• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sezamie otwórz się, czyli rowerem do Petry

Krzysztof Nowacki / podróżnik
15 grudnia 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Udało mi się sprzedać licznik rowerowy by zdobyć trochę zaskórniaków na dalszą podróż. Udało mi się sprzedać licznik rowerowy by zdobyć trochę zaskórniaków na dalszą podróż.

Opowiem Wam prawdziwą przygodę z mojej wyprawy rowerowej po Bliskim Wschodzie. Zapewne pamiętacie bajkę o Ali Babie i czterdziestu rozbójników oraz słynnym haśle: "Sezamie otwórz się"? Kto nie zna opowieści o skarbcu ukrytym w skałach... Ja też chciałem być takim Ali Babą. Przedzierając się rowerem przez góry w temperaturze dochodzącej do 50 stopni, w końcu udało mi się dotrzeć do słynnej Petry w Jordanii.



Podróżowanie rowerem po tym kraju, nie jest łatwe...

Pierwsze niemiłe przygody spotkały mnie już na samej granicy Jordanii. Straż graniczna widząc mnie na rowerze z wypchanymi sakwami nie pozwoliła na przekroczenie Mostu Króla Husaina i tym samym wjazdu do ich kraju, mimo że zapłaciłem za wizę i przeprawę. Jak się okazało, nie mogli pogodzić się z myślą, że nie wykupiłem wycieczki z hotelem i zamierzam spać pod namiotem. W takiej sytuacji byłem zmuszony przejechać cały Izrael do drugiego przejścia w okolicach Eliatu i nocą nie afiszując się rowerem, cicho przekroczyć granicę.

Po dotarciu do miasta, w oczekiwaniu na otwarcie starożytnego kompleksu rozbiłem namiot na tarasach skalnych w okolicznych wzgórzach. Siedzącego przy namiocie z kubkiem zupy odwiedził mnie ryś stepowy - karakal. Zamarłem z przerażenia czyżby moja bajka miała się skończyć zanim się zaczęła? Na szczęście, karakal nie był zainteresowany ani mną, ani moją zupą. Popatrzył na mnie, a ja na jego i poleciał polować coś mniej tłustego na skałach.

Rankiem schowałem rower w chaszczach i poszedłem na zwiedzanie. Pod bramą mimo bardzo drogich biletów towarzyszyły mi tłumy turystów. Teraz Sezam otwiera się dla wszystkich, ale nie zawsze tak było. Dla świata zachodniego Petrę odkrył szwajcarski arabista Johann Ludwig Burckhardt, który w roku 1812 wyjechał do obecnej Jordanii pod patronatem londyńskiego stowarzyszenia dla promocji archeologii w Afryce. Podając się za szejka naftowego, zdołał przechytrzyć Arabów, którzy odkryli przed nim od wieków skrywaną tajemnicę. Doprowadzili Szwajcara do miasta jedną z trzech tajemnych dróg. Burckhardt udawał, że zamierza złożyć ofiarę na grobie Aarona, który do dziś jeszcze znajduje się w Petrze. Ja nie musiałem uciekać się do takich podstępów, ale i tak czułem się jak wielki odkrywca Baśniowej Krainy. Wąwozem As-Siq o długości 1,5 km i głębokości do 200 m przedzierałem się przez kolorowe ściany, aż nagle w najwęższym miejscu zobaczyłem piękny Skarbiec Faraona. Niesamowita budowla wyłaniająca się na zakończeniu szczeliny.

Taki piękny karakal przyglądał mi się, a ja jemu. Na szczęście ani ja, ani mój rower, nie byliśmy w jego typie. Chwilę później każdy ruszył w swoją stronę. Taki piękny karakal przyglądał mi się, a ja jemu. Na szczęście ani ja, ani mój rower, nie byliśmy w jego typie. Chwilę później każdy ruszył w swoją stronę.


Gdy zrobiłem zdjęcia razem z innymi turystami i odgoniłem naciągaczy to swoim zwyczajem przystąpiłem do zaglądania w każdą dziurę. Poza tą wielką, wspaniałą wykutą w skale fasadą nic nie było. W środku jedynie jedno pomieszczenie. Okazało się, że to tylko grobowiec. Nie było skarbów ani w nim , ani w następnych. Wielkie fasady kryły w środku niewielkie puste katakumby. To Arabowie przez wieki wymyślali bajki o skarbach Faraona, jego córki i dostojników. Lecz prawda historyczna jest taka, że tu od III wieku przed Chrystusem kwitła stolica koczowniczego ludu Nabatejczyków. Wybrali to miejsce ze względu na dostęp do wody z rzeki Wadi Musa. Bezpieczeństwo zapewniały skały. Koczownicze plemiona najpierw tu rozstawiały namioty potem w latach świetności powstawało całe miasto z domami, sklepami, teatrem na 4 tys. osób. Świetność swą zawdzięczali położeniu na szlaku karawan z Indii, Egiptu, Arabii. Pewnie tu wędrowali Trzej Królowie ze złotem, kadzidłem i mirrą. Ja w górach na pograniczu Omanu i Jemenu byłem i pokazywano mi w jakich niedostępnych miejscach rośnie krzew kadzidlaka, dlatego wiem że te krople żywicy miały wartość większą od złota. Miasto dzięki swojemu bogactwu opierało się różnym najazdom. 300 talentów złota starczyło by i rzymianie nie podbijali miasta (jeden talent to taka gąska wykonana ze złota). Nabatejczycy potem sami zawarli polityczny sojusz z Rzymem. W centrum miasta widać resztki budowli antycznych. By coś się dowiedzieć dołączyłem do wycieczki ze Stanów. Wędrowałem z nimi słuchając o przeplatających się dziejach. Na koniec moja cierpliwość została nagrodzona, bo zaproszono mnie do wspólnego zdjęcia. Oni mieli zwyczaj fotografować się ze swoją lokalną gazetką, więc taką na zdjęciu trzymam i ja.

Potem powędrowałem dalej stromą trasą w górę. Napotkani Beduini żyjący w ruinach miasta oferowali mi "oryginalne" monety, na co nie dawałem się nabrać. Ale sam dałem pieniądze tej kobiecie. Pięknie ubrana w suknie zdobioną cekinami, ciągnęła swój dobytek na osiołku, a największy skarb niosła w sakiewce pod pachą. Nie narzekała na słońce, nie wyciągała ręki po jałmużnę. Dumna córa pradawnego królestwa, za pieniądze podziękowała nieśmiałym uśmiechem. A ja wędrowałem dalej i wyżej. Najpierw schodami dotarłem do czterech okazałych grobowców królewskich zwanych Urny, Jedwabny, Koryncki i Pałacowy. Wykonane iście po królewsku w mieniącej się kolorami skale. W największym z nich - pałacowym była komnata wielkości sali balowej służąca do odprawiania wielkich uroczystości pogrzebowych. Zaglądałem do wszystkich katakumb, ale i tu nic nie było w środku. Może splądrowali je rabusie już dawno przed wiekami bo archeolodzy w żadnym z grobowców nie znaleźli żadnych szczątków ludzkich? A ja dalej się wspinałem by po godzinie dotrzeć do największej tutejszej budowli zwanej klasztorem.

Budynek o wymiarach 47 m szerokości i 51 m długości robił oszałamiające wrażenie. Wykuty w skale w II w.n.e. Porażał ogromem włożonej w to pracy. Następnie powędrowałem na najwyższe wzgórza. Tam na górze siedziałem i patrzałem na piękno okolicznej przyrody. Bo to ona kazała tu ludziom osiedlać się przez stulecia. To magia kolorowych skał zrobiła na mnie największe wrażenie. To w nich ludzie rzeźbili swoje domostwa. Wyglądało to wszystko jak ulepione z plasteliny. Kręciłem się po tym wszystkim do wieczora, a potem wróciłem na swoją półkę skalną nad miastem. Roweru nikt nie ukradł, namiot stał, ale karakala już nie było. To tylko jeden dzień spędzony w Siódmym Cudzie Świata i mówię Wam warto było pedałować przez Pustynię Judzką, wzdłuż Izraela, a potem połowę Jordanii by to przeżyć.

  • Perta - poświęciłem jej cały dzień zaglądając w każdą dziurę


>>> GALERIA ZDJĘĆ

Jeśli ktoś zapyta mnie ile zrobiłem kilometrów na rowerze, odpowiem, że nie wiem. Licznik musiałem sprzedać, bo karta kredytowa odmówiła mi posłuszeństwa. Ale analizując mapę pewnie z tysiąc strzeliłem.

W dalszą moją podróż udałem się ku czerwonej pustyni - Wadi Rum.
O tym jak to przy ognisku śpiewałem tamtejszym koczownikom, opowiem wam jednak następnym razem.

Autor relacji: Krzysztof Nowacki

Informatyk w mundurze Sił Powietrznych. Na rowerze, pieszo, kajakiem, autostopem odwiedza świat mały i Wielki. Ostatnimi laty odbył wyprawy rowerem na pustynię Thar w Indiach gdzie na pograniczu z Pakistanem wędrował z karawaną wielbłądów po piaszczystych diunach. W następnym roku objechał rowerem Pustynię Arabską w Omanie. Następnie Bliski Wschód przez Izrael, Palestynę, Jordanię Egipt, z której tylko jedną dobę opisuje powyższa relacja. Wiosną 2015 r. na wyprawę rowerową do dżungli w Indiach Południowych zabrał żonę Bernadettę, z którą niebawem rusza na safari do Kenii. Krzysztof, oprócz własnym podróży działa aktywnie na rzecz turystyki osób niepełnosprawnych. Projekt "Niewidomi na tandemach", którego jest współautorem z niewidomym Waldemarem Rogowskim był prezentowany na gdyńskich Kolosach oraz licznych mediach radiowo - telewizyjnych.
Krzysztof Nowacki / podróżnik

Parametry trasy

  • Region Świat
  • Długość trasy 1000 km
  • Poziom trudności średni

Znajdź trasę rowerową

Opinie (5) 4 zablokowane

  • Na podróżowanie warto wydać ostatni grosz.

    W dzisiejszych czasach podróżowanie stało się tańsze. 2-3 tygodnie w Indiach można przeżyć za kilkaset złotych. Problemem jest czas bowiem najlepiej podróżuje się nie spiesząc kilka tygodni.

    • 11 2

  • Jak w Hobbicie

    Najtrudniejszy jest pierwszy krok.

    • 6 1

  • Gratuluję i zazdroszczę :-)

    • 2 1

  • Polecam

    Byliśmy tam z żoną w 2011 roku na wycieczce z Egiptu z Sharm, tanio niebyło ale naprawdę warto - pięknie i gorąco.

    • 4 4

  • petra

    witam bylem w petrze 30 lat temu bylo cicho i spokojnie . Z opowieści tego Pana wnioskuje że wiele rzeczy nie widział a szkoda bo choćby skała mojżesza to znak biblijny a miasto rzymskie czy hotel i restauracja u wejścia do wąwozu mieszczące się w grocie gdzie są ślady życia sprzed 2 tyś lat . Gratuluję tej wyprawy . Bywam w Gdańsku i może uda się wymienićpo wrażeniami bo zwiedziłem cały Bliski Wschód

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wycieczka rowerowa wśród kwitnących sadów Dolnej Wisły

40-60 zł
zajęcia rekreacyjne, rajd / wędrówka

MH Automatyka MTB Pomerania Maraton - Kwidzyn - Miłosna (1 opinia)

(1 opinia)
80 - 115 zł
zawody / wyścigi

Nocny Duathlon - Airport Gdańsk (5 opinii)

(5 opinii)
zawody / wyścigi

Znajdź trasę rowerową

Forum