• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Liga BikeBoard; Maraton Gdynia; 01.08.2004

12 sierpnia 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Przez cały niedzielny poranek popadywał deszcz, ulice były mokre, ale nie było jakiegoś gigantycznego oberwania chmury dzięki czemu w lesie było prawie sucho.

Ponieważ był to mój pierwszy w tym roku start w lidzie, niebardzo wiedziałem czego się spodziewać, martwiła mnie szczególnie strona organizacyjna całej imprezy bo rok temu było z tym nie najlepiej. Formalności ograniczyły się do odbioru numeru startowego i gigantycznego chipa, na szczęście mocowanego do roweru, wszystko szybko i sprawnie, ale nie ma się co dziwić, byłem jedyny w kolejce. Do Gdyni nie przyjechało niezbyt wielu zawodników, szkoda. Ale dzięki temu rano nie było problemu ze znalezieniem miejsca parkingowego na ulicy Wolności, gdzie w tym roku zlokalizowano start, metę i biura. Bardzo podobało mi się też to jak rozwiązano problem ustawiania zawodników na starcie, pierwsza setka jest wyczytywana, co wbrew pozorom idzie bardzo szybko, a dopiero kiedy ci zawodnicy ustawią się na starcie pomiędzy barierki wpuszczana jest reszta, nie ma ustawiania się półtorej godziny wcześniej i gorączkowego wciskania na przód. Parę minut przerwy, odliczanie i start.



Trasa w większości prowadziła bardzo szerokimi leśnymi duktami dzięki czemu nie było nerwowego przepychania, lekki podjazd na dzień dobry sprawił że kto miał być z przodu ten z przodu był. Dojazd do pętli zajął około 15min, tam też był pierwszy bufet, niezbyt udany pomysł. Trasa była ciekawa, praktycznie cały czas cos się działo, było kilka dosyć długi ale niezbyt stromych podjazdów na których największym problemem był piasek, było też parę naprawdę fajnych zjazdów, i kilka płaskich szutrowych odcinków. Pętla prowadziła w głównej mierze czerwonym i czarnym szlakiem turystycznym, odcinkami pokrywała się z trasą zeszłoroczną. W tym roku organizatorzy zdecydowali o zastosowaniu standardowej formuły - krótki dystans jedno kółko, długi dwa. Bardzo fajna rzeczą były elektroniczne punkty kontrolne usytuowane na trasie, dzięki temu trudniej było skracać trasę. Niestety nieobyło się bez największego chyba problemu który może pojawić się na maratonach - problemu z oznakowaniem. Oznakowanie samo w sobie było, noooo średnie białe szarfy i białe kartki ze strzałkami na drzewach, niezbyt widoczne z daleka ale ujdą, tych oznaczeń był jednak w kilu miejscach za mało a w jednym jakiś debil (ew debile - tacy zawsze się znajdą) to oznakowanie pozmieniali, przewieszając taśmę wpoprzeg drogi którą należało jechać. Skutego był łatwy do przewidzenia, bardzo dużo osób pogubiło się na pierwszym okrążeniu, na drugim takich atrakcji już nie było, ale to kiepskie pocieszenie dla tych którzy jechali jedno kółko.

A teraz musze ponarzekać. Były trzy rzeczy które mi się nie podobały. Pierwszy to dystans podawany w komunikacie technicznym a ten rzeczywisty, według moich obliczeń długi dystans miał około 85km, a nie 100 jak podawano, niestety na maratonach w Polsce zdarza się to często, mnie osobiście bardzo coś takiego irytuje. Ale cóż są gorsze rzeczy, takie jak na przykład brak zabezpieczenia medycznego trasy, nigdzie nie widziałem sanitariuszy, ani karetki. To duży minus. Trzecia sprawą są bufety, szczerze mówiąc to nawet nie wiem co na nich było, z reguły korzystam tylko z napojów, tym razem skorzystałem raz z kubeczka Isostaru, gdy stanąłem na bufecie aby powiedzieć o zmienionym oznakowaniu trasy. Na bufetach jest po prostu za mało ludzi, z tego co widziałem to na każdym były dwie osoby, i obie zajmowały się rozlewaniem napojów do kubeczków, jak cos chcesz to musisz stanąć i sam sobie wziąć, a zatrzymywanie jest kiepskim pomysłem kiedy się czuje oddech goniących cię zawodników na plecach.



Mimo tych minusów maraton ogólnie mi się podobał, mam tylko nadzieje, że problemy z oznakowaniem trasy nie odstraszą organizatorów od powrotu do Gdyni za rok. Trasę można przedłużyć bez problemu, postawić paru sanitariuszy też, a do obsługi bufetów też kogoś się chyba da znaleźć.

opisał: Jaromir Stępnowski
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cały tydzień przed maratonem utrzymywała się piękna, bezchmurna, słoneczna pogoda, lecz w niedzielny poranek spotkało nas niemiłe zaskoczenie. Niebo zasnute chmurami, deszcz siąpiący ochoczo i niższa temperatura nie były zbyt zachęcające do wyjścia na dwór.
Niemniej po spożyciu śniadanka wskoczyłem na rower i ruszyłem w kierunku startu. Jedyny maraton, który rozgrywany jest w mojej okolicy jest pewnego rodzaju miłym ewenementem. Świadomość tego, że odbywa się na "moim" terenie dodawała otuchy i nadziei na dobry wynik.


Trasę miałem objechaną dwukrotnie, przygotowanie kondycyjne zakończone a sprzęt przygotowany (np. odpowiednio dobrane opony, zamontowany poprzedniego dnia czip i numerek startowy) i sprawdzony. Obecność linii startu 10 kilometrów od domu wiązała się z wyjątkowym brakiem ponoszenia dodatkowych dużych kosztów na dojazd, nocleg etc.



Wywalczona w dotychczasowych maratonach pozycja w klasyfikacji generalnej w pierwszej setce pozwalała mi na komfort przyjechania w ostatniej chwili na linię startu i zajęcie pozycji w strefie dla uprzywilejowanych z czołówki generalki. Wyruszyłem, zatem z domu dość późno i spokojnie na moim rowerku ruszyłem przez okoliczne lasy. Dojechałem odpowiednio rozgrzany na pięć minut przed startem, wskoczyłem do sektora i zająłem miejsce koło tamowego kolegi Roberta w drugim rzędzie. Trochę się ludzie burzyli, że się przepycham do przodu, ale ponieważ zawsze inni się przepychali i wpychali przede mnie postanowiłem również tak zrobić.

Posunięcie było dobre, bo na starcie udało mi się szybko wbić w czołówkę i ruszyć w pierwszej dziesiątce z Mirkiem Bieniaszem i Rafałem Iwanem. Na pierwszym, startowym podjeździe odskoczyłem z nimi w szybkim tempie od reszty grupy wraz z kolegą z temu. Na prostej chwile później dołączyła do czołówki grupa naszych trójmiejskich wycinaków z Kubą Krzyżakiem, Krzysiem Drabikiem i Sławkiem Wojciechowskim na czele.



Tempo było dosyć szybkie, ale przed grupę wyskoczył i zaczął od niej odjeżdżać jeden z zawodników z trójmiasta, którego nie znam osobiście - Krzysiek jednakże rzucił, że to gość od nas z trójmiasta. Zdopingowany obecnością naszej śmietanki wyskoczyłem przed grupę i narzuciłem trochę szybsze tempo, rzędu 36 km/h. Wraz ze mną czołową grupę wyprzedzili wspomniani już trójmiejscy zawodnicy oraz Tomek Wienskowski. Po chwili zwolniłem trochę i wskoczyłem na kółko Kubie, moment później poszła ucieczka i czub odszedł wraz z chłopakami. Ja zostałem w drugiej grupie starając się utrzymać swoje tempo. Robert również został w tej grupie w tym gronie zaczęliśmy budować przewagę nad resztą zawodników.

Tempo było na tej trasie bardzo szybkie i bardzo szybko dojechaliśmy mniej więcej do połowy trasy, wcześniej jednak dogonił mnie Szymon i pojechaliśmy spory kawałek po zmianach. Robert w tym czasie został trochę z tyłu. Później sytuacja się odwróciła i jechałem z Robertem w okolicach 30 pozycji, podczas gdy Szymon został z tyłu. Wszystko szło dobrze, organizm pracował jak należy i zarówno tempo było odpowiednie jak i pozycja, na którą pracowaliśmy. Rzadko nam się zdarza, żeby jechać na maratonie razem, ale tym razem tak to szło. Trudno szacować, co byłoby dalej, ponieważ w okolicach trzydziestego któregoś kilometra w napęd wpadł mi patyk i błyskawicznie zmieliła mi się przerzutka. Została dosłownie zgilotynowana, hak się wykrzywił i skończyła się jazda i walka o punkty w generalce, walka o pierwszą dwudziestkę, co jak się okazało było zupełnie realne - Robert przyjechał w pierwszej piętnastce, mimo iż złapał gumę. Łańcuch powyginał się tak, że spięcie go "na krótko" nie było w zasadzie realne i od tego momentu na rowerze poruszałem się jak na hulajnodze. Urwaną przerzutkę wraz z łańcuchem zamotałem wokół siebie tak, żeby móc się poruszać i ruszyłem częściowo z buta, częściowo "na hulajnodze".



W ten sposób miałem do pokonania około 13 kilometrów do mety, żeby po pierwsze i najważniejsze ukończyć, po drugie zdobyć jeszcze "jakieś" punkty za maraton. Przez pierwsze dziesięć minut wyprzedziło mnie mało osób, widocznie zdążyliśmy z Robertem "nieźle odskoczyć", ale potem ruszyła "lawina" osób wyprzedzających mnie. Finalnie dojechałem do mety /dopchałem/ kończąc małą pętlę na 35 miejscu w elite.

Wśród znajomych dobre lokaty: Kuba Krzyżak skończył małe kółko na 2 pozycji, Krzysiek Drabik wjechał niedługo po zwycięzcy dużego - Kajzerze, zdobywając srebro i "skasował" R. Iwana i M. Bieniasza - po brąz moment po Krzyśku wjechał na metę Rafał Iwan. Poza tym wiele osób zajęło raczej lepsze niż gorsze pozycje, wyniki z których większość była zadowolona. Chłopaki z SK poprzyjeżdżali na dobrych lokatach - dwóch w pierwszej 20 na dużym (14 i 18 pozycja w elite), a czwarty 22 w elite. Kazimierz Wienskowski znowu stanął na podium.
Wiesia zdobyła złoto kończąc jedno kółko jako pierwsza z kobiet, chwilę przed Anką Świrkowicz. Na długim dystansie koleżanka z Dzierżoniowa - Justyna Kwinta również zaliczyła podium, tym razem jechała już w koszulce Twomarku.



Po południu dekoracja zwycięzców, losowanie nagród i małe "pocieszenie" - wylosowałem rękawiczki Gary"ego Fischera i smar. Będę się chyba starał sprzedać tę wygraną, aby zdobyć jakieś fundusze na uzupełnienie strat w sprzęcie. A żeby moc jeździć trzeba mieć na czym. Wieczór spędzony był pod znakiem piwa i totalnego rozluźnienia w małej grupce "Kilerów" na sopockiej plaży...

Danych liczbowych nie będzie, nie powiem ile wyciągam na hulajnodze ;-)

tekst: Piotr "Peter" Leczycki / Sopot Killers http://mtb.szpieg.gda.pl
foto (za P.L.): Extreme, Wiesia (wiesia.nets.pl), Diablo

PS: Udało mi się poskładać sprzęt do stanu używalności, ale mam jeszcze kilka zakupów do wykonania zanim doprowadzę rower do sprawności "wyścigowej". Wszystkim wspierającym mnie osobom dziękuję za oferty pomocy, sprzętu itp. To było budujące doświadczenie!!
Głos Wybrzeża

Opinie (3) 1 zablokowana

  • Wyniki

    Pełne wyniki dostępne na http://www.extreme-poland.com/php/index.php?s=947&l=pl (do pobrania plik *xls)

    • 0 0

  • Extreme ???

    Zdaje mi się, że organizatorzy za bardzo liczyli na pogodę... Na trasie było sporo piachu, który był suchy lub lekko wilgotny.... Gdyby popadało... byłoby zawodowo.
    Nie dziwią mnie wynki... bo trasa z kilkoma spektakilarnymi podjadami była dość szybka... i bardzo efektowna.
    Nie mozna było się nudzić... wiele zjadów było pełnych kamieni i korzeni (to lubie)....
    Pozdrawiam innych uczestników

    • 0 0

  • Peter

    Peter napisz co się stało z Agą bikerką?

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum