• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Duet Navigatorii na ekstremalnym rajdzie DyMno

Darek Linowski (Navigatoria)
17 maja 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 

Na początku maja w Łochowie odbył się ekstremalny rajd przygodowy Dymno, na którym wystartował trójmiejski team Navigatoria; duet reprezentowali Krzysiek Pędzieszewski i Darek Linowski.



20-sto godzinny rajd przygodowy Dymno rozciągał się na dystansie 115 km i składał się z czterech etapów na orientację w tym: 71 km na rowerze, w tym odcinek specjalny (OS), 20 km pływania kajakiem, marszu lub biegu wpierw na odcinku 10 km, następnie na 15 km oraz zadanie specjalne tzw. "pamięciówka".

Wrażenia z rajdu:
Sobotni poranek w Łochowie, pomimo słabo przespanej nocy okazał się ciepły i słoneczny, tylko przez moment pokropił deszcz. Zapowiadał się ciekawy dzień, na który czekaliśmy już od tygodni. Na minutę przed startem rozdano mapy, a potem już tylko odliczanie i sygnał rozpoczęcia przygody. Ruszył rowerowy barwny peleton przed siebie. My spokojnie, analizujemy trasę, składamy mapy. Trochę z tym kłopot. Organizatorzy dostarczyli dwie mapy jedna w skali 1:60000 a druga bardziej szczegółowa w skali 1:25000 z wycinkami okolic PK. Trzeba było sobie to jakoś poukładać w mapniku by jednocześnie móc korzystać z obu map.

Etap rowerowy:
przebiegał dość sprawnie i w zasadzie bezbłędnie. Na Odcinek Specjalny udało się wjechać od północnej strony więc mknąc na południe raz po raz zbieraliśmy punkty od czasu do czasu brodząc poprzez kanał. Woda i piach nie służyły dobrze naszym rowerowym napędom. Trzeszczało, zgrzytało, przerzutki odmawiały posłuszeństwa. W tych warunkach starłem się jechać spokojnie bez zbędnych napiec łańcucha. Czułem że coś zaraz pęknie. Budowniczy tras jak zawsze postarali się i starannie wytyczyli punkty tak byśmy przejeżdżali przez malownicze przecudne "okoliczności przyrody" ziemi mazowieckiej. Im bliżej Bugu tym bardziej krajobraz powalał z nóg. A to zagubiony w lesie cmentarz kolonistów niemieckich, a to piękny, setki lat liczący dąb - pomnik przyrody.



Kolejny punkt to pułapka: albo przeprawa przez rzekę albo kilkukilometrowy objazd. Zbyt długo się nie zastanawialiśmy. Wraz z trzema innymi teamami podjęliśmy próbę przeprawy na drugą stronę rzeki. Rowery wysoko nad głowami plecaki podciągnięte wyżej. Woda sięgnęła pasa i była miłym orzeźwieniem i urozmaiceniem trasy. Obeszło się bez niespodzianek i po chwili gnaliśmy dalej już po drugiej stronie rzeki urywając kilkadziesiąt minut cennego czasu.

Etap kajakowy:
okazał się bardzo wymagający, a to ze względu na słabą sterowność kajaków. Można by nawet powiedzieć o braku jakiekolwiek sterowności co przy rzece Bug, o tak wartkim nurcie i niemałym wietrze dodawało pikanterii całemu rajdowi. Słownictwo też stało się jakby bardziej pikantniejsze. Doszło do tego, że zaczęliśmy kombinować i zamiast napierać pod prąd, największy meander przeszliśmy z kajakiem pod pachą, skracając sobie w ten sposób znacząco drogę. Bug na rajdowym odcinku okazał się piękną rzeką a liczne rozlewiska, stare dorzecza tworzyły labirynt korytarzy wśród których trzeba było odnaleźć 16 starannie ukrytych punktów kontrolnych. Taka kombinacja stwarzała nieograniczone możliwości taktyczne. Kajaki popłynęły we wszystkich możliwych kierunkach sprawiając wrażenie totalnego chaosu. Lokalni wędkarze nie bardzo mogli się połapać o co tu chodzi. Trzeba przyznać że jak na wędkarzy byli nadzwyczaj tolerancyjni. Obyło się bez machania kijami i grożenia. A nawet z ust jednych usłyszeliśmy pochwałę. Na mecie etapu kajakowego spotkaliśmy team przyszłych zwycięzców. Radość była przedwczesna. Okazało się, że Team Napieraj.pl są już po kolejnym etapie a my mamy do nich już ponad godzinną stratę!



BNO: Szybki przepak. W jednej ręce kanapka popychana kabanosem w drugiej preparat anty komarowy - na szczęście skuteczny. Zakładamy buty biegowe i krótkie zastanowienie - brać plecak czy też nie. W praktyce oznaczało to mieć picie ze sobą czy też nie. Decyzja szybka, przecież to tylko 70 - 80 min biegu - damy radę bez picia. Bez plecaka pokonamy trasę szybciej. Ryzyko duże - brak wody mógł się skończyć odwodnieniem organizmu a w konsekwencji całkowitym odcięciem silnika. Biegniemy, zdobywając punkt po punkcie bez większych problemów. Aż do punktu 5, ukrytego w dołku nieopodal bagienka. Dopiero drugie (dokładne) namierzenie przyniosło sukces. Ale strata czasowa znaczna - 10 może nawet 15 minut. Biegniemy w drogę powrotną. Brak wody powoli staje się problemem. Kapeć w ustach nieznośny. Po drodze mijamy jakieś domki letniskowe. Może by tak wstąpić i zaczerpnąć łyk wody?

Do końca etapu jeszcze z półtora kilometra, omijamy bagienko od północy, jeszcze przeprawa przez kanał, jeszcze trochę chaszczy. Dlaczego nie ubrałem się w długie spodenki! I oczom naszym ukazał się Bug w całej swojej okazałości. Z perspektywy kilkumetrowej skarpy niezapomniany widok. Mieniąca się w promieniach wiosennego słońca rzeka. To widok, przy którym zapomina się o wszelkich trudach i niedogodnościach a nawet pragnieniu. Wbiegamy na metę etapu, rzut okiem na stanowiska rowerów. Jest ich dużo! To dobrze, znaczy, że jesteśmy w czołówce. Podbiegam do czekającej na mnie mineralki. Łyk ciepłej, nagrzanej słońcem wody ... co za rozkosz... drugi... trzeci mm...mm... Krzysiek gotowy dosiadł już swego roweru i nerwowo rozgląda się za mną.

To już ostatni etap na rowerze. Do odnalezienia dwa punkty, około 16 km. Plan wydaje się prosty. Sprint na skraj wsi, przeprawa przez rzeczkę i wzdłuż niej prosto do punktu. Nic bardziej mylnego. Budowniczy zdawał sobie sprawę, że większość tak pomyśli i zrobił nam psikusa. Po przeprawie na drugą stronę rzeki okazało się, że nie ma tam żadnej ścieżki. Nic poza gęstymi chaszczami. Po 100 metrach przedzierania się mieliśmy już dosyć.
Kolejna przeprawa i powrót na niewłaściwy, ale za to bardziej przyjazny brzeg. Kolejne 1000m i kolejna przeprawa tym razem prawie na wprost punktu. Do bazy docieramy około 20.30. Na mecie pojawili się już zwycięzcy. Im udało się skończyć zawody za dnia a przed nami jeszcze dwa etapy.



Nocny treking:
Krótkie przygotowania, drobna przekąska serwowana przez organizatorów i start. Nie wiem czy to zmęczenie, czy też adwokat w drożdżówkach, koniec końców popełniliśmy zasadniczy błąd wchodząc w trasę z maksymalnie odchudzonymi plecakami, ubrani w letnie koszulki. Aura spłatała figla i już po trzech kolejnych godzinach temperatura osiągnęła poziom nieznacznie większy od zera. Brrr... co za przenikliwe zimno. Ręce tak mi skostniały, że musiałem prosić kolegów o odcisk perforatora. Sytuacja stawała się tym bardziej tragiczna, że trasa w warunkach nocnych, w dużej mierze pokonywana na azymut stawała się coraz bardziej nieprzebieżna. Nie było możliwości rozgrzania się. Na pierwszym punkcie dogonił nas Piotr i Paweł z teamu "Motyla noga" i zrobił się nam taki kameralny tramwaik. W ich towarzystwie spędziliśmy sympatycznie resztę trasy gaworząc o swoich rajdach, planach na przyszłość, wymieniając się zdobytym doświadczeniem rajdowym. Rozmowy w żaden sposób nie wpłynęły na jakość nawigacji, wręcz przeciwnie. Podążaliśmy od punktu do punku płynnie bez pomyłek w myśl zasady co cztery głowy to nie dwie.

Ostatni punkt nocnego trekingu: po sforsowaniu kanału wychodzimy w pas łąk rozgraniczających wieś od lasu. Teren mocno zamglony. Wilgotność powietrza spotęgowała chłód a do tego światła naszych czołówek nie były w stanie przebrnąć dalej niż kilka metrów. Punkt namierzony wprawdzie ślepo ale bezbłędnie. Ruszamy w drogę a w zasadzie bezdroże w kierunku bazy. Chłopaki z teamu "Motyla noga", odziani w kurtki po sam nos zaczęli wspominać coś, że im zimno. Kurcze a co my mieliśmy powiedzieć? Nawet zaproponowali bieg dla rozgrzewki. Nas już nic nie było w stanie rozgrzać a myśli skupiały się wokół gorącego prysznica, który jak wszystko dobrze pójdzie powinniśmy osiągnąć za jakieś 30 -40 minut. Mapa sugeruje nam powrót wzdłuż linii wysokiego napięcia. Ale już po kilku krokach wzdłuż tej linii koledzy dosłyszeli w oddali rechot żab. To nie mogło nic dobrego wróżyć - bagna i mokradła przed nami! Szybka zmiana planów odwrót bez sprawdzenia źródła rechotu. Wybraliśmy kolejny wariant pod drugą linią wysokiego napięcia, mniej korzystny jak się początkowo wydawało. Mapa wskazywała na to, że w połowie bezdroża trzeba się będzie nagimnastykować. Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się, że linia ta wprowadziła nas prawie prosto w bazę i to bez najmniejszych przeszkód. Wniosek, że coś z tą mapą nie tak a może kolejna linia wyrosła w polu. A może to tylko halucynacje???



Zadanie specjalne, tzw. "pamięciówka":
Minęła północ. Baza i ostatnie zadanie, zadanie specjalne polegające na pamięciowym biegu na orientację. Na starcie etapu rozwieszona mapa z oznaczonymi PK. Trzeba się na nią napatrzeć by zapamiętać rozkład wszystkich punktów i zapamiętać jak największą liczbę szczegółów mapy. Organizatorzy rozmieścili na trasie punkty stowarzyszone, za które można było zaliczyć punkty karne.

Nie było nam dane zbyt długo napatrzeć się na mapę a to za sprawą jakiegoś temu, który dogonił nas i wyrósł za plecami jak demon jakiś. Zelektryzowało to natychmiast nasze teamy. Motyla noga i Navigatoria pognały ramie w ramię co tchu w kierunku punktów. Punkt A : dobiegamy do płotu jest punkt - ale to nie ten, trzeba dalej podążyć wzdłuż płotu. Jest ... jest... krzyczy Paweł. Odbitka karty z pomocą Pawła. Moje skostniałe dłonie nie są już w stanie niczego przytrzymać. Odwrót i bieg nad kanał - przejście na druga stronę kanału i jest punkt, ale to podpucha... trzeba poszukać w okolicy tego właściwego. Kątem oka dostrzegam światła ścigającego nas temu. Maja ułatwione zadanie widząc gdzie jesteśmy i co robimy. Są tuż, tuż za nami... punkt znaleziony. No i kolejny punkt, Szok!!! zapomniałem trasę. Totalne odcięcie mózgu, nie mogę sobie przypomnieć drogi do C. Trzeba wracać do bazy by ponownie napatrzeć się na mapę? nie .... nie tym razem. Paweł zapamiętał i poprowadził nas prosto i bezbłędnie do punktu C. Obcy team już nas dogonił. O końcowym wyniku 17 godzin napierania miał zadecydować 500 metrowy odcinek powrotny do mety. Popędziliśmy na azymut parę metrów i ostre hamowanie. Przed nami kanał. W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie żeby go pokonać choćby w pław gdyby nie gęste chaszcze po drugiej stronie kanału. Wracamy tak jak przyszliśmy, lekko skracając drogę i "chaszczując". Ostry sprint na ostatnich metrach. Nie widać przed nami obcego teamu znaczy się są za nami. Przed metą zwalniamy, chcemy tam dotrzeć wspólnie w dwa teamy ramie w ramie Motyla noga i Navigatoria - towarzysze nocnego trekingu. Jakież było nasz zdziwienie gdy dowiedzieliśmy się że ścigający nas team był tu już kilkadziesiąt sekund wcześniej. Jak oni to zrobili ???



Niestety nie znamy tego teamu ani jego nazwy. Z listy wyników można by wywnioskować, że mogli to być napieracze z Bereza Team, ale nie jest to takie pewne. Tak czy owak gratulujemy zwycięstwa w tej krótkiej rywalizacji i dziękujemy za rozgrzanie w nas ducha walki, który na nocnym trekingu nieco u nas przygasł.

Na mecie zameldowaliśmy się na 6 miejscu.

Krzysiek, w kapciach, przepasany ręcznikiem, podążając labiryntem szkolnych korytarzy wyruszył na poszukiwanie prysznica. Zapytany o drogę ktoś odpowiada: "...pójdziesz drogą na wprost potem skręcisz w pierwszą przecinkę na prawo. Bez kompasu, dotarł bez trudu. Staje na wprost prysznica. Dostrzega czerwone kółko na kraniku - gorąca woda! Naciska i... polała się struga wody... zimnej wody. Tak drodzy czytelnicy, to nie sen to kolejne zadanie specjalne - wykąpać się pod zimną wodą. Brrrr....!!!

Relacja pochodzi ze strony trójmiejskiej grupy napieraczy Navigatoria
Darek Linowski (Navigatoria)

Opinie (2)

  • Extra są takie rajdy...

    ...uczestniczyłem w czymś podobnym mieszkając niegdyś zagramanicą ;)
    Teraz przypomniały mi się stare dobre czasy, ale najpierw muszę popracować nad kondycją, co bym nie padł na 5 km ;)

    • 0 0

  • Fajna sprawa...

    W końcu i ta moda dotarła do nas;)
    Jedynie co, to organizatorzy mogliby być bardziej zabezpieczeni w sprzęt do dyscyplin dodatkowych, jak np: wspinaczka. Nie wszyscy mają uprzęż.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum