• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Liga BikeBoardu, edycja IV, Gdynia (29.06.2003)

30 czerwca 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Baza maratonu znajdowała się na torze motocrossowym w Gdyni Kolibkach, tam też zlokalizowano start i metę, ku mojemu rozczarowaniu nie było startu honorowego i przejazdu przez miasto, zamiast tego od razu odbył się start ostry, a więc było - START!!! i ogień.

Trasa prowadziła po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym (co wcale nie było łatwe do osiągnięcia) a dokładniej szlakami: najpierw czerwonym do Piekiełka, a następnie czarnym do Wejherowa, gdzie ponownie wjeżdżało się na czerwony, nie jechało się nim jednak cały czas. Organizatorzy zdecydowali ominąć odcinek prowadzący bezpośrednio przy jeziorach, przy ładnej pogodzie (a taka akurat była) mogłyby być problemy z przejazdem. Po ponownym powrocie do Piekiełka jechało się kawałek szlakiem czarnym aby potem już bez szlaku kierować się do mety. Na trasie było sporo piachu, co nie wszystkim się podobało, no ale tu nie da się nic zrobić nad morzem jest piasek tak samo jak w górach są kamienie.

Sam wyścig przybrał dość nietypowy obrót. Niedługo po starcie uformowała się kilkuosobowa czołówka która jechała na długi dystans, wyprzedzając tych którzy wybrali krótki, co normą raczej nie jest. W grupce tej byli bracia Bieniaszowie oraz Robert Banach, według relacji pilota szli jak burza. Na mecie Robert Banach zajął drugie miejsce, ze stratą kilku minut, rozdzielając braci. Reszta zawodników zjeżdżała pojedynczo w dużych odstępach czasowych. Każdy zakurzony i spragniony. Na dużej pętli były trzy dobrze zaopatrzone bufety, ale przy takiej temperaturze i prażącym słońcu było to zdecydowanie za mało.

Według organizatorów suma przewyższeń na dystansie 107 km wyniosła ponad 1700m, nie jestem tego w stanie zweryfikować. Trasa była oznaczona dość dobrze, jednak było kilku uczestników którzy mieli problemy z nawigacją (z autorem włącznie), głównie z winy lokalnych dowcipnisiów. Ale powiedzmy sobie szczerze, że szczególnie ostatnie 25% trasy mogło być oznakowane lepiej, jak się jedzie od ponad 4 godzin w takiej temperaturze to naprawdę siada kumacja. Mimo pewnych mankamentów imprez można chyba zaliczyć do udanych, szczególnie, że była to pierwsza tego typu na Wybrzeżu. Z dobrej strony pokazały się jak zawsze lokalne bikerki, bikerzy też wypadli przyzwoicie - kilka "pudeł" dla nas!!!

Tekst: Jaromir Stępnowski



*********************************************************************

To już czwarty maraton z ligi bB i jednocześnie 3, w którym startowałem. Pogoda wbrew wcześniejszym zapowiedziom dopisała i towarzyszyło nam słoneczko i prawie bezchmurne niebo. Na starcie zebrała się spora liczba osób - rowerzystów z Trójmiasta. Sporo znajomych twarzy, lecz niestety nie wszyscy zdecydowali się podjąć pałeczkę i wystartować.

Zauważyłem Banacha (2 poz. elite) i Jaromira Stępnowskiego (3 poz. elite), Zbycha Bikeridera, Roberta Zembronia, Rzekę, Marka Romana, Zeb"a, Slayera, Marcina "Kosę", Tomka W., Sławomira S., Łukasza, Marcina"eMDe", Snake"a, Grubego, Anki dwie, Kaśkę "Leeloo" Marszałek, Ewelinę i Darka (Elbląg) oraz kilka osób, których zapewne zapomniałem wymienić. Na starcie zjawiłem się kilka minut, po 9 aby zająć dobre "pole position" do startu. W sumie chyba się udało. Znajomi przyszli nas dopingować - bardzo miłe uczucie.

Start. Bardzo szybkie tempo, ale ostrożnie, żeby nie rozbić się na początku przez wpadnięcie na innego zawodnika. Znając początek trasy i mając, jakie takie pojęcie o tym, co będzie nas jeszcze czekać jadę i wyprzedzam. Razem ze mną Łukasz, podobne tempo i jedziemy jeden za drugim. Chwilę po starcie stwierdzam, że mogłem jednak "wepchnąć się" gdzieś bliżej linii startowej, bo duża część z tym, którzy ustawili się na samym początku już na pierwszym podjeździe ma "problemy". Zauważam Roberta, który jedzie przede mną. Wskakuję mu na kółko i w zasadzie cały czas wyprzedzamy, kawałki tylko jedziemy za kimś, lecz tempo większości jest niewystarczające. Chwilę później po przekroczeniu "dwupasmówki" zaczynają się szybkie kawałki, tutaj spokojnie możemy wyprzedzać, jest szeroko. Skwapliwie korzystamy z tego i dajemy po blatach. Koniec zjazdu, przejazd przez rzeczkę. Niektórzy schodzą z rowerów. Błąd, to się przejeżdża! Raz, dwa, jestem na drugim brzegu, zaczynam podjazd i dochodzę Roberta po czym go wyprzedzam. W międzyczasie (po przekroczeniu rzeczki) dociera do mnie zachęcający okrzyk Agi "Brawo Peter!, dobrze, dajesz!"

Wszystko się zgadza i po podjeździku "blat i ogień" jak to mówią. Czad. W zasadzie dalszego przebiegu trasy nie ma potrzeby opisywać zbyt szczegółowo. Dość znajome ścieżki, ostro dajemy po czerwonym szlaku! W zasadzie wyprzedzają nas może 1-2 osoby a tak to z Robertem prowadzimy rzeź niewiniątek, wyprzedzając wszystkich po kolei. Po jakichś 35 kilometrach dochodzę do Rzeki, ten to dał ostro, start musiał mieć dobry... Na podjeździe serdecznie witamy się, po czym utrzymując to samo tempo jadę do przodu mijając jego i kilka innych osób. W międzyczasie Robert zostaje z tyłu.

45 kilometr, jestem na pewno w pierwszej 20 elite na 100, koło 19 miejsca ale... popełniam błąd - ma mnie dużo kosztować. Na zjeździe po bruku jadę zbyt blisko brzegu drogi i zaczepiam o listowie. Okazuje się, że jest gęstsze niż mógłbym myśleć. Zaczepiam rogiem o jakąś gałąź i wykonuję lot nad rowerem na bruk. Przez chwilę nie ruszam się, szok, a było tak dobrze myślę sobie. Boli, to druga myśl. Zszokowany powoli wstaję, a zdobyta w pocie czoła pozycja oddala się wraz z każdym bikerem, który mnie wyprzedza. I to w moje imieniny! Szlag by trafił. Sprawdzam rower i chwilę później z rozwalonym kolanem (z którego leci krew), cały poobijany i zaczynający puchnąć niektórych miejscach, z bólem ruszam. Zaczynam walkę o odzyskanie straconych nadziei - może jeszcze ich dojdę. Potężny ból prawej nogi, najbardziej poszkodowanej w tym wypadku, mówi mi jednak, że powinienem zapomnieć. Psychika jednak, jak sądzę, jest ważniejsza. Powtarzam sobie, nieważne, że boli, jak czuję to znaczy, że nogę jeszcze mam. Twardym trza być nie miętkim. No i powtarzam sobie w myślach urywek piosenki Christiny Aquilery - Fighter!

"Powoli" prę do przodu i zaczynam znów wyprzedzać tych, którzy mnie wyprzedzili. W zasadzie dalej nikt mnie nie wyprzedza, znowu to ja wyprzedzam i ... zaciskam zęby, bo każdy podjazd, który do tej pory był bezproblemowy teraz jest walką z samym sobą, z bólem, który wypełnia moje ciało, z nogą, która krzyczy do mnie, żeby dać jej spokój. 10 kilometrów dalej nagle słyszę coś co prawie doprowadza do mojego załamania, syk z tylnego kółka. @#$@$@%!! guma! Ale szybko zatrzymuję się, wyjmuję zapasową dętkę, sprawdzam wnętrze opony i zakładam nową. Podpompowuję ją lekko standardową pompką, zakładam, znów troszkę podpompowuję i wyjmuję moją tajną broń, pompkę na sprężone powietrze. Moment i kółko gotowe. Ruszam znów do boju!

Dalej znowu walka ze sobą, z podjazdami, zagubienie się, bo albo trasa nie była właściwie oznakowana albo "miejscowi" bawili się taśmą... Momentami jadę tylko siłą woli, jadę żeby dojechać, lecz dalej utrzymuję niezłe tempo. Teraz już, co prawda, nie jestem w stanie jechać ze średnią 21 jak było do momentu wypadku, ale daję z siebie wszystko. Opis mojego znoju, bólu i potu tutaj nie pasuje, to nie powieść sadomasochistyczna ;-) W zasadzie wyprzedzam lub dochodzę ludzi, którzy po pewnym czasie zostają z tyłu. Dopiero w okolicach Karwin i wspomnianego przejazdu przez rzeczkę zaczynam zabierać się do wyprzedzania tych, którzy jeszcze przede mną i nie starczy im sił do walki. Przez rzeczkę przejazd koncertowy ;-) Piękny rozbryzg i zaczyna się mordęga, pod górę. Tam gdzie wcześniej był zjazd teraz jest podjazd. Tutaj udaje mi się dogonić dwójkę lub trójkę zawodników i przy przekraczaniu "dwupasmówki" wyprzedzam ich i nie daję już sobie odebrać "prowadzenia". Na ostatnim odcinku jadę w kierunku mety więc daje 200 procent mocy i finiszuję :-)

Kilku znajomych przyjechało po mnie i to chyba głównie ze względu na pomylenie trasy, sporo osób narzekało na oznaczenia. Chwilę po wstępnych oczyszczeniu moich ran i obandażowania mojego kolana na metę wjechała Leeloo jako pierwsza z kobiet. Na mecie niestety nie udało mi się dowiedzieć, który byłem. Dopiero późniejsza wizyta przy okazji losowania nagród pomiędzy uczestnikami pozwoliła mi dowiedzieć się, że jestem 30 w open. Przy okazji wygrałem plecaczek Isostara (ale nie rowerowy niestety).

Tak, zdecydowanie warto było dać z siebie wszystko, żeby dowiedzieć się, iż mimo rozwalenia się, złapania gumy i pogubienia trasy udało mi się jeszcze wywalczyć tę pozycję. Jest dobrze! Z nogą niestety gorzej, a gdy piszę te słowa czuję "szczery" ból w nodze oraz w miejscu, które też ucierpiało. Okazuje się, że szorowanie po bruku przyniosło efekty w postaci poobijanej klatki piersiowej, dużej ilości zadrapań i ran oraz dziurki w brzuchu. Pół cm średnicy i tyle samo głębokości, jak to się stało nie mam pojęcia. Ale wiem jak TO boli! Dodatkowe straty to tylnia przerzutka, która już nie przerzuca tak fajnie jak na początku wyścigu, moja p.t. XT ma dopiero 1500 km! Ale jak trochę wydobrzeję będę musiał zobaczyć czy nie da się jej reanimować i czy winny nie będzie (być może wykrzywiony) hak.

Podsumowanie może być tylko jedno, to trzeba przeżyć! Ale niech Was ominą takie starty jak mój w dniu dzisiejszym, to naprawdę bolało! Howgh!

Kilka danych z licznika:

Czas jazdy: 5:13:30
Średnia prędkość: 19,1 km/h (na całoœci)
Prędkość maksymalna: 50,5 km/h
Dystans zarejestrowany: 99,9 km

Tekst: Piotr "Peter" Leczycki
Strona WWW Autora: http://rowery.awinet.pl

Strona WWW Organizatora imprezy: www.bikeboard.wyd.pl

Opinie (20) 2 zablokowane

  • SZYBKI PETER

    Peter czy Ty się mało ujechałeś? 29.06 godzina 23:26 a relacja już na stronie. Maraton był ze wszechmiar udany. Wiedzą o tym wszyscy Ci którzy mylili trasę.

    • 0 0

  • SUNDAY, BLOODY SUNDAY

    bez watpienia byly to najbardziej krwawe zawody na Pomorzu. Mam pomysl. Przyslijcie mi zdjecia z gleb zrobimy krwawa galerie!!!!
    Bardzo cieszy mnie fakt, ze nie stratowalam w koncu moglam pokibicowac i poogladac wszystko z boku :-))) Ciekawe ile gleb bym zlapala skoro nawet sam Peter i Jarek powrócili z nowymi szlifami...

    • 0 0

  • gleby? jakie gleby? :)

    ja bez gleby przejechalem ( no prawie - raz sie tylko slizgnolem w Chwarznie na asfalcie ale to w sumie tylko podporka na reke byla a nie gleba - gleba to jest to co zaliczyla Anka )... ale to pewnie dlatego ze sami widzieliscie z jakim "zapalem" jechalem :) .. ziew ziew zeby mi sie chcialo tak jak mi sie nie chcialo :) ... a moze dlatego ze swoj limit gleb na czerwiec wyczerpalem w Krakowie.

    Klimat to jazda z numerem 13 .. cala trase ludzie cos do mnie wrzeszczeli :)

    • 0 0

  • do 13stki

    Boś jechał 10km/h

    • 0 0

  • ogólnie fajnie

    TRASA WYPAS !!!!
    ale najpierw ją trzeba było znaleźć :(
    organizatorzy się nie popisali z jej oznakowaniem...

    • 0 0

  • :)))))

    a ja gleby nie zaliczylem i trasy nie zgubiłem. moze dlatego ze jechalem na 54. bylo xtra, ma kto jakeis zdjecia? bo po3ebowal bym, jakiekolwiek najlepiej ze startu:) z gory thx;)

    • 0 0

  • czad był

    Peter twój licznik chyba szwankował, albo lot był baaaardzo dłuuuugi. Mój licznik pokazał 104,44km a kumpla 103,56km.
    Co do reszty to brawo za dzielność, widziałem jak łatałeś kapcia - oj nie miałeś szczęśliwej miny ale ta determinacja w oku!
    Co do oznaczenia trasy wg mnie było bardzo dobre. Większość osób gubiła się na własną prośbę (w tym piszący te słowa) ale potem zawsze łatwiej powiedzieć, że trasa źle oznaczona albo organizator be a nie że jechałem nieuważnie. Syndromem maratonów jest też to, że jadący nie na pierwszej pozycji w swoim peletonie nie patrzą na oznaczenia, jak pierwszy się zagapi to reszta jak te .... . Wg mnie maraton to nie wyścig XC i super oznaczenie trasy nie wydaje mi się koniczne (super tzn. tasiemki non stop) bo tylko to zdaje by się zapewniło niezgubienie się niktórym ale i to nie na pewno.
    Pozdrawiam Zagubiony (wtopa 20minut) z własnej winy.

    • 0 0

  • do szybkiego maxxa

    http://racing.liro.com.pl/racing/290603/htm/19.htm

    • 0 0

  • Do Marcina

    Gdzies juz Cie widzialem:-)

    http://www.bikeworld.pl/foto/show_img.php?id=63

    • 0 0

  • hmmm...

    bardzo dobra organizacja... trasa cool !!!! niech żałują ci co zostali w domu.. ja też nie zgubiłem się ani razu.

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum