• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

III Maraton Bydgoszcz - Chełmno - Bydgoszcz (28.09.2002)

5 października 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Ponieważ kolanka mi ostatnio wysiadają ubrałem podwójne rajstopy (grube) i na to pampersa. Wyekwipowany byłem również w camelbaka, 2 dętki, 8 łatek, wypinacz i "przybornik imbusowy" oraz 2 pompki (jedną nornalną oraz jedną na co2 - po tegorocznych pechach ze zlapanymi gumami postawiłem na niezależność i szybkość). Na miejsce przybyliśmy z Gdańska w 5 osób dwoma samochodami. O ósmej rano gdy było jeszcze bardzo zimno pobraliśmy numerki startowe, siateczki z plakatem, otwieraczem do piwa (!), paskami ściągającymi do numerów startowych, długopisem, reklamówką isostara, nalepką reklamującą Maraton i mapą Parku Krajobrazowego Doliny Dolnej Wisły. Start i meta usytuowane były koło hop dirtowych albo raczej toru ... mniejsza z tym ... rozgrzewająco to wyglądało o tej godzinie ;) Okazało się, że zapowiadanych koszulki i płyty za zdjęciami, które uczestnicy mieli dostać jeszcze nie było ....mają być dosłane pocztą, podobnie jak dyplomy uczestnictwa. Na starcie uczestnicy mogli pobrać dodatkowo 0,5 wody i 0,25 isostara. Trochę zawiedzeni byli niektórzy liczący na to, że jakieś batoniki również będą dostępne. Ja na szczęście przewidująco zaopatrzony byłem w batony energetyczne :)

Na miejscu okazało się że maraton cieszy się mniejszą frekwencją niż dotychczasowe, gdyż zapisanych było około 200 osób. Na starcie pojawiła się chyba właśnie taka liczba osób. Już ustawieni na mecie zauważyliśmy, że ktoś z przodu się "wpycha". Byli to zawodnicy zawodowej grupy PZU Lotto, m.in. Anna Szafaniec. Mimo okrzyków "na tył" zajęli miejsce z prawej strony startu. W tym momencie postanowiłem sobie, że będę w miarę możliwości starać się "siedzieć im na kole". Szczególnie dotyczyło to Anny S. co jej powiedziałem wprost, na co odpowiedziała miłym zachęcającym uśmiechem :)

Początkowy odcinek chyba 16 km mieliśmy pokonać za wozem terenowym z fotoreporterami i kamerzystą. Zgodnie z zapowiedziami cały czas utrzymywałem się w okolicach żółtych koszulek i za zieloną oponą Anny :) i jej kolegów z grupy. Przejazd prowadził po prostym, płaskim odcinku do trawiastej polany, z której miał miejsce start. Tam mieliśmy parę minut aby załatwić niezbędne potrzeby (najczęściej objawiało sie to oddawaniem moczu na liczne jabłka znajdujące się pod jabłoniami - na miejscu Bydgoszczan przez najbliższe kilka dni nie spożywałbym jabłek niewiadomego pochodzenia) po czym odbył się start. Na pierwsze miejsca wskoczyli ostro startując zawodnicy, którzy zapodali z ostrego biegu, na początku PZU Lotto oraz kilka osób, między innymi ja, jadąc tuż za Anną S., nawet chwilę przed .. ;) Na podjeździe jednak wyprzedziła mnie i od tego momentu trzymalem się przezornie za .... nie marnując sił na wyprzedzanie i ściganie.. bądź co bądź miało to być 120 km ...a obawiałem się że Ona będzie jechać 60. ( i nie myliłem się )

Dobrym posunięciem był ostry start, gdyż po chwili w czasie, gdy się rozjeżdżał peleton, dojeżdżało sie do ostrego zakrętu w prawo gdzie następowało zwężenie i podjazd do góry. Tam okazało się że ludzie pchają lub niosą rowery .. co trochę mnie wybiło z rytmu, bo sądziłem, że będzie się to podjeżdżać .. nerowa trochę atmosfera była , chyba wszyscy sie obawiali dogonienia przez osoby, które trochę gorzej wystartowały. Potem przejazd przez lasek, w zasadzie singletrackiem, wypad na asfalt, kawałek zasuwania i znowu wjazd w las i znów asflat, drogi gruntowe ..... w zasadzie tak w kółko. Cały czas udawało mi się utrzymywać w niedalekiej odległości do prowadzących czasami widząc w odali ich jakże charakterystyczne koszulki. Taka sytuacja trwała przez parę kilometrów, po czym zniknęli mi z widoku; ja zaś jechałem w grupie wraz ze zdaje się grupką kolarzy z Jarocina (juniorzy). Częste zmiany, szybkie tempo i zmieniające się rodzaje podłoża pozwalały utrzymywac się dość daleko przed reszta peletonu. Jadąc z nimi słyszałem ludzi krzyczących do mnie lub ludzi obok - 12-sty, 13-sty ! Zdecydowanie dodawało mi to skrzydeł... lecz jak pech to pech, złapała mnie kolka... sam nie wiem jakim cudem nie dałem się i utrzymałem tempo. Bardzo głeboko oddychając przejechałem z takim bólem zdaje się kilka kilometrów, aż zupełnie zapomniałem, że coś mnie boli. Zasuwałem w pełnej euforii, zadowolony że jade na dobrej pozycji z nadzieją, że utrzymam miejsce w pierwszej 20-stce. Cały czas prędkości na prostych oscylowały pomiędzy 27-35 km/h.

W pewnym momencie szlak odbijał w lewo na tory kolejowe, po czym przez łąkę i bezdroża, błotniste zjazdy itp .... w sumie nie potrafię powiedzieć, kiedy dokładnie dojechaliśmy do pierwszego punktu żywieniowego, gdzie zaznaczane były znaczki kontrolne .. Jakkolwiek tam postój był bardzo krótki, wszyscy brali tylko po isostarze i jechali dalej... a tu trawisty zjeździk .. bardzo przyjemny, jakkolwiek isostar wypadł mi z kieszonki bluzki... nie przejąłem się tym jednak bo miałem dalej 3/4 camelbaka oraz jeszcze napój energetyczny w bidonie i jeszcze jedną puszkę w koszulce (ze startu).

Po drodze było jeszcze trochę różnych fajnych zjeździków w błocie, rzeczek do przeprawienia / przejechania, jeden wawozik, gdzie ciężko było się przez niego przeprawić z rowerem na plecach - w błocie chyba ciężko było bez kolców bo mimo, że takowe miałem to nie należało to do łatwych (podejście). Potem wspominam jeszcze przejazd przez wyrwę gdzie udało mi się, jak co poniektórym, przejechać go lewą stroną po korzeniach. Niestety po odglosach i przekleństwach, które usłyszałem za sobą, wnioskuję, że osobnik jadący wówczas za mną, miał tam problemy ;) Następnie chwilkę po tym trzeba było rower wrzucić na plecy i przez pieniek przejść na druga stronę rowu.. Teren był zróżnicowany, było trochę podjazdów i zjeździków, dużo zasuwania po płaskim, przeprawa przez podmokłe łąki i tego typu tereny ... bardzo ciekawie i błotniście czasami ... w kazdym razie buty miałem mokre i ubłocone nie raz i nie dwa razy ... nie wiem w jaki sposób niektórzy docierali nawet do mety małego prawie całkiem czyści ;)

Końcówka małego maratonu czyli 60-km była bardzo fajna - ostry podjazd, który zreszta chyba wszyscy podchodzili (wcześniej był punkt kontrolny na zjeździe o czym później) następnie fajny zjeździk, podjeździk i fajny wąwozik.. gdzie zjazd przypominał zasuwanie w torze bobslejowym ... mozna było zasuwac równo... wjeżdzać na boki i wyskoczyć w 2 miejscach :) Po tym lekkie odbicie w lewo, 90 stopni w prawo i asfaltem pod górę, na górze w lewo i prosto na metę małego lub na połówkę dużego. Poniewaz kolano mi wysiadalo ( w kazdym razie bolało b. konkretnie) zdecydowałem się zjechać na metę małego ... tam okazało się, że jestem 6-sty w open, a 5-ty z facetów :-) Anna Szafraniec była 2-ga w Open ...

...Ale był 1 problem !! Otóż na wspomnianym zjeździku, gdzie zasuwałem i nie widziałem nikogo, kto by mnie zatrzymywał, był punkt kontrolny - co się okazało 1 facet sobie tam stał. Na mecie dowiedziałem się, że brak mi jednego punktu kontrolnego i że mam się wrócić do tego punktu po znaczek, bo nie zostanę sklasyfikowany ... zawrzało we mnie i zacząłem się kłócić z Sędzią. Na moje słowa że nikt mnie nie zatrzymywał, a jesli ktoś tam był "to może zrobił sobie przerwę i musiał pójść w krzaczki" usłyszałem .."czy Pan wie co Pan mówi .. ?!!" takim tonem jakby rozmawiali z kłamcą ... szlag mnie trafił i powiedziałem, że w taki razie wrócę się do tej punktu kontrolnego wyjaśnić sytuację. Jak powiedziałem tak zrobiłem ... BTW całej sytuacji przeglądał się facet z kamerą, który chyba nagrywał jej przebieg, jesli gdzieś to było puszczone później to może jest tam pełen przebieg rozmowy.

Po drodze mijałem osoby jadęce w kierunku mety zdezorientowane tym że ja jadę w odrotnym kierunku - pytali się co się stało, niektórzy chyba chcieli zawracać .. może myśleli że pomylili trasę.... więc krzyczałem że dobrze jadą ! , jechać dalej !.. itp ... Moich 2 kumpli w międzyczasie spotkałem również i objaśniłem im to naprędce ... bardzo naprędce ...

Nie wiem jak daleko do tego punktu było ale wkurzony byłem tam bardzo szybko ... po dotarciu na miejsce zaczłem rozawiać z gościem, któremu to wszystko chyba zwisało ... w każdym razie przyznał, że była osoba której nie zdążył zatrzymać i oznakować ... czyli POTWIERDZIŁ że tam byłem .. niestety nie miał krótkofalówki (bo chyba z mety by go wywołali i dowiedzili się czy jechałem tamtędy czy nie ...). Mając nadzieję że potierdzi to również później wróciłem na metę żeby wyjaśnic sytuację. Przy okazji miałem możliwość jeszcze raz przejechać się wąwozikiem "bobslejowym". Tym razem dalej wkurzony jak jasna ... dalem tam czadu i wyskoki były fajniejsze niż pierwszym razem, a po 2-gi mało nie spotkałem się z matka glebą ;) Po drodze pod górę asfaltem minąłem jeszcze chłopaka, który chyba miał dosyć.. tak w każdym razie wyglądał... Dojeżdżajac na metę ew. rozjazd chłopaki z obslugi pytali się - "jedziesz dalej czy koniec i na metę" - jak mnie zobaczyli wypowiedzieli rutynowe zapytanie... i troszkę się zdziwili - przecież Ty już jechałeś .. de ja vu ???! ;)

Dojechałem do mety porozmawiac z sędziami i zgłosić mój prostest. Powiedzili, że postarają się to wyjaśnić, bo przecież jeśli jechałem tamtędy to wszystko OK. Powiedziałem im, że chyba takie rozwiązanie nie jest najlepsze, szczególnie usytuowanie gościa - kawałek dalej był podjazd i tam mógł się ustawić ... np. na górce, a nie żeby Cię zatrzymywał w tym momencie gdy człowiek zasuwa ... i np. na Festivalu BA były urządzenia rejestrujące i punkty pomiarowe więc się nie trzeba było zatrzymywac !

Powiedziano mi, że rozpatrzą mój wniosek, a jest zapisane kiedy wjechałem na metę z jakim czasem i na której pozycji, więc się muszę uzbroić w cierpliwość. W międzyczasie Aga i kumpel Marek pojawili się na półmetku i po chwili przerwy ruszyli dalej na Duży ...

Po ok. 20 minutach odpoczynku, wcinaniu pysznych drożdżówek, zagryzanych ćwiartkami pomarańczy i popijaniu isostara ruszyłem dalej na dużą trasę ... bo przecież jakoś musiałem wrócić do Bydgoszczy. Uznałem, że chyba przecież dojadę no i fajnie byłoby zobaczyć całą trasę .... Po drodze trozkę zbłądziłem.. ale nadrobiłem zaledwie jakieś 3-4 km. Na drugim odcinku trasy było bardzo dużo asfaltu i odkrytej przestrzeni.. wiatr niestety wiał mi w oczy :( ale nie tylko mnie ... Po drodze od czasu do czasu kogoś wyprzedzałem, chwilę jechali ze mna i odpadali ... Troszkę się spinałem żeby wogóle jechać.. bo tempo tych pierwszych 60 km było dla mnie zabójcze... ale pedałowałem.. bo przeciez i tak muszę dojechać. Dalej po drodze spotkałem i jechałem z bratem Keyro - Łukaszem (pozdrowienia!) .. W zasadzie zaczęliśmy jechać na jednym z podjazdów... jeszcze przed punktem kontrolnym i błotem gdzie rower zapdał się po ośki ;P Tam był czad .. potem tak zapchane miałem hamulce, że obręcze nieźle zjechałem ...

Z drogi powrotnej wart wspomniania jest zdecydowanie zjazd po "kamyczkach". Był taki fajny fragment wcześniej że można było się rozpędzić troszkę... więc palce z hebli.. potem nagle moment nie wiadomo co robić .. ale w krzakach widząc wstązkę.. czyli jazda, na szczęście zwolniłem trochę i SRUUU po kamlotach. To był NAJLEPSZY zjazd na całym Maratonie i nie wiem czy nie najlepszy z tych w których brałem udział .... Całe szczęście że miałem tak w granicach 30 -33 km/h wjeżżając tam bo gdybym wjechał z większą prędkością to mógłby być problem .... Łukasz na swoim GT też przemknął tam bezproblemowo :) Tak więc zjechalismy ten zjeździk i wspominając go oraz ogólnie rozmawiając o różnych sprawach jechaliśmy w kierunku mety. Po drodze jechaliśmy z NoOffencem przez pewnien czas, po czym jednak pojechaliśmy swoim tempem przodem... O tym, że to był Tomasz dowiedziałem się troche później już przy stołach z jedzeniem na mecie gdy siedzieliśmy z Łukaszem do stołu gdzie siedziała Leeloo dosiadł się NoOffence. Wtedy Łukasz wymienil jego ksywę ... ;)

Ogólnie rzecz biorąc końcówka była dobijająca. Obaj mieliśmy już dosyć.. tyłek mnie bolał niemiłosiernie (teraz tez ;P ), stopy od szytwnych sportowych butów dalej mnie bolą jak i okolice karku i obojczyka... ale jechalismy nie schodząc poniżej 20 km/h - nie licząć podjazdów rzecz jasna .. ;P Na metę wjechaliśmy razem trzymając się za ręce .... nawet nie wiem na którym miejscu .. najważniejsze było dla nas ukończenie ... Zdziwiłem się gdy się okazało, że na trasie nie zobaczyłem Agi na mecie od kumpli się dowiedziałem że jeszcze nie przyjechała.... czekalem jeszcze przez jakiś czas ale w końcu nie wytrzymałem nerwowo i zadzwoniłem do niej ... powiedziała że dojeżdża i rzeczywiście jakieś 10 minut później pojawiła się na mecie ... zmęczona, troszkę obita ale CAŁA !! ufffffffff !!! A gdy siedzieliśmy w namiocie podjadając .. cały czas ktoś wjeżdżał na metę ...

Podczas rozdania pucharow i medali dla najlepszych około 18 ogłoszono, że uznano reklamację numeru 101 .. czyli że jestem sklasyfikwany tak jak przyjechałem ... 6 miejsce w ogólnej, 5 wśród mężczyzn na 60 km (przy czym w pierwszej 3 mężczyzn 2-ch z PZU Lotto - czy oni nie potrafią nie odbierać dzieciom zabawek!! ;P ), średnia 21 km/h (na małym), 19,1 na całości wraz z cofaniem się do punktu kontrolnego, całkowity dystans do wjazdu na metę od startu ..138,29 km w czasie (sama jazda 7 godzin, 13 min i 21 sek). na jednym ze zjazdów prędkośc MAX wyniosła 49 km/h.

Silver przyjechał 120 km na 15 miejscu w generalce, Rzeka 27 w generalce Marek nawet nie wiem który, ale przyjechał razem z Agą ... Aga zdobyła srebrny medal Wszystko skończyło się dobrze a my dojechaliśmy do 3miasta cali i zdrowi... oraz maksymalnie wyczerpani, ale zadowoleni z siebie i dumni z siebie nawzajem ... Wczoraj położyłem sie około 23.00. Dziś wstałem o 13.00 i od 13:30 oglądałem
w EXtreme program o zjeździe Kamikadze :) ale czad !!

pozdrower
tekst: Piotr "Peter" Leczycki
foto: Marek Roman


PS: teraz czekamy na dyplomy, koszulki i płytki CD ze zdjeciami - może dorzucą jeszcze jakieś z Tego Maratonu. Organizacja w sumie dobra, chyba tylko ja mialem problemy z p. kontrolnym, trasa mi się podobała - była ciekawa i wymagająca szczególnie podczas jazdy do Chełmna - w drodze powrotnej już nie była tak ciekawa ale kilka fajnych miejsc tez było.






Wyniki na stronie organizatora, czyli Bikeboard-u

Opinie (2)

  • III Maraton Rowerowy Bydgoszcz – Chełmno –Bydgoszcz 2002-09-29

    Maraton Bydgoski to jedna z nielicznych i najciekawszych propozycji ekstremalnego siekania ( jak na warunki północne) w naszym regionie.Wzięcie udziału w maratonie jest wielkim wyzwaniem, dla ciała i sprzętu.A ci, którzy jechali pełną pętle dokonali wielkiej rzeczy! I im chwała i moje gratulacje.

    Na maraton ruszyliśmy z Robertem Zembroniem o godz. 4 30 z Gdyni.Już dwa tygodnie przed maratonem miałem koszmarne sny, że nie zdążyliśmy na czas albo, że dojechawszy na miejsce nie mam roweru! Koszmar nie!?Ale na szczęście wszystko przebiegało według planu, na miejscu byliśmy koło 7.Byliśmy jedni z pierwszych Z minuty na minutę przyjeżdżało coraz więcej twardzieli.Nasze siły połączyliśmy z paczką z Elbląga. Elbląg przyjechał okazało się w bardzo mocnym składzie Jerzy Kłoczewiak,Tadeusz Sałamacha i utytułowana wielokrotnie Ewelina Piotrowska.Miedzy czasie więcej na www.bikereuzo.topnet.pl

    • 0 0

  • WOW!!!!

    Dokonałam Wielkiej Rzeczy !!! Ale super :-))) Serio to było naprawdę extra - potraktowałam to jako "większą wycieczkę" i wcale nie starałam się osiągać jakiś szczególnych wyników. Zachęcam gorąco więcej dziewczyn by startowały w przyszłości:-)

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum