• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

InO pt. Kaszubska Włóczęga już za nami

30 maja 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 
Droga przez podmokłe łąki na skróty nie zawsze się opłaca Droga przez podmokłe łąki na skróty nie zawsze się opłaca

W sobotę,19 maja odbyła się po raz siódmy impreza na orientację pt.Kaszubska Włóczęga, organizowana przez AKK GDAKK. W tym roku jej bazą było Centrum Wypoczynkowe "Wieżyca" w Kolanie. Po raz kolejny dopisali zarówno uczestnicy, których na starcie stawiło się 377, jak i pogoda. Wszystkie trasy maksymalnie wykorzystywały atut okolicy, czyli jego górzystość i najwyższe na Pojezierzach Południowobałtyckich wzniesienia. Sprawiło to, że początkowo lekceważąco przez wielu traktowane dystanse okazały się być sporym wyzwaniem.



Poniżej relacja Wojciecha Piwakowskiego,
zwycięzcy trasy rowerowej, na której nikomu nie udało się zaliczyć wszystkich punktów kontrolnych !

...to była dla mnie ostatnia okazja przed wakacyjnym wyjazdem, aby wystartować w rowerowych zawodach na orientację więc byłem zdeterminowany skorzystać z tej okazji i pojechać na nową dla mnie imprezę zatytułowaną "Kaszubska Włóczęga". Założenia imprezy brzmią łagodnie. Nominalne 100 km w 8 godzin, to jak ulgowa wersja harpaganowych 200 km w 12 godzin. Z drugiej strony, na imprezie Dymno, nawet 12 godzin potrafi być zbyt mało na nominalne 100 km. Jak będzie na Kaszubskiej Włóczędze, dowiem się wkrótce, a tymczasem w piątkowy wieczór przygotowuję do
imprezy swój drugi rower, wysłużony codziennymi dojazdami do pracy. Szkoda mi brać lepszego, który zamierzam zabrać na wakacje, w końcu jadę poznać nową imprezę, a nie walczyć o złote kalesony. I tak zaczęła się sobotnia przygoda, pełna małych wpadek, o szczęśliwym jednak zakończeniu.

Rano pakując się do samochodu, zauważam pod plecakiem z camelbackiem kałużę. Pobieżne oględziny pozwalają stwierdzić dziurkę, na szczęście wysoko. Trudno, trochę się wyleje, ale reszta zostanie, można z tym jechać. Już w bazie, na starcie zauważam brak licznika w rowerze. No tak, zapomniałem go wczoraj przełożyć. Brak możliwości pomiaru odległości na imprezie na orientację to już poważniejsza sprawa. Na szczęście mapa jest w skali 1:50 000, co samo w sobie ułatwia nawigację "na oko", a w krytycznych momentach będę liczył obroty pedałami. Mam już w tym spore doświadczenie: Na 100 metrów wychodzi mi 15 obrotów na asfalcie, 20 obrotów w terenie albo 30 obrotów w ciężkim terenie. Dam radę ;)

W 11-tej minucie startowej otrzymuję mapę i parę minut później ruszam na trasę (z mokrymi plecami i siodełkiem od dalej przeciekającego camelbacka).

Na początek PK 19, Wieżyca, zaatakowana znanym dojazdem od parkingu przy szosie do Szymbarku w pobliżu skrzyżowania z DK 20. Potem PK 18, Jastrzębia Góra. Trochę się dziwię, że inni rowerzyści tak chętnie spisują oczywistego (dla mnie) stowarzysza. Jeszcze bardziej dziwię się, gdy oglądam wyniki. Co drugi rowerzysta spisał tutaj stowarzysza. Brawa dla budowniczego trasy. Następnie PK 5, przez wyimaginowany asfalt łączący Brodnicę Dolną z Górną.

Ta zaś panorama ominęła wszystkich, którzy zamiast PK 18 (Jastrzębia Góra) na trasie MnDK zaliczyli punkt stowarzyszony Ta zaś panorama ominęła wszystkich, którzy zamiast PK 18 (Jastrzębia Góra) na trasie MnDK zaliczyli punkt stowarzyszony

Za punktem droga na północ wygląda o wiele ciekawiej od tej drogi na wschód, więc zmieniam swoje pierwotne założenia i zamiast na PK 9, jadę na PK 20. W Chmielnie szukam po omacku punktu, skręcam w boczną uliczkę, ale nigdzie go nie widzę. Na szczęście punkt wyrósł, gdy wracałem z tej bocznej uliczki. Obsługa punktu twierdzi, że właśnie przyjechała.

Jadąc do PK 14 mogę z daleka obserwować Biskupią Górę i rowerzystów na szczycie. Następnie jadę na południe, po raz pierwszy pod wiatr, do PK 9. Przed ostatnim zakrętem na szosie widzę betonową drogę prowadzącą ostro pod górę, a na szczycie wiatrak. Mozolnie wjeżdżam na szczyt, a z tyłu, za wiatrakiem znajduję punkt. Trochę mi nie pasuje odległość od szosy, niemniej decyduję się go spisać. Zjeżdżając na południe znajduję następny punkt i dokonuję ponownego podbicia PK 9.

Dalej bez kłopotów do PK 6. Szczególnie w pamięci utkwiła mi piękna szutrowa droga biegnąca dolinką strumienia na południe od Smętowa. PK 11 odnalazłem idąc na piechotę wzdłuż jaru począwszy od stowarzysza umiejscowionego na południe od właściwego punktu. Podobno na punkcie był ciekawy most wielkości Kingsajz. Szkoda, że ja go nie zapamiętałem. Wyjeżdżając z punktu spotykam Jarka Mydlarskiego, z którym razem gnamy po asfalcie do PK 1, gdzie liczymy litery R. Jarek startował 20 minut po mnie, ale musi jeszcze zaliczyć PK 14 i PK 20. Ja natomiast, jadąc cały czas asfaltem, przez Łapalice, Mokre Łąki, udaję się do Sianowa, by zmierzyć się z zadaniem arytmetycznym. Po drodze coś zaczyna mi stukać regularnie w tylnym kole. Na szczęście to żaden gwóźdź w oponie. To tylko felga zaczyna mi pękać.

Z PK 2 do PK 15, zamiast asfaltem przez Mirachowo, jadę przecinką przez las, gdyż zaraz za Sianowem, boczna droga do Cieszonka uwiodła mnie swoją dobrą jakością. Szanowni czytelnicy, uczcie się na moich błędach.

PK 17 nie dało się zdobyć od południa, więc zdobyłem go od zachodu. Dalej pojechałem przecinką na wschód i nie miałem problemu, jak większość, z odnalezieniem właściwej kapliczki we właściwej kolejności. Tylne koło stuka coraz bardziej, więc rozpinam tylni hamulec. Od razu następuje błoga cisza a i rower jakby szybciej jechał. PK 10 znalazłem po dłuższym spacerze i skonfrontowaniu rzeczywistości z mapą, ze szczytu na północny zachód od punktu.

Tymczasem z manetką od tylnej przerzutki zaczynam mieć coraz większe problemy. Im bliżej byłem PK7, tym wolniej jechałem, głównie na skutek zanikających dróg. Na samym punkcie stawiam rower 10 metrów od punktu, a następnie przez 10 minut karmię komary w kolistej okolicy o promieniu 100m.

Niektóre PK były dobrze ukryte ;) Niektóre PK były dobrze ukryte ;)


Do PK 13 jadę pełen ciekawości względem osobliwego urządzenia do mocowania sieci. Na miejscu trochę się rozczarowuję i pewnie dlatego w kratkę z numerem punktu wpisuję 11, zamiast 13. Przelewam resztki picia z butelek wożonych w bagażu do camelbacka. Nawet pół litra z tego nie będzie, a jeszcze prawie 2 godziny jazdy. Na starcie miałem wszystkiego 4 litry, z tego szacuję, że około litra rozlało mi sie po plecach.

Pod sam PK 16 dojeżdżam asfaltem przez Zgorzałe, a potem piękną leśną autostradą, nieistniejącą na mapie, począwszy od drogowskazu "Leśniczówka Uniradze". PK 12 to znacznie większy problem literacki niż orientacyjny. Szkoda, że nie mogę z nikim skonsultować moich obliczeń. W tym momencie została mi godzina i 5 minut do końca, więc jadę na PK 8. Mniej więcej w połowie drogi tracę wszelką kontrolę nad tylną przerzutką. Podkręcam śrubki od regulacji przerzutki i jako tako udaje mi się jechać na środkowych koronkach. Na samym punkcie, czyli zarośniętym cmentarzu ewangelickim, odnajduję w końcu jakąś tablicę z napisami, a potem nawet drugą tablicę, na której jest napisane między innymi "Ober-Brodnitz". Do zdobycia został mi tylko PK4 i 35 minut czasu. Prowadząc rower pod pierwszy większy podjazd postanawiam go odpuścić i udać się od razu na metę, gdzie pojawiam się 15 minut przed końcem.

Na mecie najpierw gaszę swoje pragnienie, a potem udaję się pod prysznic. Problemy sprzętowe nadal mnie nie opuszczają, gdyż mam niemałe trudności z rozebraniem się, szczególnie na plecach. Dopiero po wejściu pod prysznic w ubraniu i "rozpuszczeniu" koszulki, udaje mi się ją zdjąć. Następnie mogę oddać się najprzyjemniejszej części imprezy, czyli wymianą doświadczeń ze znajomymi, piekąc kiełbaski zapewnione przez organizatorów nad ogniskiem. A wszyscy znajomi uparli się, by popełnić jeden czy dwa błędy więcej ode mnie. Z biegiem czasu nawet organizatorzy przyznają się do bezsilności i ogłaszają, że nie znaleźli nikogo z mniejszą ilością błędów. W rezultacie wręczają mi dyplom i piękną tabliczkę pamiątkową za zajęcie pierwszego miejsca na trasie "Męczarnie na Dwóch Kółkach". Za nagrodę wybieram sobie, z suto zastawionego stołu, zestaw map.

Muszę podziękować organizatorom, za piękną pogodę, cudowne krajobrazy, ciekawie rozmieszczone punkty (sami kilka razy o tym napomknęli), a także pozostałym zawodnikom za ciągłą obecność na trasie. Na takiej imprezie mogę startować choćby co tydzień.

Autor relacji: Wojciech Piwakowski

Więcej informacji o Rajdzie na Orientację pt. "Kaszubska Włóczęga"

Opinie (2)

  • Szkoda,że kilka fajnych imprez odbyło się w tym samym terminie. (1)

    Dużo wcześniej zapisałem się na Rajd Przygodowy Navigatoria i nie żałuję, jednak z miłą chęcią wystartowałbym równiesz w Kaszubskiej Włóczędze, którą również bardzo miło wspominam z zeszłego roku. Mam nadzieję,że w przyszłym roku będzie taka okazja!

    • 3 0

    • Rajd Navigatoria, to dla mnie zbyt wielka rzeźnia...poza tym opłaty nie małe!

      Dlatego wybrałem Włóczęgę i bardzo sobie ten rajd chwalę. W następnym roku z pewnoscią również wystartuję, czy to rowerem czy z buta !
      Ohoj przygodo!

      • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Rowerowy Potop AZS

659 zł
rajd / wędrówka

Znajdź trasę rowerową

Forum