą kadencję na niskim przełożeniu i wjeżdżałem ze stałą prędkością. W zależności od stopnia nachylenia podjazdu prędkość kształtowała mi się tam od 9 - 12 km/h. Niektórzy jechali szybciej od początku podjazdu, ale większość z nich w trzech czwartych zwalniała i wyglądała na wymęczonych. Wyprzedzając ich wówczas widziałem ich zdziwienie.

Na końcu podjazdu (ok. 25 km trasy) na uczestników czekał pierwszy z dwóch bufetów umiejscowionych na 55 kilometrowym kółku.
Z nasłonecznionego bufetu obsługiwanego przez coraz to bardziej opalone dziewczyny (pozdrowienia dla ślicznej blondynki!) wjeżdżało się do lasu i ... dalej do góry - podjazd.



Następnie trasa wiodła szybką trasą po grani, która kończyła się zjazdem w lewo do wioski i przez potoczek. Co ciekawe po prawej stronie mostek, którym przejeżdżałem nad potoczkiem dwa dni wcześniej, teraz był zagrodzony a zgromadzona publiczność obserwowała przejazdy zawodników i głośno wyrażała entuzjazm. Po przejeździe przez wodę, krótki ostry podjeździk na asfalt i trasą Podsarnie - Podwik koło kilometra jechało się po asfalcie. Był to dobry moment na chwilę odpoczynku, zjedzenie czegoś lub uzupełnienie płynów. Następnie zjeżdżało się z asfaltu w lewo na betonowe płyty, ponownie wjazd na kawałek asfaltu (cały czas pod górkę) koło zabudowań, gdzie dzieci czekały z wodą do picia oraz chętnie polewały chętnych. Przy panującej temperaturze było to wręcz bajeczne uczucie, ta chłodna woda przywracała do życia. Zakręt w lewo, kawałek polną dróżką, zjazd po kamieniach i odbicie 90 stopni w prawo na szeroką polną drogę, na której można było wrzucić blat i pojechać trzydziestką. Potem ponownie podjazdy i zjazdy aż do ostrego podjazdu na Danielki.



Tam początek można było przejechać lewą stroną w lesie, potem czekało nas pchanie rowerów w rowie wypełnionym błotem, fragmentami można było jechać, lecz szybciej i pewniej poruszałem się pchając rower i szybko dając z buta. W końcu czekało na nas to o najlepsze, czyli zjazd, kamienie i dużo błota, kończący się przejazdem Psim Potokiem po kamieniach do Orawki. Kolejny punkt kontrolny i dwa razy w lewo na ostry podjazd po kamieniach. Niestety po kawałku podjazdu trzeba było znowu dawać z buta i dopiero od połowy górki można było znowu podjeżdżać. Tutaj dopiero zaczynał się właściwy podjazd i po zakręcie w lewo do lasu trwał i trwał, i trwał. Kilka razy trzeba było w lesie dawać z buta, aby dalej pedałować i pedałować. Po osiągnięciu szczytu w końcu kawałek płasko i w lekko w dół do kolejnego bufetu usytuowanego zaraz za chatą po lewej stronie. Śliczne "chiquity" obsługujące ten punkt (szczególnie ta czarnowłosa - pozdrowienia!) były bardzo miłe i przyciągały uwagę bikerów. W tym miejscu trasa odbijała w prawo i po kilku ostrych, ale łatwych trawiastych zjazdach czekała nas ostatnia "górka" do podejścia. Jeśli ktoś tam wjeżdżał to uważam go za albo bohatera albo mutanta ;-) Ja próbowałem podczas objazdu trasy dwa dni wcześniej i doszedłem do wniosku że rozsądniej będzie podchodzić z rowerem. Jeszcze tylko zjazd z góry, błotko i kamienie, piasek i kamienie oraz przejazd przez rzeczkę i wybierało się wariant lekki - czyli skręt w prawo na 55 km (czyli zjazd na metę) - lub skręt w lewo i ponowny przejazd pętli, która dopiero co ukończyliśmy.



Wjeżdżałem na druga pętle po 3 godzinach i 22 minutach od startu, podobno na 16 pozycji, czułem się trochę zmęczony, upał doskwierał, ale ponieważ przyjechałem z Sopotu założenie było tylko jedno. Ukończyć Danielki na długim dystansie. Zmęczenie powoli narastało, ale byłem dobrej myśli i mimo iż kilka osób wyprzedziło mnie na trasie nie traciłem dobrego humoru i czekałem na brukowy podjazd, aby odrobić straty. W międzyczasie posiliłem się powerbarem i kręciłem swoim tempem. Na podjeździe po bruku znowu 3-4 osoby wyprzedziły mnie, znowu jednak w połowie albo trzech czwartych podjazdu wyprzedziłem je. Na bufecie zatrzymałem się na dłużej. Z sympatyczną obsługą pogadałem napełniając camelbacka i bidony, które wyschły w tajemniczych okolicznościach ;-) Zabawiłem tam zdecydowanie zbyt długi i wiele osób mnie wyprzedziło. Dwadzieścia minut to sporo czasu, jednakże w danej chwili byłem zadowolony wiedząc, że mam na tyle sił, aby skończyć słynne Danielki a o to chodziło.



Na bufecie nasmarowałem sobie łańcuch, mimo iż nie było takiej konieczności. Wioząc jednak ze sobą smar stwierdziłem, że trzeba z niego w takim razie skorzystać. Dwie inne osoby skorzystały również skwapliwie z tej możliwości. Gdy już byłem na bufecie około 18 minut przyjechał kumpel z Sopotu - Wojtek i po chwili ruszyliśmy razem dalej. Tak o końca jechaliśmy już razem wyprzedzając i tasując się z niektórymi zawodnikami. Słabliśmy powolutku, lecz stopniowo zbliżaliśmy się do mety. Na szutrze, tuz przed wjazdem na asfalt wiodący do mety Wojtkowi z głośnym hukiem puściła śruba mocująca siodełko do sztycy. Zwolniłem tempo i czekałem aż Wojtek pozbiera siodełko i części. Teraz miał już niedaleki dystans do pokonania, lecz bez siodełka nie było to takie łatwe. Na metę wjechaliśmy razem, a następny zawodnik miał do nas dość dużą stratę.

Podsumowanie: super maraton, trasa ekstra, chociaż zeszłoroczna podobała mi się bardziej, bardzo dobre oznaczenie i obsługa. Niestety na drugim kółku ZABRAKŁO Isostaru w pierwszym bufecie, a później podobno wody również zabrakło. Przy takim upale i wysiłku zapasów powinno być więcej. Przy wręczaniu nagród dla zwycięzców po pierwsze kolejność "kulała" po drugie zabrakło medali lub/i pucharów. Przy takich imprezach taka pamiątka byłaby wskazana. Więcej zastrzeżeń nie mam. BARDZO MI SIĘ PODOBAŁO.

Kilka danych z licznika:
Czas jazdy: 6:51:09
Średnia prędkość: 14,7 km/h
Prędkość maksymalna 60 km/h
Dystans: 100,88

Nieoficjalnie zająłem 25 pozycję w open.
Wojtek: 24 lub 26 w open (wjeżdżaliśmy razem)
Tomek: 3 w elite1 (na 35 km)
Jarek: nie wiadomo

Do zobaczenia w Szczawnie!

Piotr "Peter" Leczycki

Foto: Baton & Ptica
Wyniki na stronie organizatora http://www.bikeboard.com
Obszerniejsza relacja na stronie Autora: http://rowery.awinet.pl

********************** Aktualizacja ********************

Zająłem 24 pozycję w open. (na 105 km; nr 58) * poz. 16 w elite1 * (7:13:15)
Wojtek: 25 w open (wjeżdżaliśmy razem; nr 131) * poz. 17 w elite1 * (7:13:15)
Jarek: 49 w elite 1 (na 55 km; nr. 108) * poz. 49 w elite1 * (4:09:17)
Tomek: 3 w elite1 (na 35 km; nr 102) * poz. 3 w elite1 * (2:09:53)

Prawdopodobnie, gdyby wjazd na 2 pętlę był zamknięty po 4 godzinach, jak miało być pierwotnie na długi dystans miałoby szansę pojechać około 43 zawodników i zawodniczek. Długi dystans w tym roku ukończyło 81 osób.

Pierwszy na mecie długiego dystansu stawił się Rafał Iwan z Bolesławca z niewiarygodnym czasem 5:41:29. Ostatni zawodnik stawił się na mecie po 10 godzinach od chwili startu [P]


Opinie (8)

  • RMF FM!!!

    Pozdrawiam jako pierwszy :))))))

    • 0 0

  • Danielki to jest TO

    Prawdziwy Maraton MTB a nie jakiś tam "sprint izerski" pokonany w 1,5 godziny.
    Startowało sporo ludzi z 3C a także ze Słupska i okolic. Warto było jechać taki kawał.
    Szczawno Zdr. Rulez

    • 0 0

  • Danielki - Szczawno - Bydgoszcz

    o tak, był czad ! Nie to co asfalty Przesieki :-)Panowie (i Panie:-) dajcie czadu w Szczawnie! Dzis rozmawiałem z Banach'ami, jadą do Świerardowa, więc macie o 2 zawodników mniej do pokonania :-). Ja ciułam pesos na Bydgoszcz - rozmawiam z chlopakami - szykuje sie większa ekipa z 3M na finał BB. Dajcie czadu w Szczawnie, powodzenia i do zobaczenia na finale !

    • 0 0

  • Bardzo fajny maraton

    Danielki to dużo ciekawszy maraton niż te rozgrywane na szerokicj szutrowych i asfaltowych drogach. Np w Szklarskiej. Po takich danielkach przestałem się zastabawiać nad sensem kupowania sprzetu najwyższej jakości. Niestety na trase 100 km zabrakło kondycji, ale w przyszłym roku na 100% jade na DAnielki i tym wszystkim, którzy chcą przejechac maraton MTB a nie jakis tam przełajowo szosowy polecam ta impreze. Zjazd tym potokiem w błocie był czadowy.

    Co do organizacji to faktycznie dobrze by tej imprezie zrobiło, gdyby juz nie organizowała jej firma Extreme z Bydgoszczy. Wyniki były po 5 dniach. nagrody na loterii śmiechu warte, na podium podczas dekoracji bajzel był niesamowity. Naszczęście w tym roku trasa była dobrze oznaczona.

    • 0 0

  • Do Wu

    Maraton był o niebo lepiej zorganizowany niż ten rok temu. Wg. mnie najważniejszą rzeczą jest odpowiednia trasa - a to było OK. Bałagan z dekoracjami wynikał z pójsicia na rękę zwycięzcom w kategorii ME1, którzy musieli wyjechać przed 18:00. Tak to jest jednemu się dogodzi a drugi marudzi. Co do nagród w tomboli - to nie odbiegały od normy, a w Krakowie gdzie organizował Compas losowania nie było wcale. Pewnie jak w roku ubiegłym najlepsze nagrody będą na finale.

    • 0 0

  • Jacek

    Mój pierwszy maraton.Wymagająca trasa,którą długo będę pamiętał,świetne widoki na góry.Czekam na Bydgoszcz.

    • 0 0

  • początkujący

    czesc wszystkim rowerzystą ja mam 16 lat i na danielkach bede pierwszy raz 5 wrzesnia 2004 roku widzialem filmy z poprzednich edycji i zdjecia normalna masakra ale mam chec sie z tym zmierzyc tylko nie wiem czy moj rower wytrzyma bo nie jest to super maszynka zwykly hardtrail piszcie na email

    • 0 0

  • po pierwsze co mamy pisać?

    po drugie - artykuł jest sprzed ponad roku, lepiej sie zamieść pod nowszym lub w ogłoszeniach ;P

    powodzenia na maratonie

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum