• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kąty Rybackie; wycieczka na Mierzeję Wislaną

12 października 2003 (artykuł sprzed 20 lat) 
Ponieważ zbiórka była zaplanowana na godzinę 10.00 w Gdańsku, budzik umieszczony przy moim łóżku w Gdyni zadzwonił w ten niedzielny poranek już o 7.30. Nie powiem żeby mnie to szczególnie ucieszyło :) , ale po zrobieniu kanapek, napełnieniu bidonu i przesmarowaniu łańcucha byłem już pełen dobrych myśli. Około 8.00 miał pojawić się pod moim domem kolega Hans, ale zgodnie z oczekiwaniami spóźnił się odrobinę - przybył o 8.20. 5 minut, które pozostawało do przybycia Tomka, spożytkował na nasmarowanie (w końcu) napędu w swoim rumaku. Tomasz pojawił się punktualnie, więc po krótkiej rozmowie wyruszyliśmy przez las na umówione miejsce spotkania z drugim Tomkiem (Neo aka Tom-Tom) i kolegą Slayerem. Chłopaki czekali już na rondzie w Redłowie, do grupy mieli tutaj dołączyć jeszcze Adam z Michałem. Pojawili się kilka minut później i po kilku komentarzach na temat temperatury i krótkich spodni (że niby może być zimno) wyruszyliśmy w kierunku Gdańska. Przejechaliśmy przez Wielkopolską, dalej za centrum handlowym "Klif" i już byliśmy na ścieżce rowerowej prowadzącej do Gdańska. Trafiło się jeszcze jakieś małe zamieszanie, bo ktoś pojechał ulicą, ktoś ścieżką, dość powiedzieć, że wszyscy spotkaliśmy się znowu na ścieżce tuż za sopockim Molo. Ponieważ pora była dosyć wczesna, na ścieżce nie było szczególnie dużego ruchu i mogliśmy spokojnie przemknąć do Brzeźna z prędkościami w granicach 30km/h. Przy molo miał czekać kolega Flash (znany pewnie niektórym np. z precla), żaden z nas nie widział go nigdy wcześniej, stąd wynikło dosyć zabawne nieporozumienie. Otóż wszyscy serdecznie przywitaliśmy się z domniemanym Flashem na teamowym Giantcie XtC, a na koniec okazało się, że mimo iż to również rasowy biker, to nie jest on wcale z nami umówiony, a tym bardziej nie wołają na niego Flash. No cóż, nowych znajomości w rowerowym światku nigdy za dużo :). Nastąpiła "tradycyjna wymiana namiarów" i niestety musieliśmy się pożegnać, gdyż nowy znajomy z przyczyn obiektywnych nie mógł akurat z nami jechać. W międzyczasie pojawił się wśród nas właściwy Flash (w t-shirtcie i krótkich spodenkach - boże, na sam jego widok zrobiło mi się zimno) i po pstryknięciu kilku fotek, już w komplecie, udaliśmy się w stronę właściwego miejsca zbiórki.



Kilometr przed gdańską operą spotkaliśmy na ścieżce głównego organizatora wyprawy - pana Mietka - i razem dojechaliśmy na plac przy budynku LOTu, wyznaczony na miejsce zbiórki. Do 10.00 dołączyło do nas jeszcze 5 osób - Mariusz i Maciek z GERu, sympatyczna para z Gdańska (waszych imion niestety nie pomnę - przepraszam) i Robert na Authorze Mysticu (w charakterystycznym kasku Met V-Element). Razem jak łatwo policzyć było nas czternaścioro.

Kilka minut po 10.00 wyruszyliśmy "na szlak". Początkowo przedzierając się chodnikiem dotarliśmy na ścieżkę rowerową rozpoczynającą się tuż obok kopca. Nigdy tędy nie jechałem i muszę przyznać, że to bardzo urokliwe miejsce. Szkoda, że ścieżka ma "w porywach" kilometr długości :(. Dalej jechaliśmy bocznymi drogami zahaczając niemal o tereny Rafinerii, mijaliśmy nawet spalony nie tak dawno w wypadku zbiornik paliwa. Po przejechaniu kilkuset metrów główną drogą (E-7) skręciliśmy na stosunkowo mało uczęszczany asfalt do Sobieszewa. Most zwodzony w tej miejscowości jest mało przyjazny dla rowerzystów - stalowe okucia i śruby wprawiły w paniczny strach niejedną dętkę :) , na szczęście obawy okazały się nieuzasadnione i nikt nie złapał snake'a. Droga do Świbna prowadziła lekko z wiatrem, co pozwoliło grupie osiągnąć trochę ponad te deklarowane 25km/h prędkości przelotowej i tym samym trasa minęła nam dosyć szybko i przyjemnie.



Na zakręcie, 20 metrów przed zjazdem na przeprawę przez Wisłę, sielankę przerwał dźwięk szorującego po asfalcie metalu. Odwracając się przez ramię zobaczyłem jeszcze jak kolega Hans ostatecznie przegrywa starcie z wrednym krawężnikiem, który nie wiedzieć skąd wyrósł mu tuż pod kołami :). Nie było to klasyczne OTB, ale lot i tak wyglądał ciekawie. Na szczęście lądowanie było miękkie, bo na poboczu rośnie tam trawka. Hans powrócił na swój rower niemal równie szybko jak się z niego wcześniej "katapultował" :) i z (odrobinę kwaśnym) uśmiechem na twarzy, dołączył do grupy. Przeprawa promem (kosztowała nas 2 złote od łebka) okazała się doskonałą okazją do naruszenia zgromadzonych w plecakach zapasów węglowodanów oraz - jak zwykle - do pstryknięcia kilku zdjęć (Neo natomiast zajął się zmianą ustawienia mostka).




Mieliśmy jeszcze krótki postój na drugim brzegu Wisły, bo niektórzy z nas dokonywali drobnych zakupów w sklepie a inni przyglądali się tablicy upamiętniającej wydarzenia II-giej Wojny Światowej (chociaż głowy nie dam, że właśnie to, bo ja ją przeoczyłem). Dom podcieniowy w Mikoszewie o mało nie spowodował kraksy, chyba nie wszyscy podejrzewali, że może on zainteresować pana Mietka i pozdejmowali ręce z klamek, a wiadomo jak to w peletonie jest :). Zatrzymaliśmy się jeszcze po drodze przy jakimś XIX-zdaje-się-wiecznym kościele (ja tam się na kościołach nie znam, także mogę się mylić), który został zresztą uwieczniony na zdjęciach. Dalej pomijając krótki postój przy innym kościele, tym razem już z "naszej epoki" nie działo się chyba nic godnego uwagi - jechaliśmy stosunkowo równym tempem rozmawiając sobie w małych grupkach i mijając kolejne miejscowości - Jantar, Stegnę (swoją drogą po sezonie miasteczka te wyglądają na wymarłe). W końcu dotarliśmy do Sztutowa i tutaj dowiedziałem się, że mamy w planach zwiedzanie obozu koncentracyjnego.



Osobiście pomysł mi się nie spodobał - może jestem przeczulony na tym punkcie, ale czułem się tam jak intruz - w butach spd, ubrany w lycrę i inne tam windstoppery. Na zwiedzaniu zeszło nam około 20 minut, stąd nie zdążyliśmy obejrzeć wszystkiego. Większość grupy była chyba średnio zainteresowana tematem, bo popędziła do przodu. Gdy wszyscy dotarliśmy do naszych rowerów okazało się, że zagubił się gdzieś kolega Maciek - odszukać go poszedł pan Mietek, a my czas ten wykorzystaliśmy na zjedzenie kanapek i kolejne zdjęcia.



Ze Sztutowa do Kątów Rybackich jest zaledwie kilka kilometrów, więc dotarliśmy na miejsce bardzo sprawnie. Szczerze powiedziawszy, myślałem, że może jest w Kątach coś ciekawego do zobaczenia, okazało się jednak, że nie mamy żadnych planów związanych z objeżdżaniem tego miasteczka - zatrzymaliśmy się tylko na 20-30 minutowy popas przy sklepie spożywczym i ruszyliśmy dalej.



Dla urozmaicenia wyprawy jako trasę powrotną do przeprawy promowej wykorzystaliśmy żółty szlak. Tym razem grupę prowadzić miał kolega Maciek. Na początkowych metrach słuszne tempo 25km/h narzucili natomiast Adam z Mariuszem, stosunkowo szybko okazało się jednak, że uczestnicy wyprawy dysponujący rowerami z wąskimi oponami mieli trochę problemów z jazdą w tym terenie z taką prędkością i grupa musiała zwolnić. Małe tarcia między panem Mietkiem i Mariuszem zaowocowały zmianą taktyki tego drugiego - mianowicie Mariusz miał teraz zamykać peleton. Ciekawe (dla jednych pozytywnie, dla innych mniej) urozmaicenie na leśnej trasie stanowiły spore łachy piasku trafiające się co parę set metrów. Jeszcze 3-4 lata temu jeździłem na rowerze przełajowym (przeróbka z kolarki) i z tego, co pamiętam, to przejazd przez taki piach był możliwy jedynie przy wysokiej kadencji i sporej prędkości, jadący pod koniec stawki właściciele trekkingów nie mieli tym samym łatwego zadania, bo czoło grupy jechało raczej spokojnie. Spotkania z matką ziemią nie uniknął nawet pan Mietek, widać z Time'ów wcale nie jest aż tak łatwo się wypiąć. Pomijając aspekt ewentualnej trudności przejechania omawianej leśnej trasy, trzeba zauważyć, że to naprawdę bardzo sympatyczny kawałek szlaku i warto tam jeszcze kiedyś zawitać.

Na jednym ze skrzyżowań wyniknęła jakaś niejasność z kierunkiem, w którym prowadził szlak i gremialnie zdecydowaliśmy się dojechać już do głównej asfaltowej drogi. Wyjechaliśmy w Mikoszewie, skąd do przeprawy przez Wisłę było już bardzo blisko. W Świbnie okazało się, że prom właśnie dobija, ale niestety do przeciwległego brzegu i będziemy mieli znowu dłuższy postój. Na szczęście kolejka chętnych do przeprawy aut była całkiem spora i już po 10-15 minutach prom płynął w naszym kierunku. Mimo tłoku, na pokładzie znalazło się wystarczająco dużo miejsca dla nas i znowu skończyło się na fotografowaniu wszystkiego, co się rusza (albo i nie) :).



Dalsza droga pokrywała się dokładnie z naszą pierwotną trasą, stąd chyba nie warto jej tutaj opisywać, wystarczy powiedzieć, że nie zanotowaliśmy większych strat w ludziach bądź sprzęcie (chociaż mało brakowało - prawie przydzwoniłem w jakiś znak, po tym jak jadący obok mnie Hans nie zrobił mi miejsca na wyminięcie tego pierwszego).



Znowu mijając kopiec (na który w zasadzie chcieliśmy wjechać, ale jakoś głupio wyszło...) dojechaliśmy do centrum Gdańska pod budynek LOTu - tutaj rozstaliśmy się z "gdańską" częścią uczestników - zostaliśmy ja, Tomek, Hans, Adam, Michał, Neo, Slayer i Flash. W sklepie w Zbrojowni zaopatrzyliśmy się w wodę, a także (niektórzy) w niedozwolone na wycieczkach GERu środki dopingujące :). Neo, Slayer i Michał spieszyli się na finał mistrzostw świata w siatkówce kobiet (notabene dziewczyny wygrały :)) i postanowili pojechać szosą, pozostali z nas znowu zdecydowali się na przejazd ścieżką rowerową. Na wysokości przystanku kolejki SKM awarię zaliczył Tomek. Przednie Alivio odmówiło dalszej współpracy pękając w dwóch miejscach. Tomek ręcznie przerzucił na blat i mogliśmy jechać dalej. W międzyczasie do przodu wyrwał, nieświadomy awarii kolegi, Flash. Przejeżdżając przez park przed Ośrodkiem Sportu PG zauważyliśmy na asfalcie Neo i spółkę - dojechaliśmy ich tempem do opery i machając im na pożegnanie :) skręciliśmy na ścieżkę do Brzeźna. Tuż za wiaduktem spotkaliśmy Flasha fotografującego "zapory przeciwczołgowe" na ścieżce, Tomasz pochwalił się swoją rozwaloną przerzutką i ruszyliśmy dalej.



Do molo w Brzeźnie dojechaliśmy już naszym normalnym tempem 30+ km/h, na miejscu pożegnaliśmy się z Flashem a sami udaliśmy się najbliższym przejściem na plażę. Rozsiadłszy się na piachu uzupełniliśmy niedobór witaminy B w organizmie, rozmawiając o przebytej trasie. Droga do domu prowadziła praktycznie cały czas ścieżką, pomijając końcowy leśny fragment i minęła nam pod hasłem "szybciej cholera, bo się ściemnia" :).

Wycieczka pozostawiła po sobie pozytywne wrażenie, zawsze miło odwiedzać nowe tereny - szkoda, że nie ma tam żadnych większych (mniejszych też nie ma) górek, bo jechało się chwilami dosyć monotonnie - ale przecież nie można mieć wszystkiego. Wyglądając przez okno stwierdzam, że mogła to być ostatnia tego roku tak liczna wyprawa z GERem, mam jednak nadzieje, że pogoda pozwoli na to byśmy sobie jeszcze w tym roku trochę pojeździli w większej grupie.

Łączny dystans: 140km (Neo zrobił około 164km)

Tekst: Marcin
Zdjęcia: Flash, Tomek
Uwagi: d_sanchez @ op.pl

-----------------------------------------------------------------------------------

29 IX 2003r odbył się rajd do Kątów Rybackich. Na miejsce spotkania został wyznaczony budynek LOTu w Gdańsku, pod który przybyło 14 uczestników.

Punktualnie o godz. 10.05 wystartowaliśmy w kierunku Olszynki, omijając główne arterie miasta, następnie przeprawiliśmy się promem na drugą stronę Wisły, gdzie obejrzeliśmy tragedię II-giej wojny światowej. Następnym naszym celem było zwiedzenie obozu koncentracyjnego w Stutthofie, gdzie na przełomie 1943-1944r przebywało tu ok. 6000 więźniów. W sumie w latach 1939-1945, przez ten obóz przeszło około 110 tys. osób, z których 85000 zginęło.



Wjechaliśmy przez bramę, gdzie obok stał mały budynek. Na pierwszy widok przeszły mi ciarki po plecach, atmosfera ponura jak na pogrzebie. Postanowiłem jednak obejrzeć skoro już tu przyjechałem.... W jednym z baraków leżała sterta resztek butów po byłych więźniach, następnie prycze, prymitywna sala zabiegowa oraz bardzo dużo dokumentacji i zdjęć. Na końcu obozu stał mały niepozorny domek, do którego z Maćkiem postanowiliśmy zajrzeć. To dopiero dla mnie był szok... Krematorium. Wewnątrz znajdowały się trzy piece a przy wejściu do nich były zamontowane małe wózki, na których kładziono zwłoki ludzkie i wsuwano do pieca. Obok stał jeszcze mniejszy budynek gdzie uśmiercano ludzi gazem. Było to małe pomieszczenie i tylko wylana z betonu jakby ława.



Wewnątrz nie mogłem zrobić zdjęć, ponieważ nie miałem lampy błyskowej.
No i jeszcze jeden dokument zbrodni hitlerowskich to szubienica, na której wieszano więźniów. Wyjechaliśmy z obozu pozostawiając złe wspomnienia z minionych lat.




Do miejscowości docelowej tj. Kąty Rybackie, pozostało nam chyba ok. 10km., Gdy dojechaliśmy postanowiliśmy spożyć posiłek i odpocząć nieco po przejechaniu w sumie 50km. Tam znaleźliśmy sklep spożywczy i zrobiliśmy drobne zakupy. Po 20 minutowym odpoczynku ruszyliśmy w drogę powrotną, ale nie tą samą trasą, ponieważ Maciek poinformował nas, że wygodniejszy będzie żółty szlak, którym to moglibyśmy przejechać... decyzja szybka....jedziemy. Prowadzenie oddałem koledze Maćkowi, który doprowadził nas do przeprawy promowej. Droga była możliwie utwardzona, ale momentami piaszczysta, ale jakoś się dojechało. Chyba najwięcej problemów miałem ja i jeszcze jeden z kolegów, ponieważ mieliśmy opony typowo szosowe.



Po przeprawie promowej ponownie objąłem prowadzenie prowadząc grupę przez Olszynkę i do Gdańska. Chciałem zaznaczyć, iż jechała z nami tylko jedna z dziewczyna, która również doskonale dawała sobie radę z terenem... Oby takich więcej. Na pewno będzie czytała tę relację a wiec korzystając z okazji gratuluję Ci wytrwałości i dobrej kondycji.

Podsumowując ten rajd to uważam za bardzo udany, cała ekipa trzymała się razem i nikt nie zostawał w tyle. Atmosfera w zespole bardzo przyjazna... To takie są moje odczucia jako prowadzącego ten rajd.
I na koniec chcę podziękować wszystkim uczestnikom za konsekwencję i atmosferę, jaka nam towarzyszyła przez całą drogę. Według mnie było naprawdę wspaniale. Szczególnie kolegom z Gdyni dziękuję za przybycie w tak w obfitym gronie. Oni natomiast mieli nieco dłuższą trasę jak poinformował mnie Tomek, która wyniosła 164km... brawo!!!. To już jest niezła odległość.

W sumie przejechaliśmy 110km ze średnią 19.5km

Tekst i foto: Mieczysław Butkiewicz / Gdańska Ekipa Rowerowa

Parametry trasy

  • Region woj. pomorskie
  • Długość trasy 110 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (12) 1 zablokowana

  • brawo!!!!

    nie wiedziałem, że organizuje się takie fantastyczne wycieczki. Chętnie się na jakąś wybiorę:). O ile czas i kondycja pozwolą

    • 0 0

  • gratuluje udanej wycieczki

    szkoda ze pokonujac taki kawal drogi nie pokusiliscie sie o wiekszy kasek i wysilek aby zdobyc polnocno wschodni kraniec polski a mianowicie zielona granice z Rosja, dystans z Gdyni to ok 212 km

    • 0 0

  • nie szkoda, jak sie planuje jakas trase to trzeba sie jej trzymac, bo nie jedzie sie samemu. Obiecywalo sie uczestnikom 100 km to nie mozna jechac 200. Nie kazdy jest w stanie pedalowac taki kawal. Osobiscie bylem w Piaskach i nie ma tam nic ciekawego. Pozatym to byl rajd dla przyjemnosci a nie dla "wysilku".

    • 0 0

  • do Wojtka

    Wszystkie zaplanowane trasy przez GER były i będą ściśle przestrzegane.

    • 0 0

  • Nowych znajomości nigdy za dużo

    Gratulacje świetnej wycieczki. Żałuję, że nie mogłem z Wami pojechać. Myślę, że skoro zostałem tak łatwo pomylony ze starym wyjadaczem - to na coś jeszcze się nadam. Dajcie znać na maila o przyszłych wyprawach. Jak tylko czas mi na to pozwoli to do Was dołączę (niekoniecznie sam - jeżdżą jeszcze moi synowie i żona). Pozdrowienia dla kolegi o mailu: szach11@wp.pl - źle zapisałem jego numer komórki.

    • 0 0

  • Chłopaki ! Na góralach po aswalcie ?

    • 0 0

  • odp.)

    Przeszkadza Ci to, że na góralach po asfalcie?

    • 0 0

  • autoidentyfikacja

    "Do 10.00 dołączyło do nas jeszcze 5 osób – Mariusz i Maciek z GERu, sympatyczna para z Gdańska (waszych imion niestety nie pomnę – przepraszam)".
    Nasze imiona to: Agnieszka i Adam a wycieczka była super.

    • 0 0

  • odp.)

    nie przeszkadza (na asfalt jest najlepsza szsosówka a nie góral)

    • 0 0

  • asfalt

    mylisz się kolego, na asfalt najlepszy jest motor ;P

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum