• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

I Jesienny Maraton MTB; Kościerzyna; 28.09.2008

Łukasz Bolius (Grupa Rowerowa Trójmiasto)
4 października 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 

W niedzielę 28.09.2008 Kaszubski Instytut Rozwoju oraz Kościerskie Stowarzyszenie Rowerowe "Kaszubski Szlak" zorganizował I Jesienny Maraton MTB. Do wyboru były 3 dystanse GIGA - 84km, MEGA - 53km, MINI - 20km.. Pomimo, iż równolegle w Wejherowie odbywały się zawody XC, frekwencja dopisała. Pojawili się m.in. Andrzej Kaiser z DHL Author, Bikeworld Bergamot Team z Krzysztofem Drabikiem na czele, Ania Świrkowicz reprezentująca Treka Gdynię, Baszta Bytów oraz Sopot Killers.



Zanim się jednak wystartowałem na maratonie, trzeba było dojechać na miejsce zawodów. I tu według mnie należy się dobre słowo organizatorom. Otóż tydzień wcześniej na maratonie w Gdyni jak i na stronie organizatora można było pobrać mapkę dojazdu. Oprócz tego porozwieszane były strzałki ułatwiające dotarcie - super! Gdyby na każde zawody można było tak łatwo dotrzeć...
Po potwierdzeniu startu i dokonania opłaty startowej (35zł), można było spokojnie przywitać się i pogadać ze znajomymi, a później powoli przygotowywać się do startu. Podczas rozgrzewki nie jeździło mi się najlepiej. Nogi były sztywne wręcz drewniane. Może to efekt wcześniejszej "rozgrzewki" na Mistrzostwach Starogardu Gdańskiego w MTB ,które odbyły się dzień wcześniej, ale nie jechałem tam na "maksa". No cóż nie ma wyjścia, trzeba jechać - pomyślałem. Gdy tak się rozgrzewałem spotkałem Robina, który jak zwykle próbował mnie namówić na dystans GIGA - ten to zawsze chce mnie zajechać. Propozycja była kusząca, tym bardziej, iż dla pierwszej szóstki w klasyfikacji OPEN były przewidziane nagrody finansowe odpowiednio 500, 400, 300, 200, 150, 100zł. Natomiast pierwsza trójka na dystansie MEGA dostawała "tylko" 300, 200, 100zł. Szybkie przekalkulowanie, podpatrzenie rywali i wydawało się, że mam jakieś szanse. Tylko czy nogi to wytrzymają zmęczone ciężkim sezonem. Decyzję postanowiłem podjąć na trasie, z czego Robin zaczął się nabijać.
O godzinie 10.50 ustawiłem się z Robertem na starcie w pierwszej linii. Lecz za wiele mi to nie dało, gdyż organizatorzy postanowili przesunąć do przodu pierwszą 20 z wiosennego maratonu w Gdyni. Punktualnie o 11.00 odbył się start. Cała czołówka od razu mocno ruszyła. Pomimo, iż na samym początku droga była szeroka tak, że 2-3 samochody by się zmieściły, czołówka jechała ściśnięta i nikt właściwie nie chciał dyktować tempa. Dopiero po jakiś 1200m, gdy wjechaliśmy na leśną ścieżkę peleton się rozciągnął, a tempo zaczął dyktować Andrzej Kaiser. Początkowo nie było zbyt zawrotne, lecz z czasem coraz bardziej szło w górę. Po ok. 2,5 km skręciliśmy w lewo i....czub peletonu zwolnił. Nikt nie wiedział czy dobrze jedziemy. Na szczęście ktoś zobaczył parę metrów dalej taśmę na drzewie. Więc dalej ruszyliśmy. Ale gdy kilometr dalej wjechaliśmy na pole, krzywo zawieszona taśma na krzaku spowodowała pewien kłopot. Zamiast pojechać prosto skręciliśmy w lewo, po czym zobaczyliśmy koniec stawki. Zaniemówiłem... pomyślałem, że kolejny "maraton na orientację bez mapy :) ". Skręciliśmy z drogi w lewo w wysoką trawę tak aby dojechać - dobiec do wcześniejszej drogi. Tym razem nie skręciliśmy w lewo tylko pojechaliśmy prosto. Na szczęście nikt nas nie wyprzedził, gdyż wszyscy "jak stado baranów" pojechaliśmy za Andrzejem robiąc "rundę honorową" - fajny widok.


Po tym zamieszaniu ruszyliśmy dalej tym razem jeszcze bardziej podkręcając tempo. Jechałem jako 4 i gdy zaczął się podjazd nie wytrzymałem - odpadłem. Patrzyłem tylko jak odjeżdża Andrzej Kaiser, Łukasz Mudyn, Krzysztof Drabik i Krzysztof Krzywy. Następnie zaczęli mnie mijać młodzi z Bytowa wraz z trenerem oraz Robin. I tego było już za wiele. Chwyciłem mocniej kierownice, zacisnąłem zęby i dałem z siebie wszystko, aby utrzymać Robinowi koło, który jechał za juniorami. Z leśnych ścieżek wyjechaliśmy na polne szutry, które wiły się to w prawo, to w lewo.

Do zjazdu na MINI ok10km ledwo trzymałem się na kole i tak naprawdę gdyby nie Robin to bym dawno odpadł. Pierwszymi, którzy tu dotarli był oczywiście Andrzej wraz z dwoma Krzysztofami. Minutę za nimi jechał samotnie Łukasz Mudyn. My natomiast traciliśmy równe dwie minuty. Parę metrów za nami cały czas trzymał się Sebastian Cylkowski, który co chwilę zbliżał się i został. Jadąc dalej coraz bardziej się rozkręcałem, aż w końcu coś puściło i nogi zaczęły normalnie pracować. Gdy dojechaliśmy do Gapowa powstał pewien problem. Otóż dojechaliśmy polną drogą do prostopadłej drogi asfaltowej i nie było żadnej strzałki. W oddali dostrzegliśmy jakieś niebieskawe "plamy" na słupach, które szczęśliwie okazały się strzałkami. W tym miejscu należałoby podziękować dzieciakom, które się tam kręciły, że "nie zajumały" wszystkich strzałek.

Jadąc dalej to polnymi ścieżkami, to sigiel-trackami nad jeziorem, to drogą asfaltową czy też leśną, młodzi z Baszty coraz mniej wychodzili na zmiany i właściwie ja z Robinem musieliśmy przejąć obowiązek dyktowania tempa. Lecz ile można? Po pewnym czasie mieliśmy tego całego wożenia się na kole dość i postanowiliśmy ich troszeczkę porwać. Lecz tak łatwo nie dawali za wygraną cały czas jechali z nami. Właściwie jedynie Dawid Małecki wykazywał chęci współpracy. Tak dojechaliśmy do bufetu na 30 kilometrze, przez który z Robinem właściwie "przelecieliśmy" nie patrząc nawet co dają. Sytuacja w czołówce właściwie się nie zmieniła. Prowadziła wcześniejsza trójka, za nimi z 4 minutową stratą jechał Łukasz. My natomiast do liderów traciliśmy trochę ponad 6 minut. Za nami samotnie wciąż jechał Sebastian, który doszedł nas właściwie dopiero przed samym rozjazdem MEGA-GIGA.


Na rozjeździe nawet się nie zastanawiając (chyba już odruchowo) skręciłem w lewo na MEGA wraz z trójką młodych z Bytowa (jedynie ich trenera udało nam się zgubić). Że było trochę pod górkę, szarpnąłem, aby zrobić przesiew - tym razem się udało. Doskoczył do mnie jedynie Dawid, z którym po szybkiej wymianie zdań postanowiliśmy wspólnie uciekać i nie ciągnąć pozostałych. Współpracując łatwo odskoczyliśmy i pomimo tego, iż mieliśmy słuszną przewagę nad resztą, nie odpuszczaliśmy. Wiedzieliśmy jednak, że jadących przed nami nie dogonimy i że jak tak dalej pójdzie przyjdzie nam walczyć o 3 miejsce. Wszystko ładnie pięknie wyglądało, nawet zaczęliśmy rozmawiać - tak byliśmy pewni naszych miejsc.

Z jakieś 3-4 kilometry przed metą, gdzie siedział ostatni z obstawiających trasy pojawił się pierwszy problem - przypływ adrenaliny. Ktoś zerwał taśmę i przestawił strzałkę. Zaczęliśmy błądzić, przełazić przez krzaki, z nerwów padły niecenzuralne stwierdzenia. Wróciliśmy do miejsca, gdzie była ostatnia strzałka. Wtedy zdążył do nas dojechać jeden z juniorów z Bytowa, którego wcześniej urwaliśmy. Cała wcześniejsza praca poszła na marne. Jechaliśmy dalej, coraz bardziej nerwowo spoglądałem na licznik, który stwierdzał, że zaraz będzie meta. I nagle znowu nerwówka... dojechaliśmy do miejsca, gdzie po starcie jechał peleton zanim skręciliśmy w leśną drogę. Taśmy były zerwane, latały chaotycznie, żadnych strzałek. Wiedziałem, że do mety nie ma więcej niż 200-300metów. Postanowiłem zaatakować nie wiedząc, w którą stronę mam jechać. Pojechałem w lewo, Bytowianie w prawo, lecz gdy zobaczyli gdzie ja jadę ruszyli za mną. Lecz to była zła decyzja. Po 300 metrach sprintu zorientowałem się, że źle jadę. Zawróciłem i przypuściłem kolejny atak. Tym razem w dobrą stronę. Przed samą metą ze wściekłości uderzyłem parę razy w kierownicę, będąc przekonanym, że cała praca poszła na marne i ktoś nas wyprzedził. Na szczęście, się udało i dojechałem trzeci.

Ogólnie co się później okazało nie tylko ja miałem tam problemy, ale wszyscy, którzy wcześniej tam jechali czyli zwycięzca Krzysztof Drabik i Łukasz Mudyn. Znowu jakiemuś kretynowi zebrało się na żarty. Później już tego problemu nie było, gdyż organizatorzy powiesili nowe strzałki. Gdy ja się przebierałem na mecie zameldował się zwycięzca dystansu GIGA Andrzej Kaiser, który o 14 minut wyprzedził Krzysztofa Krzywego i o ponad 20 minut Sebastiana Cylkowskiego, za którym wjechał Robert "Robin" Ciechacki.



Podsumowując
Impreza naprawdę bardzo udana. Fajna, ciekawa trasa, która była dobrze oznakowana (nie licząc paru miejsc, gdy ktoś ściągnął strzałki, ale to się dzieje niestety w całej Polsce). Sama organizacja i tak zasługuje na pochwałę. To, że była mapka i strzałki do biura zawodów i niezbyt wygórowane wpisowe, zasługują na duży plus. Na mecie czekały na nas pamiątkowe plakietki oraz jedzonko :) Na zwycięzców kategorii wiekowych były przewidziane fajne puchary, a dla kategorii OPEN oprócz wcześniej wspomnianej "kasie", bardzo ładnie wydane albumy "Kościerzyna i Powiat Kościerski" oraz kubek kaszubski. Podobało mi się jeszcze jedno, mianowicie to, że organizatorzy chcieli, starali się wyjaśnić sytuację, jeśli ktoś miał wątpliwości co do umiejscowienia siebie w wynikach. I powiem szczerze: gdy będę miał do wyboru kolejny maraton w Gdyni czy w Kościerzynie, bez wahania wybiorę ten drugi.
Łukasz Bolius (Grupa Rowerowa Trójmiasto)

Opinie (2)

  • Fajny maraton

    To prawda! Maraton bardzo kameralny i udany. Może bez wielkiej "pompy" ale naprawdę rewelacyjny. Co do oznakowań na trasie osobiście nie miałem problemów ale, owszem wiele osób je zgłaszało.

    • 0 0

  • Świetna impreza...

    szkoda trochę, że okres maratonów się już kończy...
    bo w zimę też bym sobie pojeździł, w szczególnosci po Kaszubach, które o tej porze roku ze swym mikroklimatem są cudowne.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum