• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

BikeBoard Maraton, Bydgoszcz 16.05.2004

22 maja 2004 (artykuł sprzed 19 lat) 
Niedziela 16 maja

4 rano - budzę się punktualnie, moment później dzwoni budzik, 20 minut później sygnał od Wojtka Szymczaka, znak, że on też się obudził. Lekkie śniadanko, zbieram przygotowane poprzedniego dnia wszystkie rzeczy na wyjazd w jedno miejsce i wychodzę przed dom, wrzucam rzeczy do bagażnika, przygotowuję rower do wrzucenia na dach.

5 rano, po kolei pojawiają się towarzysze przygody - ta część Sopot Killers, która jedzie razem: Wojtek Jegliński, Wojtek Szymczak i Wojtek Mocarski. Pół godziny, wszystko spakowane - jedziemy. Koło wpół do dziewiątej zjawiamy się na rynku w Bydgoszczy, odbieramy numery startowe i inne drobiazgi oraz chipy. Pierwsze zaskoczenie - nie ma reklamówek - wszystko dostaję w garść, a odbieram komplet dla 2 osób. Wrrrrr!



Zajeżdżamy do Myślęcinka w okolice startu ostrego, wyciągamy kuchenkę gazową i przygotowujemy na spokojnie śniadanko - przygotowany poprzedniego dnia makaron z sosami i mięsem podgrzewamy i wsuwamy smaczne, pożywne śniadanko. Potem spokojnie zdejmujemy rowery, przypinamy numery i chipy, przebieramy się i na spokojnie zaczynamy się rozgrzewać. Spotykamy znajomych i rozmawiając spokojnie czekamy na przyjazd przejazdu rowerowego - Bike Parady. Po przyjeździe zajmujemy miejsca. Udało mi się zając dość dobre miejsca z przodu, widzę Altasa, Jarasa, jest Tomasz Wienskowski, kawałek z tyłu Robert Zembroń. Szymon Ciarkowski zajął miejsce gdzieś z tyłu - dowiaduję się od Slasza. Patrzę dookoła, sporo znajomych twarzy. Słyszę, że pierwsza 100 z zeszłego roku ma iść do przodu. Widzę, że ludzie z niższymi numerkami ruszają się i przesuwają do przodu, Tomek też rusza. Patrzę na mój numerek - 29. Pójdę i ja!

Chwilowe zamieszanie, nie ma jak się wbić, start się przedłuża, w końcu zajmuję najlepsze miejsce, jakie kiedykolwiek udało mi się zająć na starcie. Tuż za Mirkiem Bieniaszem i Rafałem Iwanem w drugim rzędzie, obok Karola z Bydgoszczy (znanego mi do tej pory tylko z rowerowej grupy dyskusyjnej). Fotografowie robią zdjęcia -załapię się na fotki z czołówką. Fajnie! Kawałek dalej są jednak zarówno inni zawodnicy z Kellysów, Lotto, Śnieżka, Baszta Bytów, WD40, Legionu i innych klubów i stowarzyszeń. Obsada jest bardzo mocna, jak bardzo ma się jednak okazać później.



W końcu ruszamy. Tempo rozkręca się do 40-45-50 km/h. Na początku staram się jechać tak jak czołówka, jednak trochę z mniejszym zrywem, żeby nie zakwasić nóg. "Powoli" czołówka odjeżdża mi, widzę ją jednak na horyzoncie. Tak przez kilka kilometrów, jednak chyba na 5 kilometrze, na wąskiej ścieżce wstążka znakująca drogę okręca się pod wpływem wiatru i chwyta mnie na rękę. OTB i leżę, lekko zdezorientowany. Rzucam wiązankę, wstaję, obracam kierownicę z powrotem o 180 stopni i ruszam... Zatrzymuję się jednak zaraz, bo muszę poprawić linki i tylną przerzutkę, bo biegi nie chcą wskakiwać jak trzeba. Próbuję jechać lewą stroną, zarywam się w piachu. W sumie przez tą chwilę wyprzedza mnie jakieś 70 osób, albo i więcej. Nerwy mi puszczają, bo tracę kontakt z tymi najmocniejszymi. Zaciskam zęby i po ponownym włączeniu się do pędzącego potoku zawodników staram się nadrabiać.

Zaczynam cisnąć, jadę pełnym obrotem. W zasadzie blat i 5-6 koronka na kasecie a na budziku minimum to 34. Po chwili wyprzedzam tych znajomych, którzy ostatni mnie minęli: Zeba, Slasza, Leszka. Potem w zasadzie dużą cześć drogi to mam jako białą plamę. Nie wiem czy ktoś mnie wyprzedzał. Chyba nie. Głównie jazda po asfalcie, ubitym gruncie, piachach, drogach leśnych i polnych.



Pierwszy zjazd po szutrze i zakręt najpierw w lewo potem w prawo i... na budziku wszyscy mają koło 50 km/h a mnie znosi coraz bardziej w lewo do rowu... Mocno zwalniam hamując pulsacyjnie i balansując ciałem, prawie się zatrzymuję, ale 5 cm od krawędzi. Z tego o słyszałem ktoś to złamał potem rękę, nasz Wojtek M. też zaliczył rów. Zero informacji o niebezpiecznym zakręcie. Dalej zasuwam - cały czas pulsuje żyła na czole w rytm bijącego serca, a ja myślę o przygotowaniu do tego maratonu i widzę popełnione błędy. Opony tylnej nie czuję dobrze (pierwszy raz założona na ten maraton) i na zjazdach początkowo po prawie zaliczeniu roweru zjeżdżam do pewnego momentu wolniej (później wyczułem już oponę, ale i tak nie była dobra na to podłoże). Napój mam kupiony w przeddzień zrobiony bez sprawdzonych proporcji i jest zbyt słodki (cały camelback) a w bidonie tylko... to samo, a na pierwszym bufecie na zatrzymam się, bo staram się nadrobić stracony czas. Katar cały czas mi przeszkadza w oddychaniu a kolano uderzone przy głupim upadku zaczyna pobolewać.



Zaczynam myśleć o czymś innym i powoli nadrabiam, ale już wiem, że nie mam szans ta taką pozycję, na jaką liczyłem, Atlas z pewnością jest daleko z przodu, Wojtek Szymczak zresztą też (bo widziałem jak mnie mijał na początku jak się glebnąłem).

Jadę jak w amoku, po drodze doganiam Wojtka Jeglińskiego i jakiś czas jedziemy razem, kilka razy się mijamy w końcu do pierwszego bufetu jedziemy razem, on się zatrzymuje a ja lecę dalej. Gdzieś wcześniej mijam Jarasa, który całkiem nieźle jedzie jak na początkującego maratończyka.W końcu jeden jedyny konkretny zjazd na trasie i ... przegięcie. Rzadko rezygnuję ze zjazdu, ale tu nie widać, co jest niżej, a na oko 50 metrów w dół... Rozsądek zwycięża i sprowadzam (z trudem!!!). Miałem rację okazuje się potem, że tylko jakieś 3 osoby podobno zjechały ten "zjazd" a kilka wywinęło orła próbując. Poza tym nie sądzę, żeby całość była możliwa, bo na samym dole po kawałku, który zjechałem następuje uskok na oko koło 80 cm.



Dalej jadę i wjeżdżam na wał prowadzący do sławnej "drogi do męki", czyli asfaltu wzdłuż wału, gdzie do tej pory jadąc w odwrotnym kierunku jechało się zawsze pod wiatr. Już jadąc na wale czuję, że i tym razem wszyscy mamy jak zwykle pod wiatr. Ciągnę grupkę kilku osób na wale, potem na asfalcie na dole. Zmieniam się tylko z gościem, który w końcu "spieniony" rzuca kilka gorzkich słów do całej reszty korzystającej tylko a niedających zmian. Chyba z tej ekipy odłącza się chwilę później gość z błotnikiem z tyłu w czerwonej koszulce. Nie wiem już jak to było, ale jechaliśmy chyba między 30 a 33 km/h a on dał 40. Wskoczyłem mu na koło, i jechałem chwilę za nim, potem wyszedłem na zmianę, ale okazało się, że ciągnięcie tej grupy wcześniej taki kawał wycieńczyło mnie tak, ze nie byłem zbytnio w stanie dać rady. Doszedł nas jeszcze ten, który się wkurzał i zbliżaliśmy się do mostu, gdy prawie doszła nas znowu ta grupka, na most wpadliśmy w tym samym ustawieniu. Koniec mostu, trza zejść po schodach w lewo w dół, na dole koleś coś sobie poprawia przy błotniku wiec ruszam, wjazd na kolejny wał. Daję w pedały ile mogę i zostawiam ekipę kawałek za sobą. Dojeżdżam do mety 60-tki. Chwilka odsapnięcia, cos z bufetu i ruszam dalej. Tu mnie kilka (2-3) osoby wyprzedzają na zjeździe i asfaltach, ale gdy wjeżdżamy w teren, podjazdy w terenie odrabiam i wyprzedzam. Szkoda, że tego było tak mało na trasie!!



Końcowy podjazd przed wyjazdem n pole w błotku podjeżdżam na 2:1, czytając w relacji Atlasa, że on tam pochodził z rowerem czuję małą satysfakcję. Małą, bo na mecie był sporo przede mną. Potem znowu zasuwanie i wyprzedzanie, kogo się dało, znowu osoby czające się na plecach. Znowu luki w pamięci i znowu tory. Tutaj zaczynam jechać po torach, przede mną ludzi - mają kłopoty, prowadzą. Zaczynam i ja. Potem idę na sposób i zaczynam przeskakiwać po kilka podkładów, aby finalnie wsiąść na rower. Dojeżdżam do gościa przede mną i jestem zastopowany, jedzie wolniej, próbuję fortelu i wjeżdżam na trawę po prawej stronie i wyprzedzam tę dwójkę, po czym wracam na tory. Zasuwam chwilę dochodzę kolejną osobę i pytam się "da się po lewej?" Zjezdża maksymalnie (na szerokości torów !!) do prawej a ja myk! Wyprzedzam z lewej. Moment później następna osoba to samo. Trzecia osoba z kolei krzyczy "nie rób tego co się wypier___" ! "Ok."., mówię, "poczekam" i jadę tuż za nim.



Dojeżdżamy do końca i ... nagle koleś się zatrzymuje. Był próg (koniec torów - do podjechania!!) Wjeżdżam mu w tyłek rogiem. "Sorry", krzyczę, i wyprzedzam go z lewej. Wjeżdżamy na asfalt, "no, teraz pokaż, jaki mocny jesteś" słyszę, ale nie zwracam na to uwagi i odjeżdżam z prędkością ponad 35 km/h. Tu dogania mnie "młody Bieniasz" albo ja jego. Jak to było nie pamiętam w każdym razie z 35 km/h zrobiło się chyba z 45, a mój oddech zaczął przypominać lokomotywę. Tempo zabójcze przez jakiś czas utrzymane, trochę odpuściłem i wtedy kolega za mną jadący wyskoczył i dogonił a potem przegonił go krzycząc "i co, zamiast dawać na zmianach uciekasz, k___", ja tymczasem siedziałem mu na kole i walczyłem...
U mnie na kole z kolei Bieniasz, tak minęliśmy jakąś grupkę osób. Wszystko było ok., kawałek pociągnąłem też i ja, ale w piasku zacząłem się zakopywać i straciłem tempo. Chłopaki pociągnęli chyba znowu ze 40 i zostałem za tą całą grupą, dodatkowo 2 osoby mnie jeszcze wyprzedziły. Odpuściłem trochę, patrząc na licznik i myśląc, że będę jeszcze miał czas na jakiś finisz, bo do mety kilka kilometrów a sił dosyć, ale nagle skręt w lewo i mata. Lekko na stojąco podjeżdżam i okazuje się, że to meta.



Podsumowanie

Mimo wszystko uważam start za udany. Stawka była bardzo mocna, pewne niedociągnięcia i wywrotka to moja wina a trasa płaska i bardzo dużo asfaltu i minimalne wymagania techniczne nie są moimi ulubionymi i nie wychodzę na nich dobrze. Dodatkowo gdybym wiedział, że trasa będzie miała taki procent asfaltu i zdąży przeschnąć to założyłbym semi-slicki i wynik byłby z pewnością lepszy. Ale nie ma co gdybać, bo Rafał Iwan był 11 czyli stawka bardzo silna. W 2003 w Danielkach miałem do Iwana 1,5 godziny straty, w Gdyni 31 minut (guma i gleba), w Szczawnie 1,3 h (2 gumy), Bydgoszcz na 200 - 29 min, więc tutaj te 30 minut to nie jest zły wynik, a nawet w normie, biorąc pod uwagę, że jest początek sezonu.

Trasa pozostawiała wiele do życzenia - to nie była trasa MTB!! Za dużo szosy i płaskich ścieżek. W zeszłym roku, była dużo ciekawsza i bardziej wymagająca. Przy oznakowaniu powinno się ostrzegać o niebezpiecznych zakrętach i zjazdach a nie czekać tam tylko z aparatem. Oby pozostałe trasy były bardziej podobne do tych z zeszłego roku. Chyba pojadę do Krakowa sprawdzić to, ale jeśli tam będzie trasa równie wypłaszczona jak w Bydgoszczy pozostawię chyba maratony (MTB??) szosowcom...

Atlas skasował tym razem wszystkich Sopot Killersów (Roberta o 2,5 sek.), zobaczymy jak będzie w górach...

Czas samej jazdy: 4h 12" 12"
Prędkość maksymalna: 54,5 km/h
Dystans 103,87 km
Średnia prędkość 24,7 km/h

Pełne wyniki są na stronie organizatora: http://www.extreme-poland.com

tekst: Piotr "Peter" Leczycki / Sopot Killers Racing Team
www: strona autora
foto: Extreme-poland.com, Galex, Jaras, Atlas

Opinie (4) 2 zablokowane

  • O.K

    Witam,

    jak zwykle fajna relacja :-)

    Oczywiscie nie ma to jak góry, jednak mnie sie podoba trasa w stylu Bydgoskiej - płasko, szybko, itd :-) wrażenie podobne jak na szosie, w pewnym sensie :-)

    A dzis ekipa wybrała się na Bike Tour...
    Obsada wyjątkowo ciekawa, silna, o dziwo do Elbląga nie wybrało sie tyle osob a zawitało ostatecznie na BT :-)

    Tu również trasa szybka, płaska, 2 krótkie podjazdziki, ale wszystko do zrobienia na blacie, he he. 5 okrążeń, w sumie +-21km

    Startowało +-35osób w Elicie. Wygrał Roberto, Kuba Krzyżak #4, i jedynie trzy sekundy straty do trzeciego ;-/ ehh.... :-) :-( pudło przeszło koło nosa. Ale i tak wielki respect.
    Ja szesnasty, mimo to znowu zadowolony, bo nie zacinalem się, dobrze się jechało, 'miękko'. Bardzo fajnie, ogólnie.

    Fotki niebawem!
    Pozdro dla wszystkich!!

    • 0 0

  • Sopot killers - cwaniaki

    Bikeparada była obowiązkowa. Cwaniaki z Sopotu czy różnicie się czymś od tych co skracali trase ? Admin jeśli nie jest spośród nich powinien zachować troche obiektywizmu i nie usuwać tego postu.

    • 0 0

  • Bike parada

    Bike parada zgodnie w opisem organizatora (www.extreme-poland.com) była dla wszystkich chętnych i mogła wyjść jedynie na zdrowie jako rozgrzewka. Start był kontrolowany przez chipy, więc i tak nie ma znaczenia, z której pozycji startujesz. A dla autorów podziękowania za fajną recenzje, choć wstawiono głównie auto-snobo-fotografie

    • 0 0

  • do Balasa

    Niepotrzebnie oceniłeś foto jako "auto-snobo", bo fotki wybierałem ja, a nie Peter

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum