• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Harpagan 28; Kościerzyna - relacja TJ\'a

2 listopada 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Jak przebiegła Próba Mamuta piszę w innej relacji, podsumowując - impreza ta stała się dla mnie świetnym "przetarciem". Pojechałem wtedy ile mogłem i rozsądnie zjechałem do bazy, nie wykorzystując całego czasu - nic na siłę. Dzięki temu tydzień pomiędzy Próbą a Harpaganem wystarczył na zregenerowanie się. Rower również odpoczął, zaliczając kąpiel pod prysznicem, smarowanie amorka i łańcucha ;)

Tak jak i w poprzednich Harpaganach - w okolicy bazy pojawiłem się już dzień wcześniej, odbierając numer startowy, bo nie ma nic lepszego, jak dobry sen przed wysiłkiem. Samą Kościerzynę znałem dość dobrze, chociażby ze spotkania "preHarpagan" pod koniec sierpnia tego roku, na którym w 12 osób przejechaliśmy (niektórzy więcej punktów, niektórzy mniej) wyimaginowaną trasę, zapoznając się z terenami.



Start

5.30. Pobudka. Bidony napełnione ubiegłego wieczora już czekają. Tym razem jadę bez camelbacka, odciążając plecy i grając va banque: biorę jedynie jeden bidon litrowy i jeden 0,6 L. Trzeba będzie po drodze uzupełniać. Całe szczęście to nie lato i palące słońce nie grozi nikomu. Wyglądam za okno. Lekka mżawka, wilgotno i pochmurno - zgodnie z prognozami. Wypijam kubek kawy zagryzając batonem - to kolejna zmiana. Napychanie się makaronem zostawiłem na 3 ostatnie dni przed Rajdem, a na śniadanie już z niego zrezygnowałem. Ostatnią zmianą, a raczej niedopatrzeniem jest fakt, że będę jechał bez licznika rowerowego - przez 2 dni nie udało mi się znaleźć baterii do nadajnika, który padł na Mamucie. Trudno. Kompas i mapa muszą wystarczyć. Żele lądują w lewej kieszeni bluzy, niewielki aparat cyfrowy w prawej. Jeszcze tylko wpięcie diodówek do roweru: tył - czerwona, przód - zielona + mały halogen i ruszam w kierunku rynku. Chwilę przede mną opuszczają tę samą kwaterę inni rowerzyści z zapytaniem: "zdążysz to poprzykręcać?"



Cztery kilometry, bo tyle mam od kwatery do rynku, szybko mijają. Kapie co nieco. Już w centrum Kościerzyny zaczynam kojarzyć, co mi nie pasuje w "uzbrojeniu" roweru... nie założyłem błotników !!! Trudno - się mówi. Na rynek wjeżdżam "na styk" - 3 minuty przed godziną "0" a tam.... tłum rowerzystów. Prawie szczelnie wypełniony kwadrat rynku. Wygląda - imponująco. Szukając mojego punktu rozdawania map trafiam na Wiesię, Darka i Arka. Jankesa jakoś nie widać, Krzyśka 'Fransa' też nie - zresztą nie umawialiśmy się "na sztywno". Łapię mapę i lokuję się przy jednej z witryn sklepowych. Obok - mapę analizuje Mono. Markerem zaznaczam wstępną pętlę. Po niecałych 10 minutach - ruszam.



Trasa

Nieprzypadkowo najpierw kieruję się na Punkt Kontrolny nr 4 po drodze do niego będę mijał moją kwaterę i jest okazja jednak dopiąć zapomniane błotniki tym bardziej, że cały czas ulice są mokre a wg prognoz po południu mają spaść obfite opady. Kościerska Huta (założenie błotników) - Kaliska. Tutaj odbijam w lewo. Mijam rowerzystów wracających już z punktu i przez chwilę jadę w grupce do niego. Kończy się las, na polu duże skrzyżowanie i pod drzewem punkt. Chwila wątpliwości czy wracać do asfaltu tą samą drogą (celuję w PK 5) czy próbować wstrzelić się w dróżkę na ukos. Na mapie jest - w rzeczywistości - zarośnięta trawą. Zamiast wycofać się z tego pomysłu jadę dalej szeroką szutrówką (błąd błąd!!!) i w rezultacie robiąc ogromne zygzaki przez Sikorzyno (gdzie spotykam jakiegoś zabłąkanego rowerzystę szukającego PK4 prawie cztery kilometry za nim) pojawiam się na asfalcie... za Kłobuczynem. Odpuszczam PK5. Trudno. Teraz kierunek to szczyt Wieżyca - PK 18 - najwyższe wzniesienie moreny czołowej na Pojezierzu Pomorskim (328,6 m npm). Wjeżdżam wraz z innymi uczestnikami od strony południowej. Pamiątkowe fotki. Ktoś złapał kapcia. Ktoś inny zastanawia się jak jechać i żartując mówi o fragmencie popularnym w trójmiejskim środowisku FR/DH. Część osób wraca tak, jak podjeżdżało, ja wybieram skrót - wyjeżdżając prosto na asfalt - miesiąc wcześniej podchodziłem tędy pieszo.



Droga na PK15 wydaje się być prosta jak drut. Na mapie wszystko pięknie wygląda. Tutaj warto było pojechać przez Hopowo i przed Wyczechowem odbić w prawo niewiele nadrabiając. Ja (jak i wiele innych osób przede mną) wybrałem drogę przez las, która po ostatnich deszczach odcinkami zmieniła się w bajoro, a błotem mógłbym użyźnić niejeden ogródek. W pewnym miejscu przejeżdżając przez kałużę nagle stwierdzam, iż jest ona błotnistą pułapką. Przednie koło nurkuje prawie po piastę - ja uskakuję w bok. Wygląda to-to komicznie, mijająca mnie grupka również się uśmiecha. Ja natomiast łapiąc za kierownicę wyciągam koło z głośnym mlaskiem. Błota na tym - na pewno powyżej 1,5 kilograma. Przenoszę rower do najbliższej głębszej kałuży i aplikuję "mycie". Grunt, abym miał w miarę czyste powierzchnie boczne felg i brak błota między szprychami. Dołączam po chwili jazdy do innych rowerzystów, stwierdzamy, że mapa nie zgadza się z rzeczywistością. Rozjeżdżamy się w różne strony. Efekt - po wykonaniu ogromnej spirali i nadrobieniu 5-8 km znajduję punkt. Coś, co miało być "bułką z masłem" rozbiło się o wirtualną rzeczywistość mapy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż jest to mój błąd - błąd braku licznika. Gdy nie ma miejsc charakterystycznych i możliwości odmierzenia dystansu nie należy liczyć na szczęście. Ani na mapę. PK 15 pogrążony we śnie. "My śpimy". A śpijcie sobie - myślę. Kasownik idzie w ruch, dokumentacja w postaci fotki i jadę dalej.



Przez Roztokę - Czarną Hutę (dłuuugi brukowy zjazd) przecinam asfalt i trochę polem, przecinając malowniczy lasek, właściwie bezbłędnie, mijając po lewej Trzepowo, zbliżam się do PK 8. Okolica jakby znajoma. Niemożliwe - stwierdzam. Po chwili następuje droga polna, nieprawdopodobnie zarośnięta trawą i o sporym nachyleniu. Tak! Znam ją! Dopiero teraz kojarzę - tydzień wcześniej pokonywałem tę drogę na Mamucie. Ale w odwrotnym kierunku. Punkt Harpagana został umieszczony w tym samym miejscu. Przypadek? Uznaję, że tak. Wpisuję godzinę przybycia na kartę, wyciskając w siebie z tubki żel, patrzę jeszcze raz na mapę. Jednak to nie przypadek. Jadę dalej. Na prostej, choć wyboistej drodze, niecałe 1,5 km dalej słyszę chrupot. To mój mapnik. Wykonany w wersji "ulepszonej" i bardziej stabilnej okazał się nie wytrzymywać trudów jazdy. Zatrzymuję się i imbusem odkręcam go z punktów mocowania, kryjąc za kamieniem przy polu (przyjadę po niego następnego dnia samochodem). W tym momencie zastanawiam się, jak też służy Jankesowi mapnik jego konstrukcji? Szkoda, że nie mogłem zobaczyć przed startem. Nie mija 200 metrów (!!!) a zza górki wychyla się postać... Jankesa wraz ze znajomym, cierpiącym na problemy żołądkowe. Wymiana spostrzeżeń i w drogę.



Kolejne punkty, które zaliczam - PK 14 (k. Wysina) i PK 12 (Milonki) leżą niemalże na ubiegłotygodniowej trasie Mamuta. Po zaliczeniu dwunastki przebijam się do drogi asfaltowej i następuje długi, ok. 11-kilometrowy odcinek asfaltowy. Mniej więcej w jego połowie staję przed dylematem, jakich wiele na każdej imprezie na orientację: ryzykować niewidocznym (na mapie) skrótem z Czerników do Wilczych Błot czy jechać naokoło przez Stare Polaszki? Dmucham na zimne po doświadczeniach z PK 15 i wybieram trasę na około. Asfalt jest szybki. Wysoko punktowany PK 20, ukryty w rowie (wygląda na przygotowany do poprowadzenia trasy kolejowej - tutaj historycy mieliby coś do powiedzenia) - jest mój.



Analizuję mapę, porzucam wariant wybrany na starcie (PK 7) i po namyśle jadę na PK 11, który okazuje się być położony na północ od Gołunia i Wdzydz Kiszewskich, znanych chociażby z najstarszego polskiego muzeum na wolnym powietrzu (1906 r.) - Kaszubskiego Parku Etnograficznego. Tenże punkt znajduje się w bardzo typowym krajobrazie dla południowej części Kaszub - iglastych drzewek poprzecinanych piaszczystymi duktami, gdzieniegdzie na skrzyżowaniach oznaczonych kamiennymi słupkami. Wielokrotnie jeździłem w tych terenach i teraz, wpisując godzinę na kartę startową niemalże czuję zapach parującego igliwia w kilkudziesięciostopniowym, letnim upale... Stop. Całe szczęście jest jesień i 3 litry napojów wystarczą na cały dzień jazdy, a nie na parę godzin, jak w lecie. Odpoczywając na tym punkcie spotykam Pawła 'Zapała', który odłączył się od grupy swoich znajomych, ponieważ trafiła mu się kontuzja kolana. Choć wyjeżdża z punktu szybciej, spotykamy się znowu na klimatycznym, łukowato wygiętym drewnianym mostku za Czarliną, pomiędzy Jez. Słupinko a Jez. Radolnym, i od tego momentu jedziemy razem. Pechowo ja również zaczynam mieć problem z kolanem, dla odmiany - lewym. Któryś z podjazdów wjeżdżam mocniej "na sztywno" i... dotychczas przyjemna "harpaganowa" przejażdżka zaczyna się komplikować. W tym momencie mam ok. 120-125 km przejechane. Jak szacuję - jestem w stanie zaliczyć w wyznaczonym limicie 12 godzin jeszcze kilka punktów. Rozmawiamy z Pawłem i na PK13 (pechowym dla mnie) wyznaczamy dalsze cele. Spokojnie i płynnie ruszamy dalej.



Kawałek za Piechowicami w kierunku Leżuchowa mocno daje mi się w kość brukowy podjazd, na którym mało co ktoś na mnie nie wpada rozpędzony z góry. Ja niestety - "rzeźbię". Z przodu - średnia tarcza, z tyłu czwarta od góry. Zdecydowanie za ciężko, to podjazd na "młynek", ale przygotowując rower przed Harpaganem sam zblokowałem przerzutkę przednią na średniej i dużej tarczy - i tylko do siebie mogę mieć pretensje. Zresztą - to jedyny moment na całym Harpaganie, gdzie brakuje mi miększego przełożenia, szczególnie mając na uwadze promieniujące coraz bardziej kolano. Ten fragment trasy aż do Kalisza i dalej - na Trawice (PK 19) jest mi znany (i paru osobom, biorącym udział w sierpniowym preHarpaganie - także, bo kilka punktów było bliskich pokrycia). W międzyczasie robimy mały handelek wymienny: ja już nie mogę patrzeć na CarboSnacki, a Paweł na Marsy ;) Z PK 19 rozważam głośno, czy jechać i skusić się na wart dwa punkty wagowe PK 6 i potem wracać już do bazy (czytaj: poddać się) czy na PK 10 za 3? Na moment rozstajemy się z Pawłem i wybieramy różne warianty, aby po paru kilometrach znowu podążyć, tym razem w kierunku PK10. Pod drodze napotykamy grupkę rowerzystów szukających dziesiątki, która okazuje się być leśniczówką Zdroje. Po ilości rowerzystów widać, że jest to popularny i łatwy do uzyskania punkt. Przewija się w sumie kilkanaście osób. O ile wcześniej rozmawiając podczas jazdy mieliśmy wątpliwości czy zdążymy z zaplanowaną kolejnością PK10-PK16-meta, o tyle teraz wiadomo, że czasu starczy. Wskakujemy na asfalt Chojnice-Kościerzyna, korzystam z  tunelu, który tworzy Paweł i parę kilometrów wożę się na kole momentami zaciskając zęby. Szesnastkę znajdujemy bez problemu, tutaj mój towarzysz decyduje się jeszcze na zaliczenie PK 2 po drodze do Kościerzyny (jak się później okaże - droga ta była banalnie prosta, i dość szybka - Paweł ukończył Rajd przede mną), ja natomiast wracam do asfaltu i przez Korne dojeżdżam do Bazy. Wspomnieć tu muszę, że dwa podjazdy pomiędzy Kornem a Kościerzyną pokonuję z prędkością zaledwie 8-12 km/h, oszczędzając nadwerężone kolano - wiem, że zdążę z zapasem, nie chcę forsować tempa. Ostatnie 20 minut deszcz pada coraz mocniej. Wjeżdżam na kościerski rynek, oddaję kartę. Robię jej pamiątkową fotkę. Polewam napojem z bidonu spodnie rowerowe w okolicy kolana (chłodek nie zaszkodzi) i pedałuję jeszcze parę kilometrów do kwatery. W końcu - odpoczynek...



Podsumowanie

Od kilku ostatnich edycji Harpagan przyzwyczaił do pewnego poziomu imprezy: skromnie, "harcersko", bez fajerwerków, ale i z drugiej strony bez pomyłek, wpadek i zgrzytów. Co prawda, sporo osób (w tym i ja również) poddawało pod wątpliwość wzrost wpisowego, ale okazało się, że kolorowa mapa rekompensuje poniesiony wydatek (dotychczas na Harpaganie standardem była czarno-biała kserówka). Cóż dużo mówić: z trasą rowerową zmierzyło się 202 uczestników, a z pieszą - 481. Jest to bardzo dużo, choć do rekordu, który padł na wiosnę w Bytowie (810 osób) zabrakło nieco. Pogoda mimo zapowiedzi - dopisała wyjątkowo, a stosunkowo łatwe rozmieszczenie punktów i płaski teren (pomijając część północno zachodnią) spowodowały, że tytuł Harpagana otrzymało aż dziesięciu rowerzystów (oraz 26 pieszych). Obserwując pierwsze dwadzieścia parę miejsc nie sposób nie zauważyć, że staje się to powoli Rajd zespołowy: wielu startuje w grupach 2-3 osobowych, co można wywnioskować patrząc na czasy i miasta, z których pochodzą. Jest to łatwiejsze, niż start pojedynczo. Może wkrótce Harpagan ewoluuje do imprezy, w której startować będą pary kolarskie: profesjonalisty/zawodowca "ciągnącego" oraz amatora-nawigatora? Poczekamy, zobaczymy.

Mój wynik to 43 punkty wagowe i 58 miejsce. Zrobiłem około 180 km. Jak na każdej tego typu imprezie - wzbogaciłem się o masę doświadczeń, z których mam nadzieję skorzystać w przyszłości. Gdzie będzie następny, 29-ty Harpagan? Lębork? Elbląg, a może Chojnice? Jeszcze nie wiadomo. Ale na pewno będzie tam blisko 200 rowerzystów, którzy spróbują zmierzyć się z sobą, mapą i nieznaną okolicą. Może i Ty do nich dołączysz?

Tomasz 'TJ' Szot

Więcej info: www.harpagan.pl

Opinie (3)

  • No wreszcie TJ :-)

    Wreszcie TJ doczekaliśmy się relacji! Relacja i foto super! Jeśli chodzi o kolano, to na pewno wiesz, że na forum była na ten temat długa dyskusja i będziesz wiedział co z tym zrobić (a pewnie już to zrobiłeś).
    Na wiosnę dołączę się ponownie!
    Pozdrower

    • 0 0

  • A propos kolana...

    kolano po 2 dniach było w pełni sprawne, pewnie jakiś przyczep mięśnia został nadwerężony czy cuś. Za brak odpowiedniego przygotowania się płaci. Dobrze, że tylko w ten sposób. A zupełnie inną sprawą jest że drugie kolano, które faktycznie mam zdefektowane (na stałe) sprawowało się dobrze. Ot- przewrotność mechanizmów :P

    • 0 0

  • śnieg

    właśnie wróciłem z pracy rowerem, prawdopodobnie byłem dzisiaj jednym z najszybszych na drogach Gdyni, pogoda super,sprzęt przygotowany do zimowego sezonu. jutro zakładam aparat korygujący zgryz...nieźle jak na 40-latka 8) sama radość!

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna

80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk

zawody / wyścigi

Cross Duathlon Gdańsk

89 zł
bieg, zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum