• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Harpagan 37; "Kobieta niezależna, zorientowana na sukces"

Karolina Kurajk, Aleksander Jasik
28 kwietnia 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 

Zapominasz o szarej codzienności, o pracy o tym, co ważne tylko pozornie. Wpadasz w nurt, gdzie rytm wyznacza mały biało-czerwony lampion.



Odwieczny spokój natury jest Twoim towarzyszem, a sen i zmęczenie nie mają najmniejszego znaczenia. Jesteś tu i teraz, gdzie każdy promień słońca doceniasz po dwakroć. Tylko w myślach dopadasz ziemi, bo przecież trzeba jechać - przemieszczasz się szybko z nadzieją, że siła nie wystawi Cię do wiatru. Liczy się radość z chwili, a każda chwila to nowa przygoda dająca długą kolejkę satysfakcji. Mkniesz jak lawina porzucając rzeczywistość. A cel jest jeden...

Wrażenia z 37 edycji Harpagana, czyli ekstremalnej jeździe na orientację.

Pakuje Lapierra do walizki, troszkę patrzy się na mnie z boku: Halo ciotka, ja nie służę do składania tylko do śmigania. Jest piątek, późny wieczór, zmęczona po ambitnym tygodniu w pracy, spotykam się ze znajomymi i pędzimy do miasteczka Bytomia. Dlaczego pędzimy? By zaspokoić ambicje, dla satysfakcji i endorfinek - Harpagan-37.

To wspaniałe uczucie - każdy je doskonale zna - budzę się w sobotę rano. Budzi mnie gwar rumor na sali. Lekko dociera do mej świadomości, że jestem, gdzieś nie w domu, ale w miejscu gdzie chętnie przebywa ma pasja. W głowie 100 razy na minutę myślę: "Czy ja, aby na pewno muszę już wstać? Jednak, gdy tylko kątem oka dostrzegam rower i spoczywające tuż obok spd'y - wstaję, pomimo tego iż jest to ostatnia rzecz, o której marzę... Jeżeli u Ciebie również tak się dzieje, to nieodzowny znak, że rower to spory kawał Twojego życia!

Nocleg na sali i jej zapach, znajomy zapach rywalizacji. Ta myśl wprowadza mnie w krótki kolejny sen o sporcie, gwałtownie przerwany wybuchem pompowanej opony - ktoś klnie, bo wie, że chyba nie pojedzie i prosi rozpaczliwie o pomoc. Ludzie jest piąta rano... No tak start o 6:30. Rower gotowy już mam taki czysty lśniący aż czuję, że wszystkich was tu rozjadę a kogo nie rozjadę to objadę ba, bo jak nie ja to, kto? Klasyka rodem z "Świat według blondynki" - nigdy nie mogę zdążyć na start. No jakieś wejście trzeba mieć w końcu... Wszyscy już maja mapy a ja mapę dopiero poproszę... Czytam ją i przypominają mi się słowa znajomego "Mapa kompas i do wróżki". A gdzie mój kompas no tam gdzie zawsze, to już jest odruch on zawsze na swoim miejscu. Mapa w ciało, kompas w umysł, energia w łydki i dalej w materię roweru by go ożywić. I tak w mój ukochany rower wnika ma dusza.

Dostrzegam Lidera (przyp. Tomek Widuchowski), który siedzi na ławeczce, rozkoszując się pierwszymi promieniami słońca. Dosiadam się - podpytuje, spoglądam na zmianę na jego mapę, to na swoją wykreślam warianty... życzę mu powodzenia.

Karolina Kurajk - 1 miejsce: Puchar polski w maratonach rowerowych na orientację.
Karolina Kurajk - 1 miejsce: Puchar polski w maratonach rowerowych na orientację.
Magiczne "clik-clik" i poszło! Świat codzienności przestał istnieć - przenoszę się w całkiem inny świat. Jest mapa, las i gdzieś te małe biało-czerwone lampiony. Już ja was znajdę!

Z automatu wskakuje opcja napieranie - wpadam w nurt kierowany instynktem. Tylko ja i natura, moje ścieżki, moje plany. Trzeba pędzić, szybko, szybko... czas leci, czas leci, pospiesz się. Przyroda staje się moim sprzymierzeńcem, pod skórą płynie pasja, a mapa przenika do szpiku cicho wołając prawo, lewo, lewo, prawo. Oddech próbuje się wyrwać, ale nie pozwalam na to, ze swoją chorągiewką ambicji czeka na mnie około 200km. Tak jak gorzko pachnie świt, tak słodko smakuje zwycięstwo - z tą myślą wyruszam.

I kręcę, dojazd na pierwsze trzy punkty: 7,1,19 w moim przypadku - nie jest zbyt skomplikowane - pierwsze dwa punkty jadę z pamięci. Zapoznaje się z urokami piasków - ba! właściwie już je znam - mieszkam nieopodal. O dziwo na początku, nie spotykam nikogo w koło, daje mi to do myślenia. Jeja... gdzie te 270 osób się podziało? Nie przywykłam do samotnej jazdy, właściwie to mój pierwszy tak długi indywidualny rajd - dotychczas jeździłam z kimś. Moja samotność kończy się prędzej niż się zaczęła. Gwałtownie nie wiadomo skąd spotykam ludki nadjeżdżające z każdej strony... 4 strony świata to dla nich stanowczo za mało. Wygląda to komicznie jak by chcieli sobie chipami oczka wydłubać;) Malownicze tereny urozmaicają tą surrealistyczne zjawisko. Śmieje się jak głupia.

"Teraz gdy w ruchomych piaskach tonę... rozumiem swój błąd" śpiewała Kasia Stankiewicz - no i jak tu dosłownie się nie zgodzić? Objeżdżać asfaltami, czy ciąć przez lasy - Lider pewnie wybrałby asfalt, ale ja nie jestem Lider, wiec jadę przez las. Droga z Konarzyn do Leśnej Huty, mija szybko o dziwo nie ma piasków. Aż smutno robi się mi bez nich - tak jakoś dziwnie. Punkt 11 klepnięty. Leśną Hutę znam jak własną kieszeń - spędziłam tu sporą część dzieciństwa, bruk prowadzący do Czarnej Wody to iście legendarna już droga. Pomalutku robi się tłoczno, 2km przed trzynastką doganiam Panów i zasugerowana ich jazdą, przejeżdżam punkt. Na szczęście tylko 1 km za daleko - szybko cofka.

Robi się coraz cieplej, zdejmuje rękawki i nogawki, tym samym stwarzając wykwintną ucztę dla komarów, ale ja się nie dam na LP i jazda. Znów piaski, cisnę, cisnę i coś mnie siły opuszczają. Moje zdziwienie jest przeolbrzymie no jak to? Na pewno tylko sobie wmawiam - tak to na pewno głowa. Łydka boli, a ja ledwo jadę. A to ci psikus - tylne kółko pokłóciło się z powietrzem - laczek! To po prostu trzeba być mną, aby w takiej piaskownicy przebić oponę. Mija mnie grupka osób, pytają czy sobie poradzę, z braku laku odpowiadam "tak" myśląc, że nie mam chyba wyjścia. Na szczęście kolejny kolega okazał się 100 proc. dżentelmenem i po chwili mogłam nadganiać straty. Dziękuję z całego serducha za pomoc! Na 20 i 14 mam długie przeloty - czyste fizolstwo, prosta nawigacja, jadę mrucząc sobie pod nosem kawałki Red Hot Chili Peppers. Jak już wcześniej wspomniałam nie przywykłam do samotnej jazdy. W AR (przyp. Adventure Race) zazwyczaj startujemy w teamie 4-osobowym, a tu nagle ja i tylko ja. To tak jak w oklepanym przysłowiu "Albo rybka, albo akwarium"

Przy PK 8 robi się ciekawie. Chwila dekoncentracji i jak to mówią "Jak się nie ma w głowie, trzeba mieć w łydce". I dokładnie tak było w moim przypadku. Zakręciłam się w lesie, nadrabiając tym samym 3km. Spotykam zagubioną sierotkę z trasy mieszanej, która nie do końca, wie gdzie jest, ale za to wie dokąd zmierza - połowa sukcesu! Podbijam ósemkę - trochę zła na stracony czas - nie ma co rozpaczać trzeba pędzić. Czeka pkt. 6 i wieś Kasparus którego nazwa wywodzi się od smolarza o imieniu Kasper (po polsku Karol). Mam 7km leśnego przelotu, który dłuży się w nieskończoność, nikogo w koło nie widać. Postanawiam, wyznaczyć sobie nagrodę, jeżeli dojadę tam do godz. 14: 28 wcinam malinowy żel od Bogusia. Udaje się! W sumie tak czy siak bym go zjadła, ale cel uświęca środki.

Znów sugeruje się osobą jadącą przede mną. Zła jestem bardzo - to za mało powiedziane - przecież wiedziałam, że w prawo, a pojechałam w lewo. Takie już są te kobiety. Dobrze chociaż, że jak myślę prawo, to mowie prawo, a nie lewo. Tracę dobre 20 min. Strasznie drażnią mnie te moje sugerowania. Obiecuje, że już więcej nie spojrzę na nikogo na trasie. Mam swój wariant i musze się jego trzymać. Już po raz drugi przekonuje się o tym, że jest tu od groma osób, które hmm... cóż, nie mają większego pojęcia o mapie. Szostka podbita, osiemnastka i dwunastkę podbijam bez zatrzymywania się (uroki szybkiego Chipa - który pożyczył mi szanowny budowniczy trasy - dziękuję). Patrzę na zegarek. Czas podjąć decyzję: 17,5,9 czy 5,9, a może 15,9. Jadę do asfaltu główkując, kalkulując - zdążę nie zdążę. Jak pojadę na 17,5,9 to objadę kolegów z klubu - pod warunkiem, że zdążę na metę. Czuję się dobrze, łydka boli - tylko, aby nie pomylić nawigacji. Na asfalcie przekonuje się o sile wiatru i z automatu podejmuje decyzje 5,9. Krzątają się myśli, a jak kogoś spotkam, to może na koło siądę...

W drodze na PK 5 spotykam Piotra (przyp. Buciaka) z kolegą pędzą w całkiem przeciwną stronę, w głowie zapala się żarówka. Na pewno jadę na 15 - usiąść na kole i cisnę z nimi! Ale nie, nie kochani, co to, to nie ja, nie zrobiłam tego! Zapytacie dlaczego? Byłoby za łatwo, tak jak osiołek za kimś na kole. Trzymam się swojego wariantu. Mijam się co chwile z kolegą na czerwonym Specu. Piątka podbita, dziewiątka podbita i czas mi został. Sic! Można spokojnie jechać na metę, ale tego nie robię, a wiecie dlaczego? Bo przygoda, przygoda każdej chwili szkoda, śmigam ile sił 30-35 km/h. Zagaduje do mnie bardzo sympatyczny kolega. Ostatnie km jedziemy razem - cieszę się z tej sytuacji, samemu zapewne nie chciałoby się mi już, utrzymywać takiego tempa, skoro czas mnie nie nagli.

Zobacz mapę wytyczoną przez organizatora Zobacz mapę wytyczoną przez organizatora
A tak załatwiliśmy sprawę raz, dwa. Lądujemy na mecie - radość, satysfakcja i... rozczarowanie, że już koniec. Jestem 32 min. przed czasem. Na budziku 192 km - nóżki sztywnieją, LP troszkę zakurzony - czyli wszystko w normie. Teraz czas na zasłużone naleśniki.

Wniosek: Samotna jazda to całkiem inny poziom. Musisz być samowystarczalny, samemu motywować się i pilnować tempa. Być pewnym tego co postanowisz - tu nie ma czasu na zastanawianie. Chodź większość babeczek z całą pewnością preferuje jazdę bez mapy na kole u partnera. Namawiam Szanowne Panie, trochę wiary w siebie - mapa nie gryzie!
Karolina Kurajk, Aleksander Jasik

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (16) 2 zablokowane

  • zaczynam cały drżeć ze strachu obaw radości (*) (1)

    (*) niepotrzebne skreślić.

    Tym razem zabrakło Ani Świrkowicz, ale Ty ze swoją samotną jazdą, kilometrami (progresją z Harpagana na Harpagana) stanowisz już nie tyle konkurencję dla innych kobiet, ale nawet dla najlepszych facetów.

    Gratuluję i żałuję, że tak bardzo nie po drodze było mi zostac na zakończenie.

    • 2 1

    • Niedługo będziesz stanowić konkurencję Sama dla Siebie...

      • 0 3

  • Oto jak mistrzowsko prozę samotnej walki z czasem przekuć na poezję relacji z tegoż... Gratulacje raz jeszcze!

    • 2 3

  • (2)

    Ania Świrkowicz, zdaje sie, ściga się w maratonach i innych tego typu zawodach. Proszę mnie poprawić, jeśli nie mam racji:)

    Jazda na orientację to zupełnie inna sprawa. Tu oprócz nóg liczy się strategia, spostrzegawczość i wysoce rozwinięta umiejętność posługiwania się mapą.
    Samo napieranie może zaprowadzić na końcowe miejsca takowej imprezy ;>

    Dlatego Karolinie gratuluję. Też tak bym chciała:)

    • 4 1

    • Hmm... najlepiej żeby Ania sama się wypowiedziała.
      Ale wypowiedź wyżej brzmiała jakby Ania nie miała nic wspólnego z RnO, dlatego napiszę co pamiętam. Do roku ok. 2005, startowała głównie w Harpaganach i tam szlifowała swoją formę.
      Dopiero od kilku lat konsekwentnie i z sukcesami wybiera maratony.

      Także nie można jej odmówić zmysłu orientacji tylko dlatego, że progres formy spowodował wybór innej dyscypliny, jaką de facto jest MX/XC.

      • 0 0

    • Droga Kasiu, proponuje następnym razem wpisać w google imię i nazwisko A.Ś. zanim napiszesz że ktoś nie zna się na mapie.

      • 0 0

  • Gratulacje CHICKEN :)

    • 4 0

  • Chicken to zdecydowanie ta słaba silna płeć ;););)

    • 4 0

  • (1)

    Trochę się kręcę wokół tego tematu i muszę przyznać że drugiej takiej dziewczyny jak Chicken (tak pozytywnie zakręconej to nie znam). Harpagan to tylko wierzchołek góry lodowej. Poczytajcie jej bloga. Pozostaje mieć nadzieję, że swoim blogiem zachęci inne panie do naśladowania :)

    • 4 1

    • Niech lepiej autorka potrenuje gramatykę i ortografię, bo błędy na blogu są rażące i nie da sie tego czytać.

      • 0 0

  • acha, tytuł trochę niefortunny. Lepiej by brzmiało: "Kobieta uzależniona, zorientowana na przygodę" :)

    • 3 0

  • Ciekawa relacja :)

    Gratuluję wyniku. Ja obrałem odwrotny wariant na samym starcie. Nie żałuję, choć powrót pod wiatr do bazy do przyjemnych nie należał. No ale harpagan, to harpagan :) No i te piaski, wszędzie piaski... Do zobaczenia na trasie kolejnego H.

    • 0 0

  • :)

    Ona jest uzależniona od roweru, od przygody, od stawiania sobie wiecznie poprzeczki !! Pozytywny czlowiek, mądra kobieta. Jakoś mnie nie dziwi, że zaczynamy czytać o niej wpierw na blogu, a teraz na lamach 3miasta:) Ciesze się niezmiernie, bo to oznacza, że jeszcze dostrzega się pięknych ludzi. Pięknych duchem i umyslem. Choć nie jeden Pan przyzna, że piękna z Niej kobieta;)

    • 1 0

  • Gratulacje!!!

    Chicken, jesteś wielka! Relacja równie piękna jak wynik.
    Pozdrowionka:-)

    • 1 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum