• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jura Krakowsko-Częstochowska; majówka 2008

Andrzej Kukliński, Trójmiejska Inicjatywa Rowerowa
13 maja 2008 (artykuł sprzed 16 lat) 
aktualizacja: godz. 09:51 (13 maja 2008)

Pomysł majowej wyprawy powstał na corocznym spotkaniu naszej grupy podsumowującym sezon rowerowy. Już w lutym zacząłem przygotowania do wyprawy co nie było wcale łatwe, biorąc pod uwagę naszą liczącą ostatecznie 16 osób ekipę. Na miesiąc przed wyjazdem zakupiłem bilety grupowe na pociąg i dokonałem rezerwacji dwóch przedziałów. Wszystko było gotowe, nawet pogoda zapowiadała się doskonale. Tylko Spółka PKP Przewozy Regionalne nie stanęła na wysokości zadania, ale o tym później.



30.04.2008: W pociągu...

Start: póki co w trzyosobowym składzie jedziemy pociągiem z Żukowa do Gdyni. Trudności z zapakowaniem się wraz rowerami do wagonu na stacji w Żukowie są zapowiedzią przyszłych problemów z koleją. Na peronach dworca w Gdyni Głównej witają nas wielkie tłumy podróżnych. Mamy 2 godziny czasu, udajemy się więc na Skwer Kościuszki; tam pijemy czekoladę i wracamy na dworzec. Krótkie spojrzenie na rozkład jazdy i wędrujemy na peron czwarty. Pociąg już podstawiony, ludzi pełno, wszystkie miejsca zajęte. Znajdujemy wagon do przewozu rowerów, gdzie są zarezerwowane dla nas 2 przedziały. Mamy ogromne problemy z wejściem do wagonu, ponieważ wszyscy biegają wzdłuż korytarzy, szukając wolnych miejsc w przedziałach. W końcu dostajemy się do pociągu z rowerami i tu czeka nas kolejna przykra niespodzianka. Tak dumnie nazwany "wagon do przewozu rowerów", to nic innego, jak przedział osobowy z rozebranymi siedzeniami. Wstawiamy nasze 3 rowery; wejdą może jeszcze kolejne 4 rowery, a gdzie pozostałych 9 sztuk? Jestem załamany.

Wyjeżdżamy z Gdyni o godz. 20.44. W Oliwie dosiada się kilku kolejnych uczestników wyprawy. Zaczynamy układać rowery jeden na drugim. Wrzeszcz - kolejni uczestnicy. Gdańsk Główny - wsiada reszta grupy. Rowery ułożone do samego sufitu. Musimy zdemontować 2 koła z 2 rowerów, żeby to wszystko upchnąć. W Gdańsku Głównym próbuje wsiąść także kilku innych rowerzystów. W sumie do przedziału udaje się nam załadować 20 rowerów. Te, które nie weszły, stoją w WC i na korytarzu, co całkowicie uniemożliwia poruszanie się w tym rejonie. Pozostaje nam korzystanie z WC w drugim końcu wagonu, gdzie też nie jest łatwo przebić się przez tłumy podróżnych z plecakami i walizkami. Toż to Wielka Narodowa Majówka!

Przed nami 9 godzin podróży. Jednego nie musimy się obawiać - kradzieży rowerów, które są tak skutecznie upchnięte, że nikt nie poradzi sobie szybko z ich rozładowaniem. Tak gęste upakowanie naszych "rumaków" jest przyczyną kilku mniejszych czy większych uszkodzeń sprzętu. Dlaczego PKP, wiedząc, ile zostało sprzedanych biletów na rowery, podstawia tylko jeden mały przedział do ich przewozu?! Po powrocie napiszemy protest do PKP.

01.05.2008: Dzień pierwszy

Mamy małe opóźnienie, ale w Częstochowie meldujemy się punktualnie o godz. 6.20. Rozpoczyna się skomplikowany rozładunek. Dziewczyny zajmują się bagażem. Pociąg stoi kilka dobrych minut, cierpliwie czekając, aż wyciągniemy ponad 20 rowerów. Na peronie dokonujemy pierwszych napraw - przednia przerzutka Iwonki wymaga naciągnięcia linki. Jak się okazało, to pierwsza, ale nie ostatnia awaria na trasie. W tym czasie reszta osób pije kawę i dokonuje porannej toalety.

Następnie jedziemy na Jasną Górę pustymi jeszcze ulicami Częstochowy. Robimy wspólne zdjęcie pod Klasztorem, potem mamy godzinkę na zwiedzanie. Całkiem niespodziewanie jesteśmy proszeni o udzielenie wywiadu dla miejscowej rozgłośni radiowej. Robimy więc niezłą reklamę naszej grupie. :)

Wyjeżdżamy z Częstochowy w kierunku pierwszego na Szlaku Orlich Gniazd zamku w Olsztynie. Jest coraz cieplej dlatego też zatrzymujemy się w lesie na odpoczynek, przebieramy się w krótkie spodenki i koszulki. Już niedaleko do zamku - widać go w oddali.

Rowery zostawiamy na parkingu i dzielimy się na 2 grupy. Podczas gdy jedna ekipa zwiedza ruiny zamku, druga uczestniczy w darmowej degustacji swojskich wyrobów w restauracji inaugurującej właśnie sezon. Ale mieliśmy farta - pyszny obiadek zaliczony! W ruinach zamku znajdujemy skarby, ukryte przez uczestników zabawy zwanej Geocaching, wymyślonej przez użytkowników GPS.

Czarnym szlakiem rowerowym przez Zrębice ruszamy w kierunku schroniska PTSM Siedlec. Gubimy szlak w piaszczystym lesie i wyjeżdżamy na drogę asfaltową w kierunku Biskupic. Jak się później okazało, jest to nasza jedyna pomyłka nawigacyjna na całej trasie. Nadkładamy około 3 km drogi, ale już asfaltami przez Biskupice i skrótem zielonym szlakiem pieszym docieramy do schroniska około godz. 15.

Okazuje się, że wraz z nami nocuje brać rycerska - grupa entuzjastów średniowiecza, odzianych w stosowne stroje. Po około 2-godzinnym odpoczynku postanawiamy "dobić" trochę kilometrów i wyruszamy na objazd okolicy. Na starcie niemiła niespodzianka - u Wojtka w przednim kole "kapeć". Kilkuminutowa naprawa i w drogę. Jedziemy niebieskim szlakiem przez Dąbrówkę Zastudnie, ruiny zamku Ostrężnik, trochę podjazdów, trochę piasków, w końcu docieramy do asfaltu. Szlak doprowadza nas do miejscowości Złoty Potok, gdzie oglądamy Pałac Raczyńskich i Dwór Krasińskich. Wracamy czarnym szlakiem rowerowym i mamy kolejny przymusowy postój - w moim rowerze zrywa się łańcuch. Postój trwa około 15 minut i ruszamy w drogę do naszego schroniska.

Na kwaterze wskakujemy pod prysznic i jemy kolację. Panuje miła, wesoła atmosfera. Krótko po godz. 22.00 wszyscy już śpią w swoich śpiworach, zmęczeni podróżą pociągiem i pedałowaniem.

Tego dnia robimy 58 km.



02.05.2008: Dzień drugi

Wyjazd zaplanowany na godzinę 8.00. Z małym poślizgiem wyruszamy na trasę. Przez Moczydło i Łutowiec docieramy do kolejnego zabytku na trasie - Zamku Mirów. Zwiedzamy ruiny zamku i idziemy na spacer wyznaczonym szlakiem aż do punktu widokowego na zamek w Bobolicach. Odnajdujemy kolejną skrzynkę geocaching na szczycie skały. Znalazł się też czas na degustację lodów. Do zamku w Bobolicach mamy 4 km.. Niestety kolejny przymusowy postój - znów "kapeć" u Wojtka, to samo koło. Kilka minut na słonecznej łączce rozleniwia uczestników, ale wkrótce ruszamy do widocznych już ruin zamku. Jak zawsze parę fotek na pamiątkę i w drogę. Przed nami jeszcze największy zamek w Ogrodzieńcu i około 35 km do zrobienia.

Ruszamy czerwonym szlakiem rowerowym, który wiedzie mało uczęszczanymi asfaltami. Przez Zdów, Młyny i Podlesice docieramy do niewielkiego zamku w Morsku. Na ostatnim odcinku drogi prowadzimy rowery pod piaszczystą górę, ale i to nie psuje nam dobrych humorów. Nad naszymi głowami nadal słoneczko. Krótki postój, bo czas nagli. Dalej znów czerwonym szlakiem rowerowym dojeżdżamy do Skarżyc, a skąd asfaltem przez Żerkowice i Kiełkowice do Zamku Ogrodzieniec. Szybka jazda po asfalcie pozwoliła nam nadrobić trochę czasu, możemy więc zrobić 2-godzinny postój u podnóża zamku.

Zamek Ogrodzieniecki w Podzamczu to najbardziej imponujące Orle Gniazdo spośród wszystkich zamków Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Stoi na Górze Janowskiego - najwyższym wzniesieniu Jury (504 m. n.p.m.). Jesteśmy pod wrażeniem - spacer w labiryncie ruin to ciekawa wycieczka w przeszłość. W zamkowej wieży napotykamy Czarną Damę, a na dziedzińcu oglądamy walki średniowiecznych rycerzy. Pora jest późno-obiadowa, więc w pobliskiej gospodzie uzupełniamy kalorie, jedząc grillowane smakołyki. Świeci słoneczko, jest miło i przyjemnie.

Do noclegu w Domu Pielgrzyma przy klasztorze Ojców Franciszkanów w Biskupicach mamy zaledwie 8 km asfaltem. Przed godz. 19 jesteśmy na miejscu, jeszcze tylko krótka piesza wyprawa do sklepu, toaleta i wieczorne Polaków rozmowy. Wtedy też powstaje pomysł, aby tytułować mnie "Ojcem Prowadzącym" i tak już zostaje do końca wycieczki. Po godz. 22.30 wszyscy grzecznie śpią.

Tego dnia przejeżdżamy 60 km.



03.05.2008: Dzień trzeci

Wyjazd, podobnie jak poprzedniego dnia, zaplanowany jest na godz. 8.00. Tuż za Pilicą czeka nas długi podjazd - w nagrodę za to możemy zwiedzić ruiny Zamku Smoleń. Tutaj ukrywamy skrzynkę geocaching i mamy okazję potrenować wspinaczkę skałkową.

Dalsza droga stanowi miłe zaskoczenie - praktycznie przez cały czas jedziemy asfaltem z górki. Przez Dłużec, Lgotę Wolbromską, Zarzecze i Pazurek kierujemy się do zamku w Rabsztynie. Tempo jest szybkie, dlatego robimy dłuższy odpoczynek na parkingu leśnym za miejscowością Pazurek. Iwonka, Luiza i Tomek, którzy jadą na końcu, nie zauważają nas i dojeżdżają do zamku przed całą grupą i tam na nas czekają. Na zwiedzanie zamku mamy niewiele czasu, bo przed nami jeszcze Ojcowski Park Narodowy z licznymi atrakcjami. Chwilę odpoczynku na łące pod zamkiem umila nam jaszczurka, którą Emilka usiłuje oswoić na swoich kolanach. Mamy kolejny słoneczny dzień.

Ruszamy czerwonym szlakiem rowerowym, a następnie czerwonym pieszym, który przecina tory kolejowe. Czeka nas dłuższy postój - musimy przepuścić dwa mijające się pociągi. W końcu wyjeżdżamy na asfalt, pędzimy z górki przez wieś Sułoszowa, a potem czeka nas najdłuższy i ostatni podjazd na trasie. We wsi przedzieramy się zatłoczoną ulicą, przy której właśnie odbywa się odpustowy jarmark. Na szczycie podjazdu odpoczywamy w wiacie autobusowej. Tam spotykamy ekipę z Gdańska, której pomagaliśmy załadować się do przedziału. Serdecznie ich pozdrawiamy i zapraszamy na wspólne wyjazdy.

Do Krakowa mamy już praktycznie z górki. Wjeżdżamy na teren Ojcowskiego Parku Narodowego i dojeżdżamy do zamku w Pieskowej Skale. Wygląda na to, że nie tylko my wybraliśmy się na majówkę. Są tu tysiące ludzi i mnóstwo samochodów. Dzielimy się na dwie grupy i idziemy zwiedzać zamek. Grupa pilnująca rowerów umila sobie czas opalając się i jedząc lody. Potem zjeżdżamy do słynnej Maczugi Herkulesa, gdzie robimy pamiątkowe grupowe zdjęcie.

Doliną Prądnika jedziemy w kierunku Ojcowa. To wyjątkowo malownicza trasa. Przy samej drodze wyrastają ściany wapiennych skał. Ich biel odcina się od soczystej zieleni - tu na południu wiosnę widać w pełnej krasie. Niestety, bardzo uciążliwy jest ruch samochodowy; kierowcy aut zdają się nie dostrzegać, że nie są jedynymi użytkownikami drogi. Zatrzymujemy się przy nietypowo położonej Kaplicy na Wodzie. Kolejny dłuższy postój to zamek w Ojcowie. Po stromych schodach wdrapujemy się na górę. Sam zamek nie jest może zbyt imponujący, ale z jego murów rozpościera się piękny widok na Dolinę Prądnika. Decydujemy się jeszcze na zwiedzenie Groty Łokietka. Tym razem czeka nas piesza wycieczka - mijamy Bramę Krakowską i wspinamy się czarnym szlakiem do jaskini. Po grocie oprowadza nas przesympatyczna przewodniczka.

Jest już po godz. 18, ruszamy więc w kierunku Bazy ZHP w Korzkwi. Skręcamy z drogi szutrowej na czerwony szlak, gdzie czeka nas wprowadzenie rowerów pod wzniesienie o prawie 300-metrowej długości. Stąd mamy już tylko 2 km z górki do noclegu.

Domki, w których nocujemy, stoją u podnóża zamku (obecnie jest tam hotel). Po rozpakowaniu się, kilkuosobowa grupa postanawia pojechać do sklepu po zaopatrzenie. Czeka ich prawie 3 km podjazdu, chyba najtrudniejszego na całej trasie, za to z powrotem mają z górki.

Niestety, po zmroku zaczyna padać. Jemy ostatnią wspólną kolację i po wieczornych pogaduszkach około godz. 23.30 idziemy spać. Jutro mamy już tylko mały skok do Krakowa.

Trzeciego dnia przejeżdżamy 70 km.



04.05.2008: Dzień czwarty

Ranek wita nas deszczowo, pada wciąż, raz mocniej raz tylko ledwie kropi. Wyjazd zaplanowaliśmy na godz. 9, ale przesuwamy odjazd o pół godziny ze względu na silniejsze opady. W końcu ruszamy. Lekko siąpi. Szybko, bez postojów dojeżdżamy do centrum Krakowa. Przejechaliśmy zaledwie 18 km. Udajemy się od razu na Stary Rynek, gdzie pod pomnikiem Adama Mickiewicza robimy pamiątkowe zdjęcie. Ale na tym nie koniec. Od wczorajszego wieczoru wszyscy oprócz Marioli wiedzieli, co wydarzy się w tym miejscu. Jesteśmy świadkami "rowerowych" zaręczyn - Wojtek na kolanach prosi Mariolę o rękę! Wydarzenie to uczczono brawami, dźwiękiem dzwonków rowerowych oraz łykiem szampana. Turyści także nagradzają brawami naszą parę. Może dzięki nim urośnie nowe pokolenie TIR-owców. :)

Wojtkowi udaje się załatwić bezpieczne miejsce do przechowania naszych rowerów - na zapleczu restauracji, w której konsumujemy też dobry obiadek. Potem wyruszamy na piesze zwiedzanie żydowskiej dzielnicy Kazimierz po drodze kilka fotek pod Wawelem potem krótka wizyta w cukierni. W końcu zbliża się czas powrotu. Odbieramy nasze "rumaki" i przez Bramę Floriańską jedziemy na dworzec PKP.



Zgodnie z przewidywaniami znowu czekają nas problemy z załadunkiem rowerów do pociągu. Spółka PKP Przewozy Regionalne nie zaskakuje nas niczym miłym i po raz kolejny upychamy rowery w małym przedziale. Jest to może nieco łatwiejsze, bo nie ma aż tylu pasażerów, za to po drodze dosiadają się kolejni rowerzyści. Wraca też z nami znajoma grupa rowerowa z Gdańska. W Gdańsku pociąg ma ponad godzinne opóźnienie. Jesteśmy porządnie zmęczeni po 13-godzinnej podróży, ale też bardzo zadowoleni z tak udanej majówki.



Podsumowanie

Wszyscy ocenili, że była to wspaniała, niezapomniana wyprawa. "Ojciec Prowadzący" trochę popędzał ekipę, ale faktycznie tak było trzeba, żeby dużo zwiedzić i zdążyć na nocleg. Wszyscy to rozumieli i za bardzo nie protestowali. Zostało nam jeszcze wiele do zobaczenia, sporo szlaków do przejechania, więc może kiedyś wrócimy w te piękne strony. Bardzo dziękujemy wszystkim za miłe towarzystwo i serdeczną atmosferę. Na pewno długo nie zapomnimy tej wyprawy.

Łącznie przez te 4 dni przejeżdżamy +/- 210 km

Jedno, z czym nie możemy się zgodzić, to sposób, w jaki zostały potraktowane nasze "ukochane" rowery. Wysłaliśmy nawet w tej sprawie protest do Spółki PKP Przewozy Regionalne, oraz informację do mediów. Ciekawe, czy PKP wyciągnie jakieś wnioski z swojej arogancji wobec podróżnych?

Autor tekstu: Andrzej Kukliński
Autor fotorelacji: Iwona Grzywaczewska
Redakcja tekstu: Małgorzata Herzog, Iwona Grzywaczewska

Organizatorzy: Trójmiejska Inicjatywa Rowerowa
Andrzej Kukliński, Trójmiejska Inicjatywa Rowerowa

Parametry trasy

  • Region Polska
  • Długość trasy 210 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (12) 4 zablokowane

  • ciekawa wyprawa:)

    W sumie widze ze odbyliscie interesujaca wyprawe rowerowa, ciesze sie ze w Polsce coraz wiecej takich wypraw jest i to coraz ciekawsze. Czesto odkrywa sie nieznane nam miejsca. Sam tez wybieram sie na poczatku lipca na wyprawe wokol Podhala, Pienin i Tatr;) Byc moze bedzie spotkanie 3 stopnia z niedzwiedziem:P

    • 0 0

  • Male zapytanie

    wlasnie zastanawiam sie ile km dziennie by tak rozlozyc zeby nie bylo uciazliwe dla mniej doswiadczonych rowerzystow? Wiem ze w pasmie wyzynnym i gorskim beda wzniesienia i zjazdy w dol. W sumie planujemy caly dzien na rowerze z przerwami na odpoczynek polaczony ze zwiedzaniem. Wielkie dzieki za odp;)

    • 0 0

  • Bradzo ciekawa relacja:-)

    Gratuluję pomysłu na trasę i ciekawej relacji. Sam opis podróży PKP powoduje, że odechciewa się podróżować naszymi kolejami . Nawet jeśli na piśmie złożyć rezerwację i napisać ilość rowerów, które zamierzają danego dnia podróżowac z właścicielami i tak na nic! Ale najważniejsze, że humory wszystkim dopisywały :-)

    • 0 0

  • Świetna wycieczka; super relacja

    W Jurze mieliśmy okazję być zeszłej majówki, jednak na piechotę. Jednak plan przebycia tego rejonu rowerem cały czas mnie nakręca. W szczególności chciałbym przejechać szlak pieszy Orlich Gniazd (czerwony, o którym wspominaliście) oraz Warowni Jurajskich (niebieski, który równiez u Was się pojawiał); coś przepięknego! Z tego co wiem w Jurze jest też szlak rowerowy Orlich Gniazd (również oznaczony kolorem czerwonym, jednak ten omija nieco ciekawe miejsca), szlak pieszy zaś pomimo drobnych trudności błby przejezdny, jedank dla wprawionych w boju rowerzystów.
    Ahh, jak przeczytaem Wasza relację, tak się nakręciłem, że chyba w tym roku zrealizuję moje "małe marzenie" ;)

    Co do PKP, to totalna kpina. W weekend akurat miałem okazję przewozu roweru pociągiem pośpiesznym zmierzającym do Krakowa. Opisywana przez Was sytuacja na szczęście sie nie powtórzyła w liczbach rowerów, gdyż jechałem sam, ale przedział? Faktycznie mała klitka! Totalna porażka!

    ps. Oby tak dalej, do zobaczenia na szlaku!

    • 0 0

  • Jura Krakowsko-Częstochowska, kierunek moich marzeń

    Niegdyś podobnie jak kolega powyżej miałem okazję przejść szlak Orlich Gniazd, zwiedzając nie tylko liczne ruiny zamków ale i zaliczając jaskinie. Na rowerze tego nie próbowałem, ale od lat mi sie to marzy.
    W ubiegłym roku odwiedziłem jedynie Ojcowski Park Narodowy, robiąc sobie małego smaka na resztę.
    Pozdrawiam

    • 0 0

  • Czerwony pieszy szlak Orlich Gniazd

    Pieszy szlak Orlich Gniazd można przejechać rowerem, ale wymaga on pewnej kondycji. Najlepiej jechać rowerem górskim, gdyż miejscami jest to trudny, wymagający teren. W internecie jest forum poświęcone jeździe rowerem w Jurze. Można troszke poszukać i znajdzie sie interesujące materiały. W 4 dni tylko liznęlismy troszkę klimatu, to spaniałe tereny do turystyki rowerowej. W terenie górskim ile mozna dziennie przejechac trudno powiedzieć, zależy to od wielu czynników. Główny to kondycja jadących, ja bym stawiał naszą grupę na około 40-50 km ze zwiedzaniem. Pozdrower

    • 0 0

  • Zgadza się...

    50-60 km w terenie górzystym + zwiedzanie to maksimum. Wprawdzie będąc w Górach Sowich bywały dni że robilismy nawet do 100 km dziennie, ale na odpoczynek i sielankę czasu już nie było. Zatem coś za coś. Z pewnością wybierając się na szlak pieszy Orlich Gniazd trzeba być "zaprawionym w boju" jak ktoś wcześniej wspomniał.
    Pozdrawiam

    • 0 0

  • Świetna wyprawa...

    Z sentymentem i łezką w oku przeczytałem relację z tej wycieczki tym bardziej, że ładnych kilka lat temu organizowałem taką wyprawę, bez pociągu, z Gdyni do Jury. Wybrałbym się tak jeszcze raz :)

    • 0 0

  • Kochane pkp

    Tak się złożyło, że w weekend majowy również wybraliśmy się ekipą na Jurę. Tyle, że my zdobywaliśmy skaliste szczyty ;) Jechaliśmy tym samym pociągiem i też z przygodami. Jak już po ciężkich bojach udało nam się zdobyć kawałek przedziału (jechaliśmy w 8 osób), to wyrzucili nas z niego... konduktorzy. Mimo, że ich przedział (oznaczony i opisany) był na drugim końcu wagonu. No, ale łatwiej wyrzucić kilka dziewczyn i dwóch chłopaków niż grupkę ABSów nad piwkiem.
    Acha, powrót wcale nie lepszy. Uciekł nam pośpiech więc został ekspres. Za tą cenę 9h na korytarzu i też w tłoku. Szkoda słów

    • 0 0

  • A myślałam, że tylko ja miałam pecha z PKP

    Witam,
    w tym samym terminie pojechałam z koleżanką tą trasą, tylko że z Krakowa do Częstochowy. Opis usług PKP pominę bo będę się powtarzać (a może tak zbiorową petycje napiszmy??).
    Bardzo polecam Jurę nawet dla bardzo średnio zaawansowanych - tylko trzeba czasem pojechać innymi odcinkami.
    Hmmm...tylko zastanawiam się dlaczego w punkcie IT w Krakowie nikt nie wiedział gdzie bierze początek Czerwony Jurajski Szlak Rowerowy "Orlich Gniazd" (nie żartuję).
    pozdrawiam i służę informacjami.

    • 0 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Dni testowe w promotocykle chwaszczyno

dni otwarte

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum